Wiadomości po angielsku
Nasze obrazy
Badania i dokumenty
Redakcja Stopwiatrakom.eu dostała dosyć nietypowego maila od czytelnika. Jest on nietypowy, jeśli idzie o korespondencję, którą dostajemy. Natomiast zawarte w tym liście fundamentalne nieporozumienia, pomieszanie z poplątaniem, są niestety bardzo typowe. Jest to po prostu wynik tego, co przeciętny człowiek może dowiedzieć się z polskich mediów. Dlatego uznaliśmy, że warto odpowiedzieć na uwagi czytelnika publicznie.
Czytelnik nie uznał za stosowne podpisać się, ale wysłał maila z adresu firmy mieszczącej się w średniej wielkości mieście w województwie opolskim (według strony internetowej tej firmy). Zakładamy więc, że jest on związany z tą firmą i mieszka w tej miejscowości lub w okolicy.
Oto, co napisał anonimowy czytelnik SW.EU z województwa opolskiego:
„To najlepiej zbudować wam koło nosa elektrownie węglową wtedy będziecie się czuć jak w domu. I ze dwadzieścia kominów bo to Wam nie przeszkadza. To anteny telekomunikacyjne, satelity, wojskowe radary też usuńcie i wszystkie urządzenia elektroniczne. Uważam, że jesteście zacofani. To tak jak było z koleją w Stanach Zjednoczonych kościół buntował ludzi, że to samo zło . Jakbym miał możliwość sam bym postawił wiatrak na podwórku czy na dachu. Spójrzcie na ten temat np. z punktu strategii wojskowej nikt nie jest w stanie zniszczyć takiego źródła energii w ciągu jednej chwili. Inaczej jest z elektrowniami węglowymi itp. Promujecie zacofaną Polskę.”
Ufff … od czego więc tu zacząć?
MEGAWIATRAKI A ENERGETYKA PROSUMENCKA
Najwyraźniej czytelnik myli przemysłową energetykę wiatrową z tzw. energetyką prosumencką (mikro i małe urządzenia). Tak się składa, że trafiliście Państwo na stronę „przeciwników zbyt bliskiej lokalizacji wiatraków” w wersji mega (o łącznej wysokości obecnie sięgającej 150 – 200 i więcej metrów; o ile nam wiadomo, jest to wielokrotność wysokości najwyższych budynków w Waszej miejscowości). Chodzi nam o takie obiekty:
Turbiny wiatrowe i dom mieszkalny hrabstwo Van Wert, stan Ohio w USA - photo by Michael McCann | |
Fundamenty pod 2,5-MW turbinę wiatrową Research and Education Park, Minessota, USA Podstawa turbiny zawiera stalowe pręty zbrojeniowe o łącznej wadze 40 ton |
Zdjęcia pochodzą ze zbioru National Wind Watch Picture Gallery (https://www.wind-watch.org/pix/)
Jeśli idzie o energetykę prosumencką, to nie tylko POPIERAMY jej rozwój, ale nasze środowisko walczyło o stworzenie szans dla jej rozwoju w co najmniej kilku województwach (mamy na to pisemne dowody). Okazało się jednak, że nasze Państwo a gotowe jest wydawać prawdziwe miliardy z naszych podatków jedynie na megawiatraki. To już naprawdę nie jest nasza wina…
BEZPIECZEŃSTWO NA WYPADEK WOJNY?
Być może jest tak, że rzeczywiście w przypadku wojny na energetykę prosumencką nie ma w tej chwili skutecznej broni (tego nie wiemy, więc się nie wypowiadamy). Natomiast przemysłowa energetyka wiatrowa, ze względu na dramatyczną niestabilność źródła energii, czyli wiatru – nie tylko z godziny na godzinę, ale z sekundy na sekundę – wymaga sprawnego przesyłania energii elektrycznej na duże odległości i błyskawicznego wprowadzania do sieci tzw. energii rezerwowej przy braku wiatru (równoważenie napięcia w sieci). Taki system „rozproszonych źródeł energii”, połączony setkami kilometrów dodatkowych linii przesyłowych, jest w skali kraju czy regionu idealnym celem do ataku z „punktu strategii wojskowej”.
ROZPROSZONE ŹRÓDŁA ENERGII – JAK SIĘ MANIPULUJE LUDŹMI
Skąd to się bierze, że racjonalnie myślący ludzie mogą w ogóle utożsamiać dwa tak różne systemy energetyki odnawialnej? A no stąd, że decydenci i media chyba jednak świadomie starają się, jak mogą, aby zatrzeć tę różnicę. Mamy dziesiątki przykładów publicznych wypowiedzi, gdzie sugeruje się na przykład, że OZE w Polsce to ma być mikroenergetyka, że „rozproszone źródła energii” to także „rozproszona” między lokalną ludnością własność urządzeń energetycznych i korzyści z tego wynikające. Jest to mega-oszustwo, wiadomo bowiem już od dłuższego czasu, że OZE w Polsce to mają być praktycznie – wyłącznie – megawiatraki! A zapowiedzi rozwoju energetyki prosumenckiej, która generalnie wywołuje u ludzi same dobre skojarzenia, to tylko paciorki dla tubylców.
150 METROWY WIATRACZEK KOŁO DOMU – PROSZĘ BARDZO!
Wracając więc do listu czytelnika z opolskiego, wyjaśniamy, że pytanie nie brzmi, czy Państwo byliby skłonni zainstalować mikrourządzenia u siebie na podwórku czy na dachu, oczywiście przy założeniu dopłat ze środków publicznych. Dodajmy, że sami znamy polskich producentów takich urządzeń, którzy ledwo przędą i chętnie by przedstawili swoją ofertę.
Nie, pytanie jest całkiem inne. Czy – działając zgodnie z prawem polskim – deweloper wiatrakowy może postawić taki, powiedzmy, 150-metrowy wiatrak 500 metrów albo bliżej od ukochanej wiejskiej rezydencji naszego czytelnika? Czy może też postawić dalsze kilka lub kilkanaście takich wiatraków w promieniu paru kilometrów?
Jeśli nasz czytelnik jest na tyle „nie-zacofany”, że to mu nie będzie przeszkadzało, to chętnie skontaktujemy go z zainteresowanymi deweloperami wiatrakowymi, bo oni wprost przepadają za takimi zwolennikami postępu.
SKĄD TA NIECHĘĆ DO ELEKTROWNI WĘGLOWYCH?
Z listu czytelnika przebija też niechęć do elektrowni węglowych. Tymczasem jego miejscowość znajduje się w strefie oddziaływania niemieckich elektrowni opalanych węglem brunatnym, które nie tylko nie są zamykane, ale wręcz rozbudowywane, ponieważ są niezbędnym elementem stabilizującym sieć energetyczną Niemiec, w której coraz większy udział ma niestabilny prąd z wiatru (z przemysłowych farm wiatrowych, z mega-turbin wiatrowych). Trudno jest nam zrozumieć stanowisko czytelnika. Albo jest się za rozwojem farm wiatrowych, albo się chce ograniczyć spalanie najbardziej brudnego rodzaju węgla – czyli węgla brunatnego?
DWADZIEŚCIA KOMINÓW ELEKTROWNI KOŁO DOMU?
Na koniec czytelnik zdaje się nie rozumieć zasadniczej różnicy między energetyką tradycyjną (jednostki energetyczne o potężnej mocy, zajmujące stosunkowo mały obszar), a ideą „rozproszonych źródeł energii” w wersji przemysłowej, czyli jedynej formy „rozproszonych OZE”, którą nasze Państwo zdecydowane jest obecnie rozwijać w znaczącym stopniu.
Fachowcy różnią się co do tego, ile dokładnie wynosi tzw. współczynnik gęstości mocy dla energetyki wiatrowej, tzn. jaki obszar w kilometrach kwadratowych trzeba zająć pod wiatraki, żeby wyprodukować 1 megawat energii elektrycznej. Można jednak spokojnie powiedzieć, że różnica między tradycyjną elektrownią a elektrownią wiatrową polega na tym, że w tym drugim przypadku szansa, że stalowy gigant z wirującym wierzchołkiem, migocącym na czerwono całą noc, znajdzie się w pobliżu czyjegoś domu, jeśli ten dom przypadkiem położony jest poza terenem zurbanizowanym, jest całkiem spora i gwałtownie rośnie.
Przygotował: A.Archus, marzec 2015