Wiadomości po angielsku
Nasze obrazy
Badania i dokumenty
W dniach 9-11 sierpnia 2018 r. w Katowicach odbyła się miejsce konferencja „Społeczny PRE_COP24”. Wydarzenie to przygotowywuje grunt pod grudniowy szczyt klimatyczny i było okazją do dyskusji na temat polskiej drogi do „czystego środowiska”. W sesjach i panelach uczestniczyli: przedstawiciele strony społecznej, naukowcy, politycy, pracodawcy oraz przedstawiciele organizacji ekologicznych. Naszą uwagę zwróciło wystąpienie Tomasza Rogali, szefa Europejskiego Stowarzyszenia Węgla Kamiennego i Brunatnego, a zarazem prezesa Polskiej Grupy Górniczej (PGG). Brawo za odwagę!
Publikujemy dzisiaj między innymi fragmenty krytycznego wystąpienia Tomasza Rogali, prezesa PGG. To bardzo rzadki głos zdrowego rozsądku w dobie bezkrytycznego chwalenia OZE, małpowania niemieckiej Energiewende i bełkotania o wzroście ambicji klimatycznych. Niestety, ale takie krytyczne wypowiedzi nie są szeroko cytowane w mediach, bo nie są politycznie poprawne. Trwa zmowa milczenia wokół niewygodnych dla establishmentu spraw bez względu na to, kto rządzi.
Komisja Europejska naciska na dekarbonizację gospodarek, ale import węgla do krajów Unii rośnie
Według przytoczonych przez Tomasza Rogalę danych, w 2017 r. wzrósł import węgla m.in. do Francji, Hiszpanii, Holandii i Polski, osiągając łączny poziom 173 mln ton. Odpowiada to wg wyliczeń przez niego prezentowanych - pracy 57 kopalń, które mogłyby dawać na terenie Unii ok. 175 tys. miejsc pracy w górnictwie i 700 tys. kolejnych w jego otoczeniu. Tomasz Rogala podkreślił, że taka sytuacja była spowodowana tym, że odnawialne źródła energii nie były w stanie zaspokoić potrzeb europejskich klientów w zakresie dostaw energii.
fot. Pixabay
Zdaniem Tomasza Rogali Unia straciła 13 mld euro w przeliczeniu na zmarnowane miejsca pracy:
„Odchodząc od produkcji węgla, Unia Europejska zadecydowała, że kilkaset tysięcy miejsc pracy przenosi poza swoje granice. Utrata przychodów z tytułu wynagrodzeń pracowników, którzy pracowali w tym sektorze, to niespełna 13 mld (…)
To wszystko pokazuje nam, że ta polityka (unijna polityka klimatyczno-energetyczna - przyp. red.) zadziała się za szybko, zbyt intensywnie i doprowadziła do negatywnych skutków zarówno ekonomicznych, jak i społecznych, bo w istocie jedynie przeniosła miejsca pracy i produkcję poza Unię Europejską. [1]
O przykrych konsekwencjach absurdalnej ekonomicznie polityki klimatyczno-energetycznej Unii Europejskiej piszemy od lat, m.in. po to, by na rodzimym podwórku można było uniknąć problemów gospodarczych, które Unia sama sobie stwarza. W październiku 2017 r. w artykule pt.: „Komisja Europejska walczy z klimatem a przemysł ciężki musi uciekać z produkcją poza granice Unii Europejskiej” [2] pisaliśmy, że na przykładzie sektora energetyki widać bardzo dokładnie do czego prowadzi urzędowa i wymuszona redukcja emisji CO2, tj. do pogarszania konkurencyjności całej branży do tego stopnia, że wymaga ona nowych instrumentów wsparcia ze strony państwa a nowe inwestycje w moce wytwórcze są realizowane praktycznie wyłącznie w sektorze OZE. Jeszcze gorzej wygląda to w przemyśle ciężkim, który jest bardzo mocno energochłonny i jest zmuszany do przenoszenia swojej produkcji poza granice Unii Europejskiej w celu obniżki kosztów działalności. W Polsce, po 2023 będziemy mieli poważny problem z utrzymaniem miejsc pracy nie tylko w energetyce konwencjonalnej, ale i w hutnictwie oraz w cementowaniach. Wielokrotnie wskazywaliśmy, że obecny w Polsce hutniczy koncern Accelor Mittal ogranicza swoje inwestycje właśnie z uwagi na zwiększające się koszty zakupu praw do emisji CO2. [3] Przy kontynuowaniu takiej polityki, najpóźniej w 2023 zostaną wygaszone w Polsce wielkie piece hutnicze i żaden rząd nie będzie mógł temu zapobiec. Możemy już zacząć przyjmować zakłady w tej sprawie.
