Wiadomości po angielsku
Nasze obrazy
Badania i dokumenty
Z niesmakiem i z dużym zażenowaniem obserwujmy jak rząd Prawa i Sprawiedliwości wycofuje się z publicznych obietnic danych swoim wyborcom przed wyborami parlamentarnymi w 2015 r. PiS wygrał te wybory m.in. dzięki temu, że obiecał wsi zakończyć bezmyślne wiatrakowanie Polski. Teraz PiS przegra wybory, bo wszedł w buty rządu PO-PSL i bez żadnej sensownej przyczyny, a wbrew polskiej racji stanu, zaczął popierać budowę wiatraków. Nie wiemy czym kierują się doradcy premiera i ministra energii godząc się na powrót do wiatrakowania, ale wiemy jak to się skończy. Spektakularną porażką rządu i gigantycznymi podwyżkami cen energii, które na długie lata zdewastują gospodarkę. Zdrada rządu stała się faktem. [1]
Rząd Morawieckiego, świadomie lub nieświadomie, bo trudno to stwierdzić bez osobistego kontaktu, dzięki bezwarunkowemu przyjęciu unijnej polityki klimatyczno – energetycznej pozbył się już resztek suwerenności i możliwości samodzielnego decydowania o kształcie i rozwoju polskiej energetyki. Branża wiatrakowa może być wreszcie zadowolona, czemu daje publicznie wyraz. Niestety, ale to dopiero początek drugiej inwazji wiatraków na Polskę, bo apetyt rośnie w miarę jedzenia. Po zapowiedzianych kolejnych, jeszcze większych aukcji dla wiatraków na lądzie w tym roku, rząd rozpoczął pracę nad rozwiązaniami prawnymi, które mają znieść zasadę 10H, a tym samym odblokować deweloperkę wiatrakową na lądzie. Kilka lat ciężkiej pracy organizacji społecznych właśnie zostało zmarnowane. Politycy, tym razem z Prawa i Sprawiedliwości, pokazali jak szanują swoich wyborców i ile warte jest ich słowo. Liczyliśmy, że rząd będzie twardo walczył o polskie interesy polityczne i gospodarcze, w końcu krajowa energetyka na węglu stoi, a tutaj, przy pierwszym zawodzeniu lobbystów i pomruku ambasadorów wiatraki wróciły do łask. Wygląda na to, że premier Morawiecki przejdzie do historii, jako żywe wcielenie barona Munchausena, który sam wystrzelił siebie z armaty w powietrze i poleciał na kuli.
rys. baron Munchausen. Źródło: Pixabay
O planach rządu przeczytaliśmy na portalu www.biznesalert.pl, szef PSEW pisze o tzw. „liberalizacji ograniczeń odległościowych”. W artykule pt.: „Gajowiecki: Liberalizacja prawa dla farm wiatrowych to krok w dobrym kierunku” redakcja portalu powołując się na publikacje PSEW pisze tak:
„Liberalizacja ograniczeń odległościowych dla farm wiatrowych jest krokiem w dobrym kierunku. To właśnie gminy i społeczności lokalne, które są bezpośrednimi beneficjentami wpływów np. podatkowych od inwestorów, powinny mieć możliwość decydowania czy chcą mieć taką instalację w pobliżu – stwierdza Janusz Gajowiecki, prezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej (PSEW) w reakcji na zapowiedź modyfikacji tzw. zasady 10h, wprowadzonej ustawą o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych w maju 2016 r. Wiceminister energii Tomasz Dąbrowski podczas plenarnego posiedzenia Sejmu 31 stycznia 2018 r. poinformował o trwających pracach nad ograniczeniem restrykcji lokalizacyjnych dla wiatraków na lądzie, „przynajmniej w przypadku gmin, gdzie jest zgoda społeczna na takie inwestycje”. [2]
Po około trzech latach zastoju branża wiatrowa dopięła swego i już na wiosnę tego roku ruszą budowy tych projektów, które wygrały zeszłoroczne jesienne aukcje na publiczne dofinansowanie. Trzeba wyraźnie podkreślić, że bez dodatkowego wsparcia ze strony państwa i publicznych pieniędzy żaden inwestor nie kwapił się do stawiania wiatraków mimo tego, że jak głoszą piewcy wyższości „zielonej” energii nad „czarną” jest to „najtańsze” źródło energii.
Według wyliczeń samego PSEW w 2016 r. w kraju podłączono do sieci farmy wiatrowe o mocy 1225 MW, to w 2017 r. było to już tylko 41 MW, a w 2018 r. tylko 15,7 MW.
Musimy podkreślić po raz kolejny, że to nie zasada 10H wyhamowała wiatrakowy biznes ale brak rządowego wsparcia dla tego typu instalacji. Gotowe projekty wiatrowe z ważnymi pozwoleniami na budowę można było przecież realizować. Tylko po co, jak trzeba by było do interesu dużo dołożyć.
Potwierdziło się to o czym pisaliśmy już wielokrotnie, wiatraki kręcą się nie dzięki wiatrowi, ale dzięki różnego rodzaju dotacjom i wsparciu regulacyjnemu, które wymusza budowę OZE. Produkcja energii elektrycznej z tych urządzeń w naszych warunkach pogodowych jest po prostu nieopłacalna. Po tym, jak w dniu 1 lipca 2016 r., weszła w życie nowelizacja ustawy o OZE, która zmieniła sposób wsparcia dla nowobudowanych elektrowni wiatrowych i wprowadziła system aukcyjny, inwestorzy nie spieszyli się do budowania wiatraków, mimo że posiadali mnóstwo projektów wiatrowych „dopiętych na ostatni guzik” i ze wszystkimi pozwoleniami. Ustawa odległościowa nie objęła przecież wszystkich projektów, choć powinna zakończyć byt każdego wiatraka postawionego poniżej odległości minimalnej. [3]
Prezes Gajowiecki cieszy się, że będą dodatkowe aukcje na wiatraki i uważa, że wpłyną one na jakość powietrza:
„Odblokowanie potencjału energetyki wiatrowej na lądzie pozwoli nie tylko obniżyć rachunki za energię, ale też wpłynie na jakość powietrza i emisyjności naszej gospodarki. Dodatkowe 2,5 tys. MW, które rząd obiecał zakontraktować w aukcjach w tym roku zmniejszy lukę w zakresie udziału zielonej energii w finalnym zużyciu w 2020 r. i da lepszą pozycję do osiągnięcia celu OZE na 2030 r.” [2]
Chcielibyśmy jednak przypomnieć prezesowi Gajowieckiemu, że gdyby nie absurdalna polityka klimatyczno – energetyczna Unii Europejskiej, to mielibyśmy jedną z najtańszych cen energii elektrycznej w Europie. A tak realizując politykę dekarbonizacji gospodarki będziemy zmuszeni płacić rynkom finansowym haracz za możliwość korzystania z energii elektrycznej produkowanej w Polsce.
Dalej należy zaznaczyć, że samozwańczy lider transformacji energetycznej, czyli Niemcy, sami borykają się z coraz większymi problemami w energetyce. Portal www.biznesalert.pl w artykule pt.: „Niemieckie wiatraki łapią zadyszkę” pisze tak:
„Szybki rozwój lądowych farm wiatrowych wyhamował w ubiegłym roku, w efekcie rosnącej biurokracji, sprzeciwu lokalnych społeczności oraz zmiany modelu wsparcia z 20-letnich umów zapewniających stałe płatności na rzecz systemu aukcyjnego. W 2018 roku Niemcy dzięki budowie lądowych farm wiatrowych zainstalowały 2 402 MW mocy. To 55 procent mniej niż w 2017 roku.
Przedstawiciele branży zaznaczają, że bez wsparcia rządu nie uda się odwrócić trendu spadkowego.” [4]
Dalej zwracamy uwagę prezesowi Gajowieckiemu na to, że smog jest związany z niską emisją a nie wysoką, dlatego stawianie wiatraków w parkach krajobrazowych i na terenach wiejskich niewiele zmieni, o ile w ogóle cokolwiek zmienia w tym względzie. Trudno się bowiem ogrzać wiatrakiem. Pisaliśmy już na naszym portalu, że:
„Tworzenie się smogu wiąże się ściśle z bezwietrzną pogodą oraz zazwyczaj dużą wilgotnością powietrza. Temperatura powietrza spada ze wzrostem wysokości, wtedy cieplejsze powietrze przy ziemi jako lżejsze, w sposób naturalny unosi się do góry (konwekcja) co umożliwia wentylację. Natomiast w pewnych sytuacjach, (bardzo często w pogodowych wyżach), dochodzi do odwrócenia tego zjawiska (inwersja). Zimne powietrze przy ziemi przykryte jest wtedy grubą warstwą ciepłego powietrza i możemy mieć wtedy do czynienia ze smogiem. Dodatkowo w mroźne dni zanieczyszczenia powietrza osadzają się na kondensacie pary wodnej zawartej w powietrzu a bezwietrzna pogoda tylko potęguje to zjawisko.
Generalnie powstawanie smogu wiąże się z niską emisją, ale nie są to pojęcia tożsame. Dlatego jeśli ktoś próbuje nam wmówić, że za smog odpowiada elektrownia węglowa to wiadomo już, że jest to propaganda. Jak już to elektrownie przemysłowe są źródłem wysokiej emisji, która zazwyczaj nie ma nic wspólnego z powstawaniem smogu a dlatego, że elektrownie konwencjonalne muszą spełniać wyśrubowane normy środowiskowe, więc o truciu nie może być mowy. Natomiast niska emisja, to emisja produktów spalania paliw stałych, ciekłych i gazowych do atmosfery ze źródeł emisji (emiterów) znajdujących się na wysokości nie większej niż 40 m.” [5]
Jeśli już ktoś by chciał powalczyć ze smogiem, to proponujemy przestać używać opon w samochodach i przestać lać asfalt na drogi. To ścieranie się opon i asfaltu tworzy pyły w miastach, które błędnie utożsamia się ze smogiem pochodzącym ze spalania węgla.
Dalej redakcja biznesalert.pl pisze, że:
„Choć PSEW pozytywnie odnosi się do pomysłów liberalizacji prawa w zakresie minimalnej odległości, a także zwiększenia ilości energii z wiatru w tym roku (do 2,5 tys. MW), to rekomenduje wprowadzenie stosownych przepisów nowelizacją ustawy o OZE i odległościowej. – Jeśli chcemy, by inwestorzy odzyskali zaufanie do państwa, to musimy zapewnić im stabilne i przejrzyste przepisy określające warunki, po spełnieniu których inwestor ma możliwość skorzystać z liberalizacji zapisów odległościowych – postuluje Gajowiecki” [5]
Popierając i finansując ekspansję elektrowni wiatrowych rząd Morawieckiego stracił zaufanie obywateli
Poniższy fragment tekstu dedykujemy Panu prof. Waldemarowi Paruchowi, który jest dzisiaj jednym z najważniejszych doradców politycznych premiera Morawieckiego. Z dostępnych w prasie wywiadów wynika, że to on stoi za większością pomysłów premiera i polityką „miłości” realizowaną od grudnia 2017 r.
Na początek fragment z naszego tekstu z maja 2018 r. obnażającego niecelowość nowelizacji ustawy o OZE.
„Stawianie wiatraków blisko domów zawsze będzie powodować bardzo duże skonfliktowanie mieszkańców oraz będzie powodować utratę zaufania do instytucji państwowych. Jak wielka była skala protestów związanych z inwazją energetyki wiatrowej w Polsce można przeczytać w opracowaniu Marii Bednarek –Szczepańskiej z Instytutu Geografii i Przestrzennego Zagospodarowania PAN, pt.: „Energetyka wiatrowa jako przedmiot konfliktów lokalizacyjnych w Polsce”
„W wyniku badania zidentyfikowano 499 konfliktów lokalizacyjnych na obszarach wiejskich i w małych miastach w Polsce. Różnorodność oprotestowywanych inwestycji była duża – zidentyfikowano aż 41 typów konfliktowych obiektów odpowiadających działom w klasyfikacji PKD (Bednarek-Szczepańska i Dmochowska-Dudek 2015). Ale znamienne jest to, że aż 20% wszystkich oprotestowywanych inwestycji stanowiły elektrownie wiatrowe (rys. 1). Był to wynik bardzo zaskakujący, mając na uwadze fakt, jak wiele jest różnych rodzajów inwestycji uciążliwych; wzmożony ruch inwestycyjny na obszarach wiejskich miał miejsce w wielu dziedzinach. Farmy wiatrowe były zdecydowanie najczęstszym przedmiotem protestów społeczności lokalnych wsi i małych miast; częstszym niż drogi, obiekty związane z gospodarką odpadami, biogazownie, fermy hodowlane i inne inwestycje generujące uciążliwości dla mieszkańców.(…)”
Należy dodać, że na popieraniu energetyki wiatrowej tracą wszyscy. Brak uczciwego i otwartego dialogu ze stroną społeczną doprowadził do niespotykanej dotąd utraty wiarygodności nie tylko inwestorów, ale przede wszystkim do upadku wiarygodności instytucji samorządowych, państwowych i sądownictwa. Władza państwowa i samorządowa nie cieszyła się zaufaniem w ogóle, bo otwarcie kolaborowała z inwestorami. Wręcz przeciwnie, na poziomie lokalnym robiło się wszystko, by przepychać inwestycje na siłę i wbrew nawet najbardziej uzasadnionym argumentom i wbrew interesom mieszkańców. Uwzględniano wyłącznie interes inwestora, a niepokornych zastraszano, wprowadzano w błąd i jawnie oszukiwano. Co bardziej odważnym grożono procesami sądowymi o zniesławienie lub pozywano o duże sumy pieniędzy. Czy chcecie Państwo powrotu do tych bardzo złych praktyk inwestycyjnych? Piszemy to z własnego, bogatego doświadczenia oraz wiemy to z rozmów z innymi osobami i współpracy ze stowarzyszeniami z całej Polski, które bliżej zetknęły się z przemysłem wiatrowym.” [6]
O szkodliwości i konfliktowości energetyki wiatrowej piszemy od lat. Każdy, kto zetknął się bliżej z machiną urzędniczo-deweloperską doskonale wie, że inwestycje te realizuje się wyłącznie dla kasy. Walka z globalnym ociepleniem jest tylko przykrywką do wdzierania się na tereny wiejskie z gigantycznymi budowlami z naruszeniem prawa własności mieszkańców wsi i ich prawa do życia w zdrowiu i spokoju.
