Wiadomości po angielsku
Nasze obrazy
Badania i dokumenty
W ostatnich dniach pojawiły się dwie kolejne inicjatywy legislacyjne dotyczące nowelizacji ustawy o OZE. Pierwsza z nich to duża nowelizacja ustawy o OZE i ustawy odległościowej autorstwa Ministerstwa Energii, której projekt został skierowany do uzgodnień międzyresortowych. Druga natomiast dotyczy „małej” nowelizacji zgłoszonej z inicjatywy poselskiej w sprawie systemu zielonych certyfikatów i opłaty zastępczej. W mediach branżowych trwa dyskusja nt. „małej” nowelizacji, która pojawiła się dosyć niespodziewanie a jej procedowanie odbyło się w ekspresowym tempie.
W dniu 20 lipca br. posłowie uchwalili niewielką nowelizację ustawy o OZE przygotowaną przez klub poselski Prawa i Sprawiedliwości (druk sejmowy nr 1733 i 1747-A). Ustawa trafi teraz do Senatu, który na najbliższym posiedzeniu w dniu 26 - 28 lipca br. będzie obradował nad tą zmianą (druk senacki nr 568). Sądząc po medialnej burzy, jaką wywołał ten projekt ustawy, jest on nie na rękę branży wiatrowej. Warto zatem dokładnie wczytać się w zamiary posłów PiS.
fot. Sejm. Materiały własne redakcji
Cel zmiany przepisów o opłacie zastępczej
Z uzasadnienia do projektu ustawy wynika, że celem nowelizacji jest powiązanie wysokości jednostkowej opłaty zastępczej, o której mowa w art. 56 ustawy o OZE z rynkowymi cenami praw majątkowych wynikających z zielonych certyfikatów. Zmiana ma na celu zmniejszenie nadpodaży zielonych certyfikatów na rynku i pozwoli na uelastycznienie tego rynku. Dzisiaj cena opłaty zastępczej wynosi 300,03 zł/MWh i wielokrotnie przewyższa rynkową cenę zielonych certyfikatów, co też oznacza, że żaden z dystrybutorów energii i tak nie uiszcza takiej sumy przy zakupie obowiązkowych pakietów zielonej energii. Mogą kupić zielone certyfikaty znacznie taniej na giełdzie.
PSEW negatywnie o zgłoszonym projekcie nowelizacji Ustawy
W ocenie Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej założony w projekcie nowelizacji sposób obliczania opłaty zastępczej jest jednoznacznie niekorzystny dla branży, ponieważ ogranicza ewentualny wzrost notowań tego instrumentu.[1] Tym samym, tempo wzrostu notowań cen zielonych certyfikatów będzie ograniczone wartością opłaty zastępczej, która na mocy proponowanego projektu zostaje obniżona z 300,03 zł/MWh do szacowanego poziomu ok. 56 zł/MWh w 2018 r. Powiązanie jednostkowej opłaty zastępczej z rynkowymi cenami świadectw będzie skutkowało według PSEW ustanowieniem niższego progu cenowego dla tych instrumentów, co może przyczynić się do powstania spadkowej tendencji notowań.
„Z dostępnych na rynku modeli dotyczących prognoz kształtowania się rynku zielonych certyfikatów, dojście do cen zielonych certyfikatów oczekiwanych przez inwestorów z punktu widzenia rentowności inwestycji i możliwości spłaty zadłużenia, staje się perspektywą tak odległą, że pozostaje bez znaczenia dla inwestorów, którzy do tej pory poniosą tak znaczne straty, iż w odniesieniu do wielu z nich zostanie ogłoszona upadłość” – komentuje PSEW.
Ministerstwo Energi wyjaśnia powody nowelizacji
Wiceminister Energii Andrzej Piotrowski podczas drugiego czytania na posiedzeniu plenarnym Sejmu zapewnił, że procedowana nowelizacja nie daje podstaw do zaskarżania działań mogących być jej konsekwencją przez poszkodowanych inwestorów z branży OZE. [2]
„Ta propozycja dotyczy szybkiej reakcji na zjawiska, które się dzieją. Jest nastawiona na wprowadzenie mechanizmów o wiele bardziej uwzględniających rynek niż do tej pory, więc może okazać się dla wielu małych przedsiębiorców, a może i większych, rodzajem może nie ratunku, ale może ulgi, zanim będą mogli przejść w aukcjach na inny system, który zapewni im stabilność dalszego działania.”
„Po pierwsze pojawi się jakaś zauważalna ilość pieniędzy, która do tej pory była w obrocie pozasesyjnym. Jeżeli zwiększy się podaż pieniądza kierowana na określony element, jeżeli równocześnie, bez zwiększania obciążeń dla odbiorców, będzie można zwiększyć zobowiązania podmiotów do skupu certyfikatów, to osiągniemy ten rezultat, o który wszystkim chodzi. Nie obciążymy obywateli, a poprawimy los drobnych przedsiębiorców.”
