Opublikowano: 26 marzec 2020
Wielka Brytania wraca do dotowania lądowych farm wiatrowych. Brytyjski analityk wyjaśnia kolejny etap gry o dotacje dla „najtańszej energii” na stałe uzależnionej od miliardowych subsydiów ze środków publicznych

Jak przypomina brytyjski analityk OZE John Constable [1], tylko na podstawie jednego zarządzenia Renewables Obligation Order (zarządzenia o zobowiązaniach w zakresie odnawialnych źródeł energii) od 2002 r. producenci energii elektrycznej ze źródeł odnawialnych w Wielkiej Brytanii otrzymali dotacje w wysokości 38 mld funtów (ok. 190 mld złotych). Największym beneficjentem tych dotacji jest energetyka wiatrowa: 10 mld funtów przekazano operatorom lądowych farmom wiatrowym, a 12 mld funtów - operatorom farm morskich. Całkiem sporo, jak na „darmową” energię z wiatru.

W chwili obecnej wszystkie dotacje do OZE w Wielkiej Brytanii pochłaniają rocznie 10 mld funtów, przy czym koszty te mają dalej wzrastać do 12 mld funtów rocznie do połowy obecnej dekady, a następnie teoretycznie powinny spadać, kiedy zaczną wygasać uprawnienia do publicznych zasiłków wynikające z wcześniejszych aktów prawnych. W konsekwencji energetyka wiatrowa zanotowałaby spadek wsparcia ze źródeł publicznych.

no money 2070384 1280

fot. Pixabay

Innym kluczowym wskaźnikiem ilustrującym konsekwencje finansowe obecności OZE w brytyjskim systemie energetycznym są koszty bilansowania sieci energetycznej w tym kraju. [2] W epoce „przed OZE” koszt ten wynosił 367 mln funtów rocznie. Natomiast w 2019 r. było to już 1,5 mld funtów. W 2017 r. brytyjski resort skarbu (odpowiednik polskiego Ministerstwa Finansów), w obawie przed niekontrolowanym wzrostem kosztów dotowania OZE, zażądał zamknięcia dostępu do istniejących mechanizmów wsparcia dla nowych producentów energii z OZE, a także wprowadzenia moratorium na tworzenie nowych programów dotacyjnych.

Rok wcześniej rząd Davida Camerona wypełniając obietnicę wyborczą ogłosił koniec dotacji dla „szpetnych” lądowych farm wiatrowych. Decyzje te przełożyły się natychmiast na poziom nowych inwestycji w farmy wiatrowe na lądzie, które praktycznie zamarły — co pokazało wysoki stopień uzależnienia energetyki wiatrowej od subsydiów publicznych i gwarancji rządowych. Na przykład w zeszłym roku w całej Wielkiej Brytanii uruchomiono jedynie 23 farmy wiatrowe - w porównaniu do 405 w 2014 r. [3]

Na początku marca 2020 r. rząd Borysa Johnsona zniósł jednak 4-letni zakaz subsydiowania lądowych farm wiatrowych. Według informacji gazety „The Telegraph”, w tej chwili aż 86 nowych inwestycji wiatrakowych otrzymało już pozwolenia na budowę, przy czym aż 74 z nich ma powstać w Szkocji, gdzie lokalny rząd forsuje rozwój energetyki wiatrowej od lat, a tylko jedna na terenie Anglii. [3]

Paradoksalnie, w momencie kiedy ogłasza się przywrócenie dotacji dla farm wiatrowych, jednocześnie rząd brytyjski twierdzi, a brytyjskie media chętnie powtarzają, że: „Przewiduje się, że cena elektryczności farm lądowych będzie konkurencyjna w stosunku do energii dostarczanej przez farmy morskie, stając się tym samym najtańszym nowym źródłem energii w Wielkiej Brytanii i zapewniając odbiorcom energii niższe rachunki za prąd”. [3]

W świecie energetyki odnawialnej wszystko jest na opak

Jak pisze dr Constable, trzeba jednak pamiętać, że: „W świecie energetyki odnawialnej nic nie jest tym, czym wydaje się być. „Przyjazne dla środowiska” okazuje się dewastować świat przyrody. „Lokalne poparcie” odnajdujemy gdzieś daleko. „Trwałe i zrównoważone” [sustainable] jest, jakkolwiek dziwnie to brzmi, krótkotrwałe i nieopłacalne. „Bezpieczne” oznacza faktycznie brak pewności dostaw. Miłość to nienawiść, czarne jest białe, a „Zielone” oznacza ciemnobrązowe” (…)

Energia z wiatru i słońca jest energią o bardzo niskiej jakości [very low-grade energy], przypomina pod tym względem rozproszone ciepło [random heat], i wymaga potężnego i ogromnie kosztownego przystosowania zanim wytworzona z niej energia elektryczna będzie w stanie zasilać nowoczesną gospodarkę. Stąd ze swej istoty jest kosztowna. To wyjaśnia, dlaczego koszty nakładów inwestycyjnych [capital costs] nie zmniejszyły się znacząco, jeśli w ogóle, z upływem czasu, a także dlaczego tak kosztowne jest bilansowanie sieci energetycznej przy obecności OZE.

Z punktu widzenia ekonomiki tych inwestycji, istotny jest koszt nakładów kapitałowych. Dane pochodzące ze zbadanych sprawozdań finansowych dowodzą, że zarówno lądowa, jak i morska energetyka wiatrowa jest w dalszym ciągu dużo droższa od jednostek produkujących elektryczność ze źródeł konwencjonalnych. Koszt nakładów kapitałowych na lądową farmę wiatrową nie uległ zmianie od 2011 roku i wynosi ok. 1,5 miliona funtów na megawat. Turbina gazowa o cyklu łączonym (CCGT) kosztuje połowę tego a jej produktywność jest dwa razy wyższa. Analogiczne koszty w przypadku morskiej farmy wiatrowej spadły nieco, ale w dalszym ciągu kształtują się na poziomie 3 milionów funtów za megawat.

Tak więc OZE potrzebują subsydiów, ale rząd na razie nie ma na to ochoty. Na szczęście dla branży przychody z istniejących dotacji są tak duże, że zapewniają jej przetrwanie na krótką metę. Hasło, że jej koszty spadły spełnia rolę „przynęty” lub „haczyka”.

Niskie ceny dofinansowania na aukcjach OZE to pułapka dla rządu

W ostatnim okresie w aukcjach na tzw. „kontrakty różnicowe” (Contracts for Difference) operatorzy farm wiatrowych, szczególnie morskich, zgłaszali oferty poniżej progu opłacalności produkcji. [4] Takie jest też źródło nierealistycznie niskich cen za energię pochodzącą z farm lądowych, na jakie powołuje się teraz rząd Johnsona. Constable wskazuje, że: „pomimo ich nazwy, kontrakty różnicowe nie są faktycznie wiążącymi kontraktami terminowymi futures. Branża traktuje je jako tanią formę nabycia praw (opcji) [do sprzedaży energii elektrycznej], a także źródło pozytywnego pijaru, zapewniające korzystną pozycję rynkową.”

Później przyjdzie „zamiana”, dokładnie tak jak w technice sprzedaży, kiedy klienta przyciąga się atrakcyjnym, ale faktycznie niedostępnym towarem, aby później sprzedać mu coś znacznie droższego. Kiedy rząd już głęboko zaangażuje się w budowę przyszłości opartej na energetyce wiatrowej, „branża poprosi o nowe subsydia wspierające jej dochody, albo o podatek węglowy, albo by rząd wywarł presję na komercyjnych odbiorców lub podmioty państwowe, by zawierali długoterminowe umowy o zakup energii po wysokich stawkach rynkowych.

Według Constable’a, „taki wydaje się być plan branży wiatrakowej i to jest bardzo dobry plan, z ich punktu widzenia. Ale dlaczego rząd włącza się do tej gry? Korzyści na krótką metę wynikające z zaspokojenia żądań zwolenników Grety Thunberg są błahe — w porównania do zagrożeń. To jest zła polityka, ponieważ społeczeństwo generalnie nie przepada za lądowymi farmami wiatrowymi, a także zły pomysł na gospodarkę, ponieważ wysokie ceny energii elektrycznej wykluczają sukces kraju po Brexicie.

logo stop wiatrakom mini[Nasz komentarz] Subsydia, dotacje, rekompensaty, wsparcie, aukcje na dofinansowanie, to zaledwie kilka wybranych określeń, które doskonale opisują energetykę wiatrową widzianą od tej prawdziwej strony – pieniędzy. Dodajmy, publicznych pieniędzy, gdyż bez rządowego wsparcia ten rodzaj energetyki po prostu nie istnieje. Rację ma John Constable pisząc, że: „W świecie energetyki odnawialnej nic nie jest tym, czym wydaje się być. „Przyjazne dla środowiska” okazuje się dewastować świat przyrody (…)”. Hipokryzja i ukrywanie prawdziwych zamiarów jest nieodłączną cechą „zielonej” energetyki, gdyż tylko w ten sposób można zrealizować plany ekspansji bez społecznej zgody na budowę i bez aprobaty dla nieustających podwyżek cen energii elektrycznej. Stąd tak bardzo nachalna jest propaganda o „gwałtownych zmianach klimatu” czy „katastrofie klimatycznej”, gdyż tylko poprzez kampanię sączenia strachu da się przekonać polityków do wysupłania publicznej kasy na kosztowne i nieefektywne formy produkcji energii elektrycznej. Kryzys gospodarczy wywołany epidemią koronawirusa będzie unikalną szansą na pozbycie się pasożytniczych OZE z Polski, gdyż zwyczajnie zabraknie kasy w budżecie na dalsze wspieranie wiatraków i ich promotorów.

Sadźmy lasy, rozbierajmy wiatraki

Tłumaczenie, opracowanie i komentarz

Redakcja stopwiatrakom.eu

Przypisy:

[1] John Constable, „The Government’s Murky Wind Subsidies Revival Is A Costly Blunder”, Global Warming Policy Forum, https://www.thegwpf.com/the-governments-murky-wind-subsidies-revival-is-a-costly-blunder/ - publ. z dn. 04.03.2020 r.

[2] W uproszczeniu chodzi o równoważenie bieżącego zapotrzebowania na energię elektryczną z dostawami tej energii w krajowym systemie elektroenergetycznym, zarządzanie ograniczeniami systemowymi itd. (zobacz https://www.pse.pl/o-nas/informacje-podstawowe/-/asset_publisher/EFBSztkNCME8/content/rola-i-zadan-1)

[3] Emma Gatten i Helena Horton, „Dozens of new wind farms to be built as government signals onshore generation is back in business”. The Telegraph, - https://www.telegraph.co.uk/news/2020/03/02/onshore-wind-farms-brought-back-government-contracts/ - publ. z dn. 02.03.2020 r.

[4] Technicznie jest to kontrakt pomiędzy sprzedającym (farmą wiatrową) i kupującym, w którym zakłada się, że sprzedający zapłaci różnicę między wartością aktywów (w tym wypadku energii elektrycznej) na dzień wykonania kontraktu, a ich wartością w dniu zawarcia kontraktu (jeśli różnica jest ujemna, to różnicę płaci kupujący sprzedającemu).