Społeczności wiejskie, w których bezpośrednim sąsiedztwie istnieją lub mogą powstać farmy wiatrowe, odbierają ten sposób postępowania rządu, jako bezczelną uzurpację do decydowania o losach mieszkańców wsi z wygodnych foteli, gdzieś tam w Warszawie, z dala od prawdziwego świata. Bez stworzenia rzeczywistych warunków do udziału społeczeństwa w procesie inwestycyjnym i bez możliwości blokowania szkodliwych dla zdrowia i życia inwestycji przez sąsiadów, taka działalność będzie odbierana, jako lekceważenie społeczności lokalnych. Będzie odbierana, za przejaw tego samego — znanego im od lat pod rządami PO/PSL — pomijania głosu tych ludzi, którzy ponoszą zdecydowanie największe ciężary rozbudowy przemysłowej energetyki wiatrowej, tylko z tego powodu, że mieszkają na wsi.
W przeciwieństwie do innych form energetyki, cechą wyróżniającą energetykę wiatrową jest to, że jej gigantyczne instalacje zajmują wielokrotnie więcej przestrzeni wiejskiej zasiedlonej przez ludzi, niż cokolwiek innego. Jak każda deweloperka, branża ta cierpi na chorobę zwaną „głodem przestrzeni”. Objawia się ona m.in. chęcią postawienia wiatraków. na każdym wolnym kawałku przestrzeni bez liczenia się z dotychczasową funkcją terenu i istniejącą zabudową. Dlatego protesty społeczności wiejskich, jakie przetoczyły się falą przez Polskę za rządów PO/PSL, nie były żadnym wyjątkiem na tle dosłownie wszystkich krajów, w których forsuje się energetykę wiatrową na tych samych zasadach — począwszy od Niemiec, Francji czy Danii. Obecnie rządzący powinni zdawać sobie sprawę, że proponując dalszą rozbudowę farm wiatrowych wchodzą w konflikt z kolejnymi społecznościami. „Odblokowanie” projektów wiatrowych nie uwzględniających w adekwatny sposób interesów grupy społecznej, która ma ponosić zdecydowanie największe ciężary wynikające z ich realizacji prowadzi rząd na niebezpieczną ścieżkę stopniowego ograniczania praw tej grupy społecznej w celu zapewnienia interesów wyłącznie branży wiatrowej.
Pisaliśmy o tym wielokrotnie, że: „Niestety inwestorzy nadal nie rozumieją lub nie chcą zrozumieć przyczyn takiego stanu rzeczy, udają, że nie było żadnych protestów społecznych, krytycznych raportów NIK, kilku interwencji RPO itp. Chcą teraz przede wszystkim odzyskać zainwestowane pieniądze, stąd naciski na zmianę ustawy „odległościowej”, zaskarżenie jej TK oraz lobbowanie w Komisji Europejskiej za takimi regulacjami, które uderzą w polskie elektrownie węglowe. Doskonale wiedzą, że bez parasola ochronnego rządu i wsparcia finansowego publicznymi pieniędzmi ich branżę czeka zapaść a potem śmierć „głodowa". [7]
Na koniec dodamy od siebie tylko jedno. Nie poddamy się i będziemy walczyć aż do upadłego. Każdy, kto popiera energetykę wiatrową w Polsce będzie musiał zmierzyć się z tym samym – z niezgodą społeczną na przedmiotowe traktowanie ludzi; na ich oszukiwanie pod hasłami walki z globalnym ociepleniem i zmianami klimatu czy na obniżanie standardu życia przez prowadzenie polityki drogiej energii. A politycy bez charakteru, kręgosłupa moralnego i honoru zostaną odsunięci od władzy wcześniej czy później. Stronnictwo kupców korzennych w rządzie, blatując się z lobby wiatrakowym, podpisało właśnie akt bezwarunkowej kapitulacji. Wstyd Panowie, wstyd.
Redakcja stopwiatrakom.eu
Przypisy:
[1] O nawróceniu się rządu Morawieckiego na wiatraki pisaliśmy m.in. w październiku 2018 r. http://stopwiatrakom.eu/aktualnosci/2602-zdrada-rz%C4%85du-pis-sta%C5%82a-si%C4%99-faktem-pierwsze-aukcje-dla-wiatrak%C3%B3w-odb%C4%99d%C4%85-si%C4%99-zaraz-po-wyborach-samorz%C4%85dowych.html
[2] http://biznesalert.pl/psew-10h-oze-energetyka-wiatrowa/