Jak pisze portal gramwzielone.pl po przyjęciu procedowanej nowelizacji firmy zobowiązane do realizacji obowiązku OZE, a więc generujące popyt na certyfikaty – nawet jeśli zyskają możliwość rozwiązania umów długoterminowych i odejścia od pozagiełdowego zakupu certyfikatów i przejścia na handel na giełdzie, zyskają jednocześnie okazję do wypełnienia obowiązku zakupu energii ze źródeł OZE na drugi z możliwych sposobów, czyli poprzez opłatę zastępczą. Taka zmiana spowoduje, że odbywać się to będzie dużo niższym kosztem niż obecnie, gdyż cena opłaty zastępczej będzie bliższa rynkowej cenie zielonych certyfikatów. Branża producentów OZE obawia się, że zmiana przepisów niekoniecznie może przełożyć się na wzrost popytu na zielone certyfikaty oferowane na TGE przez mniejszych wytwórców.
Banki też mają kłopot z OZE
Aby dobrze zrozumieć całą sytuację, trzeba też wsłuchać się w głos banków, które mają dużą ekspozycję na inwestycje wiatrakowe. Mówiąc po polsku finansowały projekty wiatrakowe bez opamiętania w latach boomu (2008-I półrocze 2016), a teraz będą miały miliardowe straty na tych inwestycjach.
Jak pisze Bartłomiej Sawicki na portalu biznesalert.pl „Poselska nowelizacja doprowadzi w pierwszym etapie do znacznego spadku obrotów producentów zielonej energii. [3] Jeżeli umowa zawarta jest z gwarantowaną ceną na poziomie np. 50 proc. opłaty zastępczej, to bez jej wypowiedzenia wpływy z niej spadają ze 150 złotych do 25 złotych za MWh. Długoterminowe umowy na zakup zielonych certyfikatów stracą sens ekonomiczny. Zwrócić kredyt jednak trzeba, więc zarząd spółki projektowej jest zmuszony do ogłoszenia upadłości, żeby uniknąć odpowiedzialności osobistej. Na rynku, bez istotnych wpływów z tytułu zielonych certyfikatów, taka farma wiatrowa warta jest ok. 40 proc. kosztów inwestycyjnych. Niewypłacalność tych podmiotów nie będzie natychmiastowa. Banki dysponują półroczną rezerwą finansową, aby obsługiwać udzielony kredyt. Dlatego też, jeśli nowelizacja zostanie uchwalona, dojdzie do upadłości wydłużonej w czasie. Fala upadłości może więc nastąpić w połowie 2018 r.
Banki po takich upadkach będą miały do dyspozycji projekty farm wiatrowych, które można sprzedać za ok. 40 proc. kosztów inwestycyjnych, a chętnych na nie na pewno się znajdzie. Wówczas na takiej farmie wiatrowej można zarabiać tylko na sprzedaży samej energii elektrycznej w hurcie. Inwestor traci swój kapitał własny w wysokości ok. 30 proc., a bank część udzielonego kredytu w wysokości do 30 proc. Straty banków mogą sięgnąć do 1,5 mld złotych. Pojawia się zagrożenie dla mniejszych banków, zarządzanych przez Skarb Państwa lub z jego udziałem, głównie dla Banku Ochrony Środowiska i Aliora. Najtrudniejsza może okazać się sytuacja BOŚ, którego aktywa są w jednej trzeciej oparte na zielonych certyfikatach. Kolejne odpisy mogą oznaczać poważne zagrożenie dla jego funkcjonowania.”
Minister Tchórzewski mówi bez ogródek
Przed finalnym głosowaniem dotyczącym nowelizacji ustawy o OZE zmieniającej zasady funkcjonowania systemu zielonych certyfikatów podczas plenarnego posiedzenia Sejmu, głos zabrał Minister Energii Krzysztof Tchórzewski. Jego zdaniem przekroczenie ścieżki dojścia do celu OZE na 2020 r. spowodowało dla kieszeni Polaków dodatkowe koszty liczone w miliardach zł. [4]
„Z tytułu realizacji 1% odnawialnych źródeł energii dodatkowy wzrost opłaty doliczanej do rachunków za energię elektryczną wynosi około 700 mln zł rocznie. Jeśli wykonaliśmy w 2015 r. 12 proc. energii odnawialnej, a mogliśmy zrobić 10 proc. (...) to spowoduje dodatkowe (...) 2 mld zł z tego tytułu, które zapłacą obywatele” - szacował minister Tchórzewski.
Szef ME ocenił przy tym, że pieniądze wydane na OZE w rachunkach za energię hamowały rozwój polskiej gospodarki.
„Inne państwa, które miały zrobić 10%, a zrobiły 8,5 % tylko napomniano (…)
„Jeśli nadal mamy kontynuować to przyspieszenie, to obywatele będą nadal wyrzucać pieniądze z kieszeni. Nie musimy tego robić. Dzisiaj, w 2017 r., mamy już 14% odnawialnych źródeł energii. Jeśli ktoś mówi, że one upadają, to mamy 14%, a w 2020 obowiązuje nas 15%. Czy w 2020 r. chcemy mieć 20% i spowodować, że obywatele wydadzą z kieszeni kilka miliardów złotych (...) bez potrzeby?” - komentował szef ME.
