Opublikowano: 25 kwiecień 2021
Rząd Morawieckiego wypowiada wojnę polskiej wsi i zapowiada budowę setek wiatraków 500 m od domów mieszkalnych

Przedstawiciele rządu informują, że do wykazu prac legislacyjnych rządu wpisany został projekt przepisów dopuszczających wprowadzenie odległości minimalnej 500 m od domów mieszkalnych i terenów chronionych dla lokalizacji gigantycznych elektrowni wiatrowych. Gminy dostaną możliwość wpisania takiej odległości w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego. [1], [2] Po częściowej „liberalizacji przepisów” w 2018 r., będzie to kolejna nowelizacja ustawy o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych [3], efektem której będzie już zasadniczo przywrócenie warunków, w jakich lokowane były farmy wiatrowe przed wyborami w 2015 r. i początkiem „dobrej zmiany” PiS. W efekcie rząd Morawieckiego nie patrząc na koszty i skutki społeczne będzie na siłę promował energetykę wiatrową na lądzie. W czyim interesie podejmowane są takie decyzje?

Rząd PiS zdążył już „uelastycznić” zapisy ustawy odległościowej.

Nowa odległość minimalna 500 m od domów, a nie wciąż jeszcze obowiązująca minimalna odległość od zabudowy mieszkalnej równa dziesięciokrotności wysokości elektrowni wiatrowej liczonej od najwyższego jej punktu do gruntu wprowadzona w 2016 r., stanie się punktem odniesienia dla kolejnych skrajnie nierównych batalii w gminach wiejskich. Z pierwszą wojną wiatrakową mieliśmy do czynienia w latach 2011 - 2016 w całej Polsce — pomiędzy sojuszem inwestorów wiatrakowych i gminnych włodarzy a tymi mieszkańcami, których domy znajdą się w cieniu gigantycznych wiatraków. Na całym świecie jest bowiem regułą, że elektrownie wiatrowe nie są stawiane blisko domów, w których mieszkają gminni decydenci i/lub najbogatsi obywatele gminy. Przypadek? Tutaj nie ma przypadków tylko porozumienie między inwestorami a lokalnymi politykami, którzy „rozumieją argumenty o ochronie klimatu”. Jak lanie betonu i stawianie stalowych wież z hałasującymi urządzeniami chroni ten klimat to tajemnica wielka.

2014 05 24 12.04.19

fot. Farma wiatrowa na skraju wsi. Życie 500 m od tak potężnych urządzeń energetycznych są niewyobrażalne dla mieszkańców miast. Materiały własne redakcji

Rząd wyraźnie oczekuje, że konflikty wokół lokalizacji farm wiatrowych będą eliminowane („rozwiązywane”) błyskawicznie, oczywiście w taki sposób, aby nie zagrozić realizacji rządowego programu niszczenia gospodarki szumnie nazywanego „Nowym Ładem”, który przewiduje prawdziwą inwazję przemysłowych farm wiatrowych na polską wieś w ciągu najbliższych paru lat. Rząd przewiduje bowiem, że obecna nowelizacja ustawy odległościowej pozwoli „odblokować do 2025 roku kolejne 3-4 GW energii z energetyki wiatrowej w naszym kraju”. [2]

Taką ilość nowych „mocy zainstalowanych” (elektrowni wiatrowych) należy zestawić z 6 GW lądowej energetyki wiatrowej, które udało się zainstalować w naszym kraju przez poprzednie dwie dekady. Szaleńczo tempo realizacji strategii rządu dotyczącej zwiększenia o ponad połowę mocy lądowych wiatraków jest tym bym bardziej zadziwiające, że poprzednio udało się już „zagospodarować”, czyli zająć pod farmy wiatrowe bardzo duże tereny na polskiej wsi i trudno będzie bez wywoływania konfliktów społecznych budować te instalacje.

W tym wielkim pośpiechu prawa indywidualnych rolników i mieszkańców wsi do życia w rozsądnej odległości od gigantycznych zakładów energetycznych na pewno nie będą miały priorytetowego znaczenia i będą raczej traktowane, jako ten potencjalny „zator” w realizacji strategii „zazielenienia” gospodarki.

