Wiadomości po angielsku
Nasze obrazy
Badania i dokumenty
Polskie Sieci Energetyczne (PSE) i World Energy Council zorganizowały w ubiegłym tygodniu debatę poświęconą nowej koncepcji rynku energii elektrycznej. Dr Konrad Purchała z PSE przedstawił prezentację na temat sytuacji na rynku energii w Europie oraz rekomendację zmian istotnych z punktu widzenia operatora. Zwracamy uwagę na tę konferencję w kontekście opublikowanych wyników aukcji na zakup energii z elektrowni wiatrowych.
Poniżej przedstawiamy fragment prezentacji z debaty zorganizowanej przez PSE i World Energy Council. Warto zwrócić uwagę, na dodatkowe koszty jakie ponosi niemiecka gospodarka na stabilizację systemu elektroenergetycznego, który jest coraz bardziej zakłócany przez niestabilną energetykę wiatrową i słoneczną. W Polsce branża wiatrowa cieszy się z wygranych aukcji, bo będzie otrzymywać wsparcie z publicznych pieniędzy przez 15 lat, ale nic nie słychać o kolejnych kosztach jakie poniosą konsumenci na stabilizowanie sieci, gdy kolejne wiatraki zostaną podłączone. Te koszty są intensywnie zamilczane w mediach wychwalających OZE, gdyż dzisiaj płaci się dziennikarzom za szerzenie propagandy do globalnym ociepleniu, o straszliwym smogu i dobroczynnych wiatrakach ratujących klimat przed ludzkością. Dlatego warto przybliżyć tę problematykę i pokazać ciemną stronę „zielonej” energii, czyli wysokie koszty zarządzania siecią elektroenergetyczną.
fot. Pixabay
Na portalu www.cire.pl ukazał się artykuł pt.: „Niemcy płacą miliard euro rocznie za stabilizację OZE. Polacy mają lepszy pomysł”, którego lekturę polecamy, gdyż wskazuje na realne problemu związane z pracą sieci elektroenergetycznej w sytuacji dużej aktywności źródeł OZE:
(…) Z danych przedstawionych przez PSE wynika, że koszty odpowiedzi na ograniczenia przesyłowe w latach 2015-2017 w Niemczech były bliskie miliarda euro. W 2015 było to prawie 900 mln euro, w 2016 roku 680 mln, a w 2017 roku ponad miliard euro. - Niemcy są być może pionierem redukcji OZE (pogrubienie redakcji) - powiedział Purchała. - Zaniżanie energetyki odnawialnej w sytuacji, gdy sieć nie jest w stanie przyjąć aż tyle energii przez ograniczenia jednostek wytwórczych i innych, powinno być minimalizowane - zaznaczył ekspert. Co istotne, jednym ze skutków redispatchingu w Niemczech są przepływy kołowe, czyli tzw. loopflows - niekontrolowane przepływy energii przez rynki krajów sąsiedzkich, jak Polska, które są wyzwaniem dla tamtejszych operatorów, jak PSE.
Rynek strefowy funkcjonujący obecnie jest według PSE zbytnim uproszczeniem. Na potrzeby wymiany wewnątrz stref ignoruje ograniczenia przesyłowe, są one wprowadzane poza rynkiem. W rzeczywistości te założenia nie są prawdziwe "coraz bardziej". Ograniczenia przesyłowe są coraz częstsze, lawinowo rośnie skala redispatchingu, nieefektywność jest mitygowana rozwiązaniami sztucznymi.
PSE proponuje działania naprawcze. Potencjalnie można byłoby podzielić strefy na mniejsze, czemu sprzeciwiają się państwa członkowskie i handlarze energią. Można także poprawić koordynację handlu między strefami, ale to nadal byłoby uproszczenie nieuwzględniające skomplikowania rynku bez odpowiednich, mniejszych stref. Można wprowadzić minimalne wielkości zdolności systemowych. Według operatorów jest to nie do zrealizowania i stanowi zagrożenie. - Jeśli mielibyśmy co pięć minut zmieniać punkty pracy jednostek wytwórczych w całej Europie, byłoby to przedsięwzięcie karkołomne - ocenił Purchała. (…) [1]
Według PSE nowe realia rynku energii wymagają nowego modelu zarządzania, który pozwoli w sposób optymalny zintegrować energetykę odnawialną i my się z tą tezą zgadzamy. Sam fakt, że OZE funkcjonują zupełnie w inny sposób niż energetyka konwencjonalna oznacza, że system elektroenergetyczny w Europie musi funkcjonować inaczej niż dotychczas. Słusznie PSE podnosi, że samo obniżanie emisji CO2 to za mało, gdyż wzrost ilości źródeł OZE obniża stabilność dostaw energii. Rzecz w tym, kto poniesie koszty całkowitej przebudowy systemu elektroenergetycznego? Dodajmy, że dotychczasowy system działał i zapewniał pewne i stabilne dostawy energii, czego nowy system – oparty o rozproszone i niestabilne źródła OZE – nie jest w stanie zaoferować.
