Wiadomości po angielsku
Nasze obrazy
Badania i dokumenty
Sytuacja w polskiej energetyce pod koniec tego roku zmienia się jak w kalejdoskopie. Kilka tygodni temu rząd opublikował projekt polityki energetycznej, w której słusznie założył „wygaszanie” wiatraków na lądzie, a już na początku grudnia br. minister Tchórzewski ogłosił, że na wiosnę odbędzie się kolejna aukcja dla lądowych farm wiatrowych. Brak konkretnego pomysłu na energetykę w rządzie Morawieckiego jest już widoczna i wysokie ceny energii mogą obalić ten rząd. Jest to zresztą porażka na własne życzenie, gdyż w listopadzie 2015 r., jak PiS obejmował władzę, rząd doskonale wiedział, co trzeba zrobić w energetyce, by zachować nad nią kontrolę. Dzisiaj robi dokładnie to samo, co rząd PO-PSL, czyli blatuje się z wiatrakowymi lobbystami.
Trudno nie zauważyć, że branża wiatrowa ma powody do zadowolenia. W listopadzie br. rozdano aż 8 mld zł na kolejne wiatraki na lądzie. Natomiast w ubiegłym tygodniu Minister Energii Krzysztof Tchórzewski poinformował, że w przyszłorocznych aukcjach dla odnawialnych źródeł energii zostanie udostępniony budżet mający pozwolić na uruchomienie instalacji OZE o mocy około 2,5 GW, z czego 1GW będzie dedykowany elektrowniom wiatrowym. Kolejne 8 mld zł pójdzie, jako darowizna na dla wyznawców religii klimatycznej. Deweloperzy już mogą planować budowę kolejnych elektrowni wiatrowych i fotowoltaicznych.
Na publicznym profilu PSEW możemy zobaczyć uśmiechniętych i zadowolonych z siebie Ministra Energii Krzysztofa Tchórzewskiego i Prezesa PSEW Janusza Gajowieckiego. Widać, że Panowie się rozumieją. Szkoda, że tego zdjęcia nie będzie na rachunkach za prąd. Wtedy każdy, by wiedział, kto jest ojcem tego „sukcesu” w postaci wysokich cen energii.
Źródło: https://www.facebook.com/psew.pwea/
PSEW szacuje, że gotowych projektów wiatrowych jest o łącznej mocy ok. 3 GW i chwali się również tym, że będą kolejne aukcje na wiatraki:
Źródło: www.twitter.com
[Nasz komentarz] Takie informacje, jak ta o blatowaniu się ministra Tchórzewskiego z prezesem PSEW tylko potwierdzają, że obecny rząd jest już na równi pochyłej. Słabość premiera Morawieckiego jest już coraz bardziej widoczna, a jego ministrowie miotają się od ściany od ściany w zależności od tego, z której strony sceny politycznej media głośniej krzyczą. Sytuacja przypomina gaszenie pożarów przed kolejnym maratonem wyborczym. Teraz padło na uspakajanie klimatycznych alarmistów i zielonych lobbystów. Rząd dał się uwieść narracji o nieuchronnych zmianach klimatu, konieczności walki z CO2 i smogiem, co w praktyce oznacza zwalczanie górnictwa węglowego, energetyki węglowej oraz… stawianie wszędzie, gdzie się tylko da wiatraków.
Zastanawiamy się teraz, co jeszcze wymyśli Ministerstwo Energii, by do społeczeństwa nie dotarła wiedza, że dzięki polityce klimatyczno-energetycznej Unii Europejskiej i stawianiu wiatraków mamy drogą energię? To, że pomysły ministra energii nie będą dobre dla społeczeństwa to jesteśmy już tego pewni. Zaprzepaszczenie dorobku i wiedzy posłów PiS oraz organizacji społecznych zemści już w najbliższych wyborach. Niemcy już wyciągają wnioski z protestów „żółtych kamizelek” a nasi włodarze jeszcze tego nie wiedzą albo, co gorsze udają, że nie wiedzą, o co w tym wszystkim chodzi. Protesty we Francji przeciwko podwyżkom cen paliw związanymi z realizacją polityki klimatycznej powinny skłaniać do szybkiej weryfikacji planów dekarbonizacji gospodarki. Paradoksalnie „światowy lider walki z klimatem”, czyli Niemcy, wcale się nie palą do szybkiego porzucenia węgla, jako paliwa dla energetyki.
