Wiadomości po angielsku
Nasze obrazy
Badania i dokumenty
Zamrożenie życia społecznego i gospodarczego w związku pandemią Covid-19, które dla wielu ludzi oznaczało m.in. długotrwałe zamknięcie w murach niewielkiego mieszkania bez możliwości jego opuszczania, skłoniło licznych publicystów piszących w światowych mediach do snucia lirycznych opowieści o tym, jak „pięknie” mógłby wyglądać nasz świat, gdyby stan pandemii uczynić permanentnym. A wszystko to w ramach nieustającej, zwłaszcza w światowych mediach, walki z globalnym ociepleniem rzekomo wywołanym przez człowieka.
I tak, Roger Harrabin, wiodący specjalista od ekologii w BBC, pisze, że „Właśnie miałem moment olśnienia. Zadziorny mały strzyżyk, który świergocze głośno w splątanym bluszczu z tyłu mojego domu, mówi nam coś ważnego o globalnej zmianie klimatu. Mogę bowiem wyraźnie słyszeć jego śpiew, przeplatający się z melodyjnymi nutami rudzika. W zwykłych warunkach dźwięki obu ptaków tłumiłby uporczywy łomot ruchu ulicznego. Jednak cały ten zgiełk praktycznie wygasł w spokoju lockdownu [tj. zamrożenia życia społecznego i aktywności gospodarczej - redakcja].”
Charles Moores, który przytoczył powyższą wypowiedź dziennikarza BBC, zastanawia się w gazecie „The Telegraph” [1], jakie konsekwencje niesie za sobą nowy angielski „eko-slogan” - Build Back Better, czyli „odbudujmy to lepiej”. Sprowadza się on do tego, że rządowe pakiety naprawy gospodarki po Covid-19 powinny wspierać tylko te firmy i inwestycje, „które uniezależniają wzrost gospodarczy od emisji gazów cieplarnianych”. Inaczej bowiem nie osiągniemy celu Zero Emisji Netto, czyli mitycznej neutralności klimatycznej, o którego realizację tak dzielnie walczą klimatyści.
fot. Jeyaratnam Caniceus z Pixabay
Dużo poważniejszy i znaczący głos za taką strategią wychodzenia z zapaści spowodowanej przez Covid-19 znaleźć można w opublikowanym niedawno opracowaniu pod zwięzłym tytułem: „Czy fiskalna stymulacja ożywienia gospodarczego przyspieszy czy opóźni postępy w kwestii zmiany klimatu?” [2] Raport ten, przygotowany między innymi przez znanych ekonomistów Josepha Stiglitza i Lorda Sterna, opiera się na wynikach sondażu wśród 231 urzędników resortów finansów, banków centralnych i innych ekonomistów, „reprezentujących 53 kraje”. [3]
Jak pisze Charles Moores: „W pierwszym ustępie [tego raportu - redakcja] czytamy: „Kryzys Covid-19 mógłby stać się punktem zwrotnym, jeśli idzie o postępy w kwestii zmiany klimatu. W tym roku spadek globalnych emisji gazów cieplarnianych (GHG) będzie większy niż w kiedykolwiek przedtem. Spadki procentowe, które prawdopodobnie nastąpią w 2020 r., należałoby jednak powtarzać, rok po roku, aby osiągnąć cel zerowych emisji netto do 2050 r. Jednak bez interwencji rządów emisje powrócą do dawnego poziomu po zniesieniu ograniczeń dotyczących mobilności i kiedy odrodzi się gospodarka.”
Moores zauważa, że autorzy raportu są w kłopocie. Przyznają bowiem po części, że Covid-19 jest katastrofą — nie tylko z medycznego, ale także ze społeczno-gospodarczego punktu widzenia, po której społeczeństwa będą chciały się dojść do siebie. Z drugiej strony, ta właśnie katastrofa gospodarcza przyniosła to, czego oni chcą. Zapaść gospodarki, spowodowana przez wirusa, dała bezprecedensowy spadek emisji gazów cieplarnianych. [4] Zwróćmy uwagę na tezę autorów, że taki spadek „należałoby jednak powtarzać, rok po roku”, aby uratować planetę. Chcą, aby „efekt Covid” — z wyłączeniem, rzecz jasna, elementu samej choroby — działał wiecznie.
Ów efekt oznacza dwie wzajemnie powiązane rzeczy. Po pierwsze, ogromny rozrost narzędzi kontroli społeczeństwa w rękach władzy. Aby przeciwdziałać rozprzestrzenianiu się choroby, musieliśmy oddać dużą cześć naszej wolności — w sferze pracy, wymiany handlowej, stowarzyszania się, podróżowania, kultu religijnego, nawet jeśli idzie o prawo do głosowania (przesuwane są terminy wyborów samorządowych), a wielu wypadkach także naszego prawa do życia rodzinnego.
Drugi skutek polega na zubożeniu społeczeństwa. Jest to efekt nakazowego wstrzymania działalności wielu przedsiębiorstw, a w konsekwencji bankructw, redukcji płac i utraty zatrudnienia. Efekt zubożenia społeczeństwa ograniczają lub opóźniają środki przyjęte przez rząd. Ta sytuacja może nie dotyczyć bezpośrednio Harrabina [dziennikarza BBC, który rozpływał się nad głośnym śpiewem ptaków wokół jego prywatnego domu - redakcja] ani mnie, którzy, otrzymując dalej nasze pełne pensje, możemy rozkoszować się przeplataniem się świergotu strzyżyka z melodyjnymi dźwiękami rudzika (chociaż zauważymy ten efekt z pewnością później w naszych podatkach) — ale to co było niespodziewanym szokiem, staje się teraz szokującą realnością.
Aby osiągnąć neutralność klimatyczną należy regularnie urządzać „lockdown”
Stiglitz, Stern i spółka mają rację, że „bez interwencji rządów emisje powrócą do dawnego poziomu po zniesieniu ograniczeń dotyczących mobilności i kiedy odrodzi się gospodarka”, ale wydają się nie zdawać sprawy z tego, co mówią. Dlaczego emisje powrócą do dawnego poziomu? Ponieważ ludzie będą więcej podróżować — zwłaszcza samochodami (które dużo lepiej chronią przed wirusem niż transport publiczny). A dlaczego podniesie się gospodarka? Ponieważ wzrost gospodarczy jest funkcją aktywności, a aktywność umożliwia energia, a w skali światowej energia opiera się w 85% na paliwach kopalnych. Tak na marginesie, dotyczy to także „działalności ekologicznej”. Ten błogosławiony spokój lockdownu wynika częściowo z braku protestów ulicznych Extinction Rebellion [skrajnie agresywna, publicznie używająca przemocy „organizacja klimatyczna” w Wielkiej Brytanii - redakcja], których nie da się zorganizować bez nowoczesnych środków transportu. To samo dotyczy konferencji na rzecz ratowania planety, na które zlatują się bogaci i wpływowi ludzie z całego świata. To właśnie z powodu pandemii Covid-19 szkockie Glasgow uniknęło organizowania Konferencji ONZ w sprawie Zmian Klimatu (COP26), na której spotkać się mieli przedstawiciel 196 państw, by znów dyskutować o tym, jak ograniczyć ocieplenie na Ziemi o 1,5°C.).
Jak to powiedział Lord Lilley, były członek rządu, w trakcie webinarium zorganizowanego w zeszłym tygodniu przez Global Warming Policy Foundation, nadchodząca recesja pod znakiem Covid-19 jest wynikiem „stłumienia podaży, a nie załamania się popytu”. Innymi słowy, to nie jest coś, czego chcieli ludzie. To zostało im narzucone. W demokracji ludzie rzadko głosują za czymś, czego nie chcą. Po tym, jak skończy się lockdown związany z pandemią Covid-19, wyborcy będą chcieli móc dotrzeć do pracy bez przeszkód i w pełni skorzystać z załamania się cen ropy w postaci niższych kosztów transportu i ogrzewania. Nie wydaje się, aby mieli ochotę płacić coraz wyższe rachunki za elektryczność z OZE.
Nawet w świętoszkowatych Niemczech ta myśl zaczyna docierać do polityków. W tym tygodniu [artykuł opublikowano dwa tygodnie temu - redakcja] Angela Merkel zmuszona była ulec członkom jej partii sprzeciwiających niemieckiemu wkładowi w europejski „Zielony Ład” — uzgodnionego na krótko przed atakiem wirusa — który ma prowadzić do jeszcze szybszych redukcji emisji gazów cieplarnianych do 2030 r. — chyba że wszystkie pozostałe państwa członkowskie zgodzą się zrobić to samo. Nierozwiązywalnym problemem „zielonej polityki” jest to, że trafia ona jedynie do wyborców, którzy mają poczucie winy z powodu własnego bogactwa. Polityczne ruchy klimatyczne uzależnione są od konsumpcjonizmu, którego istnienie budzi w nich nienawiść. Tymczasem obecnie większość wyborców nie będzie odczuwać winy z powodu swojego bogactwa, tylko złość, że stali się biedni, bo gospodarka stanęła w miejscu.
Jak więc mogą przetrwać „zielone” programy polityczne? Wskazówkę można znaleźć w postulacie „interwencji rządów”. Jedynie rząd może stłumić ducha przedsiębiorczości w społeczeństwie. A jedyny sposób, w jakim może to osiągną, polega na stosowaniu języka zagrożenia i kreowaniu samego zagrożenia poprzez media.
To dlatego doświadczenia pandemii Covid-19 przemawiają do umysłowości zwolenników Zera Netto Emisji. Jeszcze przed pojawieniem się pandemii, wyrażenie „alarm klimatyczny” [ang. „climate emergency” - redakcja] było świadomie stosowane przez aktywistów klimatycznych i zostało przyjęte przez brytyjskich parlamentarzystów. Wynaleziono jest w celu przekonania rządu o konieczności zostosowania przymusu wobec opinii publicznej. Bo widzicie, lekarstwo „wynika ze stanu nauki”, który jest rzekomo „ustalony”. Przesłanie dla społeczeństwa brzmi: albo stracicie swoje prawa, albo stracicie Ziemię.
Doświadczenie pandemii Covid-19 powinno nam uświadomić różnicę między rzeczywistym zagrożeniem – plagą, która spadła na świat - a hipotetycznym kryzysem. Nawet w przypadku kryzysu post-Covidowego toczyć się będzie zażarta debata, czy przyjęte środki były konieczne czy nadmiarowe. Nieskończenie większe wątpliwości należałoby mieć w odniesieniu do Zera Netto. Cała konstrukcja tego pomysłu [osiągnięcia stanu zerowej emisji CO2 – dopisek redakcji] opiera się na modelach, a nie rzeczywistych mechanizmach funkcjonowania -– obecnie przekonujemy się, że modele mogą wprowadzać w błąd — które zakładają najgorszy scenariusz w odniesieniu do odległej przyszłości. Sam problem być może istnieje, choć pewności nie ma, ale powodów do alarmu - nie ma tym bardziej.
Chyba powinniśmy mieć nieco wiary w to, że nasze zmieniające się technologię będą stawały się coraz czystsze i cichsze. Przecież zasoby cywilizacji powinny być w stanie umożliwić Harrabinowi i mnie przysłuchiwanie się strzyżykom i rudzikom - nie doprowadzając przy tym ludzkości do powszechnej biedy. „Nasz dom jest w ogniu!” - krzyczała Greta Thunberg w zeszłym roku. Nie, on nie płonie, tylko został zamknięty. Jedno takie zamknięcie wystarczy.
Charles Moores
Tłumaczenie, opracowanie i komentarz
Redakcja stopwiatrakom.eu
Przypisy:
[1] Charles Moores, „Lockdown is showing us the misery that Net Zero 2050 will demand”, The Telegraph, publ. z dn. 15.05.2020 r. - https://www.telegraph.co.uk/news/2020/05/15/lockdown-showing-us-misery-net-zero-2050-will-demand/
[2] https://www.smithschool.ox.ac.uk/publications/wpapers/workingpaper20-02.pdf - publ.. 04.05.2020 r.
[4] Nadzieje wiązane z spadkiem emisji CO2 przez człowieka dzięki pandemii Covid-19 wydają się być bardzo przesadne. Według amerykańskiej Energy Information Administration, spadek ten wyniesie globalnie 11% w 2020 r., a to jest zbyt mało, by wywrzeć zauważalny wpływ na ogólny „budżet CO2 w atmosferze”. W istocie aktywność gospodarcza ludzkości musiałaby skurczyć się cztery razy bardziej, niż ma miejsce w czasie kryzysu Covid-19, aby emisje CO2 przestały rosnąć. Tymczasem nawet 11% spadek emisji wiąże z bezprecedensowym kryzysem społeczno-gospodarczym — np. w USA bezrobocie sięgnęło poziomu nienotowanego od czasu Wielkiego Kryzysu z lat 1929-1933. Zobacz: http://www.drroyspencer.com/2020/05/why-the-current-economic-slowdown-wont-show-up-in-the-atmospheric-co2-record/