Wiadomości po angielsku
Nasze obrazy
Badania i dokumenty
Niedawny artykuł na amerykańskim blogu Real Clear Energy podlicza skalę obciążenia, jakie dla podatników i konsumentów w USA stanowi bezpośrednie i pośrednie subsydiowanie gwałtownej rozbudowy instalacji OZE. Pieniądze te płyną do kieszeni wielkiego biznesu i największych banków, które są rzeczywistymi beneficjentami „zielonej rewolucji”. Agresywne subsydiowanie instalacji OZE umożliwia „odnawialnym koncernom” wypychanie z rynku energii innych dostawców działających w oparciu o paliwa kopalne. Ekonomicznym efektem tej rewolucji będzie utrata szans rozwoju gospodarki amerykańskiej, jakie zapewniała tania i łatwo dostępna energia. Mówiąc brutalnie, na droższej energii da się więcej zarobić. Dlatego tanie i pewne paliwa są zwalczane z taką zaciekłością przez rynki finansowe i zielonych ideologów.
Administracja prezydenta Donalda Trumpa oraz część amerykańskich stanów starają się zatrzymać ten proces. Paradoksalnym skutkiem wydatkowania ogromnych środków na subsydiowanie OZE jest konieczność subsydiowania „konwencjonalnej energetyki”. Identyczny proces obserwujemy też i w Polsce, gdzie nie trzeba by było tworzyć „rynku mocy”, zapewniającego minimalne utrzymanie dla konwencjonalnych elektrowni węglowych, gdyby nie subsydiowanie farm wiatrowych, których produkcja ma pierwszeństwo w zbyciu. W efekcie płacimy co najmniej podwójnie za to samo, gdyż energia musi być dostępna stale, a nie tylko gdy wiatr wieje wystarczająco mocno, by można było generować energię z wiatraków.
fot. Wiatraki w Hiszpanii - przylądek Ortegal. Źródło: Pixabay
„Aby umożliwić funkcjonowanie sektora OZE, Amerykanie wyłożą ponad 120 miliardów dol. w okresie od 2006 do 2029 roku w postaci dotacji bezpośrednich, tzw. kredytów podatkowych [ulga podatkowa odliczana od kwoty samego podatku; przedsiębiorca może odliczyć w ten sposób na przykład część poniesionych nakładów inwestycyjnych] oraz „tzw. mandates for generation and transmission” [chodzi o nałożenie zadań publicznych przez władze wyższego szczebla w systemie federalnym - w tym przypadku dotyczące obowiązku zapewnienia określonego udziału OZE w generacji i przesyłaniu energii elektrycznej; obowiązek taki może być skierowany także wobec podmiotów sektora prywatnego]. Zamiast przynosić korzyści podatnikom fundusze środki te zwiększą głównie zyski koncernów wytwórczych o wielomiliardowych aktywach i bankierów z Wall Street, którzy w zeszłym roku zainwestowali 55 miliardów dolarów, przy okazji zapewniając hojne datki dla „niedochodowych” organizacji popierających OZE w stolicach stanowych w całym USA (które następnie lobbują o jeszcze większe dotacje).
Największe sumy dopłat do OZE pochodzą z federalnego kredytu podatkowego z tytułu produkcji (PTC), który Kongres wprowadził w 1992 r. i przedłużył kolejny raz w grudniu zeszłego roku. Głównym beneficjentem ulg w ramach kredytu podatkowego PTC są wytwórcy elektryczności z wiatru. W sumie do 2029 roku koszt tej ulgi dla podatników wyniesie ponad 51 miliardów dol. — przy czym pieniądze te pójdą do spółek, których łączna wartość giełdowa przekracza 300 miliardów dol.
Swój udział w subsydiach będzie miał także sektor elektrowni fotowoltaicznych. Fakt, że energetyka słoneczna jest wysoce niewydajna, a produkcja elektryczności z tego źródła jest wyjątkowo droga, nie powstrzymało do rządu federalnego od przyznania tej branży kredytów podatkowych z tytułu inwestycji (ITC), których wartość przekroczy 25 miliardów dol.
Jednak zmuszanie Amerykanów, by płacili więcej za ich prąd nie jest wyłącznie priorytetem rządu federalnego. Administracje stanowe robią to samo. Teksas jest wiodącym producentem energii wiatrowej w kraju. Jednak większość z tysięcy elektrowni wiatrowych szpecących teksański krajobraz istnieje tylko dlatego, że Teksas zbudował linie przesyłowe. Te linie „CREZ” były niezbędne, ponieważ wiatr wieje najsilniej w zachodnim Teksasie, a większość Teksańczyków mieszka na wschodzie i na wybrzeżu. Przez ich szacunkowy okres użytkowania linie CREZ będą kosztować Teksańczyków około 19 miliardów dol. Hrabstwa i okręgi szkolne w Teksasie przyznały także farmom wiatrowym i słonecznym obniżki lokalnych podatków na kwotę ponad 3,5 miliarda dol.
Inne stany poszły śladem Teksasu przekazując pieniądze ciężko zarobione przez ich mieszkańców takim podmiotom jak NextEra (Florida Power and Light), BP (British Petroleum), czy EDF Renewables (Electricité de France). Większość stanów zrobiło to wprowadzając tzw. renewable portfolio standards (RPS), które nakazują zużycie określonego procenta elektryczności z OZE.
Przykładowo, stan Maryland podniósł wymagany udział OZE do 50% do roku 2030. Na przeciwnym wybrzeżu Kalifornia ma jeszcze bardziej ambitny cel, którym jest 100% „czystej energii” do 2045 r. Ze względu na wielkość kalifornijskiego rynku i bardzo dużą powierzchnię kraju przyjęty przez Kalifornię cel „wkrótce spowoduje wzrost kosztów i problemy z niezawodnością sieci [reliability issues] we wszystkich 13 stanach należących do zachodnio-amerykańskiego systemu sieci energetycznych Western Interconnection, ponieważ agresywna polityka Kalifornii podcina ceny elektrowni zapewniających pewne dostawy energii i spowoduje ich zniknięcie z rynku,” - według byłego członka parlamentu Kalifornii Chucka DeVore.
Odsłania to najbardziej niszczący skutek dotowania OZE. W chwili gdy Stany Zjednoczone odzyskały swoją gospodarczą wewnętrzną siłę, marginalizuje się źródła energii potrzebne do napędzania naszego wzrostu. [tekst napisany przed rozpoczęciem się pandemii Codvid-19 w USA]
Administracja Trumpa dostrzegła ten problem i odpowiednio zareagowała. Niedawno federalna komisja ds. regulacji energetyki (FERC) nakazała operatorowi północno-wschodniej sieci PJM określanie minimalnych ofert cenowych, jakie mogą składać wytwórcy OZE, aby uniemożliwić im wykorzystywanie subsydiów do podcinania cen ich konkurencji.
Uaktywniły się także administracje stanowe. Przykładowo, Ohio podjęło kroki w celu subsydiowania niektórych elektrowni nuklearnych i węglowych. W zeszłym roku Teksańczycy zapłacili ukryty podatek od elektryczności w wysokości 3,9 miliarda dol., nałożony przez teksański urząd ds. mediów publicznych, środki z którego idą bezpośrednio do wytwórców energii.
Innymi słowy, z powodu szkód spowodowanych przez 120 miliardów dol., które Amerykanie byli zmuszeni zapłacić branży OZE, będą oni teraz zmuszeni płacić miliardy na utrzymanie działalności tradycyjnych wytwórców energii.
Jest tylko jedna droga wyjścia z tego szaleństwa; Ameryka musi wyeliminować subsydia do OZE, zanim będziemy musieli płacić europejskie ceny za energię, jeździć w mini-samochodzikach w europejskim stylu i mieszkać jeden na drugim w mieszkaniach o europejskich wymiarach.
Jak udowodniła to polityka Trumpa i przejście w kierunku konkurencyjnych rynków elektryczności, rynki energii dobrze działają. Ameryka może być niezależna energetycznie, przy tanich i pewnych dostawach energii. Amerykanie muszą tylko przekonać naszych polityków o czymś, o czym reszta z nas już dobrze wie.” [1]
[Nasz komentarz] Światowa psychoza na puncie „zmian klimatu wywołanych przez człowieka” czy we wcześniejszej wersji „globalnego ocieplenia” poza elementami żałosnej komedii odstawianej przez niepełnosprawną intelektualnie panienkę z warkoczami ma też elementy poważne, które są starannie ukrywane przez ideologów klimatyzmu. Mowa tutaj oczywiście o kosztach całej tej operacji i zaangażowaniu globalnych korporacji oraz rynków finansowych w zwalczanie paliw kopalnych, jako źródeł energii i promowaniu kompletnie nieefektywnych i drogich „zielonych” źródeł energii.
Omawiany dzisiaj tekst o skutkach olbrzymiego, nawet jak na USA finansowania publicznego instalacji OZE, jasno pokazuje, że dotacje z amerykańskiego budżetu federalnego i budżetów stanowych są niezbędnym elementem „zielonej” gospodarki. Przepływy finansowe wygenerowane przy pomocy publicznych pieniędzy umożliwiają finansowanie inwestycji w instalacje OZE oraz ich późniejsze utrzymanie, bo z samej sprzedaży energii OZE nie są w stanie się utrzymać. Tak samo jest i w Europie, gdyż biznes OZE – wymyślony został, jako rynek finansowy – mający na celu wykreowanie przez rządy pustego pieniądza (dotacje i pożyczki finansowane długiem publicznym) dedykowane bankom i globalnym korporacjom, które w ten sposób finansują „zielone” inwestycje. Tylko w samej Europie w 2019 r. przeznaczono na finansowanie farm wiatrowych aż 19 mld euro, z czego 13 mld euro na budowę 10 GW wiatraków na lądzie. [2]
Na tym tle, także wyróżnia się Polska, która po zorganizowaniu w 2019 r. aukcji na dofinansowanie wiatraków na lądzie włączyła się w proces finansowania fałszywej „zielonej” ekonomii. To pokazuje, jak bardzo jesteśmy uzależnieni od globalnych rynków finansowych, że są one w stanie wymuszać na rządach – bez względu na opcje polityczne – działania w oczywisty sposób nieracjonalne a wręcz szkodliwe dla polskiej gospodarki, środowiska i ludzi. Polityka klimatyczna, cokolwiek by o niej nie napisać, nie przynosi żadnych korzyści środowisku, a jedynie zapewnia przychody rynkom finansowym i jest dla osób biorącym udział w tym procederze źródłem łatwego zarobku. Pozdrowienia dla Ala Gore’a.
Tłumaczenie, opracowanie i komentarz
Redakcja stopwiatrakom.eu
Źródło:
[1] Bill Peacock, „Renewable Subsidies Leading America Toward European-Style Energy Poverty”, Real Clear Energy, publ. z dn. 03.03.2020 r.- https://www.realclearenergy.org/articles/2020/03/03/renewable_subsidies_leading_america_toward_european-style_energy_poverty_485787.html
[2] https://windeurope.org/newsroom/press-releases/windeurope-financing-and-investment-trends-onshore-wind-gets-strong-support-as-europe-raises-e13bn-for-financing-of-new-onshore-projects-in-2019/ - publ. z dn. 07.04.2020 r.