Opublikowano: 18 marzec 2016

Obecny projekt ustawy o farmach wiatrowych spowodował zalew protestów ze strony branży wiatrakowej i środowisk popierających jej dalszą, silną ekspansję w naszym kraju. Kwestionuje się w ogóle potrzebę takiej regulacji, zarzuca się projektodawcom czysto ideologiczną nienawiść do odnawialnej energii z wiatru itd.

Opinia publiczna mogłaby odnieść wrażenie, że ta inicjatywa ustawodawcza zrodziła się nagle i nie wiadomo skąd i że pozbawiona jest kompletnie uzasadnienia merytorycznego.

Czy tak jest naprawdę? W czasie debaty w Sejmie nad wcześniejszym projektem ustawy przewidującej odległości minimalne turbin wiatrowych od domów ludzi w styczniu 2014 r. wystąpił także ówczesny Prezes Rady Ministrów Donald Tusk. Oto co powiedział (wytłuszczenia teksu redakcji) [1]:

[…] Otóż mamy do czynienia z procesem, w którym konflikt interesów ma charakter obiektywny. Pomijam działania lobbystyczne, ale mówię o tym, co generalnie nazywa się tym dylematem w Polsce szczególnie czytelnym pomiędzy węglem a odnawialnymi źródłami energii. Naszą intencją – i stąd m.in. przedłużające się prace nad ustawą o OZE – jest skonstruowanie takiego miksu energetycznego, w którym kwestie odnawialnych źródeł energii w Polsce będą wolne od ideologicznych zapędów, które ujawniły się w Europie w ostatnich kilkunastu latach.

Mówiąc krótko, chcielibyśmy, aby drogi prąd, wymagający dopłacania pieniędzy z kieszeni podatnika, m.in. prąd z wiatraków, był w Polsce na poziomach minimalnych wymaganych w Europie. I tę intencję wielokrotnie wygłaszaliśmy. Nie ulega wątpliwości, że ten konflikt interesów, który także wyrażają lobbyści, dotyczy wszystkich stron tego sporu czy tych kłótni, ale najważniejsze z punktu widzenia polskiego rządu są dwie kwestie. Pierwsza dotyczy oczywistej ochrony ludzi, ich zdrowia, krajobrazu, np. walorów turystycznych, przed przesadną inwazją rozmaitych instalacji, w tym wielkich wiatraków czy farm wiatrowych. Druga dotyczy takiego miksu energetycznego, który spowoduje, że nasze najbardziej dla nas opłacalne źródła energii nie będą przesadnie sekowane w Europie, tym bardziej przepisami prawa krajowego, także z tego względu, jak państwo tutaj zauważyli, niektórzy z posłów też zwrócili na to uwagę, że również w Europie sytuacja jest dynamiczna. Także dzięki staraniom Polski dogmat klimatyczny przestaje być jakby przesadną, zbyt masywną przesłanką na rzecz zmiany tradycyjnego miksu energetycznego w Polsce. Dlatego tak naprawdę dobrze się stało z punktu widzenia interesów energetycznych Polski, że nie przyjęliśmy ustawy o OZE wtedy, kiedy przepisy, klimat europejski, ten klimat polityczny, a także dość trywialne przekonanie w Polsce na rzecz OZE kazałyby nam przyjąć tę ustawę i mielibyśmy tego prądu bardzo drogiego, między innymi z wiatraków, o wiele za dużo w porównaniu do realnych potrzeb. Ta zwłoka w pracy nad ustawą o OZE spowodowana jest między innymi naszym przekonaniem, że dziś czy za miesiąc będziemy w stanie zaproponować ustawę, która będzie bezpieczniejsza dla obywateli i energetycznego interesu Polski, niż byłaby rok, dwa lata czy pięć lat temu. […]

Ostatnia kwestia. Nie wydaje mi się sensowne, jeżeli weźmie się pod uwagę fakt, że lada moment komitet stały Rady Ministrów będzie kierował na posiedzenie rządu ustawę o OZE, wzbudzanie emocji i obrzucanie się nawzajem na tej sali posądzeniami o działania lobbystyczne, a więc wydaje mi się też niezasadne wstrzymanie pracy nad tą ustawą, jeśli towarzyszyć jej będzie także praca nad zasadniczą ustawą o odnawialnych źródłach energii. Dlatego zwracam się o ogłoszenie chwili przerwy na przemyślenie wniosku o odrzucenie, bo nie widzę powodu, dla którego mielibyśmy dzisiaj głosować nad odrzuceniem tej ustawy, chociaż niektóre propozycje w niej wydają się bardzo kontrowersyjne. Lepiej nad nią i nad ustawą, która przyjdzie do Sejmu, nadal pracować po to, żeby spokojnie i w interesie wspólnym zbudować system odnawialnych źródeł energii, który będzie bezpieczny dla Polski i Polaków.

Tyle Donald Tusk w styczniu 2014 r.

Ze swej strony chcemy wskazać, że były premier pomylił się w dwóch punktach.

Po pierwsze, rząd premiera Tuska, jak i rząd jego następczyni Ewy Kopacz, od stycznia 2014 r. do jesieni 2015 r. nie zrobił praktycznie niczego na rzecz, cytujemy, oczywistej ochrony ludzi, ich zdrowia, krajobrazu, np. walorów turystycznych, przed przesadną inwazją rozmaitych instalacji, w tym wielkich wiatraków czy farm wiatrowych.

Wręcz przeciwnie długa jest lista działań, w tym legislacyjnych, które doprowadziły do zmniejszenia tej „ochrony” - jednej z dwóch kwestii najważniejszych z punktu widzenia polskiego rządu, według Donalda Tuska. Wystarczy wspomnieć, jak i dlaczego zmieniono tzw. ustawę krajobrazową, przy czynnym udziale posłów byłej koalicji rządowej.

Po drugie, dogmat klimatyczny nie przestał być w Unii Europejskiej jakby przesadną, zbyt masywną przesłanką dla polskiej strategii energetycznej. Wręcz przeciwnie, jak pisaliśmy już wielokrotnie, w wyniku działań Komisji Europejskiej stoimy u progu utraty możliwości prowadzenia niezależnej polityki w tej dziedzinie.

Natomiast powyższe słowa Donalda Tuska pokazują, że regulacja działalności branży wiatrakowej w sposób zapewniający poszanowanie podstawowych praw i interesów Polaków mieszkających na terenach wiejskich była i jest uznawana za ważny obowiązek polskiego rządu.

Obecnie proponowana regulacja prawna nie jest zaskoczeniem dla nikogo, kto dostrzegał kontekst społeczny funkcjonowania energetyki wiatrowej w Polsce.

Opracowanie: Redakcja

Źródło:

Sprawozdanie stenograficzne z 58. posiedzenia Sejmu
Rzeczypospolitej Polskiej w dniu 10 stycznia 2014 r
http://orka2.sejm.gov.pl/StenoInter7.nsf/0/EDD4B79D11EC7664C1257C6000412829/%24File/58_c_ksiazka.pdf,
str. 203-204.