Wiadomości po angielsku
Nasze obrazy
Badania i dokumenty
Kilka tygodni temu stowarzyszenia lokalne z całej Polski wystosowały list otwarty do wiceministra energii Grzegorza Tobiszewskiego z prośbą o interwencję w sprawie dokonania niezbędnych zmian przez Ministrów Środowiska i Zdrowia w sprawie dopuszczalnych poziomów hałasu dla wiatraków. [1] Stowarzyszenia obawiają się, że po jesiennych aukcjach zostaną zrealizowane projekty farm wiatrowych, które nie spełniają wymogu minimalnej odległości (10H) i będą położone nazbyt blisko zabudowań mieszkalnych (średnio 400-600 m). Po lekturze odpowiedzi z Ministerstwa Zdrowia widać, że ignorancja w sprawach negatywnego oddziaływania wiatraków na zdrowie jest już powszechna. Zastanawia nas tylko to czy oni naprawdę nie wiedzą, czy tylko tak udają? A może na obecnym etapie, wiatraki trzeba chwalić?
Niezależnie od kwestii ustalenia minimalnej odległości elektrowni wiatrowych od zabudowy mieszkalnej nie mniej ważnym postulatem wszystkich środowisk walczących z negatywnym wpływem elektrowni wiatrowych na zdrowie było wprowadzenie regulacji prawnych umożliwiających pomiar rzeczywistego oddziaływania hałasu wytwarzanego przez te elektrownie oraz ustalenie indywidualnych dopuszczalnych prawem poziomów hałasu. Obecny stan prawny jest w tym zakresie archaiczny i całkowicie pomija występowanie w środowisku takiego specyficznego źródła hałasu, jakim jest elektrownia wiatrowa. Zainteresowanych odsyłamy m.in. do lektury wspomnianego wyżej listu otwartego, gdzie cała sprawa jest dokładnie omówiona.
Brak stosownych regulacji prawnych spowodował, że postawiono w Polsce elektrownie wiatrowe w zbyt bliskiej odległości od zabudowań mieszkalnych i dzisiaj wiele osób odczuwa pogorszenie stanu swojego zdrowia, często nawet nie identyfikując tego, że w sąsiedztwie pracują elektrownie wiatrowe, które zaburzają funkcjonowanie systemu nerwowego człowieka i zwierząt gospodarskich. Negatywne oddziaływanie elektrowni wiatrowych przekłada się również na inwentarz żywy gospodarstw rolnych oraz opłacalność produkcji żywności. Rolnicy są często zmuszeni do prowadzenia swojej działalności bezpośrednio pod przemysłowymi elektrowniami wiatrowymi przebywając i pracując w otoczeniu elektrowni wiatrowych. Z niezrozumiałych dla nas powodów, gromadzona przez nas wiedza oraz doświadczenie, z której przez lata korzystali parlamentarzyści Prawa i Sprawiedliwości – uległa zapomnieniu i dzisiaj nikt w koalicji rządzącej nawet nie chce się przyznać do tego, że popierał stronę społeczną w tej sprawie. Lekceważący stosunek administracji lokalnej i sądownictwa administracyjnego do społeczności lokalnych, które na każdym etapie procesu inwestycyjno-budowlanego starają się bronić swojego prawa do normalnego życia w ciszy i w spokoju, spotykał się i wciąż spotyka z obojętnością, kompletnym niezrozumieniem sytuacji oraz brakiem jakiejkolwiek reakcji nawet na najbardziej jaskrawe przypadki nadużycia prawa.
Zmiana stanowiska rządu w sprawie wiatraków już spowodowała, że problem budowy wiatraków zbyt zabudowań mieszkalnych wróci. Wróci i to szybko wraz z rozstrzygnięciem jesiennych aukcji na dofinansowanie projektów budowy farm wiatrowych na lądzie. W aukcjach tych będą uczestniczyć projekty, które w ogóle nie spełniają ustawowego wymogu zachowania minimalnej odległości od zabudowy mieszkalnej. Po to m.in. nowelizacja ustawy o OZE wydłużyła termin obowiązywania pozwoleń na budowę dla wiatraków aż do 5 lat. Żadna branża w Polsce nie została w ten sposób uprzywilejowana.
Brak zachowania norm odległościowych dla istniejących farm wiatrowych oraz brak właściwych przepisów umożliwiających rzetelną ocenę emisji hałasu emitowanego przez te urządzenia sprawił, że konieczne stało się przypomnienie o palącej potrzebie uregulowania wszystkich spraw związanych z funkcjonowaniem elektrowni wiatrowych na lądzie i oceną ich oddziaływania na środowisko, a nie tylko minimalną odległością na etapie projektowania. Dlatego też i stowarzyszenia z całej Polski zwróciły się do ministra Tobiszewskiego o zajęcie się tą sprawą, z uwagi na właściwość Ministerstwa Energii w tych sprawach. Odpowiedź z Ministerstwa Energii nas zdumiała, gdyż ma charakter groteskowy i nijak się ma do obietnic ministra Tobiszowskiego. Poniżej fragment listu.
Jeszcze ciekawszej odpowiedzi udzieliło nam Ministerstwo Zdrowia, opisując kompetencje Państwowej Inspekcji Pracy. Zdaniem Ministerstwa Zdrowia obecne procedury prawne są wystarczające do oceny negatywnego wpływu elektrowni wiatrowych na zdrowie ludzi, choć zwracaliśmy uwagę na konkretne problemy jakie wynikają ze stosowania obecnych przepisów i konieczność ich zmiany.
Poniżej obszerny fragment udzielonej nam odpowiedzi:
[Nasz komentarz] Jak widać, wystarczyło dwa lata, by cała wiedza o wiatrakach i powodowanych przez nie problemach nagle wyparowała z głów rządzącej koalicji. Tak naprawdę, to wraz z nastaniem ery premiera Morawieckiego, wiatraki wróciły do łask, choć wciąż nie wiadomo dlaczego. Podejrzewamy tylko, że na zgodę na powrót do wiatrakowania musiała wpłynąć postawa duńskiego rządu, od którego zgody zależała budowa gazociągu Baltic Pipe. Dania od zawsze wspiera swojego czołowego producenta elektrowni wiatrowych (Vestas), więc jest bardzo prawdopodobne, że taki deal został zrobiony. Zwłaszcza, że Duńczycy są zainteresowani budową morskich ram wiatrowych na Bałtyku, na obszarze Ławicy Słupskiej. Swoje interesy miały też banki, które zainwestowały mnóstwo pieniędzy w przygotowanie wielu projektów farm wiatrowych. Swoje trzy grosze dołożyła też Komisja Europejska, która zawsze popiera rozwiązania szkodzące Polsce.
Postawa resortów Energii i Zdrowia jest symptomatyczna dla obecnego rządu. Liczą się tylko sukcesy medialne, a nie rozwiązywanie realnych problemów. Liczy się tylko dobry wizerunek przed wyborami, a nie konkretne działania. Dokładnie taki sam sposób działał były premier z aferalnego rządu PO-PSL. Jeśli PiS będzie podążał tą samą drogą, to skończy tak jak i oni.
Sprawa wiatraków jest papierkiem lakmusowym prawdziwych intencji każdej władzy. Kto popiera budowę elektrowni wiatrowych, ten działa na szkodę społeczeństwa i bezpieczeństwa energetycznego państwa. Jest wystarczająco dużo dowodów na to, jak naprawdę działają elektrownie wiatrowe, by wiedza ta była podstawą do zaniechania budowy tych urządzeń. Dlatego z takim niepokojem patrzymy na kolejne kroki Ministerstwa Energii, które wspiera deweloperów wiatrakowych, kosztem bezpieczeństwa energetycznego. Uchwalona niedawno nowelizacja ustawy o odnawialnych źródłach energii dopuszcza wprost sytuację, w której inwestycje wiatrakowe, które uzyskały pozwolenia na budowę jeszcze na starych przepisach, będą mogły ubiegać się o publiczne dofinansowanie w aukcjach ogłoszonych przez Prezesa URE. Nowe inwestycje wiatrakowe będą stanowić oczywiste zagrożenie dla zdrowia i życia mieszkańców obszarów wiejskich, mimo korzystnych regulacji z wiązanych z minimalną odległością.
Dzisiaj ministerstwa nabrały wody w usta i sprawa wiatraków na najwyższym szczeblu politycznym uznana jest zamkniętą. Oznacza to, że PiS wycofało się ze złożonych w 2015 r. obietnic wyborczych i będzie wiatrakować Polskę zgodnie z wizjami berlińskich i brukselskich planistów. Trudno o większą porażkę. I w tej sprawie żadne 500+ nie pomoże.
Kto popiera wiatraki, ten przegrywa wybory
Redakcja stopwiatrakom.eu
Przypisy