Opublikowano: 20 czerwiec 2016

Niedawno pisaliśmy o zmianach w niemieckiej ustawie o OZE, która będzie korygować dotychczasową politykę rządu federalnego w tym względzie – http://stopwiatrakom.eu/aktualnosci/1891-niemiecki-rz%C4%85d-koryguje-polityk%C4%99-w-sprawie-oze.html. Zmiana ta nie oznacza, że nagle niemiecki rząd przestanie popierać rozwój energetyki wiatrowej czy solarnej, gdyż docelowo cała niemiecka energetyka ma się opierać o źródła odnawialne. Różnice wewnątrzniemieckie sprowadzają się w zasadzie tylko do tego, jak szybko ten cel da się osiągnąć i w jaki sposób. Jedno tylko jest oczywiste: finansowanie rozwoju OZE bierze na siebie państwo.

Dlatego też z dużym zaciekawieniem przeczytaliśmy wywiad z Joanną Maćkowiak-Panderą (Forum Analiz Energetycznych) omawiający konsekwencje propozycji zmian w niemieckich przepisach o OZE, który ukazał się na portalu WNP.PL w dniu 16 czerwca 2016 r. Niestety nie wnosi on nic nowego do naszej wiedzy nt. niemieckiego modelu transformacji energetycznej. To, że rozwój odnawialnych źródeł energii u naszego zachodniego sąsiada jest i będzie dalej priorytetem jest sprawą oczywistą. W obronę tego priorytetu zaangażowane są cały przemysł OZE z miejscami pracy w samych Niemczech, federalne Ministerstwo Środowiska oraz sami politycy, którzy uwierzyli, że da się sterować klimatem na Ziemi nastawiając sobie „odpowiednią” temperaturę. Zostało to bardzo trafnie podsumowane przez Maćkowiak-Panderę, że: „Poprzez Energiewende Niemcy realizują zarówno politykę energetyczną, przemysłową, środowiskową, jak i społeczną”. Niesamowite, na ile spraw równocześnie można mieć wpływ budując wszędzie wiatraki.

W wywiadzie tym zainteresowała nas przede wszystkim wiadomość, że aż 5% nowo zainstalowanych mocy w OZE od 2017 r. będzie udostępnionych na niemieckich aukcjach dla podmiotów z innych krajów członkowskich Unii. Oznacza to, że pod hasłem integracji europejskiej możliwe będzie budowanie w Polsce wiatraków za pieniądze rządu niemieckiego z pominięciem polskiego systemu wsparcia dla OZE. Tak właśnie odbieramy słowa Maćkowiak-Pandery, że te 5% ma trafić do rąk deweloperów działających właśnie w Polsce. „Otwarcie aukcji sprzyja też integracji europejskiej oraz daje impuls do lepszej współpracy w zakresie funkcjonowania wspólnotowego rynku energii”.

Oceniamy ten pomysł jako bardzo sprytny sposób obejścia zmian w polskiej ustawie o OZE, która ma zakończyć u nas dominację energetyki wiatrowej nad innymi technologiami źródeł odnawialnych. Jest to coś w rodzaju szalupy ratunkowej od rządu niemieckiego dla projektów budowy farm wiatrowych w Polsce, który chętnie przeznaczy środki finansowe na ekspansję własnego przemysłu poza granicami kraju. Jeśli ten pomysł zostanie przetestowany, to możemy być pewni, że z 5% zaraz zrobi się i 10%, jeśli nie więcej. O ile rozwój nowych farm wiatrowych na lądzie będzie blokowany przez ustawę odległościową, o tyle część projektów z gotowymi już decyzjami, ale jeszcze nie wybudowanych może się „załapać” na dofinansowanie z rządu niemieckiego. W grę wchodzi ok. 140 MW nowych mocy rocznie, a więc 3 lub 4 projekty. Może to też stanowić źródło finansowania morskich farm wiatrowych w Polsce na poziomie 360 MW mocy rocznie.

Zwracamy uwagę na tą sytuację nie bez powodu, gdyż mimo wejścia w życie nowych regulacji prawnych może się okazać, że energetyka wiatrowa będzie dalej się u nas rozwijać, nawet wbrew polskim interesom. Dlatego potrzebne będą dalsze zmiany w przepisach, by wyeliminować tą możliwość obchodzenia polskich przepisów.

Redakcja portalu stopwiatrakom.eu

Źródło:

http://energetyka.wnp.pl/oze-w-polsce-wsparte-z-niemiec,275748_1_0_0.html