Wiadomości po angielsku
Nasze obrazy
Badania i dokumenty
W dniu 23 sierpnia br. Ministerstwo Klimatu i Środowiska opublikowało projekt rozporządzenia w sprawie maksymalnej ceny za energię elektryczną wytworzoną w morskich farmach wiatrowych (…). [1] Przepisy te umożliwią dofinansowanie deweloperów wiatrakowych publicznymi pieniędzmi w przyszłorocznej aukcji na dofinansowanie wytwarzania energii z wiatru. Cena maksymalna jaką zaproponował rząd Tuska jest w naszej ocenie niezwykle wysoka – 471,83 zł/MWh (ok. 94 funtów szterlingów), ale zapewne i to jest za mało jak na wilcze apetyty branży wiatrakowej. Mając pod ręką doświadczenia innych krajów z aukcjami na morskie wiatraki (Wielka Brytania, Niderlandy i Niemcy) wiemy, że jest to studnia bez dna, jeśli chodzi o generowanie kosztów, gdyż inwestorzy finansowi oczekują wysokiej stopy zwrotu z inwestycji. Propaganda wiatrakowa o niskich cenach energii jest tylko nudną bajeczką dla tępych urzędasów i naiwnych małolatów, co to wierzą, że „planeta płonie” a nie umieją liczyć pieniędzy. W końcu i jedni i drudzy wydają cudze pieniądze.
Co to za przepisy o cenie maksymalnej za energię z wiatraków?
Powoli się kończy wieloletni proces przygotowań do budowy elektrowni wiatrowych na Bałtyku rozpoczęty jeszcze za rządów Morawieckiego. Po rozdaniu koncesji i uzyskaniu zgód na lokalizację farm wiatrowych w poprzednich latach obecny już rząd przygotowuje się do pierwszej aukcji na dofinansowanie eksploatacji farm wiatrowych na morzu. System publicznego wsparcia finansowego dla tej branży opiera się na modelu wypracowanym już wcześniej w krajach, gdzie morska energetyka wiatrowa zaczynała swoją ekspansję, tj. na modelu brytyjskim. Jego istotą jest dopłacanie przez podatników do działalności gospodarczej producentów energii elektrycznej z wiatraków według ceny za 1 MWh energii ustalonej w wyniku aukcji, tzw. „kontrakty różnicowe”. Wsparcie otrzymuje ten, kto zaoferuje najniższą cenę wsparcia, tj. publiczną gwarancję kupna energii elektrycznej po stałej cenie. Gwarantuje to wytwórcom energii stabilność i przewidywalność przychodów. Mechanizm wsparcia został w dość syntetyczny sposób przedstawiony w uzasadnieniu do omawianego projektu rozporządzenia, więc odsyłamy do niego w całości.
„Ustawa z dnia 17 grudnia 2020 r. o promowaniu wytwarzania energii elektrycznej w morskich farmach wiatrowych (Dz. U. z 2024 r. poz. 182), dalej: „ustawa”, zawiera w art. 31 ust. 11 upoważnienie do wydania rozporządzenia określającego maksymalną cenę w złotych za 1 MWh, jaka może być wskazana w ofertach złożonych w aukcji przez wytwórców.
Projektowane rozporządzenie umożliwi wytwórcom realizującym projekty morskich farm wiatrowych (MFW) ubieganie się o prawo do pokrycia tzw. ujemnego salda w II fazie systemu wsparcia dla morskich farm wiatrowych. Aukcje dla morskich farm wiatrowych zostaną przeprowadzone na zasadach podobnych do funkcjonujących już aukcji odnawialnych źródeł energii, w której każdy z wytwórców składać będzie jedną ofertę, niejawną dla pozostałych uczestników. Aukcje rozliczane będą według ceny z oferty („pay as bid”), a wygrywać będą oferty z najniższą ceną. Jednak cena złożona w ofercie nie może być wyższa od maksymalnej ceny ustalonej w rozporządzeniu. Tak skonstruowany mechanizm aukcyjny umożliwi minimalizację kosztów dla odbiorcy końcowego wynikających z wprowadzenia na rynek polski technologii farm wiatrowych na morzu i stanowi znaczącą zachętę do poszukiwania innowacyjnych rozwiązań technologicznych, umożliwiających obniżenie kosztów produkcji energii elektrycznej.
