Wiadomości po angielsku
Nasze obrazy
Badania i dokumenty
Duże wrażenie zrobił na nas artykuł dr Józefa Sobolewskiego, dyrektora Departamentu Energii Jądrowej Ministerstwa Energii pt.: „Niewygodna prawda o OZE”. [1] Autor stawia w nim dość oczywistą tezę o braku efektywności odnawialnych źródeł energii w redukcji emisji CO2, w szczególności energetyki wiatrowej. Na przykładzie takich krajów, jak Niemcy i Francja, które zdecydowały się na radykalną transformację energetyczną wyraźnie widać, że rozwój technologii OZE pomimo poniesionych ogromnych kosztów nie przełożył się na znaczący spadek redukcji emisji CO2.
Publikujemy dzisiaj kolejny krytyczny głos na temat OZE i zdolności tych źródeł wytwórczych do redukcji emisji CO2. Niestety, w publicznej debacie dotyczącej polskiego miksu energetycznego, przeważają nawoływania do porzucenia węgla i szybkiego przedstawienia energetyki na odnawialne źródła energii.
Dlatego z nieukrywaną satysfakcją przytaczamy fragmenty komentarza Józefa Sobolewskiego, dyrektora Departamentu Energii Jądrowej Ministerstwa Energii mówiący o tym, że gwałtowny rozwój OZE w bardzo niewielkim stopniu przyczynia się do redukcji emisji CO2. Jeśli wziąć pod uwagę to, że system oparty na OZE wymaga systemu rezerwowego, zapewniającego dostawy energii na wypadek pogody niesprzyjającej produkcji OZE, to może okazać się, że tej redukcji emisji wcale nie ma. Czas najwyższy odważnie mówić prawdę o OZE, czyli o wiatrakach, przede wszystkim w tych ministerstwach, które decydują o polityce energetycznej, tak by polski rząd nie podejmował błędnych i nieodpowiedzialnych decyzji, póki jeszcze może o czymkolwiek zdecydować.
Dr Józef Sobolewski pisze wprost o tym, kto zyskuje na rozwoju OZE:
Wymuszanie przez UE rozwoju tzw. energetyki odnawialnej nie jest drogą do ochrony klimatu poprzez redukcję emisji CO2, ale przede wszystkim sposobem na robienie bardzo zyskownego biznesu, dla niektórych. I nie chodzi mi tutaj o prosumentów, ani o wspierane przez ME klastry energii, ale o wielkoskalową energetykę opartą głównie o wiatr i fotowoltaikę. (…)” [1]
Dalej Sobolewski pisze o kosztach niemieckiej Energiewende i braku efektywności tej transformacji w redukcji emisji CO2:
„Kraj Energiewende, masowego rozwoju OZE i rezygnacji z energii jądrowej, emituje 10-krotnie więcej na jednostkę wytworzonej energii niż Francja. Ciekawe też jest to, że kraj, który na wsparcie OZE wydał około 250 miliardów Euro obniżył swoją emisję o mniej więcej tyle samo co Polska, która wydała jak dotąd na szczęście tylko ułamek tej sumy na wsparcie OZE. To są fakty w skali makro, nad którymi zarówno apologeci OZE, jak i decydenci powinni się pochylić. Dane mówią jasno, OZE w generacji energii elektrycznej nie są efektywnym narzędziem redukcji CO2, czytaj ochrony klimatu.” [2]
Emisja CO2 w wytwarzaniu energii elektrycznej. Wykres autora
Sobolewski nie jest gołosłowny i pokazuje na opracowanym przez siebie wykresie opartym na danych z PSE jak wygląda zapotrzebowanie na energię elektryczną w Polsce i na ile to zapotrzebowanie może zaspokoić energia pochodząca z prawie 6 GW mocy zainstalowanej w elektrowniach wiatrowych:
„Największe źródło energetyki odnawialnej w Europie - czyli energetyka wiatrowa - faktycznie ma znikomy wkład w redukcję emisji CO2. Aby to wyjaśnić, oprę się na danych z naszego polskiego podwórka. Wszyscy pamiętają zapewne upały z lipca 2018 roku, komunikaty Dyspozycji Mocy o grożących nam ograniczeniach i o dużym imporcie energii elektrycznej z zagranicy. W systemie energetycznym uruchomiono wszystkie możliwe rezerwy, łącznie z najmniej efektywnymi elektrowniami. Na załączonym rysunku bazującym na danych PSE SA pokazane jest zapotrzebowanie na moc (w MW) w systemie godzinowym w miesiącu lipcu 2018. Zapotrzebowanie wahało się od 13 GW w nocy do 23 GW w dzień. Zainstalowane w Polsce prawie 6 GW w wietrze na lądzie dało w najbardziej wietrznym dniu nieco ponad 2 GW. Jeśli zsumujemy produkcję z wiatru w całym miesiącu to się okaże, że wiatraki wyprodukowały tylko 14% tego, co mogłyby wyprodukować, biorąc pod uwagę zainstalowaną moc. Dla uproszczenia, te 6000 MW zainstalowane w wietrze dało w ciągu miesiąca tyle energii, co jeden 800 MW blok pracujący non-stop.” [1]