Minister Tchórzewski zapewnił przy tym, że ME jest „poważnie traktowane" przez Komisję Europejską i „realizuje notyfikację wszystkich procesów".
[Nasz komentarz] Rozumiemy potrzebę urynkowienia zasad ustalania opłaty zastępczej. Trudno było czekać z tym dłużej, bo sposób ustalania tej opłaty powstał jeszcze w okresie rządów PO-PSL, które chciały zarżnąć polską energetykę. Powiedzmy sobie szczerze, gdyby nie zmiana rządu, to pewnie im by się to udało i inwestycje wiatrakowe dalej by powstawały, ku uciesze inwestorów i ich mocodawców w Berlinie i Kopenhadze.
Zmiana ustawy o OZE jest jednak tylko przedsmakiem bitwy, którą czeka branżę OZE oraz inwestorów wiatrakowych. Rząd pracuje już nad zmianą ustawy i o dziwo zmianą ustawy odległościowej. Mamy nadzieję, że Minister Tchórzewski zachowa się po męsku i nie zapomni o tym, co mówił rok temu na temat wiatraków. O tym, co mówił można przeczytać tutaj: link
Po samym projekcie nowelizacji widzimy, że nie możemy sami przed sobą udawać, że branża wiatrakowa odpuściła. Dalej prowadzony jest intensywny lobbing nakierowany na zmiany przepisów ustawy odległościowej. W końcu inwestorzy muszą ratować własny biznes przed oczywistym bankructwem. Na razie im się to nie udaje, ale czas ich goni, bo banki tracą już cierpliwość. O tym czy czeka nas fala upadłości deweloperów farm wiatrowych zdecyduje rynek, gdyż tak jak wielokrotnie pisaliśmy branża OZE przeinwestowała i farm wiatrowych jest za dużo, by większość z nich była rentowna. Budować wiatraki chciał każdy, bo gwarantowały one przez długi czas wysoką stopę zwrotu. Tymczasem, gdy został zdjęty polityczny parasol ochronny nad branżą, to nagle się okazało, że król jest nagi i spod zielonej propagandy wyłoniła się ordynarna rzeczywistość, czyli piramida finansowa. Naszym skromnym zdaniem, inwestycjom wiatrakowym w Polsce powinna przyjrzeć się specjalna komisja śledcza, która ustaliłaby kto stał za przepisami, które przez lata umożliwiały stawianie wiatraków bez żadnych ograniczeń i zasad. Warto przyjrzeć się umowom zawieranym przez rolników – dzierżawcom gruntów pod elektrownie. Kto na tym korzystał i jak bardzo niekorzystne rozwiązania są w nich zawarte. Warto przyjrzeć się sposobom „przekonywania” wójtów i burmistrzów przez inwestorów do swoich inwestycji. W wielu przypadkach jest duża szansa, że można postawić zarzuty korupcyjne lokalnym włodarzom za nadzwyczajną przychylność tym inwestycjom. Koniecznie też trzeba się przyjrzeć działaniom Samorządowych Kolegiów Odwoławczych i sądów administracyjnych, które w sposób jawny zwalczały organizacje społeczne protestujące przeciwko inwestycjom wiatrakowym i pomagały swoimi orzeczeniami branży. Gdyby przestrzegano w sądach elementarnych zasad wykładni przepisów np. w sprawie decyzji o warunkach zabudowy czy też ustalania dopuszczalnych norm hałasu, to by żadnej inwestycji nie postawiono. A tak przez ignorancję, lenistwo lub inne gorsze rzeczy przepuszczano przez sądy inwestycje wiatrakowe bez opamiętania.
Dzisiaj wiatrakowa piramida finansowa upada na naszych oczach obnażając poziom degradacji moralnej struktur państwowych i samorządowych. Jest to jedna z największych afer z okresu rządów PO-PSL, choć niewiele osób zdaje sobie tak naprawdę sprawę z jej skali. Jeśli w aferze Amber Gold miał być ukradziony „LOT”, to próba ukradzenia całej polskiej energetyki i uzależnienia jej od zagranicznych ośrodków decyzyjnych jest dużo większą aferą.
Sadźmy lasy, rozbierajmy wiatraki
Przypisy:
[1] http://gramwzielone.pl/energia-wiatrowa/27512/psew-poselska-nowelizacja-pogorszy-sytuacje-inwestorow
[3] http://biznesalert.pl/sawicki-podatnik-zaplaci-zielona-rewolucje-energi-ktora-uderzy-wiatraki-bank/
[4] http://www.cire.pl/item,148850,1,0,0,0,0,0,tchorzewski-energia-odnawialna-jest-nieoplacalna.html
Źródło:
http://www.sejm.gov.pl/Sejm8.nsf/wypowiedz.xsp?posiedzenie=19&dzien=3&wyp=168