„Niemcy chcą ogłosić scenariusz odejścia od węgla na początku przyszłego roku. Musimy jednak odchodzić od niego stopniowo, bo ma wpływ na regiony w naszym kraju. Protesty Żółtych Kamizelek we Francji dają nam wiele do myślenia - powiedziała Svenja Schulze z ministerstwa środowiska, ochrony przyrody i bezpieczeństwa reaktorów atomowych podczas jednego z paneli w niemieckim pawilonie podczas Szczytu Klimatycznego w Katowicach.” [1]
Co na to Ministerstwo Energii? Ano nic. Dalej brnie w OZE i uzależnienie Polski od importowanej energii zza granicy. Po przyjęciu nowych regulacji prawnych przez Parlament Europejski, czyli tzw. „pakietu zimowego”, moc sprawcza w energetyce została oddana w ręce Komisji Europejskiej. Stąd też nasza krajowa polityka energetyczna zamieni się w coś, co eurobiurokraci nazwali „planem dla klimatu i energii”, gdzie to Komisja Europejska zdecyduje o naszym miksie energetycznym.
Miesiąc temu w komentarzu do przeprowadzonej w listopadzie br. aukcji na wiatraki na lądzie w artykule „Prezes URE ogłosił wyniki aukcji na sprzedaż energii elektrycznej z wiatraków. Powstaną nowe farmy wiatrowe i to bez zachowania minimalnej odległości” napisaliśmy:
„Dzisiaj widać już bardzo wyraźnie, że rząd Prawa i Sprawiedliwości pogubił się całkowicie, gdyż stanął jednoznacznie po stronie deweloperów, banków i inwestorów, zostawiając gdzieś na boku własne społeczeństwo. Tyle pracy i wysiłku włożonego przez stronę społeczną, by powstrzymać katastrofalną politykę PO-PSL w energetyce poszło na marne. Stawianie wiatraków w Polsce jest nie tylko głupie, ale też i szkodliwe, tak dla zdrowia ludzi, jak i dla gospodarki. Ludzie i zwierzęta gospodarskie chorują od szkodliwych infradźwięków a gospodarka dostaje zadyszki od horrendalnie wysokich cen energii. Na finansowe sukcesy bardzo nielicznych, cała reszta musi się zrzucić w rachunkach za prąd. Walka z klimatem to tylko pretekst dla niewielkiej grupy cwaniaków, którzy potrafili na tym zarobić i wypłukują złoto z powietrza.” [2]
Mimo dobrego początku, wygląda na to, że PiS zmarnował swój czas na dokonanie zmian w polskiej energetyce. W listopadzie 2015 r. podpisano, za namową prof. Jana Szyszko, Porozumienie paryskie, co dało alarmistom klimatycznym doskonałe narzędzie do dręczenia wszystkich planami dekarbonizacji całej gospodarki. Teraz, przyjęto na COP24 porozumienie techniczne do Porozumienia paryskiego, które jest niczym więcej, jak tylko mechanizmem wymuszania finansowania planów dekarbonizacji. Ranga umowy międzynarodowej oznacza, że będzie niezwykle ciężko wycofać się z przyjmowanych „zobowiązań klimatycznych”. Zaczęto od krytyki samowoli energetyki wiatrowej, a zakończono jawnym wspieraniem budowy elektrowni wiatrowych z publicznych pieniędzy. Widać już wyraźnie, że rząd Morawieckiego chodzi na bardzo krótkiej smyczy i smyczy tej nie trzyma polskie społeczeństwo tylko ktoś inny. Zmiana stanowiska w sprawie wiatraków i religii klimatycznej jest tego najlepszym dowodem. Ciągle tylko nie wiadomo, w jaki sposób zmuszono PiS do zmiany zdania.
Kto popiera wiatraki, ten przegrywa wybory
Redakcja stopwiatrakom.eu
Przypisy: