Wiadomości po angielsku
Nasze obrazy
Badania i dokumenty
Każda forma energetyki powoduje pewne uciążliwości dla otoczenia, z czego wynika zagrożenie roszczeniami zgłaszanymi m.in. przez ludzi mieszkających w pobliżu instalacji energetycznych. Generalnie nikt nie kwestionuje, że koszty ewentualnych odszkodowań należy doliczać do kosztów działalności gospodarczej, która rodzi takie szkody lub uciążliwości.
Jak zawsze w przypadku przemysłowej energetyki wiatrowej, i w tej dziedzinie podejmuje się karkołomne wysiłki, by zaprzeczyć zarówno istnieniu, jak i rzeczywistej skali potencjalnych zobowiązań odszkodowawczych obciążających bilanse firm wiatrakowych. Przy gwałtownie rosnącej liczbie osób żyjących w bezpośrednim sąsiedztwie tych „rozproszonych źródeł energii”, coraz ważniejsze staje się zablokowanie możliwości roszczeń z tytułu uciążliwości powodowanych przez turbiny wiatrowe.
Pierwszy z niżej cytowanych tekstów wskazuje, że sama branża aktywnie zabezpiecza się przed tym zagrożeniem poprzez ukrywanie swojego majątku w sieci zależnych spółek. Paradoksalnie OECD i Unia Europejska starają się obecnie przeciwdziałać właśnie takim nielegalnym praktykom, w przypadkach kiedy umożliwiają one unikanie zobowiązań publicznych, czyli ucieczkę przed podatkami.
BRYTYJSKI PROJEKT USTAWY W SPRAWIE ODPOWIEDZIALNOŚCI FINANSOWEJ FARM WIATROWYCH
Pod koniec lipca w parlamencie brytyjskim nastąpiło pierwsze czytanie projektu ustawy zgłoszonego przez posła Davida Davisa. Przewiduje on regulacje mające zapobiec unikaniu potencjalnej odpowiedzialności operatorów farm wiatrowych z tytułu m.in. powodowania uciążliwości publicznych (ang. „public nuisance”) i innych kosztów związanych z tą działalnością (koszty demontażu urządzeń) [1].
Cytujemy fragmenty wystąpienia Davisa w Izbie Gmin. Śródtytuły pochodzą od redakcji.
Farmy wiatrowe są przedmiotem kontrowersji. Niektórzy argumentują żarliwie, że stanowią one wielkie dobro publiczne i rozwiązanie problemu globalnego ocieplenia, podczas gdy inni z równą pasją dowodzą, że jest to tylko marnotrawienie pieniędzy. Proponowana ustawa nie zajmuje stanowiska w tej debacie. Dotyczy wyłącznie pewnego wąsko zdefiniowanego aspektu interesu publicznego. Mianowicie nakłada na operatorów farm wiatrowych, którzy otrzymują (łącznie) 797 milionów funtów (tj. ponad 4,5 miliarda złotych) subsydiów publicznych każdego roku, obowiązek takiego zorganizowania swoich spraw, aby byli oni w stanie ponosić koszty wynikające z uciążliwości doświadczanych przez ludzi mieszkających w pobliżu farm wiatrowych.
NORMY BRYTYJSKIE DWUKROTNIE WYŻSZE NIŻ ZALECENIA WHO
W 1995 r. w celu zapobieżenia zakłóceniom snu Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) zaleciła, by hałas niskiej częstotliwości nie przekraczał 30 decybeli. Jednak w 1996 r. rządowa jednostka wspierania technologii energetycznych (Energy Technology Support Unit – ETSU) określiła maksymalny poziom hałasu z turbin wiatrowych na 43 decybele. To jest ogromna różnica; na skali logarytmicznej limit hałasu ustalony przez ETSU jest prawie dwukrotnie wyższy niż zalecenie WHO (Uwaga redakcji: w istocie oznacza to, że limit ustalono na poziomie wielokrotnie wyższym niż zalecenia WHO). Normy ETSU obowiązują do dzisiaj.
W ciągu ostatnich pięciu lat ani jeden wniosek inwestorski (ang. „planning application”) nie został odrzucony z przyczyn związanych z hałasem. Tymczasem odnotowano 600 incydentów dotyczących hałasu powodowanego przez farmy wiatrowe. Większość skarg społecznych jest skutkiem zjawiska modulacji amplitudy, odbieranego jako nieznośny ciągły dudniący lub świszczący dźwięk, o którym regularnie donoszą osoby zamieszkujące w pobliżu farm wiatrowych.
Liczne badania wykazują, że zakłócenia snu występują nawet w odległości ponad 1 km od turbin. Tymczasem normy ETSU zezwalają na lokowanie turbin już 600 metrów od nieruchomości mieszkalnych. Spółki wiatrakowe doskonale zdają sobie z sprawę z tego problemu, szczególnie od czasu powództwa, które pani Jane Davis wytoczyła farmie wiatrowej znajdującej się w pobliżu jej domu z powodu dokuczliwości hałasu. Sprawa skończyła się ugodą pozasądową, która obejmowała zobowiązanie do zachowania szczegółów ugody w poufności. Mówi się jednak, że ugoda przewidywała płatność rzędu 2 milionów funtów (prawie 12 milionów złotych).
SPÓŁKI WIATRAKOWE UKRYWAJĄ MAJĄTEK, ŻEBY UNIKNĄĆ ROSZCZEŃ
Od czasu tej sprawy branża podjęła szereg wątpliwych moralnie kroków w celu zablokowania całkowicie uzasadnionych roszczeń z tytułu uciążliwości. Najczęściej stosowana kombinacja polega na posłużeniu się „spółką fasadową”. Spółka dominująca udziela pożyczki specjalnie założonej spółce zależnej na zbudowanie farmy wiatrowej, a następnie przekazuje jej kontrolę nad eksploatacją farmy. Bilans jednostki zależnej wykazuje rzeczowe składniki aktywów. Jednak wartość tych aktywów jest mniejsza niż bardzo duża kwota pożyczki od spółki dominującej, co daje przewagę zobowiązań. Zyski z produkcji energii i duże kwoty dotacji publicznych są odprowadzane do spółki dominującej. Spółka zależna funkcjonuje jako „finansowa wydmuszka”, która posiada bardzo niewiele płynnych aktywów i której zobowiązania ogółem są większe niż aktywa. W ten sposób uniemożliwia się sądowe dochodzenie roszczeń od farmy wiatrowej, bowiem po prostu farma ta nie posiada żadnego majątku. Skoro takie spółki mają ujemne aktywa netto, nawet w drodze ich likwidacji nie można uzyskać żadnych środków pieniężnych na zapłatę roszczeń lub kosztów sądowych.
FAŁSZYWE ZAPEWNIENIA, ZNISZCZONE ŻYCIE I MIĘDZYNARODOWY KONCERN O MILIARDOWYCH OBROTACH
Jeden z moich wyborców kupił dom, aby cieszyć się wraz z żoną spokojnym życiem na emeryturze. Mieszkał tam przez ponad 10 lat, kiedy w pobliżu jego domu zbudowano farmę wiatrową składającą się z 10 turbin. Najbliższy wiatrak znajduje się niewiele ponad 600 metrów od jego domu. Na etapie zatwierdzania inwestycji zapewniano go, że farma wiatrowa nie będzie go niepokoić. Tymczasem cierpi on katusze z powodu stałego hałasu i migotania cienia powodowanego przez łopaty wirnika. W efekcie jego dom nie nadaje się prawie do zamieszkania. Hałas niskiej częstotliwości z łatwością przenika przez okna z podwójną szybą. Aby móc zasnąć, para zmuszona była przenieść sypialnię do innego pomieszczenia. Mimo to narażenie na ciągły hałas farmy wiatrowej odbiło się niekorzystnie na zdrowiu żony. Występuje u niej kołatanie serca, a jej lekarz przepisuje jej stale antydepresanty.
Mój wyborca, obawiając się, że nie ma już szans na spokojną starość a jego dom stracił kompletnie na wartości, podjął próbę wystąpienia z roszczeniem za doznawane uciążliwości wobec operatorów farmy wiatrowej, wykorzystując w tym celu posiadane ubezpieczenie od kosztów prawnych. Chociaż prawdopodobnie wygrałby przed sądem, majątek spółki wiatrakowej zorganizowany był tak, że nie było realnych szans na uzyskanie odszkodowania ani na zwrot kosztów postępowania sądowego. W związku z tym ubezpieczyciel odmówił pokrycia kosztów tego postępowania, co jest zresztą zrozumiałe.
Doszło do tego w sytuacji, kiedy faktycznym właścicielem tejże farmy wiatrowej jest AES, międzynarodowy koncern o wielomiliardowych obrotach, który prowadzi działalność częściowo w sektorze OZE, ale głównie w sektorze węgla i gazu. Dyrektor generalny AES otrzymał w zeszłym roku wynagrodzenie w kwocie 8,4 miliona dolarów. AES groteskowo chwali się w swoim dorocznym raporcie, że jest „najbardziej etyczną firmą świata”.
PRAKTYKA SPOTYKANA W CAŁYM KRAJU
W swojej hipokryzji ta firma nie jest wyjątkowa. W marcu zwróciłem uwagę na te oszukańcze praktyki spółce Falck Renewables, która ma być operatorem farmy wiatrowej planowanej w pobliżu miejscowości, w której sam zamieszkuję, w moim okręgu wyborczym. Zapytałem, czy mają zamiar postąpić w podobny sposób. Nie dostałem żadnej odpowiedzi.
Moi wyborcy nie mają możliwości odzyskania spokojnego życia, którego szukali przeprowadzając się na wieś w Yorkshire. Nie mogą ani sprzedać swojego domu, ani uzyskać finansowej rekompensaty, dzięki której mogliby się wyprowadzić. Są więc skazani na obecną niedolę.
Chodzi tutaj o bardzo prostą rzecz. Przypadek moich wyborców odzwierciedla sytuację, która powtarza się wzdłuż i wszerz naszego kraju. Spółki wiatrakowe muszą posiadać odpowiedni kapitał tak, aby ewentualne powództwa ze strony osób, których życie legło w ruinach, miały racjonalne szanse zaspokojenia.
Hałas nie jest oczywiście jedynym źródłem uciążliwości. Kiedy słońce znajduje się nisko za turbiną wiatrową, wiatraki powodują „efekt stroboskopowy”, który może zagrażać zdrowiu i dobrostanowi ludzi. Podnoszone są też obawy, że niektóre z farm wiatrowych mogą zostać porzucone po zakończeniu ich eksploatacji. Skutkiem tego będzie degradacja krajobrazu, tym razem już bezterminowa.
Proste rozwiązanie, które proponuję w tym projekcie ustawy, przewiduje zobowiązanie spółek eksploatujących farmy wiatrowe do dysponowania dostateczną kwotą środków pieniężnych na wypadek wniesienia sprawy sądowej w dowolnym czasie. Dodatkowo spółki te miałyby obowiązek wpłacenia kaucji (ang. „financial Bond”) – uzyskania gwarancji lub polisy ubezpieczeniowej – jako zabezpieczenia potencjalnych zobowiązań, w tym z tytułu uciążliwości i kosztów końcowej likwidacji elektrowni.
Każda farma wiatrowa, która nie spełni tego wymogu, powinna utracić prawo do pobierania subsydiów publicznych, które, jak powiedziałem, wyniosły łącznie dla całej branży wiatrakowej 797 milionów funtów w ciągu jednego roku.
Zapewni to poszkodowanym obywatelom racjonalne możliwości dochodzenia swoich roszczeń, a jednocześnie – co równie istotne – będzie silną zachętą dla spółek wiatrakowych do eksploatowania farm wiatrowych w taki sposób, aby nie powodować uciążliwości, które są niekiedy przyczyną ogromnych cierpień ludzi. Oznacza to także, że w momencie likwidacji turbin dostępne będą środki finansowe lub polisa ubezpieczeniowa pokrywająca koszt usunięcia farmy wiatrowej. Unikniemy sytuacji, kiedy rachunkiem za likwidację farm obciążone zostaną gminy.
Niezależnie od tego, jak zapatrujemy się na lądową energetykę wiatrową, od firm otrzymujących subsydia publiczne powinniśmy wymagać, by wypełniały swoje obowiązki wobec społeczeństwa. Niniejsza inicjatywa ustawodawcza ma na celu zapewnienie, że będzie można faktycznie pociągać do odpowiedzialności wielkie spółki wiatrakowe, kiedy wina leży po ich stronie, a interes mieszkańców będzie chroniony w należyty sposób.
Poseł David Davis
A KIEDY PRZESTAŁO SIĘ IM OPŁACAĆ…
Kalifornia: ślady po Zielonych inwestorach z lat 70tych
Hawaje dzisiaj. Czy polski krajobraz za kilkanaście lat?
Źródło obu zdjęć: stopthesethings.com
AUSTRALIJSKI SENATOR OSTRZEGA RZĄD STANU WIKTORII PRZED PRZYSZŁYMI ROSZCZENAMI ODSZKODOWAWCZYMI
Biuro prasowe australijskiego senatora Johna Madigana opublikowało ostatnio komunikat dla mediów pt. „Mapa drogowa dla energii odnawialnej może prowadzić do sądu” [2].
Oto treść komunikatu w naszym tłumaczeniu:
Senator John Madigan, niezależny senator reprezentujący stan Wiktoria, ostrzegł dzisiaj premiera rządu Wiktorii Daniela Andrewsa, że jego agresywna i nacechowana ideologią kampania wspierania farm wiatrowych może narazić stan Wiktoria na masowe roszczenia prawne.
Senator Madigan, do niedawna przewodniczący senackiej komisji, która przeprowadziła gruntowne badanie zagadnienia farm wiatrowych, wysłał do Premiera list, w którym stwierdził, że stanowy Wydział Planowania zawiódł zaufanie mieszkańców regionu.
„Jeżeli obecne procedury i uregulowania nie zostaną udoskonalane, zamiar Premiera, by przyciągnąć inwestycje wiatrakowe do Wiktorii, może narazić stan na przyszłe roszczenia odszkodowawcze z tytułu uciążliwości doznawanych przez osoby cierpiące na zaburzenia zdrowia na skutek takich inwestycji”, stwierdził Senator Madigan.
„W sytuacji, gdy istnieje uzasadnione prawdopodobieństwo powstania szkody, prawo nakłada na stan Wiktoria obowiązek działania w rozważny sposób, tak aby uniknąć tej szkody.
Jeżeli stan Wiktoria tak nie postąpi, zobowiązany będzie do naprawienia szkody wyrządzonej osobom dotkniętym oddziaływaniem przemysłowych turbin wiatrowych. Stanowy rząd Andrewsa znajduje się dokładnie w takiej sytuacji.”
Senator Madigan powiedział, że niedawne dochodzenie senackie w sprawie farm wiatrowych było jednym z najbardziej szczegółowych badań zrealizowanych kiedykolwiek w tej kwestii. Komisja otrzymała uwagi i komentarze od dziesiątków mieszkańców i gmin z Wiktorii.
„W przedstawionych uwagach wyrażono zdecydowany brak zaufania do adekwatności norm hałasu dla farm wiatrowych i ich faktycznego egzekwowania, a także generalnie wobec sposobu regulacji i nadzoru (ang. regulatory governance) nad farmami wiatrowymi”, powiedział Senator Madigan.
„Gminy ze stanu Wiktoria zgłosiły także poważne obawy i brak wiary we własne możliwości administrowania decyzjami dopuszczającymi lokowanie farm wiatrowych i egzekwowania ich zapisów.
Wyższy urzędnik Wydziału Planowania stanu Wiktoria nie był w stanie przedstawić uzasadnienia, dlaczego Rząd Wiktorii zredukował [niedawno] minimalną odległość od siedlisk ludzi do jednego kilometra, niezgodnie z wytycznymi Narodowej Rady Zdrowia i Badań Naukowych, ani też nawet w jaki sposób Rząd Wiktorii doszedł do podjęcia decyzji w sprawie zmniejszenia odległości minimalnej.”
Senator Madigan stwierdził, że docenia potrzebę prowadzenia przez wszystkie rządy stanowe polityki, która stwarza możliwości rozwoju dla czystej energetyki.
„Ale bądźmy szczerzy – energia odnawialna ma wiele form, nie pochodzi tylko z wiatru. Odebraliśmy dotacje przemysłowi samochodowemu, który zatrudnia 40 tysięcy Australijczyków. Wciąż jednak pompujemy pieniądze w przemysłową energetykę wiatrową, która nie jest ani wydajna, ani efektywna ekonomicznie. Nie da się oprzeć produkcji fabryki na energii z turbiny wiatrowej.
Mam nadzieję, że stanowy cel zwiększenia udziału energii odnawialnych nie oznacza, że odbiorcy elektryczności w stanie Wiktoria będą zmuszeni dwukrotnie zapłacić ukryty podatek na sfinansowanie tego celu.”
PRZYPISY:
[1] http://www.publications.parliament.uk/pa/cm201516/cmhansrd/cm150721/debtext/150721-0001.htm#1507212500200
[2] Senator John Madigan, Media Releases: Renewable energy roadmap could lead to court”, 21 sierpnia 2015 r.,
http://www.johnmadigan.com.au/media-releases/2015/8/21/renewable-energy-roadmap-could-lead-to-court