Skip to main content
  • Prawda o wiatrakach

    StopWiatrakom.eu
    OGÓLNOPOLSKI SERWIS PRZECIWNIKÓW ZBYT BLISKIEJ LOKALIZACJI WIATRAKÓW OD DOMÓW.

  • Prawda o wiatrakach

    StopWiatrakom.eu
    OGÓLNOPOLSKI SERWIS PRZECIWNIKÓW ZBYT BLISKIEJ LOKALIZACJI WIATRAKÓW OD DOMÓW.

  • Prawda o wiatrakach

    StopWiatrakom.eu
    OGÓLNOPOLSKI SERWIS PRZECIWNIKÓW ZBYT BLISKIEJ LOKALIZACJI WIATRAKÓW OD DOMÓW.

Opublikowano: 25 maj 2018
Wiatraki wracają, czyli kilka słów o postępie, nowoczesności i pragmatyzmie w wykonaniu rządu Morawieckiego

Branża wiatrowa nie ukrywa swojego zadowolenia z efektu prac legislacyjnych nad projektem nowelizacji ustawy o OZE. Wygląda bowiem na to, że pomimo desperackiej próby zatrzymania budowy tych wirująco-jęczących paskudztw, zwyciężył w rządzie „pragmatyzm” lub też nastąpiło zmęczenie materiału ciągłymi szlochami branży wiatrowej, bądź szantażami z Komisji Europejskiej czy banków z zagrożonymi kredytami. Rząd niewiele mówi, bo trudno jest się chwalić ewidentną porażką. Oczywiście rachunek finansowy i tak zapłacą konsumenci energii, gdyż to oni zrzucą się na kolejne „sukcesy” deweloperów wiatrakowych i spłatę kredytów bankowych zaciągniętych na farmy wiatrowe. W końcu za „postęp” trzeba zapłacić twardą walutą, zwłaszcza tym, co umieją wypłukiwać złoto z powietrza.

W ogóle nie jesteśmy zdziwieni tym, że branża wiatrowa, ustami swoich stowarzyszeń, zaczyna chwalić rząd za „postępy” i „pragmatyzm” w podejściu do OZE, czyli za zgodę na odblokowanie budowy wiatraków. Jest to niewątpliwy znak, że po dwóch latach względnego spokoju od deweloperki wiatrakowej, będziemy musieli znowu iść w bój ze zwolennikami globalnego ocieplenia i walki z klimatem za pomocą budowy wiatraków. Jest nam niezmiernie przykro, że tym razem będzie to rząd Prawa i Sprawiedliwości, ale to nie my zmieniliśmy poglądy, tylko rząd. Cena, jaką przyjdzie Polsce i Polakom zapłacić za tę nieprzemyślaną lub wymuszoną decyzję rządu premiera Morawieckiego będzie liczona w miliardach i wcale nie ograniczy się do zapłacenia tylko tych 16 miliardów złotych, które zostaną rozdysponowane w aukcjach na wiatraki, ale będzie znacznie większa. Pierwszy rachunek zostanie wystawiony już w jesiennych wyborach samorządowych, gdzie PiS polegnie z kretesem, o ile w ogóle wybory odbędą się w terminie, gdyż nie wszystko będzie gotowe na październik. Zmiana ordynacji wyborczej i filmowanie lokali wyborczych będzie kosztowało fortunę, a to jak zwykle wymaga zrobienia przetargu. Efekt jest oczywisty – będzie opóźnienie, a termin wyborów samorządowych jest zagrożony.

gecko 800887 1280

fot. Pixabay/CC0 Domena publiczna

A im wciąż mało wiatraków

Więcej od rządu mówi sama branża OZE i warto jest posłuchać tego, co ma ona do powiedzenia, bo jak wiemy apetyt rośnie w miarę jedzenia. Niektórzy z jej przedstawicieli naprawdę wierzą w zbawczą moc wiatraków i nie wahają się o tym mówić. Przykładem niech będzie Grzegorz Wiśniewski, Prezes Zarządu EC BREC Instytut Energetyki Odnawialnej, który w swoim komentarzu pt. „Rząd zmienia pogląd na OZE, ale to jeszcze nie przełom” pisze o „dokonanym w Krynicy zwrocie w polityce energetycznej Polski”. Choć sam Wiśniewski uważa, że to nie jest jeszcze przełom, ale jest to już wyraźna zmiana w podejściu rządu do energetyki wiatrowej i … liczy na więcej.