Pierwsze aukcje, w trakcie których może zostać przyznane prawo do pokrycia ujemnego salda, zostały zaplanowane w latach 2025, 2027, 2029 oraz 2031 (odpowiednio po 4 GW, 4 GW, 2 GW, 2 GW), natomiast aukcje w kolejnych latach będą przeprowadzane w zależności od postępu rozwoju morskiej energetyki wiatrowej w Polsce.
Określenie maksymalnej ceny jest niezbędne do uruchomienia II fazy systemu wsparcia, a co za tym idzie do zapewnienia terminowego i zrównoważonego rozwoju MFW w Polsce. Informacje dotyczące maksymalnej ceny są ważnym sygnałem dla inwestorów pozwalającym na określenie, czy dany projekt inwestycyjny ma szansę na partycypację w systemie wsparcia, a tym samym na realizację. Realizacja inwestycji w morskie farmy wiatrowe zgodnie z przyjętym harmonogramem jest kluczowa dla wzmocnienia bezpieczeństwa i suwerenności energetycznej Polski oraz spełnienia zobowiązań wynikających z unijnej polityki energetyczno-klimatycznej.
Z uwagi na planowaną pierwszą aukcję w 2025 r., niezbędne jest wejście w życie rozporządzenia nie później niż w IV kwartale 2024 r. Jednocześnie wydanie rozporządzenia stanowi kamień milowy B4L Krajowego Planu Odbudowy i Zwiększania Odporności (KPO).”. [2]
Wiatr jest paliwem niskiej jakości i na lądzie i na morzu
Obecny rząd ujazdowsko-warszawski pod wodzą Tuska, tak jak i ten poprzedni pod komendą Mateusza Jakuba – znajdując się pod ciągłym wpływem opętanej przez klimatyczną histerię Unii Europejskiej i nieustanne zaloty lobbystów – brnie w rozwiązania, które będą przez kolejne lata obciążać system finansowy państwa i konsumentów energii kosztami budowy i utrzymania najbardziej nieefektywnych urządzeń do produkcji energii elektrycznej, jakimi są wiatraki, kosztem rozbudowy źródeł stabilnych w oparciu o rodzimy surowiec. Za takim poglądem przemawiają doświadczenia innych krajów. Omawialiśmy już na naszych łamach doświadczenia Wielkiej Brytanii w tym względzie [3] i są one przestrogą dla osób, które mając na względzie rozwój gospodarczy Polski powinny szczególnie dbać o zapewnienie taniej energii dla przedsiębiorców oraz konsumentów. Miejsca pracy w Polsce mają znaczenie dla całego społeczeństwa. Niestety na zmianę myślenia u decydentów nie zanosi się, gdyż są za mocno uwikłani. Dopiero prawdziwy blackout wymusi na nich otrzeźwienie.
Opierając się na opinii brytyjskiego portalu Net Zero Watch warto przypomnieć, że: „wiatr jest paliwem fizycznie niskiej jakości, a koszt jego przekształcenia w energię elektryczną jest z natury wysoki.” [4] I choć wiatr pozyskiwany jest za darmo, gdy mówimy wyłącznie o koszcie samego surowca, to nikt nie może zaprzeczyć, że nie jest on skoncentrowany w miejscu i w czasie. W efekcie, koszt zagonienia wiatru do pracy i do wytwarzania energii elektrycznej (koszt zakupu technologii i jej pracy) jest bardzo wysoki, gdyż w sumie kosztów, którą widać na rachunku energii występują pozycje, których czciciele chciwego bożka wiatru nie chcą zauważać. To jest nienaprawialna wada tej technologii i dlatego wyznawcy bożka wiatru wyciągają ręce po publiczne wsparcie. Bez tego wsparcia cały ten biznes jest nic nie warty. Dlatego, naszym skromnym zdaniem wielkość dofinansowania powinna wynosić 0 zł, a maksymalna cena energii wskazana w rozporządzeniu 1 zł/MWh. Skoro technologia jest dojrzała, to znaczy poradzi sobie świetnie bez publicznego wsparcia. Nie ma sensu dotować trwale nierentownych technologii z publicznych pieniędzy.
Analiza projektu: cena maksymalna zaniżona czy cena maksymalnie zawyżona?
