Wiadomości po angielsku
Nasze obrazy
Badania i dokumenty
Pisaliśmy niedawno o zatroskanym losem inwestycji wiatrakowych w Polsce Burmistrzu Margonina. W ślad za nim poszli inni samorządowcy, którzy marzą o tym, by było jak dawniej i interes wiatrakowy „sze kręczył”. Dzisiaj głos mają wójtowie Kobylnicy oraz Tomaszowa. Obaj niezmiennie zakochani w zielonej energetyce.
Branża nie bankrutuje, ale mogłaby zarabiać więcej
Przewodniczący Stowarzyszenia Gmin Przyjaznych Energii Odnawialnej Leszek Kuliński, wójt gminy Kobylnica, przyznaje że nie słyszał o upadających firmach wiatrakowych, ale bardzo martwi się tym, że te inwestycje w gminach zostały wstrzymane:
„Nie słyszałem na razie o konkretnych przykładach upadających farm, ale na pewno rozwój energetyki wiatrowej został zatrzymany; nic nie wiem także, żeby gdzieś toczyły się jakieś inwestycje – mówi spytany o stan energetyki wiatrowej.” [1]
Panu Kulińskiemu chcielibyśmy napomknąć, że nowe inwestycje wiatrakowe w Polsce nie powstają przede wszystkim dlatego, że bez dodatkowego wsparcia ze strony państwa po prostu są nieopłacalne. Szeroko ten temat opisywaliśmy w artykule pt.: „Odnawialne źródła energii nie mogą funkcjonować bez publicznego wsparcia”
fot. farma wiatrowa Iłża/materiały własne redakcji
Pisaliśmy wtedy, że naszym zdaniem instalacje OZE, poza energetyką wodną i geotermalną nie mają racji bytu, gdyż nie są one w stanie na siebie zarobić i zawsze będą generować straty. To, że spółki OZE „robią” zyski, to jest tylko i wyłącznie zasługą wsparcia publicznego, a nie cokolwiek innego. Gospodarka i społeczeństwo z „zielonej” energetyki nie ma korzyści, gdyż wciąż rosną koszty energii elektrycznej i cieplnej, a efekty środowiskowe są niezauważalne. Zimą wciąż pada śnieg i jest zimno na tyle, że trzeba się ogrzać. Globalne ocieplenie, mimo szerokiej reklamy, wciąż nie nadchodzi.
Wskazywaliśmy też, że polityka klimatyczno-energetyczna Unii pociąga za sobą cały łańcuch wydatków, których celowość jest co najmniej wątpliwa. Dlatego będziemy domagać się dokładnego rozliczenia pomocy publicznej dla całej branży OZE, w tym szczególnie dla energetyki wiatrowej za wszystkie poprzednie lata. Ważne jest to, by zanim dojedzie do kolejnych aukcji na budowę instalacji OZE dotychczasowi wytwórcy bardzo dokładnie wyspowiadali się z otrzymanych dotacji i wszelkiego rodzaju wsparcia ze strony instytucji publicznych.
Wójt gminy Kobylnica już kilkakrotnie opowiadał się publicznie za wiatrakami. Wójt nie chciał większych pieniędzy dla gminy z tytułu podatku od nieruchomości. W artykule pt.: „Podatek od wiatraków - zmiany w przepisach od 1 stycznia 2017 r.” (całość artykułu można przeczytać tutaj: http://stopwiatrakom.eu/w-skrocie/2051-podatek-od-wiatrak%C3%B3w-zmiany-w-przepisach-od-1-stycznia-2017-r.html oraz tutaj: http://stopwiatrakom.eu/przeglad-lokalny/2119-podatek-od-wiatrak%C3%B3w-%E2%80%93-samorz%C4%85dy-interpretuj%C4%85-jak-im-si%C4%99-podoba,-a-co-na-to-rz%C4%85d.html.
Pisaliśmy też o tym, że samorządy lokalne powinny cieszyć się z powodu znacznie wyższych wpływów podatkowych od wiatraków do gminnych budżetów. Oczywistym jest, że dużo wyższa podstawa do opodatkowania podatkiem od nieruchomości nie jest w smak inwestorom. Do tej pory gabinety wójtów i burmistrzów stały dla nich otworem. W postępowaniu administracyjnym niejeden wójt/burmistrz był gotów nawet „nieba przychylić”, byle tylko wydać korzystną dla wiatrakowców decyzję. Tam gdzie wybudowano wiatraki „współpraca” między inwestorem a samorządem była zazwyczaj „wzorcowa”, nie przeszkadzały jej żadne protesty społeczne, ani nawet przepisy prawa. Wiadomo, że postęp na wsi musi być, a nic tak dobrze postępu nie umacnia jak farma wiatrowa.
Rozwój gminy zależy od pracy samorządowców, a nie od ilości wybudowanych wiatraków
Wójt Tomaszowa zwraca uwagę na kolejny jego zdaniem problem związany z ustawą odległościową, ograniczający możliwość rozwoju gmin a mianowicie to, że w promieniu 1,5 km wokół wiatraka nic nie będzie można budować.
„Namawiano nas parę lat temu na OZE, farmy wiatrowe, myśmy przekonywali mieszkańców, oni się zgodzili, określiliśmy poprzez warunki zabudowy, że to ma być mniej więcej w odległości 700 metrów od zabudowy, żeby to nikomu nie przeszkadzało.(..)
Jak ja mam pięć takich wiatraków, to w ośmiu miejscowościach wszelkie inwestycje są wstrzymane.” [1]
Przypominamy wójtom i burmistrzom, że tam gdzie już wybudowano wiatraki ustawodawca dał 36 m-cy na sporządzenie planów miejscowych, w których można dopuścić zabudowę mieszkaniową w odległości mniejszej niż 10H od wiatraka. To, że samorządowcy miejscowych planów nie chcą robić, to jest już to zagrywka czysto polityczna, a nie brak pieniędzy. Jak komuś brakuje, to może robić miejscowe plany dla wybranych fragmentów gminy, a nie od razu dla całości. Będzie wtedy taniej.
O tym, że tak jest, mówił nawet sam dyrektor Kaźmierski z Departamentu Energii Odnawialnej w Ministerstwie Energii, który podczas obradującej w dniu 9 listopada 2017 r. sejmowej Komisji Ochrony Środowiska, Zasobów Naturalnych i Leśnictwa.
(…) sama ustawa o inwestycjach w energetykę wiatrową nie ma bezpośredniego wpływu na energetykę i realizację celu, ponieważ niezależnie od tego, czy ona jest, czy nie, mamy 3GW w gotowych projektach, które na jej bazie mogą być budowane niezależnie od tej ustawy. Nie są budowane z innych względów, czyli nie ma to żadnego wpływu na energetykę wiatrową. Natomiast, niewątpliwie przerwała szaleństwo tworzenia nowych projektów na każdym wolnym terenie. Rzeczywiście, sytuacja była taka, że stworzył się „taki Klondike, eldorado” – i to nawet nie dla inwestorów wiatrowych, tylko dla deweloperów tworzących projekty – ze względu na wadliwy system wsparcia. Ta ustawa zatrzymała szaleństwo dzikiego „deweloperowania” – faktycznie, w jakiejś części z naruszeniem prawa (…)
O tym dlaczego samorządowcy nie chcą uchwalać nowych planów miejscowych pisaliśmy tutaj: http://www.stopwiatrakom.eu/przeglad-lokalny/2072-mazowieckie-uchwalanie-miejscowych-plan%C3%B3w-jest-nie-na-r%C4%99k%C4%99-naszym-samorz%C4%85dowcom.html
W grudniu 2016 r., w artykule pt.: „Mazowieckie: Uchwalanie miejscowych planów jest nie na rękę naszym samorządowcom” napisaliśmy, że ustawa o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych, która obowiązuje od 16 lipca 2016 r. uporządkowała sprawę toczących się postępowań środowiskowych dla tych przedsięwzięć. Niestety, pozostaje wciąż wiele do zrobienia, tam gdzie wybudowano już farmy wiatrowe, bądź wydano pozwolenia na budowę lub też wszczęto postępowania w sprawie wydania pozwolenia na budowę jeszcze przed dniem wejścia w życie ustawy. (…) Czy aby dobro mieszkańców nie zostało złożone na ołtarzu politycznych rozgrywek? Jakich argumentów użyje burmistrz wydając za 2,5 roku negatywną decyzję o warunkach zabudowy dla nowego budynku mieszkalnego, jeśli to tego czasu nie uchwali planu? Że to wszystko wina PiS-u? W najbliższych wyborach samorządowych warto rozliczyć lokalnych włodarzy z ich planów i pomysłów na rozwój gminy. Ci, którzy będą za wiatrakami, z oczywistych względów powinni być na cenzurowanym. Patrzmy więc lokalnym politykom na ręce.
Sadźmy lasy rozbierajmy wiatraki
Redakcja stopwiatrakom.eu
Przypisy:
[2] http://energetyka.wnp.pl/rozwoj-energetyki-i-cieplownictwa-to-mniejszy-smog,310808_1_0_0.html
Źródło:
http://biznesalert.pl/cetnarski-smog-wiatraka/
http://orka.sejm.gov.pl/zapisy8.nsf/0/7913F088C46BE0A4C12581DE00500425/%24File/0250108.pdf