Opublikowano: 07 luty 2017
Subsydiowanie wiatraków – niekończąca się opowieść

Na portalu biznesalert.pl ukazał się artykuł autorstwa dr inż. Andrzeja Strupczewskiego, prof. nadzw. NCBJ, pt. „Energetyka jądrowa czy wiatr? Dwa punkty widzenia”. Prof. Strupczewski opisuje odwrotne trendy jakie wystąpiły w ostatnim czasie w postawach rządów w Ameryce i w Europie wobec OZE. Oczywistą rzeczą jest to, że bez rządowych subsydiów branża OZE nie jest w stanie w ogóle funkcjonować a budżety państw, które dały się „uwieść” zielonym lobbystom nie wytrzymują obciążeń finansowych na coraz to większe wsparcie dla OZE.

Opublikowany na portalu „BiznesAlert.pl” komentarz prof. Andrzeja Strupczewskiego pokazuje całościowe koszty subsydiowania OZE oraz to, że jest to przysłowiowa studnia bez dna. Widać czarno na białym dlaczego OZE jest poważnym ciężarem budżetów państw, które zdecydowały się na wsparcie dla niestabilnych i nieprzewidywalnych OZE. http://biznesalert.pl/energetyka-jadrowa-wiatr-dla-polski-punkty-widzenia/

Profesor Strupczewski, w swoim komentarzu potwierdza to, o czym piszemy od wielu lat. OZE, to nic innego jak tylko kolejna bańka spekulacyjna na rynku finansowym. Na przestrzeni ostatnich 400 lat takich baniek było wiele i ich przebieg jest zawsze bardzo podobny. Wystarczy poczytać np. historię „tulipomanii” w Niderlandach w XVII w., by zrozumieć na czym polega ten mechanizm.
Strupczewski zwraca uwagę zarówno na to co dzieje się obecnie w USA, po wyborze Donalda Trumpa na urząd prezydenta, jak i na działania rządów europejskich.

Prezydent USA Donald Trump w swojej książce, w rozdziale o energetyce zatytułowanym „Bicie piany” pisze ostro o propagandzie na rzecz OZE, a szczególnie wiatraków jako o „tworzeniu drogich i często zbędnych technologii, które rzekomo mają zaspokoić nasze potrzeby energetyczne”. Podkreśla on szkody, jakie wiatraki wyrządzają środowisku, pisząc „turbiny niszczą urodę tego pięknego miejsca” „…szkody, jakie panele słoneczne lub farmy wiatrowe mogą wyrządzić środowisku…” „energia wiatrowa jest przesadnie kosztowna i nieefektywna, jeśli chodzi o obniżenie emisji CO2” „…budowa tych gigantycznych konstrukcji stalowych powoduje dalsze zniszczenie środowiska.” I konkluduje „Podstawą polityki energetycznej jest wstrzymanie alternatywnych, czyli „zielonych” źródeł energii do czasu, gdy technologia umożliwi ich opłacalną produkcję…”
Stanowisko prezydenta Trumpa jest dobrze uzasadnione bankructwami firm rozwijających OZE w USA i ciągłymi żądaniami subsydiów dla rzekomo konkurencyjnych wiatraków i paneli słonecznych. Główne wsparcie na szczeblu federalnym zapewnia ulga podatkowa dla wiatraków (Wind Production Tax Credit (PTC)), wprowadzona przez Ustawę o Polityce Energetycznej z 1992 roku. Zapewnia ona subsydia w wysokości 21.50 dol./MWh przez pierwsze 10 lat eksploatacji wiatraka. Pierwotnie miała ona dać tylko pierwszy bodziec do rozwoju OZE, w związku z czym wygasała kilkakrotnie w ciągu 23 lat. Za każdym razem inwestycje w wiatraki w USA natychmiast załamywały się i za każdym razem Kongres wznawiał działanie subsydiów.
 080 1Charakterystyczne jest to, że w większości krajów europejskich zorientowano się już dość dobrze, że OZE nie zapewnią bezpiecznych dostaw energii elektrycznej dla przemysłu i konsumentów. Z uwagi na odmienną sytuację gospodarczą i charakterystykę rynku energii, rządy krajowe mają różne pomysły na poradzenie sobie z problemem OZE.

(…) W Wielkiej Brytanii rząd w lipcu 2015 roku podjął decyzję o zlikwidowaniu "zielonych" celów ustalonych poprzednio przez koalicję z liberalnymi demokratami, ponieważ odbiorcy energii muszą już obecnie płacić dodatkowo 1,5 miliarda funtów na subsydia dla farm wiatrowych, paneli słonecznych i instalacji spalania biomasy. Koszty farm wiatrowych stale rosną i wymykają się spod kontroli. Wg źródeł rządowych, projekty "zielone" będą w 2020 roku wymagały subsydiów 9 miliardów funtów szterlingów rocznie. Oznacza to, że każde gospodarstwo domowe będzie musiało wtedy płacić dodatkowo 170 funtów szterlingów rocznie aby wspomagać odnawialne źródła energii. Rząd brytyjski oświadczył, że tak wielkie wydatki oznaczają, iż najwyższy czas ograniczyć nakłady na subsydia dla energii odnawialnej. Prasa brytyjska już od kilku lat alarmuje, że rozwijanie OZE prowadzi do wzrostu cen energii elektrycznej, nie dając żadnego zabezpieczenia zasilania elektrycznego. I rzeczywiście, w wyborach 2015 roku konserwatyści poszli do walki pod hasłem ograniczenia rozwoju wiatraków, których lokalizowania miało wymagać zgody władz lokalnych i - wygrali wybory!

Hiszpania obciążona ogromnym długiem wskutek subsydiów dla OZE zdecydowała się na radykalne zmiany i redukcję subsydiów, co naraziło ją na pozwy sądowe ze strony deweloperów wiatru i słońca. W 2014 roku okazało się, że wielkość subsydiów płaconych przez skarb Hiszpanii deweloperom OZE doszła do 200 miliardów euro, z czego 56 miliardów już wypłacono. Większość tych sum zasila fundusz wspierający wiatr i panele słoneczne. Pozostałe 143 miliardy euro mają być wypłacone w ciągu następnych 20 lat, głównie na farmy słoneczne, które już zostały podłączone do systemu energetycznego. Budżet Hiszpanii nie wytrzymuje tych obciążeń. Ostatecznie sądy utrzymały decyzje rządowe w mocy, stwierdzając, że Hiszpanii nie stać na tak wysokie jak dotychczas wsparcie finansowe dla OZE. Efekt? Od 2014 roku inwestorzy opuszczają Hiszpanię. Jak podało hiszpańskie stowarzyszenie branży wiatrowej Asociacion Empresarial Eolica (AEE), w ciągu całego 2014 roku w Hiszpanii nie zainstalowano żadnej elektrowni wiatrowej. A rząd hiszpański mimo programowej niechęci do energii nuklearnej utrzymuje elektrownie jądrowe w ruchu bo ... dają one tanią energię elektryczną.

Włochy po nagromadzeniu deficytu 200 mld euro spowodowanego przez subsydia na OZE, zdecydowały się na retroaktywne cięcia subsydiów na panele fotowoltaiczne, a w styczniu 2015 rząd oznajmił, że wstrzymuje subsydia dla paneli fortowoltaicznych.

W Grecji od stycznia 2015 roku rząd zwalcza lobbystów OZE, nazywając instalacje wiatrowe i słoneczne zagrożeniem dla narodowego bezpieczeństwa energetycznego.

Finlandia w maju 2015 roku zredukowała o 500 MW pułap mocy farm wiatrowych, jakie mogą powstać w tym kraju do 2020 roku

W Czechach od stycznia 2014 rząd wstrzymał subsydia dla nowych instalacji OZE, podobnie jak rząd Słowacji, gdzie subsydia pozostały tylko dla paneli fotowoltaicznych montowanych na dachach.
Jak widać, względy finansowe zmuszają kolejno kraje europejskie do odwracania się od energetyki odnawialnej. (…)

Charakterystyczne jest to, że Niemcy wciąż nie przyjmują do wiadomości, że ich „Energiewende” poniosła spektakularną klęskę finansową i wizerunkową, gdyż po wydaniu 150 miliardów euro na eksperyment OZE, w dalszym ciągu emisja CO2 jest na tym samym poziomie, mimo że wybudowano w Niemczech ponad 25 tys. wiatraków. A przecież obniżanie emisji dwutlenku węgla jest oficjalnym uzasadnieniem dla całej transformacji energetycznej.

Według Niemieckiego Instytutu Gospodarki (Institut der deutschen Wirtschaft) w 2016 roku koszty dodatkowych subwencji w ramach "Energiewende" znów wzrosły i doszły do 31 miliardów euro/rok. Trzeba dodać, że przy tych kolosalnych wydatkach Niemcom nie udało się w ciągu ubiegłych 7 lat zmniejszyć emisji CO2. (wyróżnienia redakcji)

Dlaczego polska energetyka poradzi sobie bez OZE

Zgadzamy się z konkluzjami prof. Strupczewskiego, że konieczne jest rozwijanie własnych źródeł energii, w tym energetyki jądrowej. Skala i zakres budowy takiej siłowni jest rzeczą do dyskusji, z uwagi na koszty tej technologii. Niemniej jednak elektrownia o mocy 1,8 GW (dwa bloki po 900 MW), to jest to minimum, które powinno powstać.

A co dalej z OZE? W Polsce elektrownie wiatrowe bez rządowego wsparcia nie utrzymają się na rynku. To jest oczywista oczywistość. Nowe farmy wiatrowe, bez wsparcia nie będą już powstawać, bo nikomu nie będzie się to opłacać. Dalsze dotowanie energetyki wiatrowej (bo ta zdominowała jak do tej pory cały koszyk OZE) powoduje, że trzeba dotować stabilne źródła mocy, które będą działać na wypadek gdyby OZE nie były w stanie zaspokoić zapotrzebowania na energię elektryczną.

Polska energetyka i budżet mają szansę uniknąć błędów państw, które za sprawą zlobbowanych polityków dopuściły do realizacji „zielonej” transformacji. Działania Komisji Europejskiej, są w tym względzie bardzo niekorzystne dla Polski, ale wszystko jeszcze przed nami, gdyż nic nie jest jeszcze przesądzone. Negocjacje w sprawie „Pakietu Zimowego” oraz zgody na powstanie w Polsce rynku mocy są w toku. Rząd Beaty Szydło już zapowiedział veto dla „Pakietu”, jeśli będzie on dyskryminował polską energetykę węglową. I słusznie, bo „reforma” rynku energetycznego oparta jest o niemiecki model rynku energii, czyli OZE plus rosyjski gaz. Trudno o gorszą mieszankę złych pomysłów dla naszego bezpieczeństwa energetycznego.

Rząd, w negocjacjach z Komisją oraz Berlinem, powinien wykorzystać dwie mocne karty: decyzję nowego prezydenta USA Donalda Trumpa o odejściu od polityki klimatycznej prezydenta Obamy oraz słabnącą pozycję Komisji Europejskiej. Stany Zjednoczone przestawiają się z powrotem na energetykę konwencjonalną i będą dalej kontynuowały rewolucję łupkową. Administracja nowego prezydenta USA zaczęła działać szybko i sprawnie. Trzeba właśnie z niej brać przykład, a nie z oderwanych od rzeczywistości brukselskich propagandystów, którzy wciąż wierzą, że energia elektryczna ma kolor i to zielony.

Sadźmy lasy, nie budujmy wiatraków

Redakcja stopwiatrakom.eu