Opublikowano: 22 marzec 2020
Szkocja: radykalnie rosną koszty rekompensat dla operatorów farm wiatrowych za przymusowe przestoje w pracy

Tylko w styczniu i lutym br. rekompensata dla szkockich operatorów farm wiatrowych za przestoje w pracy wyniosła rekordowe 69 mln funtów (ok. 345 mln zł). W 2019 r. płatności za cały rok wyniosły 130 mln funtów (ok. 650 mln zł), co było najwyższą sumą rekompensat w historii. Płatności te obciążają rachunki odbiorców energii. Warto przypomnieć, że na koniec 2019 r. w Szkocji było zainstalowanych aż 11.699 MW mocy w wiatrakach na lądzie i morzu. [1]

Jak napisał niedawno szkocki „Herald”:Gospodarstwa domowe stoją w obliczu ogromnego wzrostu rachunków za energię elektryczną po rekordowym wzroście rekompensat za wyłączenia szkockich elektrowni wiatrowych częściowo spowodowanych przez nazbyt dużą produkcję energii (…)” [2]

Rekompensaty te wypłacane są przez rządowy Fundusz Energii Odnawialnej dla operatorów farm wiatrowych za odłączenie ich od sieci, kiedy nadmiar energii produkowanej przez wiatraki nie może zostać zużyty w samej Szkocji lub też zostać wyeksportowany do Anglii. W Szkocji aż 76% zużywanej energii w Szkocji pochodziło ze źródeł odnawialnych, głównie z wiatraków. Szkocki lokalny rząd w dalszym ciągu dopuszcza nowe lokalizacje dla farm wiatrowych, co wobec braku dostatecznych zdolności przesyłowych ze Szkocji do Anglii oznacza też brak możliwości wykorzystania wyprodukowanej energii. W efekcie rosnąć będą rekompensaty dla operatorów farm wiatrowych.

imgID138888819.jpg.gallery

Źródło: https://www.heraldscotland.com/news/18304539.energy-bill-hikes-pay-69m-scots-wind-farm-compensation/

Rozwiązaniem dla nadmiarowej produkcji energii elektrycznej przez szkockie farmy wiatrowe miał być kabel podmorski łączący Szkocję z Anglią (Western Link), ale ulega on częstym awariom i nie jest w pełni wykorzystywany. Ostatnia awaria miała miejsce 10 stycznia br. i trwała aż do 7 lutego br., a co znacząco zmniejszyło możliwości przesyłowe na południe.

Podmorski kabel energetyczny „Western Link” biegnie z Ayrshire (Szkocja) do północnej Walii. Jego długość pod wodą to 239 mil morskich (ok. 442 km) i 20 km pod ziemią. Kabel ten przeznaczony jest do przesyłu 2,2 GW energii elektrycznej, wystarczającej do zasilenia czterech milionów domów.

Dr John Constable, dyrektor szkockiego Funduszu Energii Odnawialnej powiedział, że: „Pomimo wydatków na wzmocnienie sieci i budowę nowych linii przesyłowych, takich jak Western Link, system elektroenergetyczny nie nadąża za rozwojem energetyki wiatrowej w Szkocji, co powoduje bardzo wysokie koszty dla konsumentów. Rząd zarówno w Holyrood, jak i w Westminster ponoszą za to winę. Tymczasem firmy energetyczne mają się bardzo dobrze.[2]

Po ostatniej awarii podmorskiego kabla „Western Link”, brytyjski organ regulacyjny w energetyce - Ofgem wszczął dochodzenie w sprawie zarządcy sieci przesyłowej w Anglii National Grid oraz ScottishPower, hiszpańskiego oddziału Iberdrola z Glasgow, w sprawie przerw w dostawach energii i wad eksploatacji podmorskiego kabla energetycznego. Obu podmiotom grożą kary finansowe aż do wysokości 10% ich obrotów.

logo stop wiatrakom mini[Nasz komentarz] Na przykładzie Szkocji, liczącej zaledwie 5,5 mln mieszkańców, doskonale widać do czego w praktyce prowadzą ideologiczne pomysły polegające na „przechodzeniu na odnawialne źródła energii”. Szkocki rząd, który jest wielkim entuzjastą energetyki wiatrowej i na ladzie i na morzu, doprowadził już do sytuacji, w której ilość produkowanej energii przez elektrownie wiatrowe jest zbędna, a trzeba coś z nią zrobić.

Zużycie energii w samej Szkocji nie jest duże, gdyż jest to mały kraj o niewielkim potencjale przemysłowym i jedynym wyjściem jest eksport nadmiaru energii na południe do Anglii lub zaprzestanie produkcji. Rzecz w tym, że jedno i drugie kosztuje duże pieniądze. Budowa podmorskich kabli energetycznych jest technicznie możliwa, ale ma też swoje ograniczenia, m.in. awaryjność czy wysokie koszty napraw. Z drugiej strony za przestoje w pracy elektrowni wiatrowych każą sobie płacić operatorzy farm, co obciąża kosztami konsumentów. Jedynymi wygranymi w tej sytuacji są „inwestorzy wiatrakowi”, którzy osiągają przychody zarówno, gdy wiatraki produkują energię, jak gdy wiatraki się nie kręcą.

Na przykładzie energetyki wiatrowej widać, że udało się w XXI w. wymyślić biznes, na którym można zarabiać nawet wtedy, gdy się nie pracuje. Wystarczyło wmówić ludziom, że trzeba zacząć walczyć z globalnym ociepleniem lub zmianami klimatu, by przejść na utrzymanie podatników. Taki system zarabiania pieniędzy nie jest możliwy bez wszędobylskiej Unii Europejskiej, która uzurpuje sobie prawo decydowania o wszystkim i za wszystkich, narzucając absurdalne wymogi w postaci celów klimatycznych.

W ten sposób – realizując politykę klimatyczną – można zmarnować absolutnie każdą ilość pieniędzy. Żadne dotacje, subsydia czy rekompensaty i to bez względu na ich wysokość, nie są w stanie zapewnić wypłacalności takiego biznesu, gdyż z założenia nie jest on rynkowy tylko ręcznie sterowany. Jednym słowem – przemysł OZE – pod płaszczykiem „walki z klimatem” otrzymał polityczny przywilej żerowania na podatnikach i konsumentach energii, i będzie z tego przywileju korzystał tak długo, jak tylko politycy będą wierzyć w bujdę o dwutlenku węgla, co to zatruwa klimat.

Sadźmy lasy, rozbierajmy wiatraki

Redakcja stopwiatrakom.eu

Przypisy:

[1] http://stopwiatrakom.eu/wiadomo%C5%9Bci-zagraniczne/2858-szkocja-od-2000-r-wyci%C4%99to-14-milion%C3%B3w-drzew-w-szkockich-lasach-pa%C5%84stwowych-pod-farmy-wiatrowe.html – publ. z dn. 09.02.2020 r.

[2] https://www.heraldscotland.com/news/18304539.energy-bill-hikes-pay-69m-scots-wind-farm-compensation/ - publ. z dn. 14.03.2020 r.