Grzegorz Wiśniewski pisze tak:

„Faktycznie, tak jak podkreślał dyr. Kaźmierski, branża OZE czeka na szybkie uchwalenie nowelizacji ustawy o OZE, która ma odblokować system aukcyjny wsparcia OZE. Jeżeli pominąć nierozwiązany problem ustalenia winnych za opóźnienia (dyr. Kaźmierski uważa, że to wina poprzedniego rządu, faktem jest jednak że znaczna cześć obecnej nowelizacji to poprawienie tej z 2016 roku), to jednak nie sposób zauważyć, że na koniec 2016 roku udziały energii z OZE spadły, a inwestycje realizowane obecnie i planowane do realizacji w systemie aukcyjnym stoją pod znakiem zapytania. Powodem niepełnej możliwości skorzystania z systemu aukcyjnego są finanse, a w zasadzie brak możliwości ich pozyskania na inwestycje realizowane w systemie aukcyjnym. Banki (działy ryzyka) uznały bowiem, że państwo polskie (niezależnie od tego który rząd jest bardziej temu winny) w obszarze energetyki i OZE utraciło zaufanie rynków finansowych. Zarówno przedstawiciele BOŚ i Europejskiego Banku Inwestycyjnego jak i inwestorów uczestniczących w panelu, spokojnie i już bez emocji wyjaśniali, że najpierw trzeba rozwiązać problem inwestycji realizowanych w systemie zielonych certyfikatów (11 mld niespłaconych kredytów), potem skutki ustawy „antywiatrakowej”, potem dopiero przyjedzie czas na analizę zmian prawa w systemie aukcyjnym. To wszystko oznacza ze część zwycięskich projektów nie znajdzie finansowania, a dla wszystkich wzrosną koszty kapitału. Tym samym wzrosną też koszty energii z OZE (wzrost oprocentowania kredytu 2% podnosi koszt energii LCOE średnio o 7%). To z kolei wpłynie na wzrost opłaty OZE i wzrost cen energii dla odbiorców końcowych.” [1]

Zastanawiamy się zatem nad sensem inwestowania pieniądzy podatników w wiatraki skoro z wypowiedzi prezesa Wiśniewskiego jasno wynika, że nie są one w stanie zarobić same na siebie. No to jak jest naprawdę? Są zyski, podatki i miejsca pracy czy też mamy do czynienia z wehikułem podatkowym, ukierunkowanym na zassanie pieniędzy z dotacji i innego rodzaju publicznego wsparcia? A może jest tak, że to banki przenoszą odpowiedzialność za źle oszacowane ryzyko inwestycyjne branży wiatrowej na państwo? Naszym zdaniem, albo mamy do czynienia z rynkiem, gdzie każdy sam płaci swoje rachunki, albo mamy do czynienia z socjalizmem, gdzie za „sukcesy” przedsiębiorców odpowiada budżet państwa i przy pomocy podatków i opłat, napełnia kasę sobie i przyjaciołom królika.

Branża OZE dostanie swoje a minister Tchórzewski i tak straci stanowisko

Z wypowiedzi prezesa Wiśniewskiego wyciągamy jeszcze jeden interesujący wniosek, gdyż wynika z niej, że premier Morawiecki to „swój” człowiek, który rozumie branżę, a premier Szydło była niewygodna, bo miała inne zdanie niż zielona energetyka. Nawet minister energii, mimo ukłonów w stronę branży OZE i swojego „pragmatyzmu” nie może liczyć na ciepłe słowo z ich strony. W tym biznesie nie ma sentymentów i trzymania za rączkę, o czym rząd się dopiero przekona na własnej skórze. Naiwność w polityce i w biznesie jest niewybaczalna. A obecne działania rządu niestety trzeba rozpatrywać już tylko w tych kategoriach.

„Jeśli chodzi o ogólna politykę wobec OZE to z jednej strony minister Krzysztof Tchórzewski zapewniał, że Polska chce mieć energetykę otwartą na OZE. Zaraz jednak dodawał, że w branży OZE górę biorą emocje (cytat za DGP), a zakończył, że energetyka odnawialna to cywilizacyjny szpan zdrowotno-komfortów (cytat za BA). Tego typu retoryka pokazuje praktyczną trudność w dokonaniu zapowiadanej wraz ze zmianą premiera zmiany w energetyce; minister energii jest członkiem rządu Mateusza Morawickiego, ale ciągle jeszcze jedna nogą tkwi w rządzie Beaty Szydło (pogrubienie redakcji). Prezes PGE Henryk Baranowski w podobnym duchu apelował, aby „nie traktować OZE religijnie”. Każdy obserwator rynku energii może sobie odpowiedzieć na pytanie, które ze źródeł energii w Polsce to „religia państwowa” (czy aby nie węgiel?), które to emocje i ideologia romantyczna (czy aby nie energia jądrowa?), a które prezentują zwykły pragmatyzm i odpowiedzialność. Wspomniany powyżej panel poświęcony OZE pokazał, że to właśnie ten sektor, który religijnej wiary w cuda i złudnego romantyzmu pozbył się już dawno.”

Zgadzamy się z tezą, że branżą wiatrowa romantyczną nie jest w ogóle, ale daleko nam do tego aby posądzać ją o „pragmatyzm i odpowiedzialność”. Po prostu na OZE robi się ciężką kasę i trudno się dziwić, że branża walczy o nią w pocie czoła. Nie ma to jednak nic wspólnego z pragmatyzmem i nowoczesnością, gdyż mając własne surowce energetyczne, zaplecze inżynierskie i doświadczoną branżę energetyczną, kopiowanie niemieckiej polityki energetycznej opartej o własny przemysł OZE jest skrajnie nieodpowiedzialne i świadczy jedynie o braku samodzielności w myśleniu. Żadna to sztuka powtarzać hasła z folderów reklamowych czy czytać cudze teksty z żarliwością komsomolca. Efekt końcowy jest zawsze ten sam – brak dbałości o polskie interesy w energetyce. A tych interesów mamy całkiem sporo.

„Bodajże najważniejsza deklaracją w sprawie energetyki odnawialnej na EKG było stwierdzenie dyr. Kaźmierskiego, że z pewnością (wraz z rekonstrukcją rządu, ministerstwa i po dwóch latach prowadzenia polityki na rzecz spowolnienia rozwoju OZE, przy. aut.) zmianie ulegnie narracja i atmosfera wokół OZE. I o tego typu stwierdzenia przede wszystkim chodzi na kongresach gospodarczych. Jeśli chodzi o atmosferę to liczy się też to, że rząd przestał zaatakować politykę energetyczno-klimatyczną UE i tracić bezproduktywnie czas na udowadnianie, że np. Niemcy prowadzą ją w sposób błędny. Lepsza atmosfera się liczy – toruje drogę do działań pragmatycznych.” [1]

Energetyka poprawna politycznie

Wypowiedzi Grzegorza Wiśniewskiego warto skonfrontować z opracowaniem Jerzego Lipki pt.: „Energetyka jądrowa kontra poprawność polityczna”, który bez owijania w bawełnę pisze o OZE tak:

„Bardzo byłoby jednak źle i popełnilibyśmy ten sam błąd co przed laty, gdybyśmy postawili na jeden tylko kierunek rozwoju, zastępując dotychczasowy monopol innym. To byłoby znów bardzo nieracjonalne. A do tego jak sądzę zmierzają konsekwentnie grupy interesu (przynajmniej niektóre) powiązane z OZE (głównie energetyką wiatrową i słoneczną). Przeszczepili oni na polski grunt ów fetysz o rzekomej absolutnej uniwersalności tzw. źródeł odnawialnych całkowicie pomijając ich wady i słabości z polskiej perspektywy.” [2]

