Opublikowano: 05 marzec 2019
Ministerstwo Energii zamierza wydać w 2019 r. miliardy złotych na wiatraki a branża dalej kaprysi i domaga się jeszcze więcej przywilejów

Z dużym oburzeniem zapoznaliśmy się ze stanowiskiem PSEW do opublikowanego projektu nowelizacji ustawy o OZE, w ramach którego Ministerstwo Energii poświęca wieś na realizację upiornej wizji zawiatrakowania całej Polski. [1] Nie dość, że pozbawiono w 2018 r. gminy znacznej części dochodów z podatków od wiatraków i to z mocą wsteczną, to jeszcze ogłoszono nowe aukcje, a mimo to branża wiatrakowa wciąż kaprysi, że państwo za mało ich wspiera. Czas chyba najwyższy przystopować apetyty, gdyż skala przywilejów dla tej branży jest już tak duża, że rolnicy czy też mali i średni przedsiębiorcy mogą tylko pomarzyć o tym, by otrzymać chociażby 10% tego, co dostają producenci energii z wiatru.

Na stronie Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej (PSEW) ukazała się publikacja prezentująca alarmistyczne stanowisko branży wobec opublikowanego projektu nowelizacji ustawy o OZE. Pisaliśmy o tym projekcie w publikacji z dnia 3 marca 2019 r. i nasze stanowisko jest bardzo krytyczne wobec pomysłu budowania kolejnych setek wiatraków w Polsce. [2] Truizmem jest powtarzanie, że energetyka wiatrowa nie jest ani tania, ani czysta, ani tym bardziej przyjazna środowisku, o czym może przekonać się każdy, kto zamieszka chociażby przez chwilę obok wiatraków lub zastanawiając się dlaczego ceny energii idą w górę.

Tymczasem, sam prezes PSEW – Janusz Gajowiecki twierdzi, że: „Instalacje wiatrowe zakontraktowane w ramach tegorocznej aukcji nigdy nie powstaną. Bo banki nie zdecydują się na finansowanie projektów, którym w trakcie realizacji wygasają pozwolenia na budowę (ważne tylko do maja 2021 r.)”. Dlatego też „PSEW nie widzi szans na ożywienie w branży i zasypanie luki inwestycyjnej.” [1]

Jest rzeczą szokującą wiadomość, że mimo, iż zeszłoroczna nowelizacja ustawy odległościowej wydłużyła termin obowiązywania pozwoleń na budowę dla elektrowni wiatrowych ze standardowych 3 lat do 5 lat – por. przepis art. 13 ust. 2 ustawy w nowym brzmieniu, to branża chce jeszcze dłuższego okresu wydłużenia ważności pozwoleń aż do 2023 r. Przecieramy oczy ze zdumienia, jakie to argumenty przemawiają za takim uprzywilejowaniem tego jednego typu budowli? Nawet trzy lata to jest zbyt długi okres w sytuacji, kiedy w prosty sposób można manipulować datą rozpoczęcia budowy. Aktualny tekst ustawy odległościowej dostępny jest tutaj: http://prawo.sejm.gov.pl/isap.nsf/download.xsp/WDU20160000961/U/D20160961Lj.pdf

Kasa, misiu, kasa…

the dollar 3125419 1280

fot. Pixabay

O tym, jak duże są apetyty branży wiatrowej na zarabianie, pokazuje też ten fragment publikacji PSEW, który krytykuje propozycje rozwiązań dotyczących cen zielonych certyfikatów. Branża wprost mówi, ile chce zarabiać na produkcji energii z wiatru i straszy bankructwami farm wiatrowych.

W wyniku przyjęcia proponowanych rozwiązań łączne przychody ze sprzedaży energii i zielonych certyfikatów farmy nie przekroczą 312 zł/MWh, czyli będą niewiele wyższe od tych z lat bessy obejmujących drugą połowę 2017 r. i początek 2018 r. Tymczasem w biznesplanach większości farm inwestorzy zakładali przychody na poziomie 400 zł-450 zł/MWh.

 Farmy działające w systemie zielonych certyfikatów znów znajdą się na skraju bankructwa. Zagrożonych utratą rentowności może być ok 70 proc. istniejących instalacji – szacuje prezes PSEW.” [1]

Prezes Gajowiecki traktuje opublikowany projekt ustawy, jako „destabilizujący branżę”.

„W rezultacie stracimy szansę nie tylko na realizację zobowiązań międzynarodowych w zakresie OZE, ale też na transformację struktury wytwarzania energii w oparciu tanią i czystą energię, zgodnie ze światowymi megatrendami – konkluduje Gajowiecki.” [1]

Biorąc pod uwagę to, że Ministerstwo Energii naprawdę planuje wydać w 2019 r. na nowe instalacje wiatrakowe i farmy fotowoltaiczne maksymalnie aż 26.164.500.000 zł (por. przepis art. 5 ust. 4 pkt 4 projektu nowelizacji, str. 10), to nawet jeśli tylko połowa tej kwoty trafi na nowe elektrownie wiatrowe a druga połowa na farmy fotowoltaiczne, to i tak mówimy o gigantycznym wsparciu finansowym dla całej branży OZE. Skala pomocy publicznej oferowana przez Polskę w jednym roku jest nieporównywalna z niczym innym. Gdyby te same pieniądze zainwestować w elektrownie konwencjonalne na węgiel i o tej samej mocy (ok. 2.500 MW), to nastąpiłaby rzeczywista poprawa bilansu energetycznego kraju i moglibyśmy z powrotem zacząć eksportować energię, a nie kupować ją od sąsiadów.

Apelujemy zatem do resortu energii o niewydawanie publicznych pieniędzy na tych inwestorów, którzy ich nie chcą! Po co uszczęśliwiać branżę wiatrową na siłę i pod przymusem. Są w Państwie Polskim dużo ważniejsze potrzeby niż budowa kolejnych urządzeń do produkcji hałasu i kolejnych pozwów sądowych wymierzonych przeciwko Państwu Polskiemu, generujących same problemy a nie tanią energię. Skoro lobby wiatrakowemu nie podobają się nowe przepisy, to wcale nie muszą budować w Polsce. Inwestorzy mogą próbować budować się gdzie indziej, gdzie zarobią więcej i przy okazji polepszą lokalny klimat np. w Australii, w Afryce albo gdzieś jeszcze dalej. Byle jak najdalej stąd. Zaoszczędzone pieniądze starczą z pewnością na sfinansowanie obniżki podatków dla szeregowych podatników, chociażby oczekiwane zniesienie podatku dochodowego od emerytur i rent. Na samym podatku PIT budżet państwa zarobił w 2018 r. kwotę 60,3 mld zł, zaś na podatku CIT kwotę 34 mld zł.

A co do aktualnych megatrendów na rynku energii, to gorąco polecamy prezesowi Gajowieckiemu lekturę naszego tekstu z 2 stycznia 2019 r., w którym omawiamy aktualny udział paliw kopalnych w strukturze produkcji i zużycia energii na świecie. [3] W najbliższych latach w ogóle nie zapowiada się, by węgiel, gaz czy ropa naftowa miały przejść do lamusa historii. Będzie wręcz przeciwnie. To ideologicznie motywowane projekty budowy OZE zbankrutują pod wpływem niedoszacowania luki finansowej na projektach. O czym prezes Gajowiecki mówi sam otwartym tekstem. Banki, jak zwykle wezmą co swoje, a inwestorów zostawią z niczym. Przewidujemy, że wtedy branża wiatrowa będzie się domagać interwencji na rynku i ratowania farm wiatrowych przed upadłością z pieniędzy podatników. Wszystko to zgodnie z naczelną zasadą inwestorów w Polsce, że koszty są publiczne a zyski prywatne.

Sadźmy lasy, rozbierajmy wiatraki

Redakcja stopwiatrakom.eu

Przypisy:

[1] http://psew.pl/widmo-bankructw-znow-zawislo-nad-wiatrakami/

[2] http://stopwiatrakom.eu/aktualnosci/2706-kolejna-kompromitacja-ministerstwa-energii,-kt%C3%B3re-zmienia-ustaw%C4%99-o-oze-byle-tylko-postawi%C4%87-kolejne-wiatraki.html

[3] http://stopwiatrakom.eu/aktualnosci/2668-zu%C5%BCycie-paliw-kopalnych-na-%C5%9Bwiecie-ma-si%C4%99-dobrze-i-tylko-komisja-europejska-ze-swoj%C4%85-obsesj%C4%85-na-punkcie-dekarbonizacji-gospodarki-walczy-z-w%C4%99glem.html