Przyjęcie zasady wpisywania konkretnych odległości od domów mieszkańców w miejscowych planach było olbrzymim osiągnięciem w stosunku do okresu sprzed 2016 r., kiedy panowało kompletne bezhołowie planistyczne. Jednak otoczenie, w którym ma nastąpić zmiana ustawowa, nie zmieniło się aż tak bardzo od czasów rządów PO/PSL. Życie w gminach toczy się w cieniu lokalnej oligarchii, sądy i inne urzędy i instytucje funkcjonują tak samo, jeśli nie gorzej niż przed 2016 r., chociażby dlatego że przez ostatnie lata rząd nie wyposażył je w nowe instrumenty, ani nie zrewidował wcześniej istniejących, aby wzmocnić atuty zwykłych mieszkańców w sytuacji, gdyby ich życiowe interesy znalazły się w kolizji z gminno-wiatrakową machiną. Dalej obowiązuje prymat logiki inwestorskiej nad prawem własności, który się wyraża w zdaniu „budujta, gdzie chceta” bez oglądania się na przepisy, ochronę przyrody, interesy sąsiadów.

Nie dysponując odpowiednimi symulacjami, można jednak przewidywać, że planowane przez rząd PiS raptowne „odblokowanie energii z energetyki wiatrowej” oznacza, że w błyskawicznym tempie setki mieszkańców wsi zacznie mieszkać praktycznie na terenie farm wiatrowych, w cieniu wiatraków, których wysokość i moc rośnie z każdym rokiem.

Europejska branża wiatrakowa czeka już w blokach startowych, by ruszyć na polską wieś i pobierać dotacje od polskiego podatnika

Czy europejska branża wiatrakowa jest przygotowana do realizacji zadania, jaką stawia przed nią rząd PiS? Jak najbardziej tak! Od kilku lat branża wiatrakowa, w tym potężny sektor produkcji elektrowni wiatrowych w Niemczech i w Danii, ma bowiem zablokowane możliwości rozwoju, a nawet grozi jej szybki upadek, ze względu na dramatyczny spadek nowych instalacji i perspektywę demontażu wcześniej postawionych wiatraków.

Te kłopoty sektora wiatrakowego nie są wynikiem jakiegoś zamachu na „swobodę działalności gospodarczej” tej branży, lecz zatrzymaniem strumienia subsydiów dla operatorów farm wiatrowych. W szczególności niemiecki rząd, kraju wciąż jeszcze dużo bogatszego niż Polska, stara się bowiem od kilku lat zapanować nad pęczniejącym z każdym rokiem rachunkiem publicznym za „odnawialną energetykę”. A przecież branża wiatrakowa zapowiada już od dwudziestu lat, że „już niedługo” będzie w stanie obejść się bez subsydiów publicznych a ceny energii elektrycznej rosną w górę od lat.

Podsumowując rok 2018 dyrektor paneuropejskiej organizacji lobbystycznej Wind Europe powiedział, że w 12 krajach europejskich nie zainstalowano ani jednej turbiny, a w Niemczech tempo rozwoju lądowej energetyki wiatrowej spadło o połowę. [4]

Serwis iwr.de informował, że w ciągu pierwszych pięciu miesięcy 2019 r. w całych Niemczech uruchomiono tylko około 60 lądowych elektrowni wiatrowych, a cytowany ekspert twierdził, że 40 tysięcy miejsc pracy w branży wiatrowej znajduje się „na krawędzi”. [5]

W wyemitowanym parę tygodni temu programie północno-niemieckiej telewizji publicznej NDR eksperci popierający Energiewende i deweloperzy farm wiatrowych tak charakteryzowali sytuację w tym kraju:

„20 lat temu budowaliśmy więcej (farm wiatrowych) niż to, co widzimy obecnie. Istnieje niebezpieczeństwo, że dojdziemy do zera inwestycji, lub nawet redukcji (w liczbie istniejących wiatraków).”

W najbliższych latach z systemu dotacji zostaną wyjęte wiatraki o mocy zainstalowanej 16 GW, z tego prawie dwie trzecie może nie zostać zastąpione nowymi elektrowniami.

W Altenstedt (miejscowość w Dolnej Saksonii, jednego z zagłębi wiatrakowych w Niemczech, deweloper, który w przeszłości postawił 99 elektrowni wiatrowych, uważa, że federalny minister gospodarki Altmeier jest „grabarzem Energiewende”. [6]

Ta sytuacja jest wynikiem decyzji rządów, w tym - podkreślmy! - rządu niemieckiego, i niezrozumiałego pędu do przyznawania kolejnej rundy miliardowych subwencji operatorom farm wiatrowych. W efekcie mamy do czynienia z rosnącymi kosztami energii i nowymi zagrożeniami dla całości systemu energetycznego związanymi z wprowadzaniem zależnej od zmiennych warunków pogodowych i niesterowalnej energii elektrycznej z wiatru, ale także w wielkim stopniu wynikiem - jak mówił przedstawiciel europejskiego lobby WindEurope w 2018 r. [4] — tzw. „strukturalnych problemów” w procesie uzyskiwania pozwoleń na lokalizację farm wiatrowych.

Owe „strukturalne problemy” to przede wszystkim sprzeciw wielu lokalnych społeczności na całym świecie przed perspektywą życia w otoczeniu gigantycznych elektrowni wiatrowych w odległościach takich, jakie chce teraz wprowadzić w Polsce rząd PiS.

Akceptacja sąsiedztwa farm wiatrowych w Europie

Władze i instytucje państwowe w krajach europejskich zdają sobie sprawę, że mogą przełamać opór sąsiadów wobec lokalizacji farm wiatrowych zasadniczo na dwa sposoby. Pierwsza ścieżka to coraz bardziej autorytarne narzucanie takich lokalizacji poprzez ograniczanie prawa do współdecydowania lub do skutecznego sprzeciwu ze strony mieszkańców wsi.

„Taki kierunek działania władz widać w wielu krajach na świecie. Przykładowo rząd francuski w celu przyspieszenia realizacji strategii wiatrakowej w 2018 r. odebrał obywatelom prawo do obrony swoich interesów przed sądami administracyjnymi pierwszej instancji i skrócił ustawowy termin na zapoznawanie się z uzasadnieniem wniosków o wydanie „uproszczonego pozwolenia na budowę” z czterech do dwóch miesięcy. W 2020 r. umożliwił rozpoczęcie robót budowlanych przed wydaniem takiego zezwolenia przez prefekta. Jednocześnie systematycznie odrzuca się wnioski o przeprowadzenie kontroli emisji hałasu niskiej częstotliwości. Wielokrotnie też obniżano i tak nierealistycznie niską kwotę gwarancji finansowej, którą operatorzy obowiązani są złożyć w odniesieniu do rozbiórki dezaktywowanych elektrowni wiatrowych. [7] 

Drugi sposób to przyjęcie odległości minimalnych, które będą akceptowalne dla ludzi bezpośrednio i żywotnie zainteresowanych tą kwestią.

W 2019 r. koalicja rządząca w Niemczech (CDU i SPD) powołała specjalną grupę roboczą do przeanalizowania sposobów zapewnienia „akceptacji” społeczności lokalnych dla nowych inwestycji wiatrakowych. Główny eskpert ds. energetyki w CDU, Jens Koeppen, apelował o wprowadzenie na terenie całych Niemiec niemal identycznych przepisów planistycznych, jakie obowiązują już od wielu lat w Bawarii (10 x wysokość wiatraka, czyli tak jak w Polsce od 2016 r.). Koeppen stwierdził, że „obywateli należy traktować poważnie”, bo w przeciwnym razie „żaden postęp nie będzie możliwy”. [8]

Traktowanie odległości 500 m za prawnie dopuszczalną z punktu widzenia oddziaływania instalowanych dzisiaj elektrowni wiatrowych na ludzi zmuszonych do życia w ich sąsiedztwie jest uważane za anachronizm z epoki, kiedy wiatraki były o połowę niższe i generowały o połowę mniej energii niż obecnie.

Nie ma tu miejsca na ocenę stanowiska brytyjskiego Department of Trade and Industry z 2003 r. w sprawie tzw. wytycznych dotyczących metodyki pomiaru hałasu elektrowni wiatrowych ETSU-R-97, uzasadnionej w raporcie powiązanej z branżą wiatrakową grupy ekspertów pod kierunkiem G. Levanthalla. [8] Ograniczmy się do wskazania, że metodyka ta — która została później zasadniczo skopiowana w innych krajach na świecie — odnosiła się do stanu techniki (parametrów przemysłowych wiatraków) z przełomu wieku.

Sądy i instytucje państwowe w Europie Zachodniej są coraz bardziej świadome anachroniczności określania odległości minimalnej na podstawie metodyki sformułowanej w odniesieniu do elektrowni wiatrowych o zupełnie innych parametrach. Mówiąc skrótowo, metodyka ta całkowicie pomija część zakresu emisji dźwiękowych tych coraz potężniejszych urządzeń energetycznych (hałas niskiej częstotliwości i infradźwięki), które mają bardzo negatywne skutki dla zdrowia wrażliwych na nie ludzi.

W wyroku z grudnia 2019 r. Sąd Najwyższy Irlandii uznał, że pomimo obowiązywania irlandzkie wytycznych z 2006 r. dotyczących bezpiecznej odległości minimalnej (500 metrów) — opartych na w/w zaleceniach brytyjskich — przy rozpatrywaniu lokalizacji inwestycji wiatrakowej dopuszczalna jest argumentacja, że owe wytyczne nie uwzględniają szczególnych właściwości emisji dźwiękowych elektrowni wiatrowych, z jakimi mamy do czynienia obecnie. [10]

„W lutym 2020 r. przed sądem irlandzkim zawarta została ugoda, zgodnie z którą właściciel farmy wiatrowej zgodził się wypłacić trójce rodzeństwa (10, 15 i 17 lat) 225 tys. funtów w związku z koniecznością opuszczenia przez nich domu rodzinnego znajdującego się 700 metrów od elektrowni wiatrowych, a także z doznawanymi przez nich dolegliwościami, które obejmowały krwawienie z nosa, ból uszu, bolesne obrzęki rąk, utrata czucia w ciele, zakłócenie snu i bóle głowy.” [11]      

Proponowane obecnie przez rząd polski rozwiązania mające zwiększyć społeczną akceptowalność skrajnie bliskich lokalizacji elektrowni wiatrowych, w tym zaangażowanie finansowe podmiotów gminnych w inwestycje wielkiej energetyki wiatrowej, są od lat proponowane przez branżę wiatrową na świecie i wdrażane przez władze państwowe różnego szczebla. Nie eliminują one konfliktów społecznych, a nawet rodzą nowe zagrożenia (np. bankructwa gminy w sytuacji upadłości farmy wiatrowej czy też rozbiórki i utylizacji zniszczonych elementów elektrowni wiatrowych).

Ilustracją zakresu braku „społecznego przyzwolenia” niech będzie sytuacja w jednym tylko kraju, czyli w Niemczech.

„Na stronie windwahn.com znajduje się Karte der Bürgerinitiativen, na której rejestrują się gminne organizacje społeczne protestujące przeciwko sąsiednim farmom wiatrowym. Na dzień dzisiejszy zarejestrowanych jest 1131 stowarzyszeń, w ogromnej większości lokalnych. Odpowiada to ponad 10% wszystkich gmin w RFN, co jest tym bardziej godne uwagi, że farmy wiatrowe w Niemczech nie są rozłożone równomiernie na całej powierzchni tego kraju. Warto też zapoznać się z graficzną prezentacją umiejscowienia Bürgerinitiativen na mapie Niemiec.” [11]

Wrażliwość na krzywdę „zwykłego człowieka”… czyli z czym PiS przychodził do władzy w 2015 r.

Wciąż zastanawiamy się, jak to się stało, że rząd PiS w ciągu paru lat przeszedł od uznania za priorytet zapewnienia ochrony dla prawa zwykłych rolników i mieszkańców wsi do spokojnego i godnego życia do promowania eksploatacji zasobów wietrznych w Polsce na zasadach, które są aż tak skrajnie niekorzystne (500 m) dla mieszkańców, że aż absurdalne.

Dla przypomnienia, że w czasie kampanii wyborczych w 2015 r. PiS zobowiązał się zapewnić wszystkim mieszkańcom polskiej wsi możliwość spokojnego życia i pracy, w tym ochronę przed niechcianym sąsiedztwem kolosów wiatrakowych. Takie zapewnienia znalazły się m.in. w liście Andrzeja Dudy, kandydata na prezydenta RP do mieszkańców wsi z dnia 5 kwietnia 2015 r.

Przed wprowadzeniem ustawy odległościowej polska wieś miała 15 lat bardzo negatywnych doświadczeń z niezwykle agresywną i nie przebierającą w środkach branżą. Z biegiem czasu stawało się wtedy coraz bardziej jasne, że w zetknięciu z siłą ekonomiczną i prawniczo-organizacyjną inwestora wkraczającego ze swoją inwestycją wiatrakową na teren przeciętnej polskiej gminy, żywotne interesy bezpośrednio zainteresowanych, „dotkniętych” takim przedsięwzięciem, czyli ludzi mieszkających najbliżej planowanej farmy wiatrowej, NIE są w praktyce dostatecznie chronione w zakresie ich podstawowych konstytucyjnych praw

  • ani przez przepisy państwowe (często dlatego, że odpowiednich unormowań po prostu nie było),
  • ani przez sądownictwo administracyjne,
  • ani też wreszcie przez same organy gminne — kiedykolwiek podstawowe interesy jednostki okazywały się stać na drodze możliwości nawet niewielkiej poprawy w sytuacji budżetowej biednych gmin wiejskich lub osobistym interesom finansowym członków władz samorządowych i najbogatszych mieszkańców gminy (z reguły są to członkowie tej samej gminnej czy też lokalnej elity).

Ten stan rzeczy, w tym zasięg korupcji politycznej, opisali inspektorzy NIK w raporcie o elektrowniach wiatrowych.

„NIK negatywnie ocenia proces powstawania lądowych farm wiatrowych w Polsce. Władze gmin decydowały o lokalizacji farm wiatrowych ignorując społeczne sprzeciwy. Budową wielu elektrowni wiatrowych zainteresowane były pełniące funkcje lub zatrudnione w gminach osoby, na których ziemi farmy powstały. (…) NIK uważa, że proces powstawania farm przebiegał często w warunkach zagrożenia konfliktem interesów, brakiem przejrzystości i korupcją.” [13]

W 2015 r. zjawiskiem „protestów antywiatrakowych” jako część tzw. konfliktów lokalizacyjnych (tj. dotyczących inwestycji związanych z uciążliwościami dla lokalnych społeczności) na obszarach wiejskich i w małych miastach w Polsce zajęli się w uporządkowany, choć nie wyczerpujący sposób naukowcy z Instytutu Geografii i Przestrzennego Zagospodarowania PAN. Cytujemy:

  • „Farmy wiatrowe były zdecydowanie najczęstszym przedmiotem protestów społeczności lokalnych wsi i małych miast; częstszym niż drogi, obiekty związane z gospodarką odpadami, biogazownie, fermy hodowlane i inne inwestycje generujące uciążliwości dla mieszkańców.”
  • „W serwisie internetowym stopwiatrakom.eu informację o swoim sprzeciwie wobec konkretnych projektów inwestycyjnych zamieścili mieszkańcy około 500–550 miejscowości w Polsce”
  • „Zarówno badanie mediów regionalnych i lokalnych, jak i analiza zgłoszeń protestujących w serwisie „Stop wiatrakom” wskazują, że protesty mieszkańców przeciwko lokalizacji farm wiatrowych występują, w mniejszym lub większym natężeniu, we wszystkich regionach Polski.” [14]

1237.1 Mapka

Obszary protestów przeciwko elektrowniom wiatrowym w Polsce na podstawie zgłoszeń mieszkańców publikowanych w serwisie stopwiatrakom.eu.

(źródło: opracowanie własne PAN na podstawie danych ze strony stopwiatrakom.eu)

„Ustawa przyjęta, sprawa zamknięta”. Jak w ciągu kilku lat rząd „Dobrej Zmiany” doszedł do dopuszczenia lokowania wiatraków 500 m od zabudowań mieszkalnych

Dla każdego, kto interesuje się nawet w minimalnym stopniu przyszłością energetyki w Polsce, było jasne, że ustawa odległościowa z 2016 r. nie zakończy debaty o warunkach ekspansji wiatraków lądowych w naszym kraju. Polityka klimatyczna Unii forsuje absolutnie priorytetowo „źródła energii zależne od warunków pogodowych”, czyli w warunkach polskich przede wszystkim przemysłowe wiatraki — nawet wtedy gdy nie ma to żadnego uzasadnienia z punktu widzenia „ochrony klimatu”, tak jak to pojęcie rozumie sama Unia Europejska.

„Francja jest zdecydowanym faktycznym liderem w Europie, jeśli idzie o niskoemisyjność jej energetyki (tj. pod względem ilości emisji CO2 na głowę mieszkańca), co zawdzięcza inwestowaniu od 50 lat w elektrownie atomowe. W istocie Francja jest jedynym krajem Zachodu na świecie, który ma wskaźnik emisji CO2 na głowę mieszkańca poniżej średniej światowej. Natomiast w przypadku Niemiec ten wskaźnik jest w dalszym ciągu o 87% wyższy od średniej na świecie (a także najwyższy w Unii Europejskiej — ok. 30% powyżej średniej dla UE). Jednak to Francja teraz kopiuje niemiecką Energiewende, z udziałem głównie niemieckiej technologii i kapitału. [15]

Z kolei z punktu widzenia europejskiej branży wiatrakowej Polska ma kluczowe znacznie jako duży rynek subsydiów do wyzyskania. Stąd nieustający lobbing branży wiatrakowej i naciski na rząd od 2016 r. Dlaczego więc rząd PiS nie zrobił od 2016 r. niczego, by dopracować się jakichkolwiek racjonalnych argumentów za tym, że eksploatację zasobów wietrznych w Polsce należy ograniczyć ze względu na dobro ludzi mieszkających na wsi i skupić się na budowie nowoczesnych elektrowni konwencjonalnych?

Dlaczego w kompetentnych resortach (środowiska i zdrowia) nie wykonano żadnych prac nad metodyką pomiaru hałasu elektrowni wiatrowych, nie określono dopuszczalnych poziomów hałasu słyszalnego i infradźwiękowego, nie przygotowano rozporządzenia o dopuszczalnych czasach migotania światła, nie sformułowano jednoznacznej opinii o odległościach bezpiecznych i wpływie hałasu na zdrowie?

Dlaczego nie zrobiono niczego, żeby zrealizować sejmowy postulat PiS sprzed 2016 r., który domagał się wprowadzenia przepisów zapewniających prawidłowe dokonywanie pomiaru hałasu wytwarzanego przez elektrownie wiatrowe?

Dlaczego zignorowano całkowicie pracę wykonaną przez Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego – Państwowy Zakład Higieny — zarówno stanowisko w sprawie minimalnej odległości elektrowni wiatrowych od domów w świetle analizy światowej literatury naukowej na temat oddziaływania wiatraków na dobrostan i zdrowie ludzi, jak i wykazu publikacji naukowych na ten temat (487 pozycji)? [16]

Najważniejszą kwestię określenia faktycznie nowej odległości minimalnej — dotykającej bezpośrednio praw i interesów dziesiątków tysięcy „zwykłych ludzi” na wsi — potraktowano jako marginalny dodatek do decyzji politycznej dotyczącej planu błyskawicznej rozbudowy energetyki wiatrowej na lądzie w Polsce.

Pod koniec 2017 r./na początku 2018 r. zamknięto otwartą debatę naukową na ten temat. Rozwiązanie problemu minimalnej odległości znalazło się w rękach ministerstwa rozwoju a nie ministerstw merytorycznie właściwych w tej kwestii, czyli środowiska i zdrowia.

Ministerstwo Rozwoju, kierując się przesłankami „odblokowania założonej ilości gigawatów energii z wiatru”, czyli zapewnienia przestrzeni pod farmy wiatrowe na polskiej wsi, uznało za optymalną minimalną odległość 500 m od domów mieszkańców wsi. Zakończeniem tego procesu było uzyskanie ekspertyzy od prywatnej firmy, która wygrała przetarg na usługi doradczo-konsultacyjne w tym zakresie i która dostarczyła uzasadnienie dla odległości 500 m preferowanej przez Ministerstwo Rozwoju. Papier zniesie wszystko, zwłaszcza jeśli efekt jest z góry znany.

„Ostatnim spotkaniem ekspertów-naukowców z udziałem niezależnych eskpertów niewspółpracujących z branżą wiatrową było zebranie Komitetu Akustyki PAN, które odbyło się pod koniec listopada 2017 r.

W dniu 1 czerwca 2020 r. Ministerstwo Rozwoju ogłosiło przetarg na przygotowanie raportu oraz usługi-doradczo konsultacyjne w zakresie określania stopnia oddziaływań elektrowni wiatrowych na ludzi oraz warunków ich lokowania w sąsiedztwie zabudowy mieszkaniowej. [17]

W dniu 26 września 2020 r. Jadwiga Emilewicz (od listopada 2019 minister rozwoju, a od kwietnia 2020 roku także wicepremier) wskazała na minimalną odległość 500 m od domów jako najwłaściwszą: „Zamówiliśmy też opracowanie nt. skutków oddziaływania wiatraków, tak abyśmy mogli wyznaczyć tę graniczną linię, której nie będzie można przekroczyć. Wydaje się, że tą nieprzekraczalną linią jest 500 metrów.”. [18]

Owocem tej polityki rządu PiS będzie to, że ludzie sprzeciwiający się lokalizacji wiatraków w najbliższej odległości od ich domów, dowiedzą się od urzędników państwowych i sędziów administracyjnych, że cierpią na irracjonalną „fobię wiatrakową”. A lekarze, do których będą zgłaszali się sąsiedzi przemysłowych wiatraków z objawami braku snu czy innych dolegliwości, nie będą wiedzieli, co tym ludziom dolega i jak im pomóc. Takie sytuacje, dobrze znane sąsiadom wiatraków na całym świecie, będą miały miejsce coraz częściej w Polsce.

Rząd premiera Morawieckiego musi zdawać sobie sprawę z tego, że ponowne wypuszczenie na świat wiatrakowego dżina będzie odebrane, jako wszczęcie kolejnego konfliktu społecznego z własnym społeczeństwem i opowiedzenie się po stronie chciwości, pazerności i kłamstw. Stosunek do elektrowni wiatrowych zawsze jest testem uczciwości i mądrości rządzących. Niestety obecny rząd oblał ten test koncertowo.

Ciąg dalszy nastąpi …

Redakcja stopwiatrakom.eu

Przypisy:

(1) https://biznes.interia.pl/gospodarka/news-energia-z-wiatru-ma-wrocic-na-lad,nId,5156466

(2) „Rząd uchyla furtkę. Wiatraki wracają na ląd”, wnp.pl, 13.04.2021 - https://www.wnp.pl/budownictwo/rzad-uchyla-furtke-wiatraki-wracaja-na-lad,461891.html

(3) Ustawa z 20 maja 2016 r. o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych (Dz. U. z 2016 r. poz. 961)

(4) https://www.cnbc.com/2019/02/21/wind-suffers-tough-year-in-europe-12-nations-failed-to-install-turbine.html?utm_source=CCNet+Newsletter&utm_campaign=fcea86f0ac-EMAIL_CAMPAIGN_2019_02_25_02_22&utm_medium=email&utm_term=0_fe4b2f45ef-fcea86f0ac-20168865

(5) https://www.iwr.de/news/windausbau-in-deutschland-tendiert-gegen-null-news36086

(6) https://www.eike-klima-energie.eu/2021/04/06/allstedt-in-niedersachsen-abbau-von-windanlagen-nach-auslauf-der-foerderung/

(7) https://www.energieverite.com/post/communique-de-presse-en-réponse-a-la-lettre-au-président-de-la-republique-des-promoteurs-éolien (26.10.2020) 

(8) https://www.handelsblatt.com/unternehmen/energie/erneuerbare-energien-cdu-energieexperte-fordert-bundesweite-abstandsregelung-fuer-windkraft/24356604.html?share=fb&fbclid=IwAR0adpZa444YzjJgkaUrUEyIm88znqMayxtUrl6At4l3tJFWumPchuYD0&ticket=ST-2474523-cPROn3H4XsDgvY2gQMe4-ap6  (19.05.2019)

(9) Sprawa ta jest szeroko opisana w literaturze naukowej wskazanej w bibliografii Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego – Państwowego Zakładu Higieny, z którą zainteresowani urzędnicy państwowi powinni być dobrze obeznani.

