Wiadomości po angielsku
Nasze obrazy
Badania i dokumenty
Podwyżki cen energii na jesieni 2018 r. stały się sprawą ewidentnie polityczną i niewygodną dla obecnej ekipy rządzącej. Stąd nerwowe zaklinanie rzeczywistości w postaci płomiennych oświadczeń z mównicy sejmowej „żadnych podwyżek cen prądu nie będzie” i wymuszanie na koncernach energetycznych zmian we wnioskach taryfowych, byle tylko ceny „prądu” nie urosły. Wiadomo, że zbliżają się wybory. Niezależnie od gorączkowych poszukiwań politycznie wygodnego rozwiązania, zaczęło się szukanie winnego podwyżek. Tymczasem sprawa jest prosta: gdyby nie akceptacja przez Polskę unijnej polityki klimatyczno-energetycznej i związanej z nią ekspansji OZE oraz systemu handlu prawami do emisji CO2, to byłoby dużo łatwiej utrzymać ceny energii na wodzy. Rządzącym ciężko jest się przyznać, że unijna polityka to finansowy drenaż polskiej energetyki oraz odbiorców energii.
W dniu 19 grudnia 2018 r., Prezes URE, zaprezentował przedstawicielom Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu swoją opinię na temat sytuacji na rynku energii.
„Maciej Bando, Prezes URE na spotkaniu w MSWiA przedstawił sytuację na rynku energii elektrycznej szczególną uwagę zwracając na strukturę płatności dla różnych grup odbiorców. Jednym z głównych elementów mających wpływ na rachunek jest cena energii. Rachunki za energię obejmują także m.in. akcyzę, VAT, koszty tzw. obowiązków kolorowych (tzw. białe, zielone i niebieskie certyfikaty) oraz koszty dostarczania energii sieciami elektroenergetycznymi.” [1]
Poniżej struktura ceny energii elektrycznej w złotych za 1MWh pochodząca z prezentacji Prezesa URE. [2]
Źródło: Prezes URE, Sytuacja na rynku energii elektrycznej. Możliwe przyczyny.
Stanowisko Prezesa URE jest proste. Za wzrost cen wini on spekulację na rynku energii i nadmiernie skoncentrowany rynek producentów oraz dystrybutorów energii.
„Obecnie – jak wynika z analizy zawartych transakcji dotyczących kontraktów terminowych z oferty producentów za 11 miesięcy br. na Towarowej Giełdzie Energii na 2019 rok – średnia cena z tych kontraktów oscyluje wokół 240 złotych netto za MWh. Także cena energii z przeprowadzonych przez URE w tym roku aukcji OZE wyniosła ok. 240 zł/MWh. Jeżeli doliczymy do tej ceny koszty akcyzy, kolorowych certyfikatów, koszty własne oraz jednostkowy zysk uzyskujemy cenę na poziomie ok. 330 zł/MWh. Cena taka powinna zapewniać wytwórcom i przedsiębiorstwom obrotu pokrycie ich kosztów uzasadnionych oraz uzyskanie zysku uwzględniającego sytuację rynkową. W ocenie regulatora proponowanie na wolnym rynku wyższych cen energii nie znajduje uzasadnienia w obecnej sytuacji rynkowej. – Z naszych analiz wynika, że wzrost cen energii dla odbiorcy końcowego do poziomu ok. 330 zł/MWh wydaje się być uzasadniony. Jednak oferowanie odbiorcom cen dochodzących od 380 nawet do 500 zł za MWh jest w ocenie Prezesa URE nieuprawnionym wykorzystywaniem możliwości stwarzanych przez aktualny kształt rynku – podkreślał Maciej Bando. – W trudnych warunkach rynkowych oczekiwania spółek energetycznych co do zysku powinny zostać zrewidowane – podkreślał Maciej Bando.” [1] (podkreślenie redakcji)
Źródło: Prezes URE, Sytuacja na rynku energii elektrycznej. Możliwe przyczyny
Czy Prezes URE ma rację dopatrując się spekulacji na rynku cen energii elektrycznej?
Twierdząca odpowiedź na to pytanie jest pozornie łatwa, gdyż rzeczywiście koncentracja na rynku sprzyja wzrostom cen bez względu na branżę. W ekonomii nazywa się to rentą monopolistyczną. Jednak nie do końca możemy się zgodzić z tezą Prezesa URE, gdyż zasadniczym problemem jest brak przejrzystości informacji wpływających na cenę energii elektrycznej. Mało kto rozumie, co kształtuje cenę energii dla odbiorcy końcowego. Konia z rzędem temu, kto rozumie swój rachunek za energię. Czy w przypadku energii mamy w ogóle do czynienia z „rynkiem”?
Prezes URE, na Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu pokazał strukturę ceny energii wraz ze wszystkimi jej narzutami.
Źródło: Prezes URE, Sytuacja na rynku energii elektrycznej. Możliwe przyczyny
Na wykresie teoretycznie wszystko jest w porządku, gdyż widać, jakie elementy składają się na cenę energii. Pojawiają się jednak pytania. Po pierwsze, gdzie na tym wykresie uwidocznione są koszty zakupu uprawnień do emisji dwutlenku węgla? Otóż, ukryte są one już w cenie energii, gdyż część z nich jest darmowa, a część (ok. 80%) koncerny energetyczne muszą już kupować na rynku. Z uwagi na to, że do wytworzenia 1 MWh energii elektrycznej trzeba zużyć prawie 1 CO2 (informacje podajemy za prof. K. Świrskim [3]), to wysokość ceny uprawnień do emisji dwutlenku węgla będzie miała bezpośredni wpływ na końcową cenę energii.
Niestety, Prezes URE nie pokazał struktury kosztów wytwarzania energii w poszczególnych koncernach energetycznych w Polsce, gdyż dopiero te informacje pokazałyby rzeczywisty wpływ ceny uprawnień do emisji CO2 na cenę energii. Wszystkie koncerny energetyczne w Polsce są spółkami giełdowymi, więc informacje te powinny być dostępne.
Po drugie, w swojej prezentacji dotyczącej cen energii, Prezes URE pominął skokowy wzrost wartości uprawnień do emisji CO2 w 2018 r. Ceny uprawnień podane są w euro. Na wykresie wygląda to tak.
Źródło: Raporty z rynku CO2 – listopad 2018. www.kobize.pl
Przy cenie uprawnień do emisji CO2 wynoszącej 5-7 euro za tonę (21,40 zł – 29,96 zł), jak to miało miejsce w 2017 r., ich znaczenie w kształtowaniu kosztu wytworzenia energii miało stosunkowo niewielkie znaczenie (poniżej 10% ceny). Jednak przy cenie uprawnień wynoszącej ok. 22-25 euro za tonę (94,16 zł – 107 zł) widać, że jest to istotny czynnik cenotwórczy. I nikt nie zapewni nas, że to koniec wzrostu cen tych uprawnień.
W prezentacji upublicznionej przez Prezesa URE zabrakło analizy tej kwestii oraz informacji o zsumowanych wydatkach ponoszonych przez polską energetykę (największych producentów energii) na uprawnienia do emisji CO2. Takie informacje są dostępne dla URE i warto się nimi podzielić ze społeczeństwem, by wiedziało, ile kosztuje polskiego konsumenta polityka klimatyczno-energetyczna.
Dopiero po tych wyjaśnieniach w zakresie struktury cen energii dochodzimy do sedna sprawy i odpowiedzi na pytanie, dlaczego akurat w 2018 r. doszło do tak znaczącego wzrostu ceny energii na giełdzie towarowej. Przez ostatnich 10 lat przebicie poziomu ceny 220 zł/1 MWh zdarzało się wyjątkowo rzadko i było bardziej zależne od warunków pogodowych oraz sytuacją u samych wytwórców.
Źródło: Raport TGE za listopad 2018 r. www.tge.pl
Co w takim razie się zmieniło? Odpowiedź jest bardzo prosta. W dniu 3 stycznia 2018 r. weszła w życie nowa unijna dyrektywa regulująca funkcjonowanie rynku instrumentów finansowych, tzw. dyrektywa MIFID II [4] oraz rozporządzenie MIFIR [5], które to regulacje prawne kwalifikują uprawnienia do emisji CO2 jako instrumenty finansowe i poddają je takiemu samemu nadzorowi i rygorom prawnym, jakim podlegają np. akcje, obligacje, jednostki uczestnictwa w TFI dopuszczone do obrotu giełdowego. Mówiąc w skrócie, uprawnienia do emisji CO2 stały się elementem rynków finansowych i handel nimi podlega w Polsce nadzorowi Komisji Nadzoru Finansowego.