Przeanalizowaliśmy uzasadnienie do projektu rozporządzenia i naszym zdaniem autorzy nie stanęli na wysokości zadania, gdyż trudno powiedzieć jak dokładnie wyliczono wartość ceny maksymalnej przyjętą w projekcie. Uprzejmie zakładamy, że autorzy nie mieli czasu na analizę i weryfikację wiadomości związanych z kosztami funkcjonowania farm wiatrowych na morzu z innych źródeł niż tylko branża wiatrakowa. Po prostu uwierzyli na słowo wiewiórkom z lasu wiatrakowego lub wróżyli z fusów. Fakt, iż w Polsce nie funkcjonują tego rodzaju obiekty nie powinien być argumentem dla urzędników, gdyż wiedza w tym zakresie jest publicznie dostępna za darmo. Wystarczy nieco wysiłku, by sprawdzić chociażby teksty, które publikowaliśmy na przestrzeni ostatnich lat poświęcone „sukcesom” branży wiatrakowej w Wielkiej Brytanii. Szczególnie mocno polecamy lekturę tekstu z 23 listopada 2020 r. pt. „Ekonomika energetyki wiatrowej: propaganda a rzeczywistość w świetle analizy wyników ekonomicznych farm wiatrowych”. [5]
Już cztery lata temu apelowaliśmy do rządu Morawieckiego o opublikowanie jakichkolwiek analiz ekonomicznych, które uzasadniałby podejmowanie się inwestowania w skrajnie niestabilne, niesterowalne i niepewne kosztowo instalacje do wytwarzania energii elektrycznej w postaci energetyki wiatrowej, a szczególnie morskich energetyki wiatrowej. Grochem o ścianę. Z tego, co jest nam wiadomo niczego takiego rząd nie ma i nikt nigdy nie weryfikował opowieści wiatrakowych lobbystów o „darmowej energii z wiatru”. A szkoda, bo przy okazji publikowania projektu rozporządzenia warto wytłumaczyć się przed społeczeństwem, które ma prawo wiedzieć, na podstawie jakich przesłanek ekonomicznych podejmowano decyzję o wydatkowaniu dziesiątek miliardów złotych na wiatrakowanie Polski. Ile naprawdę będzie kosztować budowa, utrzymanie i likwidacja farm wiatrowych na lądzie i morzu? Chcielibyśmy to przeczytać, bo argument, że Unia Europejska każe budować wiatraki i jednocześnie rezygnować z paliw kopalnych nie zwalnia polskich polityków od myślenia i mądrego wydawania publicznych pieniędzy. No chyba, że czują się oni bardziej Europejczykami niż Polakami, co ma swoje oczywiste konsekwencje o czyje interesy będą dbać bardziej.
Argument nr 1: Rzekomo spadające koszty wytwarzania energii z wiatraków
Po lekturze projektu widać, że zarówno politycy, jak i urzędnicy za dobrą monetę przyjmują zapewnienia przemysłu wiatrakowego o ciągłym spadku kosztów i poprawie wyników nowych inwestycji wiatrowych, zarówno obecnych, jak i tych które mają powstać w przyszłości. Nie możemy się oprzeć zacytowaniu zdania z uzasadnienia projektu, które jest doskonałym przykładem tego typu myślenia życzeniowego: „Wykorzystane krzywe uczenia uwzględniły rozwój technologii wytwarzania, co spowodowało spadek kosztów CAPEX i OPEX.”.
Można by zgodzić się z taką tezą, gdyby Ministerstwo Klimatu i Środowiska przeprowadziło rzetelną analizę sprawozdań finansowych działających operatorów farm wiatrowych na lądzie i morzu oraz upubliczniło wyniki tego badania. Nic takiego się nie wydarzyło, gdyż teza o „krzywej uczenia się” wyssana jest z palca. Tymczasem brak takiej analizy i niemożność weryfikacji danych finansowych, na których oparło się Ministerstwo upoważnia nas do postawienia tezy, że wydatki inwestycyjne w przeliczeniu na 1MW będą tylko rosły w kolejnych latach a nie spadały, co jest potwierdzone przez analizy prof. Hughes. Zresztą sprawdźcie państwo sami, ile wynosi CAPEX w świetle projektu rozporządzenia.
Rys. nr 1 Powyższej fragment uzasadnienia do projektu rozporządzenia
Trzeba się naprawdę długo zastanawiać ile w ogóle wynosi koszt inwestycyjny (CAPEX) przyjęty w projekcie, gdyż użyto maksymalnie niejasnego oznaczenia „k’PLN.2024/MW”. Jednak nawet kwota 18,679 mln zł za 1MW mocy zainstalowanej nic nam nie powie, jeśli nie porównamy jej do analogicznych kwot z Wielkiej Brytanii. Według obecnego kursu złotego do funta brytyjskiego 1 funt = 5,00 zł, to wychodzi nam, że rząd przyjął, iż koszt budowy 1 MW w morskich elektrowniach wiatrowych wyniesie ok. 3,735 mln funtów. Nakładając to na wydatki poniesione w Wielkiej Brytanii (wykres poniżej) to w dalszym ciągu mamy wrażenie, że kwota jest za niska.
Rysunek nr 2: Morska energetyka wiatrowa w Wielkiej Brytanii: faktyczne wydatki kapitałowe a moc zainstalowana w Europie
Porównując te dane z danymi pochodzącymi z Wielkiej Brytanii z 2018 r., to widzimy, że przy wyliczaniu CAPEX pominięto koszty budowy przyłącza energetycznego i wyprowadzenia energii z farmy wiatrowej, który ma spoczywać na operatorach oraz pominięto częściowe opłaty za budowę sztucznych wysp na morzu (PSZW), które rozbito pomiędzy koszty inwestycyjne a operacyjne. Tylko z tego powodu uważamy, że wielkość wskaźnika CAPEX na potrzeby rozporządzenia jest zaniżona o ok. 20-25% na co wskazują historyczne dane brytyjskich farm na morzu. Niestety Ministerstwo nie pokazało mechanizmu wyliczeń używanych wskaźników, co umożliwiłoby ich weryfikację. Mamy tylko same wyniki obliczeń.
Pewnym paradoksem jest to, że nawet Ministerstwo Klimatu i Środowiska potwierdza istnienie zależności kosztowej pomiędzy odległością farmy wiatrowej od brzegu i głębokością posadowienia fundamentów, choć zupełnie nie wyciąga z tej okoliczności żadnych wniosków. Tymczasem warunki techniczne na Bałtyku związane z lokalizacją farm wiatrowych (Ławica Słupska, Środkowa i Odrzańska) są dużo gorsze niż te na Morzu Północnym i przez to będą generować duże większe koszty. Sama odległość od brzegu – 80 km i głębokość: 36 m – jako średnie wartości przyjęte na potrzeby projektu rozporządzenia powodują, że koszt budowy i utrzymania farmy elektrowni wiatrowych na Bałtyku musi droższy niż ten na Morzu Północnym. Analizy z Wielkiej Brytanii pokazują, że jednym z czynników przyczyniających się do wzrostu kosztów w czasie jest konieczność lokowania projektów na coraz głębszych wodach morskich. Wpływ tego czynnika na koszty inwestycyjne jest dużo silniejszy niż sama odległość od brzegu. Wniosek jest taki, że wyższe koszty inwestycyjne tworzą presję na wyższe kwoty dofinansowania z publicznej kasy.
Argument nr 2: Koszty operacyjne stale rosną
Drugim elementem kosztowym, mającym istotne znacznie dla oceny opłacalności całego przedsięwzięcia i prawidłowego wyliczenia kwoty publicznego wsparcia finansowego do wytwarzania energii z morskich farm wiatrowych są ich koszty operacyjne (wskaźnik OPEX) i które naszym zdaniem także zostały nie doszacowane. Dlaczego tak się uważamy? Ponownie odwołamy się do doświadczeń brytyjskich i do specyfiki systemu wsparcia branży wiatrakowej w oparciu o tzw. „kontrakty różnicowe”, które gwarantują konkretny poziom dochodów dla operatorów farm wiatrowych.
