Wiadomości po angielsku
Nasze obrazy
Badania i dokumenty
Niemcy mają problem z niestabilną produkcją energii elektrycznej przez OZE i na siłę starają się udowodnić, że elektromobilność rozwiąże chociaż część problemów spowodowanych przez niestabilną pracę elektrowni wiatrowych. Portal cire.pl pisze o niemieckich pomysłach ratowania systemu elektroenergetycznego. Nimiecki operator systemu przesyłowego TenneT, dostawca usług energetycznych The Mobility House i producent samochodów Nissan badają w jaki sposób samochody elektryczne mogą stabilizować pracę sieci energetycznej. [1]
Dwukierunkowe ładowanie samochodów elektrycznych
Lex Hartman, członek zarządu TenneT TSO GmbH powiedział:
„Ten projekt pilotażowy uzupełnia nasze projekty z obszaru blockchain, ponieważ wykorzystuje nowe kanały do elastycznego kontrolowania produkcji energii odnawialnej, która jest silnie uzależniona od pogody. Używamy akumulatorów samochodowych, które mogą magazynować energię elektryczną, a także dostarczać ją z powrotem do sieci w celu ponownego wysłania, co umożliwi rozładowania wąskich gardeł przesyłowych w sieci.”
Jak pisze cire.pl obecnie, ze względu na rosnące zdecentralizowane zasilanie energią odnawialną, wąskie gardła przesyłu stają się coraz powszechniejsze w sieci energetycznej. Aby zapobiec takim wąskim gardłom, TenneT steruje produkcją konwencjonalnych elektrowni i odnawialnych źródeł energii poprzez mechanizmy rezerwy mocy, odstawiania źródeł, czy zarządzanie popytem. Jak podaje TenneT, tylko w 2017 r. koszty tych działań wyniosły około miliarda euro i co istotne są one ostatecznie ponoszone przez odbiorców energii elektrycznej poprzez opłaty sieciowe. W fazie projektowej pojazdy elektryczne Nissana są wykorzystywane jako mobilne systemy magazynowania energii w obszarze kontroli TenneT w północnych i południowych Niemczech w celu bezpośredniego zmniejszenia lokalnych przeciążeń w zasilaniu lub zapotrzebowaniu na moc. Kluczowym warunkiem tego jest możliwość dwukierunkowego ładowania; tj. pojazd elektryczny ma zdolność nie tylko do czerpania energii z sieci, ale także do dostarczania energii z powrotem do sieci, jeśli jest to wymagane.
Pomysł niemieckich inżynierów jest prosty, gdy wiatr zaczyna wiać, a wiatraki zaczynają pracować, to nadwyżkę energii ładujemy do wszelakich akumulatorów, jakie mamy. Pojazdy elektryczne faktycznie magazynują energię elektryczną, ale ilość tej energii, którą może zmagazynować jeden pojazd jest znikoma. Prościej by było, w okresach gwałtownej generacji wiatrowej, odłączać wiatraki z sieci. Tak się dzisiaj dzieje, ale właściciele farm wiatrowych każą sobie za to płacić. Co oczywiście podraża koszty całego systemu. Naszym zdaniem, tzw. „elektromobilność” to jest tylko plaster na ropiejący wrzód, który nic nie zmieni, a ma na celu ukrycie rzeczywistych problemów wywoływanych przez niestabilne, niesterowane i kosztowne OZE. Pisaliśmy o tym tutaj: http://stopwiatrakom.eu/w-skrocie/2356-co-zrobi%C4%87-z-niestabiln%C4%85-generacj%C4%85-energii-z-wiatru-elektromobilno%C5%9B%C4%87-te%C5%BC-nie-pomo%C5%BCe-elektrowniom-wiatrowym.html
Zadajmy sobie jeszcze raz pytanie, jak to jest, że zaszczuta przez zielonych arywistów energetyka konwencjonalna świetnie sobie radzi z dwoma szczytami i dwoma dołkami zapotrzebowania na energię elektryczną w ciągu doby, ze zmiennością zapotrzebowania w trakcie tygodnia oraz szczytami letnimi i zimowymi, a rzekomo nowoczesne i ekologiczne wiatraki nie umieją sobie z tym poradzić?
Elektrownie wiatrowe generują samym swoim istnieniem więcej problemów, niż dają jakichkolwiek korzyści. Próba rozwiązania jednego problemu, powoduje powstanie kolejnych. I tak bez końca. Niezwykle ważna jest informacja podana przez TennT, że tylko w 2017 r. koszty zarządzania bałaganem wywołanym przez OZE wyniosły ponad 1 mld euro. Są to pieniądze wyciągnięte przez operatorów systemu w ramach opłaty sieciowej przerzucanej na odbiorców energii i to niezależnie od dotacji uzyskiwanych od państwa czy przymusu zakupu „zielonej” energii. Obserwujemy ukrywanie wręcz informacji o rzeczywistych kosztach funkcjonowania systemu energetycznego i zarządzania całym bałaganem zwanym OZE.
Do czego to wszystko zmierza wskazał bardzo trafnie profesor Konrad Świrski:
Klient: Chciałbym kupić prąd do zasilania w moim domu.
Sprzedawca: Doskonale się składa bo mamy dla Pani/Pana najlepszą zintegrowaną ofertę. Dostawa i montaż najnowszych urządzeń domowej generacji wraz z domowym magazynem energii. Fotowoltaiczne dachówki i fotowoltaiczna okładzina domu oraz pełen komplet systemów zasilających wraz z dodatkowym leasingiem elektrycznego samochodu i pakietem zasilania z miejskich systemów ładowania. Do tego centralny system sterowania mieszkania z inteligentnym systemem zużycia energii, ale i przyłącze systemowe od razu z oprogramowaniem do zarabiania prosumenckiego i wyboru opcji najtańszego zasilania w przypadku konieczności poboru energii z sieci. W zestawie także możliwość ubezpieczenia, badania lekarskie, wizyty elektryka, hydraulika, przegląd samochodu i miksera oraz do wyboru do 10 godzin nauczania języka angielskiego albo tańców egzotycznych. Przy pierwszym wyborze zintegrowanej oferty dodajemy też kilkaset tysięcy odsłuchań muzyki i Premium, wideobibliotekę oraz zniżki na kupno urządzeń klimatyzacyjnych, grzewczych czy odbiorników telewizyjnych. Płaci Pani/ Pan wyłącznie za abonament, a umowa jest tylko na 2 lata. Takiej okazji nie sposób przegapić, bo oczywiście w całej tej zintegrowanej ofercie prąd jest już całkowicie za darmo.
Klient: Ale ja bym chciał tylko prąd, żeby móc podłączyć pralkę.
Sprzedawca: Czegoś takiego samego to my już nie mamy… [2]
Zadajmy więc sobie pytanie, czy stać nas na powielanie niemieckich błędów w energetyce? Czy stać na stworzenie modelu biznesowego, który nigdzie się nie sprawdził i który zawsze wymaga dotacji ze strony państwa i przywilejów prawnych. Za zielone fanaberie i żądze zysku muszą zapłacić podatnicy. I tylko o to w tym chodzi.
Kto popiera wiatraki, ten przegrywa wybory
Redakcja stopwiatrakom.eu
Przypisy:
[2] http://konradswirski.blog.tt.com.pl/analogie-rynku-telekomunikacyjnym-rynku-energii/