Opublikowano: 21 lipiec 2018
Kto doradza premierowi Morawieckiemu w sprawach energetyki?

Zmiana polityki rządu w zakresie energetyki wiatrowej jest już faktem, niemniej jednak w dalszym ciągu nie wiemy, co konkretnie się stało, że bez żadnych analiz, publicznej debaty czy uzasadnienia, dokonano tej radykalnej zmiany. Wiemy w czyim interesie to zrobiono i kto na tym zarobi, ale trudno ustalić autorów tego „sukcesu”. Sprawa ta jest o tyle istotna, że to społeczeństwo zapłaci koszty podjętych decyzji o powrocie do wiatrakowania Polski, a nie politycy.

Niewątpliwie ze strony Komisji Europejskiej trwa permanentny atak na Polskę, na rząd i na polskie społeczeństwo. Jednym z ważnym elementów tej politycznej batalii jest zmuszenie polskiego rządu do zaakceptowania niemieckiego modelu rynku energetycznego, który lansuje Komisja pod hasłem polityki klimatyczno-energetycznej i walki z globalnym ociepleniem. PiS wygrał wybory w 2015 r. m.in. dlatego, że popierał społeczne oczekiwania w tym względzie. Ekspansja wiatraków na Polskę, tak ochoczo popierana przez rząd PO-PSL, obudziła olbrzymi opór społeczny przed chaotyczną, bezmyślną i robioną na siłę transformacją energetyczną. Przy okazji wyszło, że praktycznie cały aparat administracyjny i sądownictwo staje nie po stronie obywateli broniących swoich interesów, ale po stronie inwestorskiej, traktując stronę społeczną jak niedouczonych głupków.

Rys. 007 wyryki 01

Minęły ledwie 2 lata rządów PiS i cała ta wiedza o przyczynach społecznego oporu oraz o braku jakiegokolwiek uzasadnienia do produkowania energii z wiatraków, uległa zapomnieniu. Do władzy doszła ekipa, która wyborczy program PiS ma za nic i dla której wiatraki, to „postęp”, „czysta energia” i „ekologia”. W ten sposób wróciliśmy do punktu wyjścia i inwestycje wiatrakowe dostały zielone światło od rządu i pieniądze. Przypominamy, że w planowanych aukcjach jest do rozdania na wiatraki prawie 16 mld zł, więc jest się o co bić i o co lobbować.

W tym miejscu warto jeszcze dodać, że energetyka, to nie jest taka sobie zwykła branża, tylko system nerwowy całej gospodarki, bez której cała reszta gospodarki nie będzie działać. Jest ona dużo bardziej istotniejsza od bankowości, gdyż bez stałych dostaw energii banki nie będą działały i obieg elektronicznego pieniądza padnie w ciągu sekundy. Dlatego zarządzanie energetyką wymaga głębokiej wiedzy, doświadczenia i racjonalnego, długofalowego myślenia na wiele lat naprzód.

Nie jesteśmy ani pierwsi, ani jedyni, którzy mają duże trudności w zrozumieniu logiki działań obecnego rządu w energetyce i w górnictwie węglowym. Zmiany w podejściu do OZE chwalą oczywiście piewcy niemieckiej Energiewende i wielbiciele wiatraków, co pokazuje skąd szły i idą naciski na rząd. Cieszy nas to, że nie tylko my zauważamy ten oczywisty regres w polityce rządu. Na portalu biznesalert.pl ukazał się artykuł Jerzego Lipki z Obywatelskiego Ruchu na Rzecz Energetyki Jądrowej pt.: „Ile zapłacilibyśmy za miks bez atomu?”, który porusza problem kosztów realizowanej na naszych oczach rewolucji w energetyce.  

