Opublikowano: 21 maj 2016

W dniu 20 maja 2016 r. Sejm uchwalił długo oczekiwaną przez stronę społeczną ustawę o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych (druki sejmowe nr 315, 365 i 365-A). Jej ostateczny kształt zależy jeszcze od ewentualnych poprawek Senatu, ale z uwagi na arytmetykę sejmową niespodzianek nie będzie i ustawa do końca czerwca 2016 r. powinna wejść w życie.

We wczorajszym komentarzu redakcja stopwiatrakom.eu podkreślała historyczne znaczenie tej ustawy, gdyż zaistnieje ona w świadomości społecznej jako wyraz skutecznej „walki z wiatrakami” realizowanej na przekór wszystkiemu. Czeka nas teraz trudny moment, gdyż przez kilka najbliższych tygodni inwestorzy będą starali się uzyskać możliwie jak najwięcej dla siebie pod hasłem „ratujmy co się da”. Będą naciskali na wydanie decyzji o warunkach zabudowy, pozwoleń na budowę, czy też na uchwalenie miejscowych planów, tak by zrobić to jeszcze przed wejściem w życie nowych przepisów. Jest rzeczą ważną, by pilnować swoich spraw do końca. W przypadku konkretnych inwestycji prawdziwym sukcesem będzie dopiero wpłynięcie wniosku inwestora o wycofaniu się z inwestycji i postanowienie organu o umorzeniu postępowania administracyjnego. Trzeba też pozabezpieczać gminy poprzez uchwalenie miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego, które nie będą przewidywać lokalizacji na terenie gmin elektrowni wiatrowych w ogóle. Jest to bardzo ważne, bo ustawa odległościowa ma nie tylko liczne grono zwolenników, ale i przeciwników, którzy wczoraj przegrali głosowania w Sejmie, ale też głośno wyrażali swoje poparcie dla energetyki wiatrowej. W polityce jest tak, że sytuacja zawsze może się zmienić, więc problem wiatraków może też i powrócić. Warto o tym pamiętać i zabezpieczyć się w myśl zasady, że „bogate miasta mają wysokie mury i uczciwych strażników”.

Jeśli by się ktoś zapytał, czy nie zabraknie nam teraz tematów i pracy, to odpowiadam – mamy ponad trzy tysiące powodów, które stoją na polach i łąkach w Polsce, a które trzeba teraz rozebrać. Trzeba też pomóc tym ludziom, którzy cierpią na różne dolegliwości zdrowotne tylko z tego powodu, że mieszkają w zbyt bliskiej odległości od elektrowni wiatrowych. Inwestorzy powinni zapłacić odszkodowania sąsiadom elektrowni wiatrowych za utratę wartości nieruchomości wybudowanych zbyt blisko zabudowy mieszkalnej oraz w ramach zadośćuczynienia za utratę zdrowia. Także wójtowie, burmistrzowie czy starostowie, którzy wydawali w pośpiechu i niezgodnie z prawem decyzje pozwalające na lokalizację i budowę elektrowni wiatrowych muszą się liczyć z tym, że zostaną sprawdzeni. Jest dużo przykładów z całej Polski, gdzie wpływały na konta gmin darowizny od inwestorów, gdzie przywożono w teczkach studia uwarunkowań czy też gotowe projekty miejscowych planów pod elektrownie wiatrowe, gdzie podpisywano umowy dzierżawy z lokalnymi włodarzami tylko po to, by „zachęcić” ich do przychylnego potraktowania inwestycji. Będziemy o tym pisać i pomagać wyjaśniać na czym polegają mechanizmy rzeczywiste inwestycji w Polsce, po to by zakończyć te naganne praktyki.

W dalszym ciągu nie są dobrze rozwiązane mechanizmy partycypacji społecznej w procesach decyzyjnych podczas całego procesu inwestycyjno-budowlanego. Strona społeczna jest wręcz dyskryminowana i traktowana jak zło konieczne w postępowaniach administracyjnych czy sądowych. Pierwszy przykład z brzegu to dalej obowiązujący przepis art. 44 ust. 1 ustawy środowiskowej, który uniemożliwia organizacji ekologicznej udział w postępowaniu w sprawie wydania decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach realizacji przedsięwzięcia tylko z tego powodu, że nie posiada ona rocznego stażu w działalności. Kuriozalne jest to, że przepis ten w orzecznictwie Samorządowych Kolegiów Odwoławczych i sądów administracyjnych zaczął być interpretowany w taki sposób, że dotyczy wszystkich postępowań w toku, a nie tylko tych, które były wszczęte po dniu 1 stycznia 2015 r., tj. po wejściu w życie tego przepisu. Drugi przykład to eliminacja strony społecznej z innych postępowań administracyjnych niż postępowanie środowiskowe. Organizacje społeczne mają ustawowy zakaz wstępu do postępowań z zakresu prawa budowlanego, prawa geologicznego i górniczego, prawa o odpadach czy innych. Tymczasem to właśnie stowarzyszenia i fundacje działające w interesie społeczności lokalnych są często jedynym narzędziem kontroli nad miejscową władzą publiczną czy kontroli nad działaniami inwestorów. Seria rysunków z wójtem Lepką-Łapką nie wzięła się z powietrza, lecz jest wynikiem uważnej obserwacji rzeczywistości oraz praktyki urzędowej w Polsce. No i po trzecie, konsultacje społeczne należy przeprowadzać bezpośrednio po złożeniu wniosku o wydanie decyzji środowiskowej przez inwestora, a nie dopiero po uzgodnieniu warunków realizacji inwestycji z RDOŚ oraz Sanepidem. Lista koniecznych zmian jest długa i jest nad czym pracować jeszcze przez lata.

Partycypacyjny system polityczny

Na tle sprawy wiatraków nasuwa się jeszcze jedna zasadnicza refleksja. Partycypacja społeczna na wszystkich poziomach sprawowania władzy jest warunkiem sine qua non stabilności i efektywności każdego systemu politycznego. To jest cena jaką piastuni władzy, bez względu na ich poglądy polityczne, płacą za możliwość sprawowania swojej funkcji. Każdy system polityczny, bez względu na to czy będzie się nazywał demokracją, monarchią czy samodzierżawiem, musi bowiem zapewniać realizację dominującego w danej społeczności systemu wartości etycznych (por. rozważania Feliksa Konecznego). Inaczej odbierany jest jako wrogi, co wyklucza efektywne sprawowanie władzy i degeneruje go do zwykłego, choć zalegalizowanego systemu przemocy w rękach jednostki lub elity.

Rolą strony społecznej (stowarzyszeń lokalnych i ogólnokrajowych, fundacji, niezależnych mediów, ośrodków opinii, kościołów i związków wyznaniowych oraz struktur innych niż aparat władzy) jest zapewnienie należytej partycypacji społeczeństwa w obiegu informacji oraz w procesach decyzyjnych na wszystkich szczeblach sprawowania władzy. Tutaj możemy mieć do czynienia z różnymi rozwiązaniami, gdzieś pomiędzy decydowaniem a jawnym zwalczaniem. Hierarchia poziomów uczestnictwa społecznego w sprawowaniu władzy wygląda mniej więcej tak: decydowanie, współpraca, partycypacja, udział pro forma, ignorowanie, izolacja, wykluczenie, prześladowanie. Warto samemu odpowiedzieć sobie na pytanie, w którym miejscu jesteśmy dzisiaj jako społeczeństwo jeśli chodzi o poziom partycypacji społecznej i jeśli chodzi o zgodność systemu politycznego z wartościami wyznawanymi przez Polaków. Jest oczywiste, że pozostaje jeszcze wiele do zrobienia, by cały system ocenić jako partycypacyjny i zgodny z cywilizacyjnymi wartościami, w które wierzymy.

Przynależność Polski do cywilizacji łacińskiej jest sprawą determinującą zarówno system społeczny jak i polityczny, choć wielu o tym nie wie i udaje, że nie rozumie lub też wyznaje zupełnie inne wartości. Oczywistą sprawą jest to, że państwo jako instytucja prawna, jest narzędziem w rękach społeczeństwa (społeczności lokalnej, regionalnej, etnicznej) służącym obronie ich żywotnych interesów dotyczących zapewnienia bytu i fizycznego przetrwania, ochrony terytorium, zapobiegania i eliminacji zagrożeń wewnętrznych oraz zewnętrznych. Państwo samo z siebie nie tworzy bowiem bogactwa, bo żyje z podatków, jedynie społeczeństwo tworzy bogactwo. Z chwilą, kiedy państwo i jego aparat nie wypełniają tej podstawowej roli staje się ono państwem łupieżczym, zajmującym się wyłącznie gnębieniem oraz okradaniem własnego społeczeństwa przy zachowaniu wszelkich pozorów legalnej organizacji państwowej.

Kluczowe znaczenie w tej koncepcji państwa ma zatem sprawowanie społecznej kontroli nad elitami rządzącymi i aparatem państwowym na wszystkich szczeblach rządzenia. W państwie uczciwym kontrolę sprawuje społeczeństwo, gdyż rządzący wywodzą się z niego, podzielają jego wartości i sposób widzenia świata oraz działają w jego interesie. To społeczeństwo potrafi wymusić określone zachowania, działając w sposób zgodny ze swoją tradycją, wyznawanymi wartościami i wewnętrznymi strukturami decyzyjnymi. W państwie nieuczciwym elity są wrogie społeczeństwu, całkowicie sprzedajne obcym interesom i często są narzucone z zewnątrz. W państwie łupieżczym duszona jest wszelka aktywność społeczną i samodzielne myślenie oraz oddolne działanie społeczne.

Niestety, obecny model rozwoju struktur politycznych zmierza do kanibalizacji struktur rządowych (aparatu władzy) przez globalne struktury gospodarcze i poprzez narzędzia regulacyjne służące narzucaniu innym podmiotom swoich modeli biznesowych i politycznych. Współczesnym problemem polityczno-gospodarczym jest więc zapewnienie niezależności struktur państwowych przed drapieżnym i pasożytniczym biznesem/rynkami finansowymi. Problemem jest nie tyle ograniczenie wpływu państwa na gospodarkę, gdyż wpływ ten jest sukcesywnie zwalczany, ale sytuacja dokładnie odwrotna. Ochrona państwa i jego struktur przed kanibalizacją przez globalny biznes i ponadnarodowe struktury polityczne aspirujące do roli rządu światowego. Znalezienie sposobów tej obrony jest nakazem chwili i najwyższym obowiązkiem każdego uczciwego obywatela. W przeciwnym razie nie będzie ratunku przed zniewoleniem przez globalne struktury władzy i gospodarki, które pozostają poza jakąkolwiek kontrolą społeczną, prawną czy polityczną i działają tylko we własnym interesie.

Redakcja