Krajowy System Elektroenergetyczny w lipcu 2018 roku. Wykres autora
„Można powiedzieć, że energia wiatrowa obniżyła naszą emisję w wytwarzaniu energii elektrycznej o 14%, choć uwzględniając małą elastyczność bloków węglowych wartość jest ta jeszcze mniejsza.” [1]
A teraz kilka słów gorzkiej prawdy dla zwolenników wiatrakowania Polski o tym, że stawiając wiatraki nie powstrzymamy globalnego ocieplenia (czytaj – nie zredukujemy emisji CO2 i to przy błędnym naszym zdaniem założeniu, że akurat ten gaz odpowiada za globalne ocieplenie), a jedynie poniesiemy ogromne koszty na wyprodukowanie niepotrzebnej nikomu energii a system równoległy, bilansujący okresy flauty i tak musimy utrzymać:
„(…) Zwolennicy OZE zapewne powiedzą teraz, że powinniśmy zainstalować jeszcze więcej wiatraków. Można, ale nie przyniesie to oczekiwanego przez nich efektu. Otóż jeśli wieje, to przy większej zainstalowanej mocy wygeneruje się więcej energii, a w skrajnym przypadku wygenerujemy energię ponad zapotrzebowanie, czyli śmieciową energię, której nie możemy zużyć, ale musimy za nią wiatrakom zapłacić. Jeśli zaś nie wieje, to nic to nie da.
Posłużę się tutaj danymi z Niemiec (wrzesień 2017). W tym okresie zainstalowana moc energetyki wiatrowej osiągnęła około 55 GW, co jest równoważne mniej więcej średniemu zapotrzebowaniu na moc na poziomie 50-60 GW. Tak więc udział mocy wiatrowej zainstalowanej w stosunku do potrzeb systemu (100%) jest zdecydowanie korzystniejszy niż w Polsce (30%). A jaki jest efekt? Otóż efekt to 17% w wytwarzaniu w tym okresie czasu (w Polsce dla przypomnienia 14%).” [1]
[Nasz komentarz] Zgadzamy się z tezą dr Józefa Sobolewskiego, że jedynym beneficjentem obsesji na punkcie walki z globalnym ociepleniem jest globalny przemysł klimatyczny, który poprzez swoje powiązania z systemem bankowym znalazł wygodny sposób na życie – publiczne finansowanie przy pomocy opodatkowania energii „podatkiem od klimatu”. Pisaliśmy o tym niedawno przy okazji omówienia artykułu redaktora Marka Siudaja, pt.: „W walce z ociepleniem klimatu idzie o ogromne pieniądze”. [2]
Niestety, jakakolwiek merytoryczna dyskusja ze zwolennikami stawiania wiatraków i fotowoltaiki, napotyka na trudną do pokonania barierę w postaci myślenia życzeniowego naszych oponentów, którzy wierzą marketingowym opowieściom o tej technologii, niż faktom o niej. Tymczasem technologia wytwarzania energii przy pomocy wiatraków generuje więcej dwutlenku węgla niż jesteśmy w stanie „zaoszczędzić” przez okres użytkowania chociażby jednego tego urządzenia, tj. max. 15 lat na lądzie i dwa razy krócej na morzu. Dotyczy to zarówno procesu produkcji stali, betonu, kompozytów, metali ciężkich i metali ziem rzadkich, jak i konieczności utrzymywania rezerwy mocy w systemie, którą mogą dać źródła oparte o paliwa kopalne. Właśnie o tym pisze dyr. Sobolewski i chwała mu za odwagę.
Wiedza na temat rzeczywistych kosztów funkcjonowania technologii wiatrowej w Polsce jest dostępna z poziomu rządu, o czym świadczy choćby artykuł dr Sobolewskiego. Wiedza ta powinna być upubliczniona, gdyż bez tego nie da się podejmować racjonalnych decyzji gospodarczych i politycznych. Niestety lata propagandy o „zielonej” energetyce zrobiły swoje i nawet posłowie i ministrowie w nią wierzą i z trudem przyjmują wiedzę o rzeczywistych kosztach polityki klimatyczno-energetycznej. Chcielibyśmy wierzyć, że jest to tylko naiwność i nieuctwo, a nie coś gorszego.
Kto stawia wiatraki, ten przegrywa wybory
Redakcja stopwiatrakom.eu
Przypisy:
[1] http://biznesalert.pl/energetyka-odnawialna-oze-emisjeco2/