„Swoją drogą Premier, wywodzący się z PiS wraz ze swoimi doradcami, w tym głównie dr Wojciechem Myśleckim wydają się być zapatrzeni w niemiecką rewolucję energetyczną tzw „Energiewende”. Co taka rewolucja oznaczała by w Polsce? Przerzucenie olbrzymich jej kosztów NA SPOŁECZEŃSTWO – (w Niemczech dopłaty roczne do Energiewende to koszt 30 mld euro). Również masowe stawianie wiatraków w pobliżu ludzkich domostw, wbrew lokalnym społecznościom, które nie tak dawno przecież wywalczyły ustawę wyznaczającą minimalne odległości takich obiektów od gospodarstw domowych. Stawianie ich niezależnie od tego czy wiatry są tam silniejsze czy słabsze, bo przecież cały system opiera się na dotacjach. Oznacza to oczywiście wejście na drogę konfliktu ze społecznościami wiejskimi ze strony PiS owskiego rządu, który przecież w dużej mierze oparł swoje wyborcze zwycięstwo o poparcie tegoż elektoratu.” [1]

Niemieckie wiatraki i rosyjski gaz

Ukrytą stroną wiatrakowania jest wzrost zapotrzebowania na gaz. Pisaliśmy już o tym wielokrotnie, że przy chaotycznie pracujących wiatrakach, które kręcą się kiedy wiatr zawieje, konieczne jest budowanie olbrzymiej rezerwy mocy. Rezerwa ta musi być na tyle elastyczna i szybka do uruchomienia, żeby można było sprawnie reagować na wahania wiatru. Takimi parametrami cechują się elektrownie gazowe, stąd energetyka wiatrowa i gazowa mogą uzupełniać się nawzajem. Niestety koszt ich wzajemnego współdziałania jest gigantyczny, a dodatkowo działa tutaj sprzężenie zwrotne, więc im więcej zainstalujemy wiatraków, tym więcej gazu potrzebujemy. O tej sprawie Jerzy Lipka pisze tak:

„Co gorsza niemiecka wersja „Energiewende” oznaczać musi, i Premier wraz ze swoimi doradcami powinien o tym wiedzieć, masowy import gazu do Polski, surowca drogiego i mało efektywnego w produkcji energii elektrycznej. Tym niemniej w przypadku masowego rozwoju OZE, zwłaszcza energetyki słonecznej (10-12% stopień wykorzystania mocy w ciągu roku) oraz farm wiatrowych na lądzie (17% stopień wykorzystania mocy w ciągu roku) wytwarzanie energii z gazu na wielką skalę jest nieuniknione. Nawet morskie farmy wiatrowe, nie na Bałtyku tylko dużo bardziej „wietrznym” Morzu Północnym mają roczny stopień wykorzystania mocy na poziomie 46%. Oznacza to że większość energii w takim układzie i tak muszą wyprodukować elektrownie konwencjonalne. Najbardziej nadają się do tego właśnie elektrownie gazowe z uwagi na ich elastyczność. Utrzymywana jest więc tzw. rezerwa wirująca, pracujące z minimalną mocą elektrownie konwencjonalne gazowe i na biomasę, zwiększające swoją moc w zależności od potrzeb i siły wiatru. To oczywiście musi kosztować. Jeśli większość energii pochodzić ma w tym układzie ze spalania gazu, to ile tego gazu Polska będzie musiała zaimportować? Przyjmuje się, że moc zainstalowana w elektrowniach gazowych musiałaby odpowiadać mocy zainstalowanej w wiatrakach (jeśli na morzu). Tak więc chcąc zrównoważyć bilans energetyczny morskich farm wiatrowych gazem, przy ich przewidywalnej docelowej mocy 6000 MW, tyle samo musimy mieć przygotowane w elektrowniach gazowych. Ponieważ elektrownia gazowa 1000 MW pracując cały rok zużywa 1 miliard metrów sześciennych tego surowca, więc policzmy, że pracując średnio przez połowę roku zużyje 0,5 mld metrów sześciennych. Oznacza to dodatkowe zużycie na poziomie 3 mld metrów sześciennych rocznie!” [1]

light bulb 503881 1280

fot. Pixabay

Bez względu na to, skąd będziemy kontraktować gaz, to i tak będzie to kosztować drożej, niż krajowa produkcja energii z węgla. Bilans kosztów dla wiatraków musi zawsze uwzględniać, koszty utrzymania rezerwy w postaci elektrowni gazowych, inaczej bujamy w obłokach. Dlatego słusznie Lipka podkreśla, że:

„Każdy dodatkowy miliard metrów sześciennych gazu to dla Polski przy obecnych jego cenach dodatkowy wydatek rzędu 380 milionów dolarów USA. Wsparcie więc morskich farm wiatrowych gazem kosztowałoby Polskę lekko licząc dodatkowe przeszło miliard dolarów USA, czyli niemal 4 miliardy złotych każdego roku. Te 4 miliardy złotych musimy oczywiście dodać do cen energii z morskich wiatraków, które według portalu „Gram w Zielone” wytwarzałyby energię po koszcie 70 euro/MWh. Wytwarzałoby jej około 21 TWh w ciągu roku. Przy założeniu że powstanie 6000 MW mocy w elektrowniach wiatrowych na Bałtyku. Drugie tyle musiałoby być wyprodukowane z gazu. I tego już portal Gram w Zielone nie uwzględnia, podając cenę tylko dla morskich farm, nie dla gazu!” [1]

Koszty, koszty, koszty …

Rozumiemy, że podejmując decyzję o powrocie do wiatrakowania, rząd dysponował wyliczeniami kosztów tego przedsięwzięcia, które uwzględniały nie tylko koszt dofinansowania OZE w postaci dotacji, ale także koszty budowy rezerwy mocy dla elektrowni wiatrowych zarówno tych na lądzie, jak i na morzu, koszty zakupu paliwa gazowego, koszty rozbudowy i utrzymania sieci przesyłowej niezbędnej dla wprowadzenia produkcji energii z wiatraków do sieci oraz koszty budowy elektrowni szczytowych niezbędnych do utrzymania sieci w szczytach zapotrzebowania na energię.

Ile zatem, pytam się doradców Pana Premiera, będzie kosztować energia w Polsce dla końcowego odbiorcy? Zwłaszcza gdy sprawy nie ograniczą się jedynie do morskich farm wiatrowych, lecz nastąpi powrót do masowego wiatrakowania naszego kraju, wzorem niemieckim?” [1]

Biorąc jednak pod uwagę to, że uchwalona niedawno nowelizacja ustawy o OZE nie zawiera żadnych analiz, ani też wyliczeń kosztów powrotu do wiatrakowania, poza planowaną sumą do wydania na aukcje [2], to możemy z dużą dozą prawdopodobieństwa założyć, że nikt takich analiz nie przeprowadził i nie było przeprowadzonych wyliczeń kosztów polityki klimatyczno-energetycznej realizowanej na wzór niemiecki. Taka analiza powinna też uwzględniać koszty utrzymania i rozwoju energetyki węglowej oraz jądrowej, nie tylko dla porównania, ale też i dla zbudowania porządnej alternatywy dla drogich OZE. Skoro niemiecka transformacja energetyczna poniosła klęskę, o czym piszą i mówią sami Niemcy [3], to w imię jakich racji mamy powielać ich błędy?

Jest dla nas oczywiste, że cena energii elektrycznej musi rosnąć i będzie rosła. Żadne zaklęcia tego nie zmienią, gdyż koszty budowy i utrzymania nowych elektrowni są na tyle duże, że potrzebne są długoterminowe instrumenty finansowe zabezpieczające interesy inwestora. Rzecz w tym, by podejmując ważne, długoterminowo istotne decyzje dla państwa, kierować się głosem rozsądku i interesem publicznym, a nie podszeptami lobbystów lub osób nieznających się na energetyce. Jak mawiał poeta „Myślenie ma kolosalną przyszłość”.

Redakcja stopwiatrakom.eu

Przypisy:

[1] http://biznesalert.pl/lipka-ile-zaplacilibysmy-za-miks-bez-atomu/

[2] http://stopwiatrakom.eu/ustawa-o-oze/2546-senat-przyj%C4%85%C5%82-bez-poprawek-nowelizacj%C4%99-ustawy-o-oze-a-prezydent-duda-natychmiast-j%C4%85-podpisa%C5%82.html

[3] http://stopwiatrakom.eu/aktualnosci/2541-z-jakich-powod%C3%B3w-rz%C4%85d-morawieckiego-zamierza-powiela%C4%87-skompromitowan%C4%85-polityk%C4%99-klimatyczno-energetyczna-w-wykonaniu-niemiec.html

stopwiatrakom stopka 1