(10) https://www.courts.ie/acc/alfresco/f0d807dc-b302-47c1-b2f6-8a93e73c4c1b/2019_IESC_90_1.pdf/pdf#view=fitH

(11) Aodhan O’Faolain, „Siblings who became ill next to wind farm settle case”, The Irish Times, 25.02.2020 — https://www.irishtimes.com/business/energy-and-resources/siblings-who-became-ill-next-to-wind-farm-settle-case-1.4184636

(12) https://www.windwahn.com/karte-der-buergerinitiativen/

(13) Raport NIK o elektrowniach wiatrowych — https://www.nik.gov.pl/aktualnosci/nik-o-elektrowniach-wiatrowych.html; NIK o lokalizacji i budowie lądowych farm wiatrowych (26.04.2016 r.) - https://www.nik.gov.pl/aktualnosci/nik-o-lokalizacji-i-budowie-ladowych-farm-wiatrowych.html

(14) Maria Bednarek –Szczepańska, Instytut Geografii i Przestrzennego Zagospodarowania PAN, „Energetyka wiatrowa jako przedmiot konfliktów lokalizacyjnych w Polsce” — https://www.min-pan.krakow.pl/pliki/czasopisma/polityka%20energetyczna/PE2016/04-05-bEDNAREK-sZCZEPANSKA.pdf (dostęp maj 2017 r.)

(15) https://wattsupwiththat.com/2021/03/20/the-contradictory-green-policies-to-limit-co2-emissions/

(16) Wykaz publikacji naukowych stanowiący załącznik do Stanowiska Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego – Państwowego Zakładu Higieny w sprawie lokalizacji farm wiatrowych (marzec 2016 r.) — http://www.pzh.gov.pl/stanowisko-narodowego-instytutu-zdrowia-publicznego-panstwowego-zakladu-higieny-w-sprawie-farm-wiatrowych/  

(17) https://biznesalert.pl/ustawa-odleglosciowa-badanie-wplyw-na-czlowieka-energetyka-onshore-oze/ (1 czerwca 2020 r.)

(18) https://wpolityce.pl/polityka/519285-emilewicz-odchodzi-z-porozumienia-pozostaje-w-klubie-pis

 


Wszechobecna propaganda klimatyczna w mediach głównego nurtu oparta jest o kilka mitów, które są nieustannie promowane wbrew oczywistym faktom i elementarnej wiedzy naukowej, zwłaszcza mit o szkodliwości dwutlenku węgla i jego szczególnej roli gazu cieplarnianego. Poglądy przeciwne i poddające w wątpliwość „ustaloną naukę o klimacie” są zaciekle eliminowane z obiegu publicznego, wszystko po to, by nie dopuścić do powstania nawet najmniejszych wątpliwości wśród polityków, dziennikarzy i wyborców, a już szczególnie dzieci i młodzieży w wieku szkolnym. W ten sposób bełkot klimatyczny rozlewa się po infosferze publicznej i uniemożliwia rzetelną debatę o przyczynach, skutkach i kosztach „walki z klimatem”. Skala manipulacji i dezinformacji jest na tyle duża, że konieczne jest posługiwanie się zupełnie innymi pojęciami umożliwiającymi prawidłowe nazwanie rzeczywistości bez jej przeinaczania. Prawda sama się nie obroni i wymaga codziennej pracy a zwłaszcza posługiwania się innym językiem niż klimatyczni histerycy i naciągacze. Dlatego misją naszego portalu jest obrona prawdy naukowej i polskich interesów politycznych oraz gospodarczych w czasach inwazji post-prawd, kłamstw i przeinaczeń.

 

Wszystkim naszym darczyńcom serdecznie dziękujemy. Portal utrzymuje się wyłącznie z prywatnych datków i nie korzystamy z żadnych publicznych pieniędzy. Takie finansowanie gwarantuje nam pełną niezależność a Czytelnikom publikacje, których nie znajdziecie nigdzie indziej. Prosimy o wpłaty na konto w PKO BP SA: 53 1020 2791 0000 7102 0316 5867

Tytuł wpłaty: "Darowizna na stopwiatrakom.eu"

Dziękujemy Państwu za życzliwe wsparcie!