Wiadomości po angielsku
Nasze obrazy
Badania i dokumenty
W prasie angielskiej ukazuje się szereg komentarzy na temat efektów rozmaitych programów rządowych mających realizować zapisy specjalnej ustawy o przeciwdziałaniu zmianom klimatycznym (Climate Change Act) z 2009 r. Ustawa ta zawiera wiążące zobowiązanie do dekarbonizacji do roku 2050. Przegląd niektórych z absurdów i rosnących kosztów „wojny z CO2” znaleźć można w niedawnym eseju Christophera Bookera [1].
WIELKA BRYTANIA KONTYNUUJE WALKĘ O KLIMAT
Ustawa z 2009 r. była efektem fascynacji „globalnym ociepleniem” w znajdującej się wówczas u władzy Partii Pracy. „Polityka klimatyczna” uznała została za narodowy priorytet po raz pierwszy przez labourzystowski rząd Tony’ego Blaira pod koniec zeszłej dekady. Od tego czasu w kraju rządzi w koalicji lub samodzielnie Partia Konserwatywna. Mimo to jednak Wielka Brytania, obok Niemiec, pozostaje jednym ze światowych liderów w działaniach skierowanych na „ochronę klimatu” przed dwutlenkiem węgla.
Kolejne rządy konserwatywne okazały się bardziej wrażliwe na interes społeczności wiejskich, jak i na wartość ochrony krajobrazu, co nałożyło pewne organiczenia np. na niekontrolowaną ekspansję farm wiatrowych. Takie zmiany można też przypisać temu, że w odróżnieniu od Niemiec czy Danii w Wielkiej Brytanii praktycznie nie istnieje rodzimy sektor produkcji np. wiatraków, co osłabia siłę zielonego lobby. Niemniej jednak na gruncie ustawy z 2009 r. powstała odrębna machina biurokratyczna, której jedynym zadaniem jest właśnie walka ze zmianami klimatycznymi. To właśnie o efektach działalności tych „urzędników ds. klimatu” pisze Christopher Booker.
WALKA ZE SMOGIEM W POLSCE KOSZTEM 64 TYSIĘCY HA LASU
W tym kontekście warto zauważyć, że doświadczenia brytyjskie mają znaczenie także dla sytuacji w naszym kraju. Chociaż w Polsce nie dorobiliśmy się np. lobby wiatrakowego o sile porównywalnej do jego odpowiednika w Niemczech, ani też sieci odrębnych instytucji rangi ministerialnej „dedykowanych” wyłącznie polityce klimatycznej, to jednak pewne koncepcje i działania w tym zakresie były i będą podejmowane ze sporym kosztem dla podatnika i dla przyrody. Cechą charakterystyczną tych działań – jak na przykładzie Wielkiej Brytanii pokazuje Ch. Booker - jest ich „pilny”, nadzwyczajny charakter i związany z tym deficyt zdrowego rozsądku, oraz wynikające z nich negatywne skutki uboczne, zaskakujące pomysłodawców i wykonawców takich programów.
Żeby nie być gołosłownym, niedawna kampania medialna wokół zjawiska smogu w Polsce zrodziła już szereg „programów zaradczych”, w tym na poziomie samorządów wojewódzkich. Na przykład samorząd województwa małopolskiego przyjął „program walki ze smogiem”, który opiera się w wielkim stopniu na promocji ogrzewania domów prywatnych przy pomocy peletu. Jak wskazuje artykuł zamieszczony na portalu wgospodarce.pl, propozycja ogrzewania domów peletem (w skali kraju chodzi o 2,9 mln gospodarstw domowych) zakłada dodatkową wycinkę 64 tysięcy hektarów lasu! Obecnie produkcja drewna w Lasach Państwowych pochłania ponad 140 tysięcy ha lasów rocznie. Po przejściu na ogrzewanie peletem wycinanych będzie 200 tysięcy ha [2].
WIELKA BRYTANIA: KIEROWCY WROBIENI W DIESLA
Ch. Booker pisze, że rząd brytyjski od lat promował od ok. 2002 r. samochody napędzane paliwem diesla. Dzięki specjalnym zachętom podatkowym miliony kierowców przeszło z samochodów benzynowych na dieslowskie.
Ojcem tego pomysłu był główny doradca naukowy premiera Tony’ego Blaira w pierwszej dekadzie XXI w., Sir David King. Według Kinga, miał to być kluczowy sposób na walkę z globalnym ociepleniem (emisjami CO2). Idea globalnego ocieplenia stała się obsesją Sir Kinga, pomimo faktu, że nie miał żadnego przygotowania w dziedzinie klimatologii (King był specjalistą od „chemii powierzchni”). Znana jest jego wypowiedź przed komisją brytyjskiego parlamentu: świat ogrzewa się tak szybko, że pod koniec obecnego wieku jedynym kontynentem nadającym się do zamieszkania przez człowieka będzie Antarktyka.
Jest to ilustracja faktu, że u podstaw obecnych „lęków klimatycznych” w społeczeństwach zachodnich nie leży wcale obawa przed nieokreślonymi turbulentnymi „zmianami klimatu” (jak to się obecnie mówi), ale wizja nadchodzącej „globalnej patelni”, na której usmażyć miała się ludzkość.
Wracając do kariery diesla w Wielkiej Brytanii, w piętnaście lat po uruchomieniu programu rządowego „nagle odkryto” nieprzewidziany efekt uboczny. Ponad dziesięć milionów dieslów na drogach brytyjskich emituje tyle tlenków azotu i innych toksycznych substancji zanieczyszczających, że można je „powiązać” z 12 tysiącami przedwczesnych zgonów każdego roku. Prawdziwi eksperci wiedzieli o tym oczywiście od początku. Obecnie odkryli to ekologiczni biurokraci.
W związku z tym przejęte „ekologią” władze lokalne w Anglii prześcigają się teraz w podnoszeniu opłat, które mają zniechęcić kierowców do jeżdżenia samochodami z napędem dieslowskim. W zeszłym tygodniu ogłoszono, że wjazd takim samochodem do śródmieścia Londynu kosztuje już 24 funty (ok. 120 zł). Dalsze 35 samorządów lokalnych planuje wprowadzenie opłat na podobnym poziomie. W niektórych miejscowościach pozwolenie na parkowanie samochodu z napędem dieslowskim kosztuje 90 funtów (450 zł).
ILU LUDZI ZABIJAJĄ SAMOCHODY Z NAPĘDEM DIESLA? – HISTERIA I RACJONALNA ANALIZA
W uzupełnieniu do cytowanych przez Ch. Bookera statystyk dotyczących zgonów ludzi spowodowanych przez emisje z silników dieslowskich, warto przytoczyć też analizę Euana Mearnsa [3], który omawia jeszcze bardziej dramatyczne dane statystyczne, rozpowszechniane obecnie przez media w Wielkiej Brytanii. Na przykład w programie informacyjnym Channel 4 News z 4 kwietnia podano, że samochody dieslowskie są przyczyną 40 tysięcy dodatkowych zgonów ludzi rocznie. Źródłem tych danych jest raport szanowanej organizacji lekarskiej Royal College of Physicians z 2016 r. W swojej szczegółowej analizie Mearns pokazuje, na drodze jakich manipulacji uzyskano cytowane publicznie statystyki (np. przyjmując nieprawdziwe założenie co do udziału ruchu drogowego w krajowych emisjach tzw. cząstek stałych zawieszonych i tlenków azotu) i na czym polega fałszywość sposobu ich prezentacji (chodzi o skrócenie średniej długości życia, a nie o faktyczne zgony ludzi).
Ilustruje to dobrze stopień, w jakim współczesna polityka ekologiczna, nie tylko „polityka klimatyczna”, posługuje się narzędziami propagandy, która buduje na systematycznym rozbudzaniu skrajnych lęków przed mniej czy bardziej realnymi zagrożeniami. Zapewnia to poparcie opinii publicznej dla różnych kosztownych działań ze strony władz, ale jednocześnie uniemożliwia racjonalną ocenę realnych kosztów i korzyści z tym związanych.
DREWNO ZAMIAST WĘGLA – PODATNIK PŁACI MILIARDOWE DOTACJE ZA WIĘCEJ CO2 I ZNISZCZENIE LASÓW
Ch. Booker pisze, że w hrabstwie Yorkshire funkcjonowała do niedawna największa, wytwarzająca najmniej zanieczyszczeń i najbardziej efektywna elektrownia węglowa w Europie - Drax. Obecnie dzięki dotacjom publicznym rzędu pół miliarda funtów (2,5 mld zł) rocznie elektrownię Drax przestawiono z węgla na spalanie milionów ton peletu drzewnego rocznie.
Pelet ten jest sprowadzany w przeważającej części transportem morskim (dodatkowe emisje CO2 i rzeczywiste zanieczyszczenie środowiska) z USA, czyli z odległości ponad 5000 km. Pelet pochodzi częściowo z wycinki lasów naturalnych w południowo-wschodniej części USA (pisaliśmy już o tym – [4]).
Takie rozwiązanie zakłada, że nowo sadzone plantacje drzew w miejscach wycinki mają pochłonąć CO2, które powstanie przy spalaniu drewna w elektrowni Drax. Tymczasem jak wynika z nowego raportu szanowanego brytyjskiego think-tanku, odbudowa zdolności drzewostanu, w tym zakresie, w jakim jest on obecnie wycinany, do pochłaniania CO2 zajmie 300 lat. Pamiętajmy, że polityka klimatyczna stawia sobie za cel zmniejszenie emisji CO2 w ciągu najbliższych kilkudziesięciu lat!
Przy okazji, Booker pisze, że niedawno zwolniony z więzienia za „zakłócanie funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości” w związku ze zbyt szybką jazdą były minister energii Chris Huhne został właśnie mianowany prezesem na Europę w firmie Zilkha Biomass, która zarabia na dostawach peletu z Ameryki Północnej do Europy.
Warto dodać, że firmy zajmujące się generacją energii z biomasy aktywnie wykorzystują różne luki w przepisach ekologicznych Unii Europejskiej. Dla przykładu, w marcu 2016 r. brytyjski The Daily Mail informował o wniesionej w USA skardze, zgodnie z którą amerykański dostawca peletu dla elektrowni Drax przekazywał potencjalnym inwestorom fałszywe informacje, że emisje CO2 związane z eksploatacją peletu drzewnego są dużo niższe niż w przypadku węgla. W istocie jest tak wyłącznie w odniesieniu do pozyskiwania i transportu tych paliw, ale nie w przypadku ich spalania [5].
IRLANDIA PÓŁNOCNA – „GOTÓWKA ZA POPIÓŁ”
W Irlandii Północnej miał miejsce jeden z najpoważniejszych kryzysów rządowych od wielu lat. Przyczyną jego był właśnie program promujący spalanie peletu.
To, co pisze o tym Ch. Brooker, warto uzupełnić o informacje ze źródeł irlandzkich [6] [7] [8].
W listopadzie 2012 r. rząd Irlandii Północnej, pod wpływem żądań miejscowej Partii Zielonych, która ma co prawda tylko dwóch przedstawicieli w parlamencie prowincji, ale w sprawach „ekologii” cieszy się wielkimi wpływami, przyjął program tzw. Renewable Heat Incentive (wsparcie dla odnawialnego ciepła), zwanego przez ludność „Heat for Cash” (gotówka za popiół) lub „im więcej spalasz, tym więcej zarabiasz”.
Choć trudno w to uwierzyć, rząd zobowiązał wypłacać 1,60 funta za każdego funta wydanego na pelet drzewny. Podobne programy wprowadzono w całej Wielkiej Brytanii, z tym że w Irlandii Północnej nie przewidziano żadnych limitów na ilość zużywanego drewna i obiecano szczególnie wysokie premie.
Jak się okazało, program w Irlandii Płn. miał kosztować ponad 1 miliard funtów (5 miliardów złotych) w nadchodzących latach. Dla Irlandii Północnej to bardzo dużo kwota, skoro podstawą budżetu prowincji jest 10 miliardów funtów subwencji od rządu Wielkiej Brytanii. W dodatku deficyt budżetu Irlandii Północnej wynosi 9 miliardów funtów.
Było to zaproszenie do spalania jak największej ilości drewna oraz szansa ogromnego zarobku dla bogatych spekulantów. Według doniesień prasowych, program motywował mieszkańców wsi do takich „proekologicznych zachowań”, jak opalanie pustych zabudowań czy palenie peletu przez całą dobę przy otwartych oknach i drzwiach. Z pewnym farmerem mającym wielohektarowe gospodarstwo urzędnicy zawarli umowę gwarantującą zysk rzędu miliona funtów w ciągu 20 lat.
Po ujawnieniu tego skandalu odpowiedzialni urzędnicy w Irlandii Północnej zobowiązali się podjąć starania w celu zmniejszenia kosztu programu. Jednakże eksperci prawni wskazują, że bardzo trudno będzie się wycofać z obowiązujących wieloletnich umów.
Ulotka wyborcza kandydata Zielonych z 2016 r.
Polityk, który przedstawia się jako ekonomista i twierdzi, że będzie walczył z marnotrawstwem pieniędzy w parlamencie Irlandii Północnej, domaga się m.in. wprowadzenia programu „wsparcia dla odnawialnego ciepła”
Skandal w Irlandii Północnej jest skrajnym przypadkiem efektów „polityki klimatycznej” Unii Europejskiej. Znany rysownik Josh skomentował to w ten sposób:
Jesteś Zielonym z Unii? To pal wszystko jak leci!
Autor: Josh cartoons
Komentując sytuację w Irlandii Północnej, Ch. Booker wskazuje, że prawdziwe pieniądze z programu Renewable Heat Incentive szły do kieszeni nie tyle przedsiębiorczych rolników lub właścicieli jednorodzinnych domów, ale do przedsiębiorstw. Firmy zorientowały się bowiem, że za każde sto funtów wydanych na pelet do ogrzewania swoich biur, magazynów i fabryk otrzymają 160 funtów od brytyjskiego podatnika. W efekcie samo palenie w piecach stało się źródłem pokaźnych dochodów.
Kiedy ujawniono, że do 2020 roku takie firmy otrzymają miliard funtów dotacji, nawet za ogrzewanie budynków, z których nie korzystano od lat, doprowadziło to do dymisji rządu Irlandii Płn.
Booker zauważa, że podobne sytuacje mają jednak miejsce w całej Wielkiej Brytanii. Wobec braku zainteresowania mediów można jedynie powoływać się na anegdotyczne informacje, np. kiedy właściciele dużych domów chwalą się tym, że palą w piecach, ile się da, nawet w lecie. Spalane drewno pochodzi częściowo z wycinki starodrzewów, np. na terenach w regionie Cheshire należących do National Trust, czyli brytyjskiej organizacji zajmującej się ochroną przyrody i zabytków, gdzie organizacja ta stara się przywrócić wrzosowiska.
BEZTLENOWE KOMORY FERMENTACYJNE
Według Bookera, w ramach tego samego programu Renewable Heat Incentive, czyli wsparcia dla odnawialnego ciepła, mamy do czynienia jeszcze z innym skandalem. Dotyczy on dużych urządzeń przemysłowych, zwanych beztlenowymi komorami fermentacyjnymi. Przerabiają one potężne ilości roślin uprawnych na nieduże ilości metanu, który zasila krajową sieć gazową. Sprytni przedsiębiorcy pokrywają obecnie wieś angielską takimi komorami fermentacyjnymi.
Według danych oficjalnych, dzięki subsydiom publicznym na ten cel, sięgającym ponad 200 milionów funtów rocznie (1 mld zł), na niemal 55 tysiącach hektarów pól uprawnych, na których uprawiano wcześniej rośliny na żywność, rośnie obecnie kukurydza przeznaczona do przeróbki w komorach fermentacyjnych. Oprócz niekorzystnej zmiany przeznaczenia cennych gruntów ornych, doszło już wielokrotnie do wycieków amoniaku powodujących zatrucia zwierząt hodowlanych na sąsiednich polach i ryb w rzekach.
SEKWESTRACJA DWUTLENKU WĘGLA NA DNIE MORZA PÓŁNOCNEGO
W opisie szaleństw brytyjskiej „walki z CO2” nie można pominąć „marzenia” o sekwestracji CO2 na skalę całego kraju. Labourzystowski rząd Gordona Browna (2007-2010) zaoferował 4 miliardy funtów (20 mld zł) firmie, która opracuje metodę usuwania CO2 z węgla i gazu wykorzystywanego do produkcji prądu elektrycznego, a następnie przesyłanie tego gazu rurociągami do składowisk pod dnem Morza Północnego.
Chociaż geologowie twierdzili od początku, że tego planu nie da się zrealizować, ofertę rządu przyjęła pewna szkocka elektrownia. Zanim szkocka spółka doszła do tego samego wniosku co specjaliści, zdążyła wydać miliard funtów publicznych pieniędzy. Ponieważ elektrownie węglowe i gazowe w dalszym ciągu dostarczają ponad połowę energii elektrycznej w kraju, kolejne rządy, także konserwatywne, powracają do tego pomysłu, twierdząc, że od jego realizacji zależy zgoda na dalsze funkcjonowanie „emisyjnych elektrowni”.
SAMOCHODY ELEKTRYCZNE
Rzecz jasna również w Anglii realizowany jest z zapałem program e-mobilności, czyli jak najszybszego upowszechnienia samochodów o napędzie elektrycznym. Jak pisze Booker, program ten polega na przekupywaniu kierowców, by przesiedli się do „zielonych” samochodów elektrycznych. Do tej pory kosztowało to podatnika brytyjskiego ponad 50 milionów funtów. Dzięki tym dotacjom udało się sprzedać zaledwie 50 tysięcy samochodów, przy czym średnia dopłata wyniosła co najmniej 25 tysięcy funtów (100 tys. zł). Tymczasem po drogach Wielkiej Brytanii jeździ w sumie 26 milionów aut.
Koszty te nie zmniejszają entuzjazmu planistów rządowych. Najnowszy brytyjski „budżet węglowy”, który kolejne rządy zobowiązane są opracowywać na podstawie w/w ustawy o przeciwdziałaniu zmianom klimatycznym z 2009 r., przewiduje, że za 13 lat 60 % wszystkich aut pasażerskich w Wielkiej Brytanii będzie miało napęd elektryczny.
Ponadto władze cynicznie ukrywają fakt, że akumulatory tych samochodów ładowane są energią elektryczną wytworzoną w znacznej części z paliw kopalnych. Jeśli uwzględnić także emisje powstające przy produkcji tych samochodów, to okaże się, że samochody elektryczne emitują więcej CO2 niż wynosi redukcja emisji tego gazu wynikająca z ich wprowadzenia.
KOLEJNE CUD-OZE – LAGUNY PŁYWOWE [9]
Jak pisze Booker, najnowszy „genialny pomysł”, który przyciągnął uwagę łatwowiernych polityków, jest to mega-inwestycja (koszt: 40 miliardów funtów) polegająca na budowie sześciu gigantycznych instalacji „lagun pływowych”, położonych wzdłuż wybrzeży Wielkiej Brytanii, które mają wykorzystywać energię pływów morskich do produkcji „czystej, zielonej” energii elektrycznej. Pierwsza z tych inwestycji ma powstać w zatoce Swansea przy wybrzeżu Walii.
Liderzy Partii Konserwatywnej znajdowali się pod takim wrażeniem idei „lagun pływowych”, że zapowiedź tych inwestycji znalazła się nawet w manifeście wyborczym Torysów przed ostatnimi wyborami. Po wyborach Kanclerz Skarbu wymienił je w „mowie budżetowej” przed Parlamentem. Dopiero wtedy zrobiono bardziej szczegółowe wyliczenia i rządzący zdali sobie sprawę, jak niewiele energii dadzą te inwestycje. Co więcej, okazało się, że byłby to najdroższy prąd na świecie.
Spółka mająca realizować te inwestycje zażądała od rządu, by przyznano jej wyjątkowo wysokie dotacje. Spółka stwierdziła, że przedsięwzięcie uda się jedynie pod warunkiem, że wyprodukowana energia będzie sprzedawana do krajowej sieci energetycznej po oszołamiającej cenie 168 funtów (840 zł) za megawatogodzinę.
Jest to dużo więcej niż trzykrotność ceny hurtowej niedotowanego prądu z elektrowni węglowych i gazowych. Koszty te poniosłyby oczywiście wszystkie gospodarstwa domowe w Wielkiej Brytanii w formie dodatkowych opłat na ich rachunkach za elektryczność.
W takiej sytuacji rząd zlecił przygotowanie raportu na temat energetyki pływowej. Sporządzenie raportu powierzono byłemu ministrowi energetyki, a obecnie prezesowi największej na świecie morskiej farmy wiatrowej. Nie dziwi więc, że raport opowiedział się entuzjastycznie za realizacją inwestycji w laguny pływowe.
Niezależnie od kosztów tych inwestycji, energetyka pływowa stanowi, według przyrodników, poważne zagrożenie dla ptaków brodzących, węgorzy i innych ryb. Budowa gigantycznych kamiennych barier o długości wielu kilometrów zakłóca bowiem naturalne ekosystemy.
Dodatkowo, jak pisze cytowany już Euan Mearns w innym artykule dotyczącym lagun pływowych [10], badania wykazują, że spowoduje to znaczne przekształcenia linii brzegowej (erozję i przyrost linii brzegowej w różnych miejscach).
Ch. Booker nie wspomina o tym, że jednym z problemów energetyki pływowej jest to, że nie jest to ciągłe, stabilne źródło energii, podobnie jak rodzaje OZE uzależnione od pogody (wiatr, słońce). Podobnie jednak jak w przypadku energetyki wiatrowej i słonecznej, zwolennicy energetyki pływowej cytują opracowania naukowe (oparte na symulacjach komputerowych), z których wynika, że nieciągłe dostawy energii z instalacji pływowych mogą znakomicie współpracować z krajowym systemem energetycznym.
Nie mogąc rozwinąć szerzej tego wątku, proponujemy zapoznać się z analizą Euana Mearnsa, który pokazuje, dlaczego wahań w produkcji energii elektrycznej nie daje się faktycznie „wygładzić” tak, jak to sugerują wspomniane modele. Mamy tutaj taką samą „zieloną mitologię”, jaką produkują „klimatyczne think-tanki”, np. w Niemczech.
POWODZIE JAKO PRODUKT EKOLOGII
Powodzie trapiące Anglię przedstawiane są regularnie w mediach jako lokalny efekt „globalnego ocieplenia”. W świetle historycznych danych, takie „njusy”, które sugerują, że obecnie narasta zagrożenie powodziowe w miarę kumulacji emisji CO2 w atmosferze, okazują się nadużyciem.
Paradoksalnie, jak pisze Ch. Booker, część powodzi nie jest jednak wynikiem działania bezosobowych sił przyrody, ale właśnie realizacji różnych programów mających na celu ochronę środowiska. Tak było w przypadku wielkiej powodzi, która dotknęła równinę Somerset Levels w 2014 r.
W ciągu poprzednich 18 lat angielska Agencja Ochrony Środowiska zaprzestała pogłębiania lokalnych rzek i rowów odwadniających, chcąc doprowadzić do zwiększenia ilości wody zalewającej sąsiednie grunty, skutkiem czego miało być powstanie nowych terenów siedliskowych dla ptaków i innych zwierząt.
Jeden z byłych szefów tej agencji publicznej, który poprzednio kierował Królewskim Towarzystwem Ochrony Ptaków, powiedział nawet, że najchętniej wysadziłby w powietrze wszystkie instalacje wypompowujące wodę z kanałów odpływowych w sytuacji zagrożenia powodziowego.
Wieloletni brak pogłębiania rzek, kanałów i rowów doprowadził w końcu do dwóch kolejnych wielkich powodzi w odstępie 3 lat. Ten drugi kataklizm kosztował rząd 100 milionów funtów w odszkodowaniach wypłaconych właścicielom domów i firm. Przy okazji utopiła się bardzo duża liczba ptaków, borsuków i innych zwierząt, którym Agencja Ochrony Środowiska chciała w ten sposób zapewnić bardziej korzystne warunki do życia.
DOTACJE DO ENERGETYKI WIATROWEJ
Pomimo wprowadzonych przez Konserwatystów ograniczeń w rozwoju farm wiatrowych, o czym pisaliśmy na początku, energetyka wiatrowa w Anglii i Walii pozostaje istotnym obciążeniem tak dla budżetu publicznego, jak i dla środowiska.
Ch. Booker pisze, że do tej pory wydano 52 miliardy funtów (ćwierć miliarda złotych) środków publicznych -- z których większość ściągana jest od gospodarstw domowych w postaci rachunków za prąd – na wsparcie zabudowy ogromnych terenów na wsi i na morzu wzdłuż wybrzeża Anglii i Walii farmami wiatrowymi i słonecznymi.
Niezależnie od zniszczenia krajobrazów przez te wielkie instalacje przemysłowe, badania pokazują, że wiatraki powodują znaczne straty w populacjach ptaków i nietoperzy, w tym wśród gatunków teoretycznie prawnie chronionych, takich jak orzeł przedni.
Badania zrealizowane przez towarzystwo ornitologiczne SEO/Birdlife wskazują, że każda elektrownia wiatrowa zabija rocznie od 110 do 330 ptaków każdego roku. Najbardziej znana organizacja ornitologiczna w Wielkiej Brytanii Królewskie Towarzystwo Ochrony Ptaków (RSPB) uważa jednak od lat, że największym zagrożeniem dla ptaków jest „globalne ocieplenie”. Własne badania RSPB pokazują, że „właściwie zlokalizowane” farmy wiatrowe nie zagrażają ptakom (Samo RSPB jest inwestorem wiatrakowym.) Problem w tym, że dla biznesu wiatrakowego ochrona ptaków, tj. wybór lokalizacji inwestycji pod tym kątem, jest czynnikiem ograniczającym możliwości inwestowania, a ukrywanie ewentualnej śmiertelności ptaków leży w jej oczywistym interesie.
Wszystkie te wydatki publiczne i koszty dla środowiska dają jedynie 14 % energii elektrycznej w kraju, która w dodatku dostępna jest tak nieregularnie, że bez ingerencji funkcjonujących jeszcze elektrowni węglowych i gazowych w okresach braku wiatru lub słońca, Brytyjczycy musieliby obejść się bez prądu elektrycznego.
Mimo to dążąc do realizacji celów wyznaczonych w ustawie o przeciwdziałaniu zmianom klimatu, rząd brytyjski wciąż jeszcze marzy – jak to pisze Booker - o zamknięciu wszystkich pozostałych elektrowni pracujących w oparciu o paliwa kopalne. W ten sposób pozostałaby tylko „bezwęglowa” (zero-carbon) energia z OZE, to jest wytwarzana z wiatru, słońca i przez spalanie drewna, plus nieokreślona liczba elektrowni atomowych, przy czym jednak budowa tych ostatnich wydaje się coraz mniej realna wobec sporów dotyczących ich finansowania.
PLANUJE SIĘ JESZCZE WIĘCEJ „ZIELONYCH” WYDATKÓW
Politycy brytyjscy tak przyzwyczaili się do tego, że pozwala im się realizować te wszystkie fantazje, że niewiele osób zwróciło uwagę na zdumiewające dane, jakie opublikował parę tygodni temu Urząd ds. Odpowiedzialności Budżetowej (Office of Budget Responsibility).
Dane te pokazują, że w ciągu najbliższych pięciu lat łączny koszt wszystkich „ekologicznych” podatków i dotacji wzrośnie z ok. 9 miliardów funtów do ponad 15 miliardów funtów (75 mld zł) każdego roku.
W sumie w okresie pięciu lat do 2022 r. wydane zostanie na ten cel ponad 73 miliardy funtów (ponad 350 mld zł), co jest sumą bez precedensu w historii brytyjskich inwestycji infrastrukturalno-inżynierskich. Odpowiada to rocznemu wydatkowi 561 funtów przez każde gospodarstwo domowe w Wielkiej Brytanii.
Według Bookera, członkowie brytyjskiego parlamentu żyją w takiej „bańce nierealności”, że niewielu z nich zapoznało się z tym danymi, nie mówiąc już o sprawdzeniu, na jakie konkretnie cele te wielkie kwoty mają być wydane. Rok temu szef gabinetu premier Theresy May powiedział, że ustawa o przeciwdziałaniu zmianom klimatycznym jest „monstrualnym aktem narodowego samookaleczenia”. Być może czas, by sama premier May zdała sobie z tego sprawę – konkluduje Booker.
NA ZAKOŃCZENIE: PROMOCJA GENERATORÓW DIESLOWYCH
Czytelnicy eseju Christophera Bookera wskazują, że przedstawia on jedynie niewielki fragment „zielonego szaleństwa”, które serwują Brytyjczykom „wariaci” pozostający u władzy od dwudziestu lat.
Dobrym uzupełnieniem tego przeglądu deficytu zdrowego rozsądku i racjonalnego myślenia, który cechuje ekologiczne działania władz brytyjskich w epoce „Wojny z CO2”, jest wskazanie na realizowany obecnie program o nazwie Short Term Operating Reserve (STOR). W jego ramach rząd brytyjski zachęca mieszkańców wsi do kupowania tysięcy generatorów dieslowych, które mają kompensować wahania w dostawach prądu, wynikające z chimeryczności energii z wiatru i słońca. „Emisje węglowe” tych urządzeń są znacznie gorsze od pochodzących z elektrowni węglowych. Te ostatnie dysponują wysokimi kominami, umożliwiającymi rozpraszanie różnych zanieczyszczeń. Generatory dieslowe mają jednak jedną ważną zaletę. Mianowicie ich jednostkowe emisje są tak niskie, że nie podpadają pod restrykcje klimatyczne zawarte w przepisach Unii Europejskiej.
Jednocześnie dzięki swojemu „rozproszonemu” charakterowi, te urządzenia prądotwórcze stanowią absurdalne dopełnienie koncepcji „rozproszonych źródeł energii”, która dominuje w myśleniu ekologicznym od paru dekad.
Warto dodać, że promocja anty-ekologicznych generatorów dieslowskich nie jest wcale zjawiskiem wyłącznie brytyjskim. Analogiczne pomysły forsowane są w Australii, jak to pokazuje artykuł zamieszczony w dzienniku The Australian [11].
POWRÓT GENERATORA DIESLOWEGO W AUSTRALII
W Australii walka z globalnym ociepleniem doprowadziła do prawdziwego powrotu do przeszłości. Przed powstaniem ogólnokrajowej sieci energetycznej, opartej na elektrowniach węglowych, wiele oddalonych ośrodków wiejskich dysponowało potężnym generatorem dieslowym, który stanowił jedyne źródło energii elektrycznej w okolicy.
Takie generatory zasilały w prąd okręgi wiejskie w Australii w połowie XX wieku.
Źródło: stopthesethings.com
Stan Południowa Australia realizuje od lat radykalny program przechodzenia na „odnawialną energię” (przed wszystkim z wiatru), co doprowadziło w ostatnim czasie do serii blackoutów (pisaliśmy o tym tutaj – [12]).
Tymczasem za rok, w połowie marca 2018 r., mają odbyć się wybory w tym stanie. Dziennik The Australian pisze 16.03.2017, że rząd Południowej Australii zlecił zainstalowanie w ciągu obecnego roku wysoce emisyjnych generatorów dieslowych o łącznej mocy 200 MW. Ma to kosztować dziesiątki milionów dolarów australijskich. Chodzi o to, aby zapobiec awariom energetycznym w okresie bezpośrednio poprzedzającym wybory. Oficjalnie mówi się o zapewnieniu „przejściowej” mocy rezerwowej, stabilizującej regionalną sieć energetyczną.
The Australian przypomina, że rząd Tasmanii, wyspy stanowiącej najmniejszy stan Australii, którą zamieszkuje tylko pół miliona mieszkańców, wydawał na początku 2016 r. ponad 11 milionów dolarów australijskich (ok. 33 miliony zł) miesięcznie na awaryjne generatory dieslowskie. Było to konieczne dla podtrzymania lokalnej sieci energetycznej po tym, jak doszło do awarii interkonektora łączącego wyspę z resztą Australii, a elektrownie wodne na wyspie ograniczyły produkcję ze względu na niski poziom wody w zaporach.
Uzasadniając inwestycję w generatory dieslowe premier Południowej Australii, który jest zaprzysięgłym wrogiem „brudnych źródeł energii”, powiedział, że w oczekiwaniu na zapewnienie „bezpieczeństwa dostaw energii” w przyszłości rząd jego stanu zmuszony jest podjąć nadzwyczajne działania w chwili obecnej.
Energetycy oceniają, że prądnice dieslowe o łącznej mocy 200 MW będą wytwarzać ok. 0,745 kg CO2 na każdą kilowatogodzinę. Dla porównania przy produkcji 1 kilowatogodziny z węgla brunatnego powstaje 0,98 kg CO2, a w przypadku gazu ziemnego jest to 0,555 kg CO2 na jedną kilowatogodzinę. Jednak faktyczne emisje generatorów dieslowskich zależą w wielkim stopniu od ich jednostkowej sprawności.
Stan Południowa Australia do tej pory korzystał ze stabilnej mocy podstawowej, którą otrzymuje z ogólno-australijskiego systemu energetycznego, zwłaszcza ze stanu Wiktoria, za pośrednictwem interkonektora. Znaczna część tej mocy pochodzi z elektrowni węglowej Hazelwood w Wiktorii. Jednak rząd Wiktorii, który także realizuje „politykę klimatyczną”, zamknie elektrownię Hazelwood w najbliższym czasie. Generatory dieslowe mają więc zapewnić większą niezależność systemu energetycznego Południowej Australii.
W ocenie przywódcy opozycji w Południowej Australii, obecny premier stanu najpierw „zmusił indywidualnych konsumentów, aby kupowali rezerwowe generatory dieslowe, a teraz uzależnia cały stan od takich generatorów”. Od czasu kiedy premier wymusił zamknięcie wielkiej elektrowni węglowej na terenie stanu, „mieszkańcy Południowej Australii doświadczali blackoutów, podwyżek cen, a teraz pójdą w górę podatki, żeby zapłacić za realizację tej głupiej decyzji”.
Opracował: Scriba
Redakcja stopwiatrakom.eu
PRZYPISY
[1] "Every green initiative has been a disaster says Christopher Booker", The Daily Mail, 7.04. 2017 -- http://www.dailymail.co.uk/debate/article-4392220/Green-initiatives-disasters-says-Christopher-Booker.html ; podziękowania dla Paula Homewoodu za wskazanie tego artykułu - https://notalotofpeopleknowthat.wordpress.com/2017/04/08/the-great-folly-of-our-age-booker/#more-27213\ i kilku innych omawianych w tym eseju.
[2] http://wgospodarce.pl/informacje/34303-za-histerie-smogowa-zaplaca-polskie-lasy-i-polscy-gornicy
[3] Eaun Mearns, „Mortality from Diesel Car Pollution in the UK”, blog Energy Matters, 9.04.2017 - http://euanmearns.com/mortality-from-diesel-car-pollution-in-the-uk/#more-17820
[5] 'Wood-pellet fuel emits more carbon than coal': U.S. watchdog to probe shock claims on power giant Drax's 'green' supplier”, The Mail on Sunday, 12.03.2016 - http://www.dailymail.co.uk/money/news/article-3489294/Bio-fuel-emits-carbon-coal-U-S-watchdog-probe-shock-claims-power-giant-Drax-s-green-supplier.html
[6] „Green Economics Bring Down Government”, Irish Energy Blog, 18.01.2017 http://irishenergyblog.blogspot.ie/2017/01/green-economics-brings-down-governments.html
[7] „Cash for Ash: How Green Feel Good Policies Damage the Environment”, Irish Energy Blog, 29.12.2016 - http://irishenergyblog.blogspot.com/2016/12/cash-for-ash-how-green-feel-good.html
[8] Gerry Moriarty, „Q&A: What is the Northern Ireland ‘cash for ash’ scheme”, The Irish Times, 19.12.2016, http://www.irishtimes.com/news/environment/q-a-what-is-the-northern-ireland-cash-for-ash-scheme-1.2907866
[9] Jak ma funkcjonować ta „najtańsza” forma pozyskiwania energii odnawialnej można przeczytać tutaj - http://odnawialnezrodlaenergii.pl/oze-aktualnosci/item/1035-laguny-plywowe-pozwola-na-produkcje-zielonej-energii-w-wielkiej-brytanii
[10] Euan Mearns, „Green Mythology: Tidal Base-load Power in the UK”, Energy Matters blog, 23.01.2017 - http://euanmearns.com/green-mythology-tidal-base-load-power-in-the-uk/
[11] Michael Owen, „’Dirty’ deeds with diesel generators done real quick, if not dirt cheap”, The Australian, 16.03.2017. Przedruk tego artykułu wraz z komentarzem własnym można znaleźć na portalu StopTheseThings -- https://stopthesethings.com/2017/03/22/back-to-the-future-wind-powered-south-australia-to-run-on-diesel-generators/
O cyklu „Wojna z CO2”:
Na czym polega polityka, której głównym celem jest redukcja emisji dwutlenku węgla przez człowieka, jak powstaje i jakimi instrumentami posługuje się? Jakie praktyczne rozwiązania są proponowane i dlaczego cechuje je gigantomania i dążenie do przebudowy wszystkich dziedzin aktywności społecznej? Czym polityka klimatyczna różni się od tradycyjnej ochrony środowiska? W tym cyklu omawiamy publikacje zagraniczne na ten temat - Scriba.