Opublikowano: 17 lipiec 2016
Nic już nie będzie takie jak przedtem

Okazało się, że Antoniego Słonimskiego wspierały proroctwa, jak mówił, że: „Polska to jest taki dziwny kraj, w którym możliwe jest wszystko, nawet to, że sprawy pójdą w dobrym kierunku”. No i stało się to, co wielu osobom wydawało się niemożliwe i wręcz niewiarygodne. W dniu 16 lipca br. weszła w życie ustawa o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych i wiatrakowy raj się skończył. Zapewne nikt w Sejmie i w rządzie nie wiedział, że uchwalając tą ustawę mimowolnie uczczono pamięć wybitnego hiszpańskiego pisarza Miguela Cervantesa. W dniu 23 kwietnia 2016 r. przypadała bowiem 400-setna rocznica śmierci twórcy postaci Don Kichote de la Mancha, który „walczył” z wiatrakami, tyle że nieudanie. Jak widać Polska, to jest taki dziwny kraj, gdzie nawet walka z wiatrakami może się udać.


Mimo uczucia dużej ulgi i satysfakcji, niepokój wciąż budzi to, że na przestrzeni ostatnich lat w wielu miejscowościach w Polsce elektrownie wiatrowe zdążono postawić a inwestorzy posiadają całkiem sporo pozwoleń na budowę dla nowych farm wiatrowych. Nie budują tylko dlatego, że zmienił się system dofinansowania dla OZE i z nowymi inwestycjami muszą zaczekać do pierwszych aukcji, które powinny niedługo ruszyć. Może się zatem okazać, że mimo nowej ustawy znajdą się chętni do tego, by zaryzykować budowę takich elektrowni. Dlatego portal stopwiatrakom.eu będzie dalej funkcjonował. Będziemy domagać się rozbiórki istniejących elektrowni wiatrowych i pokrycia szkód wyrządzonych przez inwestorów. Będziemy domagać się zmiany kolejnych przepisów, które utrudniają funkcjonowanie strony społecznej w Polsce, a ułatwiają budowę trudnych do zaakceptowania inwestycji z uwagi na swoją uciążliwość hałasową czy inne uciążliwości. Przykładów takich zachowań nie trzeba daleko szukać. Wystarczy uważnie posłuchać mieszkańców wsi, by usłyszeć o planach budowy gigantycznych rozmiarów przemysłowych kurników, ferm norki amerykańskiej czy ferm trzody chlewnej. I znowu powtarza się ten sam schemat, co i przy wiatrakach. Przyjazny dla inwestycji wójt, burmistrz czy też radni kontra mieszkańcy. Naprędce wydawane decyzje, brak konsultacji społecznych oraz kompletny brak przepisów dostosowanych do specyfiki inwestycji. Efekt końcowy jest oczywisty – budują, gdzie chcą.


Ustawa odległościowa jest tylko małym krokiem w dobrym kierunku, a skala niezbędnych zmian jest ogromna. Widać cztery zasadnicze obszary do pilnych zmian regulacyjnych.


Po pierwsze, przepisy dotyczące procedury środowiskowej są do napisania na nowo. Oddanie wydawania decyzji środowiskowych w ręce urzędników gminnych było kompletnym nieporozumieniem, gdyż w praktyce dokumenty i decyzje przywożą do gmin inwestorzy w teczce, a wójtowie czy burmistrzowie je tylko podpisują. Na tym szczeblu samorządu zwyczajnie brakuje ludzi o specjalistycznym wykształceniu z zakresu środowiska, gospodarki przestrzennej czy prawa, by prowadzić skomplikowane postępowania administracyjne i pisać decyzje administracyjne. Takiej wiedzy brakuje też i w Samorządowych Kolegiach Odwoławczych, które nadają się tylko do likwidacji. Rzadko zdarzają się Kolegia, gdzie wydawane decyzje czyta się z przekonaniem, że ktoś pochylił się nad sprawą, pomyślał i umiał prawidłowo zastosować przepisy. Merytoryczny nadzór nad samorządem w obecnej formule po prostu nie działa. Dotyczy to zarówno małych gmin wiejskich, jaki i dużych metropolii z Warszawą na czele. Przedstawimy niedługo listę naszych postulatów, gdyż Ministerstwo Środowiska nie ma widać serca do ustawy środowiskowej.


Po drugie, gospodarka przestrzenna. Niezbędne jest odwrócenie schematu procesu inwestycyjnego, który opiera się dzisiaj na założeniu, że studium uwarunkowań jest nic nieznaczącym dokumentem, a dopiero miejscowe plany zagospodarowania przestrzennego są prawem miejscowym. Jedyne rozsądne wyjście, które ułatwi życie wszystkim także inwestorom, polega na tym, że podstawowym dokumentem planistycznym w gminie ma być studium (ogólny plan miejscowy), który w wiążący dla wszystkich sposób powinien określać kierunki rozwoju gminy i sposób zagospodarowania przestrzeni, zaś w tych miejscach, gdzie zachodzi taka potrzeba sporządza się szczegółowe plany zagospodarowania przestrzennego. Dla mniejszych przedsięwzięć można by wydawać decyzje lokalizacyjne (decyzje WZ praz decyzji o lokalizacji inwestycji celu publicznego) na podstawie planu ogólnego, pod warunkiem zachowania zgodności z ustaleniami takiego planu. Aby to wszystko zadziałało w praktyce niezbędny jest specjalistyczny organ administracji na poziomie centralnym, który przejąłby na siebie obowiązek koordynacji planowania przestrzennego i jego standaryzowania na wszystkich szczeblach. Dzisiaj mamy bowiem do czynienia z chaosem, gdzie inwestorzy budują gdzie chcą, jak chcą i co chcą. Budowa elektrowni wiatrowych na decyzji o warunkach zabudowy, jako „elementu infrastruktury technicznej” był i jest dobrym przykładem prawniczego cwaniactwa i wykładni contra legem. Dodatkowo chaos ten pogłębiają specustawy umożliwiające budowę wielu inwestycji bez poszanowania jakichkolwiek założeń przestrzennych przyjętych na poziomie gmin. W Ministerstwie Infrastruktury toczą się już prace nad nowym kodeksem budowlanym, który powinien uporządkować sprawy gospodarki przestrzennej. Czekamy na przekazanie założeń dla nowej regulacji do publicznej wiadomości.


Po trzecie, słabo działa dostęp do informacji publicznej w urzędach. Nawet ci, którzy znają przepisy i umieją się w tym poruszać napotykają się na niechęć urzędników i celowe wręcz działania utrudniające dostęp do informacji i dokumentów, zwłaszcza gdy w grę wchodzi dostęp do dokumentów z procesu inwestycyjno-budowlanego. Strony BIP urzędów są nieczytelne, nieaktualne i często robione w taki sposób, by nie można było tam niczego znaleźć. Nie wszędzie sesje rad gmin są nagrywane a nagrania publicznie dostępne nawet po latach. Brakuje standaryzacji stron BIP urzędów i sposobu prezentowania informacji czy też dokumentów. Są to w praktyce kluczowe sprawy dla zachowania przejrzystości działania administracji i unikania patologicznych zjawisk na linii samorząd - inwestorzy. Wielka w tym rola wojewodów, którzy powinni mieć narzędzia do dyscyplinowania wójtów, burmistrzów, prezydentów czy marszałków województw łamiących przepisy.


Po czwarte, niezbędne jest wzmocnienie pozycji prawnej strony społecznej w administracji. Udział strony społecznej w postępowaniach administracyjnych czy też sądowych nie może być ograniczany na drodze ustawowej czy też wykładni sądowej tak jak się to działo na przestrzeni ostatnich lat. Gdyby nie oddolna aktywność społeczna i zorganizowane działania stowarzyszeń czy fundacji, to samorządowy aparat administracyjny oraz inwestorzy od wszelakich inwestycji, robiliby to, co chcieli. Pisałem niedawno o różnych poziomach uczestnictwa społecznego systemie sprawowania władzy Ustawa odelgłościowa uchwalona i co dalej Otóż w obecnym stanie prawnym i podejściu organów administracji do społeczeństwa, mamy niestety do czynienia z wzajemną niechęcią, niezrozumieniem i jawną wrogością. Znowuż, odwrotne sytuacje, gdzie urzędnik mówi „ludzkim głosem” i zaprasza do współpracy zdarzają się, ale na zasadzie wyjątku. W pierwszej kolejności do zmiany jest art. 44 ustawy środowiskowej zabraniający udziału organizacji ekologicznych działających krócej niż rok. W praktyce służy to eliminacji strony społecznej z postępowań środowiskowych. Niedługo zamieścimy specjalny materiał poświęcony tej sprawie. Jest to kolejne już zadanie dla Ministerstwa Środowiska.


Warte podkreślenia jest to, że samo się to wszystko nie zrobi. Niezbędna jest dalsza aktywność społeczna i wspólne działania wielu środowisk na rzecz wprowadzenia realnych zmian, przy pomocy których uzyskamy stały wpływ na to, co dzieje się wokół nas. Paradoksalnie, zmiany w przepisach nie są tak ważne, jak zmiana świadomości osób sprawujących władzę i wtłoczenie do głowy i serc urzędnikom, że ktoś nad nimi czuwa i pilnuje tego, co oni robią i jak to robią. Jeśli robią dobrze, to chwali, jeśli robią źle to zwraca uwagę i koryguje. Nikt nas nie zwolni od tej codziennej pracy, bo leży ona w naszym wspólnym interesie. Zarówno urzędnicy szczebla rządowego, jak i samorządowego muszą mieć pewność, że zawsze się znajdzie ktoś, kto powie sprawdzam i będzie umiał to zrobić dobrze. Dlatego mamy co robić jeszcze przez długi czas.
Marcin Przychodzki
Redakcja stopwiatrakom.eu

fot. Pixabay