Wiadomości po angielsku
Nasze obrazy
Badania i dokumenty
Na portalu wnp.pl ukazał się wywiad z Michałem Kaczerowskim, prezesem zarządu spółki Ambiens zajmującej się doradztwem na rzecz deweloperów i inwestorów wiatrakowych. Ze zdumieniem przeczytaliśmy, że ustawa odległościowa zrujnuje branżę wiatrową w Polsce, choć ta jako taka dotyczy projektowanych farm wiatrowych a nie już działających. Zmieni się jedynie opodatkowanie elektrowni wiatrowych, ale to dopiero od 1 stycznia 2017 r., wraz z nowym rokiem podatkowym. Zanim więc właściciele farm wiatrowych zaczną płacić podatki, to jeszcze trochę czasu minie.
Nie cieszy nas to, że ludzie tracą pracę, choć powiedzmy sobie szczerze pisaliśmy od dawna o tym, że siła energetyki wiatrowej tkwi nie w przewadze biznesowej, ale w szczególnej ochronie prawnej roztoczonej nad tą branżą przez ustawodawcę. Z chwilą, kiedy ochrona ta zniknie, biznes ten się skończy. No i stało się. Połączenie ustawy odległościowej wraz z wejściem w życie ustawy o OZE oznacza, że 1 lipca 2016 r. diametralnie zmieniają się warunki funkcjonowania i rozwoju energetyki wiatrowej. Jakkolwiek branża liczy na zmianę przepisów po zmianie ekipy rządzącej, to najbliższe wybory do Sejmu dopiero za 3,5 roku, więc trudno zrozumieć na co tak naprawdę liczą inwestorzy. Wcale nie jest powiedziane, że za kilka lat energetyka będzie wyglądała tak samo, jak i dzisiaj, ani że w ogóle będzie się jeszcze budować elektrownie wiatrowe.
Jako bulwersujące odbieramy słowa prezesa Kaczerowskiego, który powiedział, że:
„Trudno uwierzyć żeby wdrażany stan rzeczy miał pozostać na dłużej. Według mojej wiedzy w żadnym kraju niechęć do nowoczesnej energetyki wiatrowej nie jest manifestowana przez rządzących tak radykalnie. Zostajemy właśnie energetycznym quasimodo, karykaturą.”
Odpowiadamy, karykatura to jest dzisiaj. Stawianie elektrowni wiatrowych byle gdzie, byle szybko i byle jak najwięcej nie jest chyba najlepszą praktyką inwestorską. Lokalizowanie elektrowni wiatrowych na decyzjach o warunkach zabudowy, jako urządzeń infrastruktury technicznej to jest dopiero kpina i karykatura. I co z tego, że sądy administracyjne tak uważają, skoro z przepisów prawa wynika coś dokładnie odwrotnego. Branża wiatrakowa po prostu ciężko zapracowała sobie na swój wizerunek i zbiera tego efekty. Ustawa odległościowa nie zakazuje przecież lokalizowania elektrowni wiatrowych w Polsce, wprowadza tylko pewne minimum przyzwoitości w relacjach inwestor – sąsiedzi. Tej przyzwoitości brakowało przez lata. W tym wywiadzie widać głębokie niezrozumienie przyczyn, dla których ustawa ta została uchwalona i nie ma co tutaj obrażać się na rząd czy społeczeństwo. Czas może na refleksję nad przyczynami tej porażki, a nie na odgrażanie się procesami sądowymi. Żadna branża na świecie nie może liczyć na niezmienność warunków prowadzenia swojego biznesu. Nikt tego nie zagwarantuje nikomu. Energetyka wiatrowa nie jest tutaj wyjątkiem.
Do przewidzenia było to, że inwestorzy zagraniczni zamierzają się procesować ze Skarbem Państwa o odszkodowania za brak możliwości realizacji swoich projektów. Korzystać będą z umów o ochronie wzajemnych inwestycji, co oznacza w praktyce prowadzenie spraw sądowych w zagranicznych sądach arbitrażowych a nie w polskich sądach. Można i tak, ale w ten sposób każdy kolejny rząd będzie nastawiony przeciwko inwestorom, bo z oczywistych względów będzie zaangażowany w obronę polskich interesów. Obecnemu rządowi zaś podpowiadamy. Istnieje możliwość wypowiedzenia umów ochronie wzajemnych inwestycji (tzw. BIT-y), zwłaszcza że są one wyjątkowo niekorzystnie napisane i w niewielkim stopniu chronią interesy Skarbu Państwa. Kazus sporu z Eureko i zapłata prywatnej korporacji kwoty 4,77 mld zł powinien być dla rządu wystarczającą motywacją do szybkiego zamknięcia inwestorom tej ścieżki. Co więcej nawet Komisja Europejska namawiała do tego poprzedni rząd, ale nie zdecydowano się na ten ruch. Rząd ma więc wolne pole do popisu, by wytrącić inwestorom wiatrakowym kolejne narzędzie z ręki i by wzmocnić własną pozycję.
Redakcja portalu stopwiatrakom.eu