OZE = droższa energia
Wróćmy jeszcze do wypowiedzi prezesa PGG, w której przytoczył on dane, według których w krajach o największym obecnie udziale odnawialnych źródeł energii w miksie energetycznym - w Danii i Niemczech - końcowe koszty energii dla odbiorcy są najwyższe i sięgają średnio 30 eurocentów za kilowatogodzinę, podczas gdy w krajach, gdzie źródeł odnawialnych jest mniej, cena energii sięga ok. 10-15 eurocentów za kilowatogodzinę.
„Jeżeli dążymy w Polsce do modelu niemieckiego, to według tych wyliczeń musimy się liczyć z tym, że przy takim samym udziale źródeł odnawialnych średni +podatek+ roczny wyniesie ok. 2 tys. zł na gospodarstwo domowe z tytułu tego, że mamy źródła odnawialne" [1]
Na dowód prawdziwości tej tezy prezentujemy oficjalne dane statystyczne dotyczące cen energii elektrycznej opublikowane przez EUROSTAT w wersji angielskiej. http://ec.europa.eu/eurostat/statistics-explained/index.php?title=Electricity_price_statistics/pl#Wi.C4.99cej_informacji_z_Eurostatu
Ceny energii elektrycznej dla odbiorców indywidualnych (podatki wliczone), druga połowa 2017 r. (EUR za kWh):
Źródło: http://ec.europa.eu/eurostat/tgm/graph.do?tab=graph&plugin=1&pcode=ten00117&language=en&toolbox=sort
Jak podaje Eurostat „W niniejszym artykule przeanalizowano zmiany cen energii elektrycznej dla odbiorców przemysłowych i gospodarstw domowych w Unii Europejskiej (UE); ujęto w nim również dane dotyczące cen pochodzące z Islandii, Liechtensteinu, Norwegii, Albanii, byłej jugosłowiańskiej republiki Macedonii, Czarnogóry, Serbii, Turcji, Bośni i Hercegowiny, Kosowa, Mołdawii, a ostatnio również z Ukrainy. Cena energii w UE zależy od różnych uwarunkowań podażowo-popytowych, w tym sytuacji geopolitycznej, krajowego koszyka energetycznego, dywersyfikacji importu, kosztów sieci, kosztów ochrony środowiska, ciężkich warunków pogodowych bądź poziomu akcyzy i opodatkowania. Należy pamiętać, że ceny przedstawione w niniejszym artykule obejmują podatki, opłaty i VAT ponoszone przez gospodarstwa domowe, jednak nie obejmują podlegających zwrotowi podatków i opłat oraz VAT w przypadku odbiorców przemysłowych/gospodarczych.” [3]
Walka z klimatem wymaga ofiar
Na konferencji Pre_COP24 pojawił się też wątek „ucieczki emisji”, czyli likwidacji miejsc pracy w przemyśle energochłonnym w krajach Unii Europejskiej, na skutek przenoszenia się przedsiębiorców do krajów spoza UE. Mówił o tym wiceminister środowiska Michał Kurtyka:
„Należy analizować również skutki na rzecz redukcji, nie tylko w jednym miejscu, ale także we wszystkich innych miejscach stanowiących elementy coraz silniej globalizującej się gospodarki. A właśnie zanieczyszczenie środowiska i emisje są problemem globalnym i należy położyć nacisk na ich globalną, a nie regionalną redukcję. Dlatego też powinniśmy przeciwdziałać m.in. procesom przemieszczania się emisji. Celem nie jest bowiem punktowa, ale globalna redukcja, przy jednoczesnym utrzymaniu rozwoju gospodarczego i miejsc pracy - takie jest przesłanie porozumienia paryskiego" [4]
Niestety, ale Pan minister Kurtyka zdaje się on nie zauważać jednej sprawy, tj. czy aby na pewno dwutlenek węgla odpowiada za tzw. „efekt cieplarniany”? A co, jeśli decydującym czynnikiem w ocieplaniu klimatu jest para wodna krążąca w atmosferze lub ilość energii słonecznej, która dociera na Ziemię? Jeśli nie jest to wyłączna wina dwutlenku węgla, to cała polityka klimatyczno-energetyczna jest funta kłaków warta i jednym z jej efektów jest niszczenie miejsc pracy w takich krajach jak Polska.
Świetnie wypunktował ten wątek prezes Rogala (PGG), mówiąc, że światowa emisja CO2 wynikająca z działalności człowieka to zaledwie 5% emisji globalnej, natomiast w ramach tych 5%. Unia Europejska wpływa jedynie na 9%; za pozostałą emisję odpowiadają przede wszystkim Chiny, Indie i USA:
„Kiedy w UE rozmawiamy o miliardach euro przeznaczanych na obniżenie emisji CO2, mówimy o trzynastu setnych procenta tego, na co mamy wpływ, o trzynastu setnych całości globalnej emisji CO2 na świecie” [1]
Niestety, pełnomocnik rządu ds. prezydencji COP24 mówi już językiem osoby całkowicie przekonanej co do istnienia zjawiska „globalnego ocieplenia” i konieczności światowej reakcji na to zjawisko.
„Jak dodał, zgodnie z agendą ONZ do 2030 r. dotyczącą celu zrównoważonego rozwoju cele klimatyczne i środowiskowe powinny być powiązane z promocją zrównoważonego, inkluzywnego wzrostu gospodarczego, zapewniającego wykorzystanie potencjału ludzkiego i zasobów - przy zachowaniu godnych warunków pracy. "To jest to, co nazywamy sprawiedliwą, a my chcielibyśmy w Polsce nazywać również solidarną transformacją" - zastrzegł wiceminister środowiska.”
„Podobnie, jak kwestie klimatu i redukcje emisji, zagadnienia gospodarcze i społeczne powiązane z działaniami klimatycznymi mają bowiem swój wymiar regionalny, krajowy, jak też globalny. I to właśnie w sposób globalny należy postrzegać zagadnienie redukcji emisji - to wyzwanie, przed którym stoimy, jako planeta, nie stoimy jako pojedynczy kraj.” [4]
[Nasz komentarz] Wielka szkoda, że nikt ministra Kurtykę nie poinformował, że mówi on językiem współczesnej odmiany komunizmu, tym razem zielonego, a nie czerwonego, skrywającego, się za ideologią „zrównoważonego rozwoju”. Polecamy lekturę naszych tekstów na ten temat. Całkiem za darmo, mozna przeczytać o tym m.in. tutaj: http://stopwiatrakom.eu/aktualnosci/2457-ideologia-%E2%80%9Ezr%C3%B3wnowa%C5%BConego-rozwoju%E2%80%9D-zagro%C5%BCeniem-dla-polski.html oraz tutaj: http://stopwiatrakom.eu/aktualnosci/2507-agnieszka-stelmach-%E2%80%9Ezr%C3%B3wnowa%C5%BCony-rozw%C3%B3j-%E2%80%93-marksistowska-zaraza%E2%80%9D.html.
Prosimy o ich uważną lekturę, bo to jest dzisiaj kluczowa sprawa, by nie rozpowszechniać fałszywych ideologii w Polsce. Zawsze warto pamiętać, że wszystkie idee mają swoje konsekwencje w realnym życiu, a głupie czy wręcz zbrodnicze idee, jak komunizm, niosą ze sobą nieakceptowalne konsekwencje, takie jak ubóstwo, głód, demoralizację, niszczenie rodzin, życia społecznego i likwidację całych narodów. Polskie doświadczenia walki z komunizmem powinny być przestrogą przed wplątywaniem się we wszystko, co pachnie marksizmem i jego odmianami.
Brak wiedzy i zrozumienia co do rzeczywistych celów polityki klimatyczno-energetycznej prowadzonej przez Niemcy przy pomocy Komisji Europejskiej, sprawia, że nasi decydenci, są łatwym łupem dla szczwanych lisów z Berlina i Brukseli, którzy opowiadają im bajeczki o ambicjach klimatycznych, zrównoważonym rozwoju i praworządności, klepią po pleckach, a po cichu likwidują miejsca pracy w Europie Środkowej i fabryki, które mogły być konkurencją dla miejsc pracy w „starej” Europie. Po cichu wprowadzają centralistyczne rządy Komisji Europejskiej w całej Europie i sprowadzają rządy państw członkowskich do roli burgrabiów na folwarku cesarzowej Merkel. Trzeźwo patrzący na życie biskup Krasicki przestrzegał „Wśród samych przyjaciół, psy zająca zjadły”.
Aż się prosi by odpowiedzialnego politykę klimatyczno-energetyczną Unii, czyli eurokomisarza Canete zawieźć najpierw do Krakowa, do Nowej Huty i kazać mu powiedzieć do hutników, że w ramach wzrostu ambicji klimatycznych przez Unię zlikwiduje się ich miejsca pracy, zakaże poruszania się samochodami spalinowymi i jedzenia czerwonego mięsa, bo trzeba zmniejszać emisje dwutlenku węgla na świecie, by ratować klimat. Niech komisarz mówi długo i płomiennie, nawet po hiszpańsku. Ciekawe czy spotka się on ze zrozumieniem?
Sadźmy lasy, rozbierajmy wiatraki
Redakcja stopwiatrakom.eu
Przypisy: