Wiadomości po angielsku
Nasze obrazy
Badania i dokumenty
W dniu 6 lutego 2024 r. Komisja Europejska opublikowała nowy plan uczynienia z Unii Europejskiej najbardziej zacofanej i zdegradowanej gospodarki świata, czyli coś co w nowomowie unijnej nazywa się „neutralnością klimatyczną”. Eliminacja z powszechnego użytkowania paliw kopalnych oznacza, że kraje Unii Europejskiej albo będą musiały importować towary i paliwa z krajów wysoko uprzemysłowionych, a co będzie drogie, albo kraje te cofną się w rozwoju tak ze 200 - 250 lat, do czasów sprzed wynalezienia maszyny parowej. Obsesja na punkcie śledzenia i eliminacji dwutlenku węgla oraz wszystkich paliw kopalnych z powszechnego stosowania, jaką mają eurobiurokraci i ich mocodawcy, może przerażać skalą obłędu oraz obciążeń finansowych jakie wiążą się z tym programem. Nowe cele redukcyjne przedstawione przez Komisję Europejską do 2040 r. (redukcja emisji CO2 o 90% wobec poziomu z 1990 r.) są nie tylko nierealne, ale jest to zwykły szwindel pod hasłami ratowania planety i wpędzanie nas w zapaść ekonomiczną.
Komisja Europejska chce „neutralności klimatycznej”, czyli nowe podatki i daniny na fikcyjne ratowanie planety prosto do kieszeni przemysłu OZE
Z dziennikarskiego obowiązku informujemy, że zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami w dniu 6 lutego 2024 r. Komisja Europejska opublikowała analizę w jaki sposób Unia Europejska może stać się neutralna klimatycznie do 2050 r. [1] Pojęcie „neutralności klimatycznej” jest logicznym nonsensem. Co zatem kryje się za tym pojęciem? Unijne dokumenty i towarzysząca im medialna narracja mocno ukrywają jego rzeczywiste znaczenie.
Po pierwsze, za „neutralnością klimatyczną” kryje się silne pragnienie eliminacji wszelkich paliw kopalnych z użytkowania oraz technologii na nich opartych. Przemysł OZE zwalcza w ten sposób konkurencyjną, tanią i efektywną technologię dostarczania energii elektrycznej, cieplnej oraz paliw. Jest to ewidentne ograniczanie swobód ekonomicznych obywatelom, którzy sami umieją zdecydować co chcą kupować, z czego korzystać i czym jeździć. Unijne dokumenty nie wspominają też w ogóle o życiodajnej funkcji dwutlenku węgla, gdyż podważałoby medialną narrację traktującą ten gaz jako szkodliwy dla planety i klimatu. Po drugie, pojęcie „neutralności klimatycznej” oznacza, że Komisja Europejska narzuca postrzeganie wszelkiej aktywności gospodarczej i społecznej w kategoriach ilości emisji dwutlenku węgla, jaką konkretna działalność generuje. Im więcej dana działalność emituje dwutlenku węgla, tym jest mniej tolerowana i bardziej podejrzana moralnie. W ramach tej narracji produkcja dwutlenku węgla jest „grzechem klimatycznym”, a więc wymaga potępienia oraz eliminacji. Znowuż rzeczywista rola CO2w procesach kształtowania się temperatury nikogo nie interesuje tylko fałszywe założenie, że dwutlenek węgla jest gazem cieplarnianym. Po trzecie, i to jest absolutnie kluczowe w całej tej sprawie, za zdefiniowanie pojęcia „neutralności klimatycznej” oraz jego interpretację odpowiada wyłącznie jeden podmiot, czyli Komisja Europejska. Tym samym przyznała ona sobie, bo przecież nie wynika to z żadnych przepisów tego rodzaju kompetencja - władzę rozstrzygania czy konkretna aktywność jest przyjazna dla klimatu czy też nie. Co klimat na Ziemi ma z neutralności klimatycznej Unii Europejskiej trudno to ustalić, chyba że jest to jakiś wyimaginowany bożek, któremu trzeba składać ofiary budując wszędzie wiatraki. Jednak łatwiej jest dojrzeć korzyści z walki z klimatem ma Komisja Europejska, europejscy mandaryni i cały przemysł klimatyczny, który za nimi stoi i steruje ich poczynaniami. Dzięki bowiem narzucaniu tego wyimaginowanego celu w postaci „neutralności klimatycznej” całym społeczeństwom można znakomicie uzasadniać nowe podatki, zakazy i nakazy wprowadzane oczywiście „dla dobra planety i klimatu”, które przeznacza się na finansowanie niepotrzebnych i drogich urządzeń OZE. W końcu ktoś musi zapłacić za produkcję tych urządzeń. W ten sposób wszyscy podatnicy stają się zakładnikami technologii OZE, które muszą finansować z budżetu państwa. Innymi słowy, jak słyszymy, że ktoś opowiada o tej neutralności klimatycznej, to my zaczynamy się zastanawiać w jaki sposób chce sięgnąć do naszej kieszeni i wyjąć z niej nasze pieniądze bez naszej zgody. Oczywiście wszystko to „dla dobra planety i klimatu.”. Tak właśnie wygląda zielony komunizm w praktyce, czyli niewola ekonomiczna. Bo to brak swobody wyboru jest tutaj kluczowy dla tego systemu politycznego. Będzie można kupić sobie każdy samochód, pod warunkiem, że będzie on elektryczny. Będzie można mieć energię elektryczną, ale tylko z wiatraków. Będzie można się ogrzewać wyłącznie pompami ciepła. Pełen wybór.
Dekarbonizacja przemysłu a może likwidacja konkurencyjnej wobec OZE działalności przemysłowej w Europie?
Jakie będą konsekwencje nowych propozycji redukcji emisji gazów cieplarnianych, które Komisja Europejska przedstawiła w dniu 6 lutego br.? Obecnie obowiązujący cel to 55% redukcji emisji do 2030 r. przyjęty w ramach pakietu „Fit for 55%” jeszcze za zgodą premiera Matusza Morawieckiego, choć bez świadomości rządu i parlamentu na co się premier wtedy zgodził. Potem po drodze było jeszcze nikomu niepotrzebne KPO, na które też lekką ręką i bez żadnej dyskusji z własnym zapleczem politycznym premier się zgodził. To właśnie w programie KPO ukryto zmniejszenie odległości wiatraków od zabudowy mieszkalnej i co w konsekwencji doprowadziło do wprowadzenia odległości minimalnej 700 m w miejsce zasady 10H.
Nowy unijny cel redukcyjny to ograniczenie emisji aż o 90% do 2040 r. Aby zabezpieczyć się przed nadmierną dyskusją i krytyką tego celu sama propozycja legislacyjna (projekt pakietu przepisów) zostanie przedstawiona już przez nowy skład Komisji Europejskiej po wyborach do Parlamentu Europejskiego w czerwcu br. Komisja obiecuje oczywiście świetlaną przyszłość dzięki całkowitej dekarbonizacji europejskiego przemysłu, ale po dotychczasowych doświadczeniach z przemysłem OZE i cenami za energię elektryczną trzeba być głęboko naiwnym, bym wierzyć w bałamutne słowa komunikatów prasowych:
„Wyznaczenie celu klimatycznego na 2040 r. pomoże europejskiemu przemysłowi, inwestorom, obywatelom i rządom podjąć w tej dekadzie decyzje, które pozwolą UE na osiągnięcie celu neutralności klimatycznej w 2050 r. Wyśle ważne sygnały dotyczące tego, jak skutecznie inwestować i planować na przyszłość w dłuższej perspektywie, minimalizując ryzyko [powstania – red.] aktywów osieroconych. Dzięki takiemu perspektywicznemu planowaniu możliwe jest kształtowanie zamożnego, konkurencyjnego i sprawiedliwego społeczeństwa, dekarbonizacja unijnego przemysłu i systemów energetycznych oraz zapewnienie, że Europa stanie się głównym miejscem inwestycji ze stabilnymi, przyszłościowymi miejscami pracy.” (…)
„Ustalenie celu klimatycznego na rok 2040 nie tylko przyniesie wyraźne korzyści gospodarcze w postaci mniejszego ryzyka wystąpienia ekstremalnych zjawisk pogodowych i związanych z nimi strat, ale przyniesie także szereg dodatkowych korzyści, w tym poprawę jakości powietrza i powiązane korzyści zdrowotne, zmniejszoną zależność od importowanych paliw kopalnych oraz korzyści dla różnorodności biologicznej. Zmiana klimatu powoduje częstsze i poważniejsze ekstremalne zjawiska pogodowe, które prowadzą do znaczących i rosnących skutków społecznych i szkód gospodarczych. Te straty gospodarcze znacznie przewyższają koszty działań klimatycznych.”. [1]
Przy tej okazji warto podkreślić jak Komisja Europejska wyobraża sobie przemysł po zdekarbonizowaniu, czyli co należy popierać i chronić zdaniem eurobiurokratów. Dla nikogo nie powinno być zaskoczeniem, że ulubionym przemysłem Komisji jest energetyka wiatrowa. Do tego należy jeszcze doliczyć pompy ciepła, samochody elektryczne czy fotowoltaikę. A więc wszystko to, co wymaga nieustannego wsparcia, dotacji i przymusu państwowego, by ktokolwiek chciał to kupować i użytkować. No bo bez ograniczenia wyboru technologii produkcji energii elektrycznej energetyka wiatrowa nie mogłaby funkcjonować inaczej niż jako drogi i nieudany eksperyment.
„Zielony Ład musi stać się porozumieniem w sprawie dekarbonizacji przemysłu, które będzie opierać się na istniejących mocnych stronach przemysłu, takich jak: energetyka wiatrowa, energetyka wodna i elektrolizery, oraz w dalszym ciągu zwiększać krajowe moce produkcyjne w rozwijających się sektorach, takich jak: akumulatory, samochody elektryczne, pompy ciepła, fotowoltaika, CCU /CCS [wychwytywanie CO2 – red.], biogaz i biometan, a także gospodarka o obiegu zamkniętym.” [1]
W tym gronie energetyka wodna występuje wyłącznie w charakterze kwiatka do kożucha, gdyż już od dawna unijne przepisy nie wspierają tego rodzaju energetyki, a globalne organizacje klimatyczne wręcz lubują się w jej zwalczaniu. Przykładów z Polski jest aż za wiele, chociażby oprotestowana inwestycja w nowy stopień na Wiśle poniżej Włocławka, czyli stopień wodny Siarzewo czy też inne inwestycje w gospodarce wodnej. Warto zwrócić uwagę, że pojęcie „ochrony klimatu” jedynie podszywa się pod ochronę przyrody i nie ma z tym nic wspólnego. Dobór słów ma za to stworzyć wrażenie, że eliminacja paliw kopalnych, czyli dekarbonizacja i konsekwencje z tym związane to jakiś szczytny, moralnie uzasadniony, cel a nie tylko zwykły szwindel, na którym zarabiają koncerny przemysłu OZE. Nie powinno być żadnym zaskoczeniem dla nikogo, że najkrótsza droga do deindustrializacji państw Unii Europejskiej prowadzi przez dekarbonizację. Polska nie ma żadnego interesu w tym, by pozbywać się własnego przemysłu, miejsc pracy i zdolności technologicznych w zwłaszcza w górnictwie i energetyce węglowej.
fot. Terri Sharp z Pixabay
Usuwanie dwutlenku węgla z atmosfery jako oficjalny program unijny
W ogłoszonym przez Komisję programie redukcji emisji pojawia się dodatkowy element, który znacznie zmienia jego istotę. Chodzi tu o element usuwania i składowania dwutlenku węgla, który do tej pory traktowany był jako rodzaj eksperymentu. Teraz pojawia się jako istotny punkt programu pod nazwą „ujemne emisje CO2”. Warto zapamiętać tę frazę, gdyż to jest kolejny unijny pomysł na wyłudzanie pieniędzy.
„Osiągnięcie zalecanego celu redukcyjnego na poziomie 90% będzie wymagało zarówno redukcji emisji, jak i usuwania dwutlenku węgla. Będzie to wymagało wdrożenia technologii wychwytywania i składowania dwutlenku węgla, a także wykorzystania wychwyconego węgla w przemyśle. Unijna strategia zarządzania węglem przemysłowym będzie wspierać rozwój łańcuchów dostaw CO2 i wymaganej infrastruktury transportu CO2. Wychwytywanie dwutlenku węgla powinno być ukierunkowane na sektory, w których ograniczenie emisji jest trudne, w przypadku których alternatywy są mniej opłacalne. Aby wygenerować ujemne emisje po roku 2050, konieczne będzie również usuwanie dwutlenku węgla.” [1]
Sam pomysł usuwania dwutlenku węgla z atmosfery, przetwarzania go w „coś materialnego” a następnie umieszczania (zakopywania) głęboko pod ziemią zasługuje na szczególną uwagę, gdyż tworzy nowy rodzaj przemysłu, tj. „odwróconego górnictwa” polegającego na zakopywaniu kopalin. Doprawdy tylko za ten pomysł Komisja Europejska powinna być uhonorowana specjalną nagrodą w kategorii – nonsens dziesięciolecia, gdyż do tej pory ludzkość wykopywała kopaliny z ziemi, by je przetwarzać. No cóż. Widać, że nowe czasy wymagają nowych wynalazków. Oczywiście już dzisiaj przechowuje się pod ziemią w starych wyrobiskach po soli kamiennej, tzw. „kawernach”, gaz ziemny. Jednak kawerny służą jako komercyjne magazyny gazu i zarabiają na swoje utrzymanie. Tymczasem pomysł Komisji Europejskiej polega na tworzeniu składowisk dwutlenku węgla, który traktowany jest jako niebezpieczny odpad ze wszystkimi tego konsekwencjami. Możemy spodziewać się, że zostaną wyasygnowane specjalne fundusze unijne na ten cel z portfeli podatników europejskich. W końcu nowa technologia podziemnego składowania dwutlenku węgla wymaga wielkich wydatków i wsparcia, zwłaszcza gdy jej jeszcze nie ma. To co wiemy, to ledwie eksperymenty bez szans na ich komercjalizację. Nie przeszkadza to oczywiście unijnym biurokratom ogłaszać nowego planu i chwalić się swoimi pomysłami.
„Przewiduje się, że sektor energetyczny osiągnie pełną dekarbonizację wkrótce po 2040 r. w oparciu o wszystkie rozwiązania w zakresie energii o zerowej emisji i niskoemisyjnej, w tym odnawialne źródła energii, energię jądrową, efektywność energetyczną, magazynowanie, CCS, CCU, usuwanie dwutlenku węgla, energię geotermalną i wodną.” [1]
W tej sprawie, nawet życzliwe Komisji media piszą, że: „Jednym z kluczowych aspektów debaty na temat celów klimatycznych na rok 2040 jest sprawa usuwania dwutlenku węgla w celu rozwiązania problemu emisji resztkowych z sektorów takich jak przemysł i rolnictwo. Zgodnie z propozycją Komisji pochłanianie dwutlenku węgla powinno osiągnąć do 400 Mt CO2 do 2040 r., tak aby zrównoważyć te resztkowe emisje. Organizacje zajmujące się ochroną klimatu obawiają się jednak, że podważy to przede wszystkim wysiłki Unii Europejskiej mające na celu zmniejszenie emisji gazów cieplarnianych przez przemysł. W rezultacie rzeczywisty unijny cel klimatyczny UE na rok 2040 wyniósłby -82%, a nie -90%.” [2] Tymczasem wystarczyłoby corocznie sadzić lasy, by roślinność pochłaniałaby dwutlenek węgla. Niestety jest to mało opłacalny biznes dla Komisji, gdyż drzewa będzie można wyciąć najszybciej za kilkadziesiąt lat. No i oczywiście lasy zabierają przestrzeń pod wiatraki.
[Nasz komentarz] Nie należy lekceważyć uporu i determinacji urzędników w Brukseli do wdrażania destrukcyjnych rozwiązań gospodarczych, które rzekomo mają zmniejszyć zależność krajów Unii Europejskiej od paliw kopalnych. Jakkolwiek plan redukcji emisji CO2 o 90% do 2040 r. będzie wymagał jednoczesnego spełnienia wielu warunków, to dotychczasowe doświadczenia pokazują, że gdy w grę wchodzą gigantyczne pieniądze oraz interesy dużych korporacji, to Komisja Europejska gra ostro i nie bierze jeńców. Możemy spodziewać się, że owszem emisje CO2 w Europie spadną wraz z wyprowadzką przemysłu poza granice Unii Europejskiej i spadkiem aktywności gospodarczej w ogóle. Wysokie ceny energii elektrycznej zniszczą wszystko, a zwłaszcza dostatnie życie w Europie. Ostatecznie to konsumenci płacą za wszystkie unijne pomysły, wynalazki i błazenadę zwaną ratowaniem planety.
Po ogłoszeniu tego nowego unijnego programu można i należy zastanawiać się jak należy zareagować na tę oczywistą presję polityczną na wykonanie kolejnego kroku w kierunku centralizacji zarządzania Unią Europejską. Każda odsłona programu dekarbonizacji gospodarki wiąże się bowiem ze wzrostem kompetencji Komisji Europejskiej (wyłączne prawo decyzji i wyboru użytkowanych technologii) a tym samym zmniejszeniem wpływu rządów państw członkowskich i obywateli na rzeczywistość. Już dzisiaj Komisja ma w swoich rękach potężne narzędzie w postaci emisji instrumentów finansowych pn. „uprawnienia do emisji dwutlenku węgla”, których zakup warunkuje prowadzenie działalności gospodarczej w tzw. sektorach emisyjnych objętych systemem ETS i ETS2. I narzędzie to wykorzystuje do wspierania ulubionych przez siebie „czystych” technologii bez względu na ich rzeczywiste wady, koszty oraz emisyjność. Tak jakby produkcja a potem utylizacja elektrowni wiatrowych nie generowała emisji dwutlenku węgla.
„Ceny emisji dwutlenku węgla powinny w dalszym ciągu odgrywać ważną rolę w zachęcaniu do inwestycji w czyste technologie i generowaniu dochodów do wydatkowania na działania w dziedzinie klimatu i wsparcie społeczne na rzecz transformacji.
Ceny uprawnień do emisji dwutlenku węgla i dostęp do finansowania mają również kluczowe znaczenie dla osiągnięcia celów w zakresie redukcji emisji przez przemysł europejski. Komisja utworzy specjalną grupę zadaniową, której zadaniem będzie opracowanie globalnego podejścia do ustalania cen emisji dwutlenku węgla i rynków emisji. Europa będzie musiała także zmobilizować odpowiednią kombinację inwestycji sektora prywatnego i publicznego, aby nasza gospodarka była zarówno zrównoważona, jak i konkurencyjna. W nadchodzących latach potrzebne będzie europejskie podejście do finansów, w ścisłej współpracy z państwami członkowskimi.” [1]
Po reformie przepisów związanych z zasobami własnymi Unii, dochody ze sprzedaży uprawnień do emisji CO2 będą dodatkowo opodatkowane i będą zasilały budżet Unii Europejskiej. Po rozszerzeniu systemu ETS na nowe sektory gospodarcze (transport, rolnictwo, budownictwo) koszty prowadzenia działalności gospodarczej oraz koszty utrzymania jeszcze wzrosną. Stąd też protesty rolników i transportowców są nie tylko, że zasadne, ale też w trafny sposób odczytują rzeczywiste intencje globalnych korporacji oraz kolaborującej z nimi Komisji Europejskiej. Ich wspólnym celem jest likwidacja jakiejkolwiek indywidualnej aktywności gospodarczej na rzecz pracy bądź w korporacji, bądź w biurokracji oraz likwidacja własności prywatnej i swobody wyboru dóbr czy usług przez konsumentów. Klaus Schwab powtarza, że: „Nie będziesz miał niczego i będziesz szczęśliwy”. To jest istota politycznych i ekonomicznych zmian, które narzuca Komisja Europejska pod hasłami „walki z globalnym ociepleniem klimatu”.
Jak niedawno powiedział Wopke Hoekstra, aktualny unijny komisarz ds. klimatu: „(…) ten [nowy] cel redukcyjny wysłał światu sygnał, że Europa „nadal przoduje” w działaniach klimatycznych. Radzenie sobie z kryzysem klimatycznym to jest maraton, a nie sprint. Musimy mieć pewność, że wszyscy dotrą do mety i nikt nie zostanie w tyle”. [3] Oczywiście nie wszyscy są zadowoleni z tak mało ambitnych celów klimatycznych, gdyż zawsze można chcieć dużo więcej. Warto zapamiętać kto domaga się jeszcze większych ambicji i jeszcze szybszej walki z klimatem.
„Silvia Pastorelli, działaczka Greenpeace na rzecz klimatu i energii, stwierdziła, że plany Komisji nie odpowiadają obowiązkom Unii Europejskiej w zakresie walki z kryzysem klimatycznym. „Chociaż brzmi to jak duża liczba, cel ten wykorzystuje kreatywną księgowość z obiecanym wychwytywaniem dwutlenku węgla, aby ukryć znacznie niższe rzeczywiste redukcje emisji”. I jak dodała: „Bez szczerości w sprawie końca paliw kopalnych i ostatecznego rozwiązania problemu emisji z rolnictwa trudno jest sobie wyobrazić, jak UE w ogóle przekroczy tę zbyt niską poprzeczkę, którą sama sobie stawia”. [3]
Nie mamy wątpliwości, że nowe cele redukcyjne w zakresie emisji dwutlenku węgla powinny zostać odrzucone przez polski rząd i parlament od razu i bez żadnej dyskusji. Aktywność Komisji Europejskiej w tym obszarze jest szkodliwa dla polskich interesów politycznych i gospodarczych, gdyż pozbawia Polaków dostępu do taniej i efektywnej technologii produkcji energii elektrycznej i cieplnej z rodzimych zasobów węgla. W zasadzie w reakcji na nowy „ratowania klimatu” należałoby pokazać Unii Europejskiej wilczy bilet i odmówić jakichkolwiek płatności na rzecz unijnego budżetu oraz odmawiając jakiejkolwiek współpracy z tą wrogą Polsce organizacją. Jeśli mamy być w jakiejkolwiek unii, to musi ona służyć polskim a nie obcym interesom. Z przykrością należy stwierdzić, że w tej sprawie ani obecny, ani poprzedni rząd nie mieli nawet cienia zrozumienia dla tej sprawy tylko byli i są ślepo posłuszni wytycznym z Berlina oraz Brukseli. Skoro nie możemy w tej sprawie liczyć na rząd, to zrobimy to sami. Na początek proponujemy zawiesić składkę do unijnego budżetu, wypowiedzieć Porozumienie paryskie z 2015 r. i porzucić system handlu emisjami dwutlenku węgla w Polsce. Unijne srebrniki nie są nam do niczego potrzebne ani tym bardziej unijni komisarze ludowi.
Tłumaczenie, opracowanie i komentarz
Redakcja stopwiatrakom.eu
Przypisy:
(1) Informacje podajemy za oficjalnym komunikatem prasowym KE i znajdującymi się na tej stronie materiałami: https://ec.europa.eu/commission/presscorner/detail/en/ip_24_588 - publ. z dn. 06.02.2024 r.
(2) https://www.euractiv.com/section/energy-environment/news/welcome-to-the-next-phase-of-the-european-green-deal/- publ. z dn. 07.02.2024 r.
(3) https://www.theguardian.com/environment/2024/feb/06/eu-lays-out-plan-to-cut-greenhouse-emissions-by-90-by-2040 - publ. 06.02.2024 r.
Wszechobecna propaganda klimatyczna w mediach głównego nurtu oparta jest o kilka mitów, które są nieustannie promowane wbrew oczywistym faktom i elementarnej wiedzy naukowej, zwłaszcza mit o szkodliwości dwutlenku węgla i jego szczególnej roli gazu cieplarnianego. Poglądy przeciwne i poddające w wątpliwość „ustaloną naukę o klimacie” są zaciekle eliminowane z obiegu publicznego, wszystko po to, by nie dopuścić do powstania nawet najmniejszych wątpliwości wśród polityków, dziennikarzy i wyborców, a już szczególnie dzieci i młodzieży w wieku szkolnym. W ten sposób bełkot klimatyczny rozlewa się po infosferze publicznej i uniemożliwia rzetelną debatę o przyczynach, skutkach i kosztach „walki z klimatem”. Skala manipulacji i dezinformacji jest na tyle duża, że konieczne jest posługiwanie się zupełnie innymi pojęciami umożliwiającymi prawidłowe nazwanie rzeczywistości bez jej przeinaczania. Prawda sama się nie obroni i wymaga codziennej pracy a zwłaszcza posługiwania się innym językiem niż klimatyczni histerycy i naciągacze. Dlatego misją naszego portalu jest obrona prawdy naukowej i polskich interesów politycznych oraz gospodarczych w czasach inwazji post-prawd, kłamstw i przeinaczeń.
Wszystkim naszym darczyńcom serdecznie dziękujemy. Portal utrzymuje się wyłącznie z prywatnych datków i nie korzystamy z żadnych publicznych pieniędzy. Takie finansowanie gwarantuje nam pełną niezależność a Czytelnikom publikacje, których nie znajdziecie nigdzie indziej. Prosimy o wpłaty na konto w PKO BP SA: 53 1020 2791 0000 7102 0316 5867
Tytuł wpłaty: "Darowizna na stopwiatrakom.eu"
Dziękujemy Państwu za życzliwe wsparcie!