Wiadomości po angielsku
Nasze obrazy
Badania i dokumenty
Publikujemy dzisiaj poruszający list mieszkanki woj zachodniopomorskiego, która od kilku lat walczy z inwestorem i gminą o powstrzymanie budowy farmy wiatrowej w pobliżu jej miejscowości. Znamy sprawę i znamy realia, w jakich przyszło mierzyć się z machiną urzędniczą. W opisywanym poniżej przypadku, ustawa odległościowa nie działa, gdyż inwestor, złożył wnioski o wydanie pozwolenia na budowę jeszcze przed 16 lipca 2016 r. i jego inwestycja nie musi trzymać się minimalnej odległosci. Oznacza to w praktyce tylko tyle, że wszystkie kilkanaście wiatraków znajdą sie w odległości mniejszej niż 2 km od zabudowy mieszkalnej a nawet od obszarów chronionych. List zamieszczamy bez skreśleń, w wersji przesłanej do redakcji.
Pan Jarosław Kaczyński, Poseł na Sejm RP
Szanowny Panie Pośle,
Zwracam się do Pana jako posła i prezesa partii rządzącej z prośbą o interwencję w bardzo ważnej dla mnie sprawie. W sprawie, która jeśli potoczy się wedle moich przewidywań, może spowodować, że rząd oraz PiS stracą zaufanie znacznego grona obywateli znajdujących się w podobnej do mojej sytuacji.
Jestem przerażona, ale też głęboko dotknięta poczynaniami Ministerstwa Energii oraz ministra Krzysztofa Tchórzewskiego, który chyba chce oszukać wszystkich tych, którzy tak jak ja uwierzyli, że w końcu znalazła się partia prawdziwie prospołeczna, reagująca na rzeczywiste problemy ludzi, a które przez lata nie były dostrzegane przez decydentów. Marzyłam o takiej partii, która nie da się przekupić, zaszantażować, ani zastraszyć bogatemu lobby wiatrakowemu.
Miałam podstawy wierzyć, że ustawa o zasadach lokalizacji elektrowni wiatrowych, której przepisy weszły w życie w dniu 16.07.2016 r. ukróci raz na zawsze praktyki degradowania życia zwykłych ludzi i niszczenia dorobku ich życia.
Tymczasem, po półtora roku względnego spokoju, Ministerstwo Energii postanowiło zrobić nagły zwrot w tył i stanąć po stronie inwestorów wiatrakowych i zapowiedziało nowelizację ustawy, na którą tak bardzo liczyli wszyscy Ci, którzy nie mogą obronić się sami. Aparat administracyjny, tak ten lokalny, jak i warszawski jest przeżarty lobbystami i zawsze wspierał wiatrakowców. Ministerstwo Energii ugina się właśnie pod lamentami branży wiatrowej, która pozbawiona dotacji państwowych, nie jest w stanie się utrzymać i która żeruje na naszym państwie. Co to za rząd, który przestaje zupełnie dostrzegać argumenty osób, które są lub będą pokrzywdzone na mieniu i zdrowiu. Wiedziałam, że jeśli wróci rząd PO, to sprawa wiatraków będzie przesądzona, bo u nas w Zachodniopomorskiem widzieliśmy w akcji tych wiatrakowych lobbystów od lat. Aż dziwi to, że w przypadku posła Gawłowskiego CBA nie przyjrzało się jego roli w rozkręcaniu wiatrakowego biznesu w Polsce. Nie spodziewałam się, że to minister z rządu „dobrej zmiany”, będzie nalegać na powrót do wiatrakowego barbarzyństwa. Nie spodziewałam się i jestem zdruzgotana.
Nie rozumiem i nigdy nie będę w stanie pojąć dlaczego Ministerstwo Energii próbuje przywrócić obyczaje i bezprawie panujące za czasów poprzedniego rządu? Jak można w ogóle powiedzieć, że wiatraków jest za mało w Polsce, co zdarzyło się ministrowi Tchórzewskiemu?
Od momentu w którym miałam nieprzyjemność poznać z bliska i na własnej skórze, czym jest konfrontacja z branżą wiatrową, oraz z całym mechanizmem działającym na jej rzecz, to wiem, że tylko ustawa ,,antywiatrakowa” potraktowała problem w sposób racjonalny z szerszej niż tylko interes inwestorów perspektywy. Proste reguły gry, których wcześniej brakowało. Ale co dobre dla Polski, nie jest dobre dla inwestorów i całej masy drobnych cwaniaczków i kombinatorów wokół nich.
W momencie ponownego szerokiego otwarcia drzwi dla branży wiatrowej, w najbliższym moim sąsiedztwie, stanie farma wiatrowa z 13 turbinami. Te 210 metrowe giganty, których niekorzystny zasięg oddziaływania wynosi, co najmniej 3-4 km, będą znajdowały się w odległości od 400 m od zabudowań. Przez co najmniej 29 lat narażeni będziemy na degradację nie tylko naszego zdrowia, ale też życia i to w niemal każdym jego aspekcie. Proponuję zamienić wygodne mieszkanie w Warszawie na równie wygodne u mnie na wsi, tylko że z armią szeleszczących i świszczących dzień w dzień wiatraków. Czy to jest godne życie?
Farma wiatrowa blokuje możliwość swobodnego dysponowania nieruchomością, nie mogę np. utworzyć nowego siedliska dla gospodarstwa własnych dzieci, nie mogę rozwijać działalności rolniczej, bo wiatraki powodują wprowadzenie ograniczeń w uprawach. Nie mogę założyć sadu czy nawet ogrodzić własnego terenu. Nie mogę być beneficjentem programów unijnych i dotacji na zalesianie. Nie mogę nawet czuć się bezpieczna w miejscu pracy, bo nad moją głową będą pracować gilotyny wielkości Pałacu Kultury i Nauki. Stracę na wartości moich nieruchomości, bo te przy wiatrakach są niesprzedawalne. Żadnych miejsc pracy też przy wiatrakach nie ma. Żadnych plusów dla wsi i społeczeństwa, a zyski jedynie dla inwestorów. Więc skąd ta zmiana kierunku w rządzie? Wszystko po cichu, bez debaty. Bez dyskusji. Kto na tym zyska? Bo kto straci to już wiadomo.
Od 2014 roku próbuję udowodnić we wszystkich instytucjach państwowych, że działania wójta i rady gminy, w której mieszkam, w zakresie inwestycji wiatrowych są tak naprawdę działaniami inwestora wiatrowego. Inwestor steruje tym wszystkim. Inwestor tworzy projekt studium uwarunkowań pod siebie. Inwestor tworzy miejscowy plan też pod siebie. Inwestor płaci za raport środowiskowy, którego nikt nie czyta i nie weryfikuje. A na koniec inwestor sam wybiera miejsce najdogodniejsze dla siebie, tam gdzie ma nieograniczone wręcz pole do działania na terenie małych najbiedniejszych gmin. Tutaj nikt nie pyta mieszkańców o zgodę i o zdanie. Wystarczy zdobyć przychylność wójta, bo tu mieszkańcy myślą jeszcze, tak jak to było za nieboszczki komuny, że nie oni, ale wójt jest panem na włościach.
Muszę zaznaczyć, że w żadnym razie nie jestem przeciwnikiem OZE. Co więcej, na małą skalę jestem wytwórcą energii odnawialnej (słonecznej), ale różnica jest taka, że ja robię to na własne ryzyko. Nikt mnie nie wspiera finansowo i prawnie. Nie wołam o dotacje z państwowej kasy. Nie krzyczę, że dzieje mi się krzywda, bo zainwestowałam w nieopłacalny biznes. Nikomu nie przeszkadzam i nie utrudniam życia. Nie ograniczam niczyjej działalności. Nie wchodzę w szkodę sąsiadom. Nie ograniczam rozwoju całej miejscowości. Nie zmieniam krajobrazu. Nie domagam się uprzywilejowania mojej inwestycji ponad wszystkie inne. Nie dewastuję też zdrowia ludzi i zwierząt hodowanych na wsi.
Wiem, że w obliczu całej góry nieszczęść spadających na naszą Ojczyznę, moje problemy mogą wydać się niewielkie, ale zapewniam Pana, że takich osób jak ja są tysiące. Skala problemu nie jest więc mała. Nie wszyscy mają jeszcze siłę na nierówną ,,walkę z wiatrakami”, tym bardziej, że to PiS skusi się na obalenie własnej ustawy antywiatrakowej. Nie domyślaliśmy się nawet, że od miesięcy po cichu kontynuowane są prace nad powstawaniem farm wiatrowych. Pozawieszane postępowania w sprawie pozwoleń na budowę w starostwach, nie przeszkadzają w pracach planistycznych i logistycznych w gminach. Okazuje się bowiem, że administracja gminy jest już przygotowana na to że wiosną rusza budowa farmy wiatrowej! To jest po prostu skandal! Kto i dlaczego chce wyłączyć odzyskany zdrowy rozsądek? Komu zależy na tym aby instytucje państwowe znowu nie miały kontroli nad przedsięwzięciami wiatrakowców? Wszystkie te niepokojące informacje docierające z gminy a przede wszystkim z Ministerstwa Energii powodują , że naprawdę chce mi się płakać .
Panie Pośle, oprócz tego listu do Pana nie mam już innych pomysłów, ani nadziei na pomoc. Działania Ministerstwa Energii zabijają moją własną energię życiową i odzyskaną na krótko ufność w politykę rządu. Wiarę w to, że w naszym kraju można zaplanować życie rodziny na dłuższy okres, że dzieci zostaną w kraju i będą miały szansę rozwijać nasze gospodarstwo. Że zdanie zwykłego człowieka ma jakiekolwiek znaczenie. Okazało się, że byliśmy naiwni i głupi, bo zaufaliśmy rządowi, że nas obroni.
Imię i nazwisko autora listu do wiadomości redakcji