Jerzy Lipka zakłada i całkiem prawidłowo, że rząd Morawieckiego podjął już decyzję o budowie morskich farm wiatrowych. W tym kontekście, usunięcie z rządu prof. Jana Szyszko było konieczne, by program budowy farm wiatrowych na lądzie i morzu oraz budowy elektrowni atomowej mógł zostać „przepchnięty”. Lipka pisze wyraźnie, że stabilizowanie OZE np. o 1000 MW mocy zainstalowanej w morskich wiatrakach wymagać będzie tyle samo mocy zainstalowanej w elektrowniach gazowych. Co oznacza, że będziemy płacić podwójnie. Raz za budowę wiatraków, dwa za budowę źródeł konwencjonalnych, które muszą uzupełniać OZE, gdy te nie pracują. Co to ma wspólnego z racjonalnością podejmowania decyzji, z oszczędnością w wydatkowaniu publicznych pieniędzy czy z ochroną własnego majątku publicznego, to my nie wiemy. Wiemy za to jedno, że gdzie wiatraki, tam kłopoty.

„Zwolennicy wyeliminowania energetyki jądrowej z polskiego mixu a postawienia wyłącznie na OZE nie mówią tego głośno, lecz taki rozwój oznaczać musi masowy wzrost zapotrzebowania na gaz ziemny. Przy czym moc w elektrowniach gazowych musi mniej więcej odpowiadać mocy zainstalowanej w wiatrakach czy energetyce solarnej. Przypominam, że każde 1000 MW mocy w elektrowniach gazowych pracujących cały rok w sposób optymalny, to dodatkowe zużycie gazu na poziomie 1 mld metrów sześciennych tego surowca. Przy obecnym zużyciu około 16 mld metrów sześciennych rocznie (4 mld własne). I możliwościach maksymalnych przesyłu przez Gazoport Świnoujście – 7,5 mld metrów sześciennych rocznie. Jeśli chcielibyśmy zastąpić elektrownię jądrową na Pomorzu systemem gaz-OZE np. w morskich farmach wiatrowych, to trzeba pamiętać że stopień wykorzystania mocy sprawia, że na każde 3000 MW mocy jądrowej potrzebowalibyśmy co najmniej 6000 MW morskich farm wiatrowych a zatem również 6000 MW mocy gazowych. Dostosowanych do zmiennej pracy, zależnej od kaprysów pogody. A zmienna praca to także wyższa emisja. Przykładowo elektrownia gazowa – ale pracująca w sposób optymalny cały rok generuje aż 70% tej ilości CO2 jak węglowa analogicznej mocy, oraz tlenki azotu 50%. To naprawdę dużo jeśli się to doliczy do emisji polskich elektrowni węglowych. Wywiązanie się Polski z już przyjętych przez rząd PO-PSL zobowiązań redukcji emisji CO2 o 40% w roku 2030 w porównaniu z 2005 staje się w tej sytuacji niemożliwe. Podważa to całkowicie wiarygodność naszego kraju. Na zachodzie nikogo nie interesuje jaki rząd te zobowiązania przyjął. Ponieważ przyjął je w imieniu polskiego społeczeństwa. [2]

Zamiast komentarza

Na koniec, warto zadać sobie jeszcze jedno pytanie, bo musi się ono pojawić publicznie. Ile wiatraków należy postawić w Polsce, by w końcu branża wiatrowa uznała, że wystarczy? Odpowiedź jest prosta. Ile by nie postawili, ciągle im będzie za mało. Nawet gdy już cała Unia osiągnie pełen „sukces” w dekarbonizacji gospodarki i 100% energii będzie pochodziło z OZE, to i tak znajdą się kolejne argumenty o konieczności wdrażania „postępu i nowoczesności”, tylko po to, by postawić jeszcze więcej wiatraków. Mamy więc tylko jeden postulat, róbcie ten swój biznes za własne pieniądze, a od naszych się odczepcie.

Sadźmy lasy, rozbierajmy wiatraki, wychodźmy z Unii

Redakcja stopwiatrakom.eu

Przypisy:

[1] http://biznesalert.pl/ekg-ministerstwo-energii-oze/

[2] http://biznesalert.pl/atom-polska/ 

stopwiatrakom stopka 1