Ekonomiczny mechanizm tego systemu jest prosty i warto ponownie zacytować uzasadnienie do projektu, tym razem z części pt. „Ocena Skutków Regulacji” (OSR), gdzie Ministerstwo Klimatu i Środowiska w niepojętym przypływie szczerości napisało: „System wsparcia będzie powodował przepływy finansowe w kierunku inwestorów budujących morskie farmy wiatrowe, które pokrywane będą w ramach opłaty OZE pobieranej na rzecz finansowania rozwoju odnawialnych źródeł energii. Wysokość opłaty uzależniona będzie m.in. od cen energii elektrycznej oraz wysokości jednostkowego wsparcia dla poszczególnych projektów.”. Innymi słowy kontrakty różnicowe zostaną sfinansowane przez odbiorców energii w ich rachunkach. Opłata OZE już dzisiaj jest widoczna na rachunkach za energię elektryczną, choć na razie wynosi 0 zł, gdyż Prezes URE wyznacza ją w sposób urzędowy a lata 2023 i 2024 były latami wyborczymi. Co jednak będzie, jak opłata OZE zacznie być w końcu naliczana, by pokryć koszty utrzymania „zielonej” energetyki? Oczywistym jest, że cena energii elektrycznej będzie musiała wzrosnąć do poziomu gwarantującego wysokie zyski inwestorów finansowych finansujących projekty farm wiatrowych przyzwyczajonych do spekulacyjnych stóp zwrotu z inwestycji. Z tego właśnie powodu uważamy, że cena maksymalna zawarta w projekcie rozporządzenia (471,83 zł/MWh – ok. 94 funtów) jest dużo poniżej oczekiwań branży wiatrakowej, a którą - biorąc pod uwagę doświadczenia brytyjskie – szacujemy na poziomie nie mniejszym niż 120 funtów, tj. ok. 600 zł/MWh. Poniższy wykres uzasadnia naszą opinię.
Powyższy wykres przedstawia tzw. uśredniony koszt energii elektrycznej z elektrowni morskich (kolor niebieski) i lądowych (kolor czerwony) w zależności od roku oddania danej inwestycji do eksploatacji.
Podsumowując, za błędny uważamy pogląd, iż koszty inwestycyjne i operacyjne w przypadku morskich farm wiatrowych będą spadały w kolejnych latach. Nic na to nie wskazuje. Oczekiwana stopa zwrotu z tego typu inwestycji to poziom 16-20%, co zakłada maksymalizację przychodów w najkrótszym możliwym czasie i szybkie wychodzenie kapitałowe z inwestycji zanim techniczna sprawność urządzeń osiągnie poziom nie nadający się do ich eksploatacji.
Argument nr 3: Krótki okres technicznej sprawności urządzeń
Kolejnym wnioskiem płynącym z doświadczeń brytyjskich jest spostrzeżenie, że techniczny okres życia morskich elektrowni wiatrowych jest znacznie krótszy niż przyznają to operatorzy farm wiatrowych i wynosi ok. 10-12 lat. Po tym okresie czasu koszty utrzymania urządzeń oraz ich napraw (koszty operacyjne) rosną do takiego poziomu, że cena rozliczeniowa za wyprodukowaną energię elektryczną nie będzie w stanie pokryć nawet bieżących kosztów operacyjnych. Warunki panujące na morzu różnią się bardzo (na niekorzyść) od tych na lądzie. Stąd też urządzenia mechaniczne postawione na otwartych wodach morskich narażone są na skumulowany efekt działania zmiennych temperatur, wiatru, deszczu, mrozu i soli. Do tego dochodzi naturalny – wynikający ze zużycia się urządzenia – spadek wskaźnika wydajności urządzeń, który w przypadku elektrowni wiatrowych na morzu wynosi 4,5% każdego roku. Tego czynnika spadku wydajności technicznej (współczynnika wykorzystania mocy) wraz z upływem czasu eksploatacji autorzy projektu rozporządzenia w ogóle nie wzięli pod uwagę przyjmując uśredniony wskaźnik na poziomie 45,7% i który też nie wiadomo jak został wyliczony. A przecież wydajność urządzeń w kolejnych latach eksploatacji w sposób bezpośredni wpływa na wielkość osiąganych przychodów i koszty operacyjne operatorów farm wiatrowych.
Dlatego między bajki należy włożyć zapewnienia, że techniczny okres używalności morskich farm wiatrowych na morzu ma wynosić 25 lat jak to przyjęto w projekcie rozporządzenia. Stały wzrost kosztów operacyjnych tych urządzeń przy ciągłym spadku wydajności oraz stałych cenach sprzedaży wyprodukowanej energii jest niezawodną receptą na zamknięcie instalacji w stosunkowo krótkim czasie. Nawet coroczna waloryzacja ceny wsparcia może tutaj być za niska. Dlatego m.in. uważamy, że technologia ta jest śmiertelną pułapką dla konsumentów i budżetów państw, gdyż nie ma jak się z niej wyplątać. Z uwagi na to, że wysokość kosztów operacyjnych uzależniona jest od niezawodności urządzeń a stały spadek ich niezawodności w miarę starzenia się instalacji oznacza, że ponoszenie wysokich kosztów operacyjnych stanie się koniecznym warunkiem utrzymania produkcji. Po 10-12 latach okaże się, że same koszty operacyjne uzasadniają rezygnację z produkcji i ogłoszenie upadłości. Wtedy pojawi się presja na decydentów politycznych, by upaństwowili oni całe przedsięwzięcie i przejęli na podatników koszt likwidacji wiatraków na morzu umożliwiając ucieczkę inwestorom od kłopotów.
[Nasz komentarz] Podsumowując, jeżeli weźmiemy pod uwagę tylko ekonomiczną stronę procesów wytwarzania energii elektrycznej z wiatru - tak na lądzie jak i na morzu – to z punktu widzenia odbiorcy energii jest to bardzo kosztowny proces technologiczny, a jednocześnie ma zerową wartość, jeśli chodzi o wkład do dobrobytu kraju. Poza zwykłą niekompetencją i ignorancją nie ma żadnego innego uzasadnienia, aby politycy tolerowali tę sytuację, nie mówiąc już o jej propagowaniu, jako rozwiązania korzystne dla obywateli.
Doświadczenia brytyjskie jednoznacznie wskazują, że wydatki kapitałowe i koszty operacyjne projektów budowy farm wiatrowych na morzu wzrosną w stosunku do planów o co najmniej 20%, a prawdopodobnie wzrost ten będzie bliższy 50%. Tutaj obowiązuje reguła, że im więcej wiatraków znajduje się w systemie energetycznym, tym drożej za energię płaci konsument. Odpowiedź na pytanie, dlaczego tak się dzieje jest w sumie prosta, gdyż przy chaotycznie działających źródłach energii takimi, jakimi są wiatraki gwałtownie rosną koszty zarządzania siecią energetyczną i koszty zakupu energii ze stabilnych źródeł, kiedy akurat nie wieje (koszt bilansowania sieci). Mechanizm ten jest bardzo dobrze znany operatorom sieci, ale jest starannie ukrywany, by opinia publiczna nie mogła się zorientować co naprawdę się dzieje i by konsumenci nie zorientowali się w skali publicznego dofinansowania do przemysłu OZE. Nie bez powodu rządy wielu państw w Europie, w tym i w Polsce zamroziły ceny energii dla konsumentów, by uniknąć niewygodnych pytań o koszty rzekomej transformacji energetycznej.
Tymczasem warto przypominać licznym wielbicielom wiatraków w rządzie i w opozycji, że skoro energetyka wiatrowa jest taka tania to, dlaczego rachunki za energię elektryczną rosną proporcjonalnie do ilości elektrowni wiatrowych w naszym systemie energetycznym? No i zadajmy sobie pytanie, ile będzie kosztować 1 MWh energii dla ludności po 1 stycznia 2025 r. jak rząd Tuska przestanie już mrozić ceny energii? Czy będzie to 800 zł/MWh czy może 1.200 zł/MWh? A może jeszcze więcej? Pamiętajmy, że im więcej wiatraków pobudujemy tym droższa będzie energia. Dlatego też wszelkie formy wsparcia dla budowy i eksploatacji wiatraków w Polsce powinny zostać wstrzymane do czasu rzetelnego i publicznego rozliczenia dotychczas poniesionych kosztów na pseudo transformację energetyczną. Nie mówiąc już o przywróceniu do porządku prawnego zasady 10H dla lokalizacji wiatraków na lądzie, co zlikwidował rząd Morawieckiego.
Co więcej, uważamy, że spółki operatorskie zarządzające farmami wiatrowymi w Polsce powinny być notowane na giełdzie papierów wartościowych. To wszystko po to, by zachować pełną przejrzystość zarządzania i informowania o wynikach finansowych oraz działaniach. Społeczeństwo powinni wiedzieć, ile naprawdę kosztuje energia z wiatru i kto na niej zarabia. Przymus giełdowy tego domagamy od spółek wiatrakowych. Są przywileje, jest publiczne wsparcie, to macie i obowiązki.
Będziemy walczyć o uwolnienie Polski od wiatrakowych kolonizatorów i o tanią energię dla Polaków z krajowych surowców mineralnych. Im więcej wiatraków postawimy tym droższa będzie energia elektryczna.
Tłumaczenie, opracowanie i komentarz
Redakcja stopwiatrakom.eu
Przypisy:
(1) Projekt rozporządzenia dostępny jest tutaj: https://legislacja.rcl.gov.pl/projekt/12388552/katalog/13076444#13076444 - publ. z dn. 21.08.2024 r.
(2) Uzasadnienie do projektu rozporządzenia zawarte w OSR.
(3) http://stopwiatrakom.eu/wiadomo%C5%9Bci-zagraniczne/3029-jak-brytyjski-rz%C4%85d-wpad%C5%82-w-propagandow%C4%85-pu%C5%82apk%C4%99-o-rzekomych-niskich-ce-nach-energii-z-wiatru-skandalu-ci%C4%85g-dalszy.html – publ. z 01.04.2023 r. oraz https://stopwiatrakom.eu/wiadomo%C5%9Bci-zagraniczne/3043-wielka-brytania-pora%C5%BCka-rz%C4%85dowej-aukcji-na-budow%C4%99-nowych-elektrowni-wiatrowych-na-morzu.html – publ. z 15.09.2023 r.
(4) https://www.netzerowatch.com/ar5-cfd-auction-results/ - publ. z dn. 08.09.2023 r.
(5) https://www.stopwiatrakom.eu/wiadomo%C5%9Bci-zagraniczne/2937-ekonomika-energetyki-wiatrowej-propaganda-a-rzeczywisto%C5%9B%C4%87-w-%C5%9Bwietle-analizy-wynik%C3%B3w-ekonomicznych-farm-wiatrowych.html – publ. z dn. 23.11.2020 r.
Wszechobecna propaganda klimatyczna w mediach głównego nurtu oparta jest o kilka mitów, które są nieustannie promowane wbrew oczywistym faktom i elementarnej wiedzy naukowej, zwłaszcza mit o szkodliwości dwutlenku węgla i jego szczególnej roli gazu cieplarnianego. Poglądy przeciwne i poddające w wątpliwość „ustaloną naukę o klimacie” są zaciekle eliminowane z obiegu publicznego, wszystko po to, by nie dopuścić do powstania nawet najmniejszych wątpliwości wśród polityków, dziennikarzy i wyborców, a już szczególnie dzieci i młodzieży w wieku szkolnym. W ten sposób bełkot klimatyczny rozlewa się po infosferze publicznej i uniemożliwia rzetelną debatę o przyczynach, skutkach i kosztach „walki z klimatem”. Skala manipulacji i dezinformacji jest na tyle duża, że konieczne jest posługiwanie się zupełnie innymi pojęciami umożliwiającymi prawidłowe nazwanie rzeczywistości bez jej przeinaczania. Prawda sama się nie obroni i wymaga codziennej pracy a zwłaszcza posługiwania się innym językiem niż klimatyczni histerycy i naciągacze. Dlatego misją naszego portalu jest obrona prawdy naukowej i polskich interesów politycznych oraz gospodarczych w czasach inwazji post-prawd, kłamstw i przeinaczeń.
Wszystkim naszym darczyńcom serdecznie dziękujemy. Portal utrzymuje się wyłącznie z prywatnych datków i nie korzystamy z żadnych publicznych pieniędzy. Takie finansowanie gwarantuje nam pełną niezależność a Czytelnikom publikacje, których nie znajdziecie nigdzie indziej. Prosimy o wpłaty na konto w PKO BP SA: 53 1020 2791 0000 7102 0316 5867
Tytuł wpłaty: "Darowizna na stopwiatrakom.eu"
Dziękujemy Państwu za życzliwe wsparcie!