„Widzimy, że energetyka zmienia się w niezwykle szybkim tempie - przyznał Purchała. - W ciągu kilkunastu lat cała Europa jest zintegrowana. Każdy może swobodnie kupić energię na rynku hurtowym.
Po dwudziestu latach wyzwania są inne. Po pierwsze, jest to optymalizacja kosztów. Po drugie, chodzi o bezpieczeństwo dostaw. Potrzebujemy rynku lokalizacyjnego ułatwiającego zarządzanie systemem. W sytuacji gdy mamy dziesiątki źródeł rozproszonych, do których nie możemy wysyłać sygnałów, potrzebujemy cen węzłowych, które nam to wszystko skorygują - kontynuował przedstawiciel PSE. Te ceny mają wynikać z możliwości systemu.
Rynek węzłowy ma sprzyjać ograniczeniu emisji CO2. Problemy Niemiec, które muszą ograniczać użycie OZE aby stabilizować sieć, mogą rozwiązać ceny węzłowe, które zapewnią, że taka redukcja będzie minimalna, a OZE optymalnie zintegrowane.” [1]
[Nasz komentarz] Na początku listopada br. w art. pt.: Im więcej wiatraków, tym bardziej niestabilna sieć elektroenergetyczna pisaliśmy, że chaotyczny sposób pracy elektrowni wiatrowych jest jedną z zasadniczych wad tej formy wytwarzania energii elektrycznej. Dodajmy, że wada ta jest nieusuwalna, gdyż wiatr wieje jak chce, gdzie chce i z taką prędkością, jak mu pasuje. Stąd miłośnicy wiatraków za wszelką cenę usiłują dorabiać teorie, które uzasadniają konieczność korzystania właśnie z tej technologii, mimo powszechnie znanych jej wad. Energetyka wiatrowa nie jest w stanie spełnić pokładanych w niej nadziei, gdyż jest zwyczajnie nieefektywna i wymaga wsparcia finansowego zarówno przy budowie źródeł, jak i podczas eksploatacji oraz i na to zwraca uwagę dzisiejszy tekst, nowego systemu zarządzania siecią, co samo w sobie generuje dodatkowe koszty. Niezbędne jest bowiem utrzymywanie niezbędnej rezerwy mocy na wypadek braku aktywności wytwórców OZE. W przypadku OZE jest to niestety ale 100% mocy. Pisaliśmy o tym ostatnio na przykładzie Niemiec. [2]
Zwracamy uwagę na to, że brak kosztów zakupu surowca do produkcji energii z wiatraków, nie oznacza automatycznie, że koszt końcowy wytworzenia energii z tego źródła także jest zerowy i jest konkurencyjny w stosunku do elektrowni konwencjonalnych. Teza o tym, że „wiatr jest za darmo” jest zwykłą manipulacją, gdyż pomija inne, znaczące koszty funkcjonowania całego systemu energetycznego. Tak naprawdę wspieranie źródeł OZE i przymus zakupu ich pracy przez dystrybutorów powoduje, że tradycyjne elektrownie muszą pracować krócej, a przez to mniej zarabiają i tracą swoją rentowność. Coś za coś.
Dlatego, przy okazji prac nad nową polityką energetyczną państwa warto zadać Ministerstwu Energii pytanie „Kto zapłaci za koszty stabilizacji sieci elektroenergetycznej po wybudowaniu kolejnych wiatraków?” Skoro płacą Niemcy, to i my płacimy w cenie energii za zarządzanie siecią. Z każdym kolejnym wiatrakiem będzie tylko drożej.
Sadźmy lasy, rozbierajmy wiatraki
Redakcja stopwiatrakom.eu
Przypisy: