Wiadomości po angielsku
Nasze obrazy
Badania i dokumenty
W dniu 15 czerwca 2020 r. minister klimatu Michał Kurtyka powiedział, że Polska powinna rozwijać swój program atomowy, tak by od 2033 r. mogła zacząć działać pierwsza z sześciu planowanych elektrowni jądrowych. [1] Minister Kurtyka zajął takie stanowisko podczas rozmów z Agencją ds. energii jądrowej przy OECD (Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju – www.oecd.org).
Deklaracja ministra Michała Kurtyki to ważna informacja dla wszystkich osób interesujących się sytuacją w naszej gospodarce, gdyż to minister klimatu w nowym rządzie odpowiada za energetykę i za państwowe spółki energetyczne. Jest też właściwym adresatem wszelkich pytań dotyczących szeroko rozumianej kwestii dekarbonizacji gospodarki i realizacji unijnego celu w postaci „neutralności klimatycznej”. Kurtyka wskazał, że budowa pierwszej elektrowni jądrowej w Polsce powinna ruszyć w 2026 r. i zakończyć się w 2033 r. Docelowo w kraju ma działać sześć bloków jądrowych, choć minister nie podał, jakiej mają być one wielkości.
Na zdjęciu: Michał Kurtyka – minister klimatu, fot. PAP/autor: Radek Pietruszka
„Budujemy w Polsce zeroemisyjny system energetyczny, którego atom będzie ważną częścią – mówił Kurtyka. Przypomniał, że większość polskich elektrowni na węgiel zbliża się do kresu eksploatacji i już dziś trzeba podejmować ważne decyzje, w którym kierunku transformować sektor energii. (…) Minister zaznaczył również, że polski rząd postrzega transformację energetyczną również przez pryzmat bezpieczeństwa energetycznego, czyli spadku zależności od importu węglowodorów. Z tego punktu widzenia atom do takiego bezpieczeństwa się przyczynia – ocenił.” [1]
[Nasz komentarz] Cieszy nas informacja, że rząd w ogóle planuje budowę jakiejkolwiek innej elektrowni niż tylko budowa kolejnych elektrowni wiatrowych na lądzie i morzu oraz kolejnych instalacji fotowoltaicznych. Z punktu widzenia bezpieczeństwa systemu elektroenergetycznego budowa elektrowni jądrowych to jest konieczność i ich udział w całym krajowym miksie energetycznym powinien mieścić się w przedziale od 25% do 33%. W praktyce oznacza to budowę mocy wytwórczych na poziomie od. 6 GW do 7,5 GW.
Już na początku 2018 r. zwracaliśmy uwagę na liczne zagrożenia dla polskiej energetyki związanej m.in. z brakiem długofalowej polityki energetycznej. „(…) w dalszym ciągu nie ma nowej polityki energetycznej, która nakreślałaby perspektywy rozwoju dla polskiej energetyki w horyzoncie najbliższych 30 lat. Dyskusja o miksie energetycznym prowadzona jest pod dyktando środowisk, które zajmują się propagandą OZE, a nie ochroną interesów polskiej energetyki. Nie wiemy, czy powstanie w końcu elektrownia jądrowa w Polsce, gdzie powstanie i według jakiej technologii. Nie wiemy, czy powstaną nowe elektrownie węglowe czy też nie. Wyniki przetargu na blok C w Elektrowni Ostrołęka nie są zachęcające, a decyzje trzeba podejmować już teraz, by dało radę obronić tę niezwykle ważną inwestycję w bezpieczeństwo systemu elektroenergetycznego. Nie wiemy, czy Ministerstwo Energii ma jakiś pomysł na OZE czy też ulegnie presji lobbystów i dopuści do budowy elektrowni wiatrowych na lądzie i morzu. Brak własnej polityki energetycznej oznacza, że polska energetyka niebezpiecznie dryfuje w kierunku modelu niemieckiego, czyli OZE + rosyjski gaz.” [2]
Z wypowiedzi ministra Kurtyki wnioskujemy, że ma on jakiś zarys polskiej polityki energetycznej, ale bliższych konkretów nie podaje. Jeśli dobrze rozumiemy jego słowa, to przewiduje on budowę zaledwie sześciu bloków jądrowych, zapewne po 900 MW, co w sumie daje ok. 3,6 GW mocy nominalnej. Jest to stanowczo za mało w stosunku do potrzeb polskiej gospodarki, choć i tak może to być zbyt wiele, jeśli chodzi o możliwości sfinansowania budowy i eksploatacji takich elektrowni. To są inwestycje na lata przygotowań i budowy. Paradoksalnie to nie pieniędzy nam brakuje do realizacji tych inwestycji, ale potencjału kadrowego po stronie kadry inżynierskiej, której nikt w Polsce nie kształci oraz po stronie administracji, która umiałaby wydać wszystkie niezbędne decyzje w całym procesie inwestycyjno-budowlanym dla elektrowni jądrowej. Stan kadr w polskiej administracji jest dramatycznie niski i poza nielicznymi wyjątkami nie jest ona w stanie nic sensownego zrobić.
Ważne jest jeszcze to, czego minister Kurtyka nie powiedział, a mianowicie, jak wyobraża on sobie polską zeroemisyjną energetykę. Naszym zdaniem widzi on tutaj wyłącznie wiatraki na lądzie i morzu plus fotowoltaika z dodatkiem kilku elektrowni gazowych. Dlaczego tak uważamy? Wystarczy poczytać wszystko, co publikuje Monika Morawiecka z PGE SA, wielka orędowniczka wiatrakowania Polski. Nazwisko nie jest przypadkowe i kojarzy się prawidłowo.
Źródło: Twitter
Proszę zwrócić uwagę, że warunki przyłączeniowe wydane tylko dla PGE SA dla farm wiatrowych na Bałtyku obejmują prawie 3,5 GW mocy. A to pewnie nie jest ostatnie słowo, jeśli chodzi o morskie wiatraki.
Także wiceminister klimatu – Ireneusz Zyska, pełnomocnik rządu ds. OZE jest jawnym zwolennikiem wiatrakowania Polski.
Źródło: Twitter
Naszym zdaniem, pomysł ministra Kurtyki na elektrownie jądrowe jest taki, że mają one pracować w tzw. „podstawie” zapewniając stabilną pracę całej sieci elektroenergetycznej, a całą resztę energii (ok. 90%) mamy pozyskiwać z OZE. Tylko z tego powodu minister deklaruje ich budowę, gdyż niestabilne i chaotyczne źródła OZE wymagają kosztownego i stałego bilansowania. Pytanie brzmi, ile zapłacimy za wiatrakowe fantazje ministra Kurtyki.
Opracowanie i komentarz
Redakcja stopwiatrakom.eu
Przypisy: