Wiadomości po angielsku
Nasze obrazy
Badania i dokumenty
Na portalu wgospodarce.pl ukazał się analiza Marka Siudaja pt.: Niemiecka polityka czystej energii kosztowała nas setki milionów złotych. I nadal za nią płacimy. W szczytowym momencie koszty działań zaradczych podejmowanych przez PSE dla przeciwdziałania zagrożeniu bezpieczeństwa krajowego systemu elektroenergetycznego powodowanego przez nieplanowane przepływy energii z obszaru Niemiec przekraczały 100 mln euro rocznie.
Wszyscy Polacy dokładają się do realizacji niemieckiej „Energiewende”
Z analizy Marka Siudaja wynika, że europejski rynek energii elektrycznej pod względem prawnym jest dalece oderwany od rzeczywistości, po prostu nie bierze pod uwagę podstawowych zasad fizyki. O tym, jak płynie energia w sieciach energetycznych w Europie decyduje prawo Ohma i Kirchhoffa, a nie Komisja Europejska.
Konrad Purchała, dyrektor ds. strategii integracji europejskiej w Polskich Sieciach Energetycznych mówi wprost:
W rzeczywistości żaden system w Europie nie jest na tyle rozbudowany, aby móc nazwać go miedzianą płytą, a energia elektryczna rozpływa się swobodnie po liniach przesyłowych powodując przeciążanie najsłabszych elementów. Przykładowo, jeśli energia jest wytwarzana w Niemczech północnych i przesyłana dalej na południe, to obciąża po drodze m.in. linie w Polsce i Czechach,
Jeżeli energia wpływa do nas od zachodu i przeciąża połączenia międzysystemowe Polska-Niemcy, to musimy podejmować działania zaradcze aby tę granicę odciążyć. Można to robić w sposób bezkosztowy używając specjalnych urządzeń tzw. przesuwników fazowych, ale takie urządzenia nie są powszechne. Jeśli jednak ich nie ma, wówczas konieczne są inne działania – musimy zwiększyć produkcję energii w Polsce i o taką samą ilość zmniejszyć produkcję energii w Niemczech. W ten sposób organizujemy tzw. awaryjny operatorski eksport do Niemczech, de facto zastępując energię niemiecką przez polską, co odciąża połączenia Polska-Niemcy. Efekt jest taki, że część energii, jaka handlowo jest sprzedawana z Niemiec na południe Europy jest faktycznie wytwarzana w Polsce .
Przy takiej konstrukcji międzynarodowego rynku energii elektrycznej, jaką mamy w Europie, nieplanowane przepływy były obecne zawsze. W ostatnich latach jednak, począwszy od 2010-2011, zjawisko to się istotnie nasiliło, a obecnie ich skala jest tak wysoka i nieprzewidywalna, że zaczyna być groźna dla polskiego systemu. Szczyt został osiągnięty w 2015 r., kiedy to koszty roczne działań zaradczych dla przeciwdziałania negatywnym skutkom nieplanowych przepływów przekroczyły 100 mln euro.
Jak pisze Marek Siudaj choć Niemcy pokrywali większość tych kosztów, to istotna ich część została poniesiona przez PSE i przeniesiona w taryfie przesyłowej na wszystkich krajowych odbiorców energii elektrycznej. Obecnie po uruchomieniu przesuwników fazowych koszty są znacznie niższe, ale nadal wszyscy Polacy dokładają się do realizacji niemieckiej „Energiewende” (wyróżnienie redakcji).
[Nasz komentarz] Przykład „Energiewende” dobitnie pokazuje, że dla jej realizacji wykorzystywane są także elementy naszego systemu elektroenergetycznego. Nadmiarowa produkcja energii elektrycznej przez niemieckie OZE (wiatraki i fotowoltaika) była i jest zagrożeniem dla naszego systemu, gdyż zwyczajnie go zapycha niekontrolowaną produkcją energii. Opanowanie tego zjawiska (tzw. „przepływy kołowe”) jest drogie i wymaga instalacji urządzeń zwanych przesuwnikami fazowymi. Blokują one nadmiarowe przepływy energii na granicy systemów elektroenergetycznych. Sprawa była znana od lat i dopiero niedawno uporano się z tym zagrożeniem stabilności polskiego systemu energetycznego.
Naszym zdaniem, mimo szeregu działań zabezpieczających podejmowanych na różnych szczeblach, zagrożenie dla naszej energetyki wciąż jest bardzo realne. Zielona „transformacja energetyczna” cieszy się nieustającym poparciem wszystkich partii politycznych w Niemczech oraz kół biznesowych. Co więcej, proponowany przez Komisję Europejską „Pakiet zimowy” w zakresie nadzoru nad rynkami energii przewiduje oddanie naszego systemu elektroenergetycznego pod kierownictwo „rynku regionalnego”. W praktyce oznacza to, że zamiast Prezesa URE decyzje, z pominięciem polskiego rządu, podejmowane będą przez bliżej nieokreślnego nadzorcę rynku energii grupującego rynki krajowe wokół Niemiec. Czyje interesy będzie realizował taki nadzorca, to wiemy od razu. Tak naszym zdaniem ma wyglądać ta zuchwała kradzież polskiej energetyki i oddanie nas pod niewolę „Energiewende”.
Sadźmy lasy, rozbierajmy wiatraki.
Źródło:
http://wgospodarce.pl/informacje/37678-niemiecka-polityka-czystej-energii-kosztowala-nas-setki-milionow-zlotych-i-nadal-za-nia-placimy