Wiadomości po angielsku
Nasze obrazy
Badania i dokumenty
To pytanie zadaje sobie dzisiaj wiele osób, które mają wątpliwy zaszczyt mieszkać i żyć w cieniu wiatraków. Odpowiedź na nie wymaga kilku słów komentarza ogólnego nt. tzw. "kryzysu". Piszę tak zwanego, bo jest to moim zdaniem celowe i świadome działanie pewnych grup interesów. Obecna sytuacja w gospodarce polskiej i europejskiej jest narzędziem zmiany, która właśnie dokonuje się na naszych oczach. Proszę zwrócić uwagę, że kryzys nie przyszedł sam bo nas lubi.
Obecna sytuacja jest wynikiem wielu lat ciężkiej pracy rynków finansowych nad... no właśnie nad czym? Odpowiedź nie jest łatwa, ale do ustalenia. W mojej ocenie rynkom finansowym zależy na absolutnej dominacji nad tzw. realną gospodarką i na przemianie jej na rynki finansowe, co daje lepszą kontrolę wielkich grup finansowych nad gospodarką. W końcu, to one są beneficjentami gigantycznej pomocy publicznej finansowanej z kieszeni podatników, mimo wątpliwej jakości efektów ich pracy. Przykład z Europy, czyli polityka dekarbonizacyjna Unii Europejskiej i jej efekt w postaci limitów produkcji CO2 w gospodarce (tzw. limity emisji dwutlenku węgla do atmosfery).
Na całym świecie jest tak, że jak się posiada surowce energetyczne, to dzięki nim można samodzielnie produkować energię elektryczną, ropę, gaz, chemikalia itd. zapewnia to gospodarce miejsca pracy, państwu dochody z podatków i niezależność w podejmowaniu decyzji politycznych. Dlatego i Indie, i Chiny i RPA i USA pukają się w czoło, gdy Unia domaga się wprowadzenia w tych krajach ograniczeń w emisji CO2 lub żąda opłat za tą emisję od samolotów pochodzących spoza UE. Co w tej układance zmieniają limity produkcji CO2? Otóż by wyprodukować np. energię elektryczną z węgla producent (czytaj elektrownia) musi zakupić uprawnienie do jej produkcji na rynku. Jego cena uzależniona jest od ilości ton planowanej emisji. Uprawnieniem tym można handlować, a jakże, czyli jest to instrument finansowy. Innymi słowy, aby wyprodukować energię, nie wystarczy mieć surowce. Trzeba jeszcze kupić limit emisji CO2 na rynku. Taki mechanizm sprawia, że rynki finansowe przerabiają realną gospodarkę na ... rynki finansowe. A na tych rynkach rządzą wyłącznie globalne korporacje finansowe.
A jak się mają do tego wiatraki? Ależ to proste, wytwórca energii nie tylko nie musi kupować limitów emisji CO2, ale wręcz dostaje od Państwa papier wartościowy, tzw. ?zielony certyfikat?, który sprzedaje na rynku tym, którzy emitują CO2, czy elektrowniom węglowym i to po cenie gwarantowanej przez państwo! W ubiegłych latach wartość opłaty zastępczej, a więc i referencyjna wartość zielonych certyfikatów, kształtowała się następująco: 248,46 zł/MWh (2008), 258,89 zł/MWh (2009), 267,95 zł/MWh (2010) oraz 274,92 (2011). A cena ta będzie jeszcze rosła w górę i mamy zamknięte koło, w którym wiatraki produkują zielone certyfikaty, które muszą kupić ci, którzy produkują tani prąd, po to byśmy jako konsumenci zapłacili za drogi prąd, po to by tylko cały ten mechanizm zasilić w pieniądze, ze szkodą dla nas wszystkich i dla gospodarki. Drogi prąd, to jedna z głównych przyczyn wzrostu kosztów utrzymania gospodarstw domowych, wysokich kosztów produkcji w gospodarce i zanikania miejsc pracy. To są prawdziwe skutki nierealnej polityki dekarbonizacyjnej Unii Europejskiej. Wiatraki to żywe objawy tej obsesji.
Marcin Przychodzki