Konsekwencje tej zmiany prawnej są bardzo znaczące, gdyż energetyka w Unii Europejskiej została przekształcona w rynek finansowy i wystawiona na spekulacje ze strony wirtualnego kapitału krążącego po świecie w poszukiwaniu wysokiej rentowności. Od 3 stycznia 2018 r. o cenach energii w Polsce nie decyduje już rząd, koncerny energetyczne czy prezes URE, ale globalne rynki finansowe, które mogą handlować nimi, jak chcą.
Dzisiaj cena uprawnień do emisji CO2 wynosi na rynku giełdowym prawie 25 euro za tonę i z pewnością będzie dalej rosła w górę. Poniżej wykres z ostatniego miesiąca.
Źródło: https://handel-emisjami-co2.cire.pl/st,34,514,me,0,0,0,0,0,ceny-uprawnien-do-emisji-co2.html
W zasadzie już dzisiaj polska energetyka i rząd powinni przygotowywać się na scenariusz kryzysowy, gdyż w sytuacji, kiedy spekulacja na rynku uprawnień wywinduje ceny do 35-40 a nawet 50 euro za tonę, to czeka nas radykalny wzrost cen energii dla wszystkich. I tutaj żadne działania ze strony rządu nie pomogą, bo polityka klimatyczno-energetyczna Unii Europejskiej taki właśnie miała przynieść rezultat. Limity uprawnień do emisji CO2 to w istocie rzeczy podatek węglowy nałożony na wytwórców energii z węgla i tylko na nich. Wysokość tej opłaty jest zmienna w czasie i uzależniona od spekulacyjnych rynków finansowych. W ten sposób założono polskiej energetyce konwencjonalnej sznur na szyję, a gospodarce wbito nóż w plecy, gdyż wysokie ceny energii zniszczą konkurencyjność polskich przedsiębiorców.
Z tych właśnie względów nie zgadzamy się z Prezesem URE, że to akurat nadmierna koncentracja na polskim rynku energii jest przyczyną wzrostu cen energii. Spekulacja na rynku energii pewnie i była, gdyż energią handluje się na giełdzie, tak jak każdym innym towarem, ale pierwotne źródło skoków cenowych leży gdzie indziej. Należy sprawę widzieć z innej strony. Dlaczego Prezes URE nie ostrzegł producentów i konsumentów energii o skutkach wejścia w życie unijnych przepisów przekształcających uprawnienia do emisji CO2 w instrumenty finansowe i nie ostrzegł przed możliwą spekulacją cenami uprawnień do emisji CO2? W 2017 r. można było jeszcze dokupić limity uprawnień, jako zapas na 2-3 lata naprzód. Dzisiaj byłoby jak znalazł, gdyż drobna obniżka akcyzy o 15 zł czy obniżka opłaty przejściowej, co proponuje rząd, przyniesienie niewielki, chwilowy efekt. Co najwyżej odwlecze problem w czasie o kilka tygodni, gdyż koncerny energetyczne nie będą mogły zbyt długo czekać z podwyżkami cen energii, bez narażania zarządów na odpowiedzialność karną przez sprzedaż energii poniżej kosztów jej wytworzenia.
Podsumowując, trzeba jasno i dobitnie powiedzieć, że w sytuacji, której znalazła się polska energetyka a razem z nią odbiorcy energii (duzi i mali), nie ma złotego środka. Spekulacja finansowa nigdy nie szuka kompromisu, tylko maksymalnej stopy zwrotu z inwestycji i to w jak najkrótszym czasie. Dla wyższej rentowności z inwestycji łatwo zapomina się o prawie, dobrych obyczajach i wszelkich zasadach. Dzisiaj rynkowi energii patronuje Gordon Gekko i jego słynne powiedzenie: „Chciwość jest dobra”.
Ceterum censeo, molendia delendas esse
Redakcja stopwiatrakom.eu
Przypisy:
[2] Całość dostępna tutaj: Prezentacja Prezesa URE
[4] Dyrektywa Parlamentu Europejskiego i Rady 2014/65/UE z dnia 15 maja 2014 r. sprawie rynków instrumentów finansowych.
[5] Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady nr 600/2014 z dnia 15 maja 2014 r. w sprawie rynków instrumentów finansowych