Wiadomości po angielsku
Nasze obrazy
Badania i dokumenty
Okazało się niedawno, że najważniejsi szefowie zielonych inwestycji w administracji Bidena nie mają żadnej wiedzy o dwutlenku węgla. W trakcie wysłuchania przed komisją amerykańskiego Kongresu wydało się, że urzędnicy odpowiedzialni za wielomiliardowe inwestycje publiczne, których celem jest ograniczenie emisji dwutlenku węgla, nie posiadają nawet podstawowej wiedzy na temat właściwości tego gazu poza ogólną tezą, że jest on „szkodliwy dla klimatu”. [1] Nie chodzi tutaj o przysłowiowe „dzieci we mgle”, o eko-aktywistów ze szkoły podstawowej lub średniej, lecz o menedżerów wysokiego szczebla zarządzających programami publicznymi, których efekty mają przeorać sposób funkcjonowania amerykańskiej gospodarki i społeczeństwa.
Żadna z czterech osób składających zeznania przed komisją Kongresu USA nie była w stanie odpowiedzieć na najprostsze pytanie dotyczące właściwości CO2. W dniu 28 marca br. w czasie wysłuchania przed komisją Izby Reprezentantów ds. transportu kongresmen Doug LaMalfa zapytał, jaki — nawet w dużym przybliżeniu — jest udział procentowy CO2 w atmosferze. Menedżerowie Bidena byli kompletnie zaskoczeni tym pytaniem, najwidoczniej nigdy nie przyszło im do głowy, że taka wiedza może być istotna, próbowali pokryć swoje zażenowanie dowcipami, ale w końcu zaryzykowali, że jest to pięć, siedem lub nawet osiem procent atmosfery ziemskiej! Dawno nie było takiej kompromitacji ze strony osób odpowiedzialnych w USA za politykę klimatyczną.
Foto: fragment transmisji dostępnej w serwisie YouTube:
https://www.youtube.com/watch?v=bJfrKNR3K2k
Jednocześnie osoby te były w stanie natychmiast płynnie wyrecytować, jaki dokładnie procent tej bliżej im nieznanej ilości CO2 w atmosferze emituje transport oraz że akurat te dane czynią niezwykle pilnymi wielomiliardowe wydatki publiczne, które realizują, jak i całą „zieloną transformację”.
Kongresmen Doug LaMalfa zauważył, że po tylu latach ciągłej gadaniny o CO2 i „zmianach klimatu” ludzie, którzy w amerykańskim rządzie mają forsować przejście na samochody elektryczne i znacznie utrudnić funkcjonowanie farmerom amerykańskim, demonstrują całkowitą ignorancję, jeśli chodzi o czynnik stanowiący podstawowe uzasadnienie dla tych wszystkich „transformacji”. Zakładając oczywiście, że ten bardzo pożyteczny i życiodajny gaz ma cokolwiek wspólnego z ocieplaniem klimatu.
LaMalfa poinformował biurokratów Bidena, że udział CO2 w atmosferze wynosi nie kilka procent, ale 0,04%, czyli tak ze dwadzieścia razy mniej niż im się wydawało. W ciągu ostatnich dziesięcioleci ten udział wzrósł z poziomu 0,03% do 0,04%, czyli dokładnie jedną setną procenta. Warto również wiedzieć, że spadek udziału dwutlenku węgla w powietrzu poniżej 0,02% oznaczałby kres życia roślinnego na Ziemi, gdyż zielona roślinność oddycha dwutlenkiem węgla. Szkoda, że kongresmen LaMalfa nie dopytał się o rolę Słońca w kształtowaniu się ziemskiego klimatu czy równie istotne zjawisko cyklicznej zmienności prądów oceanicznych na Pacyfiku – La Nina/El Nino, bo moglibyśmy się dowiedzieć naprawdę „interesujących” rzeczy.
Tymczasem przodująca w walce z klimatem Kalifornia wprowadza nowe „klimatyczne” limity emisji CO2. Decyzja ta spowoduje utratę pracy przez co najmniej 70 tysięcy kierowców ciężarówek, których pojazdy nie będą w stanie spełnić nowych wymogów i przez co nie będą mogły dalej jeździć.
Na marginesie tego dialogu przed komisją Izby Reprezentantów warto wspomnieć, że ostatnio mówi się bardzo wiele o tym, że wszyscy — od urzędników państwowych, przez przedsiębiorstwa, po kościoły i dzieci szkolne — powinni wykazywać się w swoich działaniach „odpowiedzialnością społeczną”. Przesłuchiwani biurokraci okazali się kompletnie niezainteresowani szerszym kontekstem ich działalności (której przedmiotem jest radykalna redukcja emisji CO2 w transporcie), czyli skutkami własnych działań i zademonstrowali doskonały brak poczucia „odpowiedzialności społecznej” za to, co robią. Z tego powodu swoich wysokich stanowisk chyba nie stracą, choć udowodnili, że są zwyczajnie niekompetentni.
Niemieckie badania pokazują, że im mniejsza wiedza o środowisku i klimacie, tym większa obawa przed katastrofą klimatyczną
Jeśli fakt, że „klimatyczni” urzędnicy Bidena nic nie wiedzą o dwutlenku węgla, wydawać się może komuś zaskakujący, to tym bardziej powinno dziwić to, że lęk przed katastrofą klimatyczną wydaje się skorelowany z posiadaniem mniejszej wiedzy na temat klimatu. Rodzi to pytanie o miejsce, jakie przypada racjonalnemu myśleniu opartemu o wiedzę naukową w ruchu klimatycznym. W przeszłości opisywaliśmy już badania, z których wynikało, że wśród grup ludności przyjmujących zróżnicowane postawy wobec teorii wskazującej na człowieka jako głównego sprawcę globalnego ocieplenia, to właśnie przedstawiciele „sceptyków” odpowiadali bardziej poprawnie na konkretne pytania dotyczące stanu klimatu.
W czasopiśmie „Climatic Change”, które trudno posądzać o sceptycyzm wobec antropologicznych zmian klimatu, ukazał się właśnie artykuł pt. „Wiedza o środowisku jest odwrotnie proporcjonalna do poziomu obaw związanych ze zmianami klimatu.” [2]
Badaniem objęto 2066 osób w Niemczech. Jak piszą autorzy: „Wyniki pokazują, że nawet po uwzględnieniu wpływu cech demograficznych, cech osobowościowych i postaw wobec potrzeby ochrony środowiska (ang. „environmental attitudes”), ogólna wiedza o środowisku i wiedza dotycząca w szczególności klimatu jest ujemnie zależna od poziomu obaw przed zmianami klimatu (dla obu tych zmiennych B = -.09, p < .001).”
Ktoś mógłby wyciągnąć z tego wniosek, że im większe lęki związane ze zmianami klimatu ma dana osoba, tym posiada dużo mniej faktycznej wiedzy na temat środowiska naturalnego. Co z kolei by wskazywało, że np. silne wspieranie przesłania Grety Thunberg przez polityków i media zwłaszcza w Niemczech — przesłania z pewnością zorientowanego na rozbudzenie silnych lęków przed katastrofą klimatyczną — nie prowadzi do rozbudzenia postaw poznawczych, tj. chęci zdobycia wiedzy o przyczynach nadchodzącej katastrofy, o stanie środowiska itd. Jest wręcz przeciwnie, gdyż braki w wiedzy uruchamiają przede wszystkim emocje, które blokują zdolności poznawcze.
Autorzy badań widzą ten problem jednak zupełnie na odwrót i wyciągają niekoniecznie racjonalne wnioski. Ich badania są odpowiedzią na rosnącą literaturę dowodzącą szerokiego występowania negatywnych konsekwencji narastających „lęków klimatycznych”, szczególnie wśród najmłodszego pokolenia. Jak przyznają, ostatnio inni naukowcy dowiedli istnienia korelacji pomiędzy obawami przed zmianami klimatu a złym stanem zdrowia psychicznego, ogólnymi stanami lękowymi, depresją i poczuciem zagrożenia (ang. „distress”). Straszenie w mediach rzekomą katastrofą klimatyczną przynosi takie właśnie skutki. Niemieccy badacze proponują więc, żeby poddać „pokolenie Grety Thunberg” (mówiąc w pewnym uproszczeniu) jakieś formie racjonalnej re-edukacji, która obniży ich poziom lęku (w sensie emocjonalnym), a jednocześnie ugruntuje i potwierdzi ich obawy przed katastrofą klimatyczną na bardziej racjonalnie ugruntowanym poziomie.
Widmo katastrofy klimatycznej: znikające „państwa wyspiarskie” w Oceanii i na Oceanie Indyjskim
Poniżej zamieszczamy tłumaczenie eseju z niemieckiej gazety „Preußische Allgemeine Zeitung”, który omawia historię jednej z najbardziej skutecznych kampanii emocjonalnego oddziaływania na opinię publiczną na Zachodzie, aby przekonać ją do konieczności „walki ze zmianami klimatu” — to jest zbliżającej się katastrofy państw i terytoriów wyspiarskich w Oceanii i na Oceanie Indyjskim. [3] Przy okazji sprawa znikających państw-wysp dała początek i uzasadnienie hasłu „sprawiedliwości klimatycznej”, zgodnie z którym Zachód jest moralnie zobowiązany przekazać Globalnemu Południu (dawniej zwanemu Trzecim Światem) znaczną część swojego bogactwa jako reparacje za „globalny grzech ekologiczny” Zachodu, tj. rzekomo niszczący wpływ paliw kopalnych na resztę świata.
Wolfgang Kaufman pisze, że: „Na skutek globalnego ocieplenia znikać mają tropikalne raje. W rzeczywistości powierzchnia większości ZWIĘKSZA SIĘ, jak wykazały to szeroko zakrojone długookresowe badania naukowe”, Preußische Allgemeine Zeitung, z dn. 6 kwietnia 2023 r.
Źródło: https://notrickszone.com/2023/04/15/tropical-paradise-islands-are-not-sinking-and-shrinking-most-are-in-fact-growing/
W dniu 17 października 2009 r. ówczesny prezydent Malediwów Mohamed Nasheed zwołał posiedzenie gabinetu sześć metrów pod wodą, w pobliżu wyspy Girifushi. Nasheed chciał posłużyć się tym medialnym spektaklem, aby zwrócić uwagę na fakt, że jego krajowi grozi pogrążenie w falach oceanu, jeśli poziom wód będzie dalej podnosił się na skutek zmian klimatu.
Podobne obawy wyrazili następnie politycy z innych państw-wysp na Pacyfiku i Oceanie Indyjskim jak np. Kiribati, Tuvalu czy Federacja Mikronezji. Powoływali się przy tym na dwa ostrzeżenia ze strony ONZ, z lat 1989 i 2005, w których mowa o zbliżającym się końcu tropikalnych rajów posadowionych na płytkich wyspach koralowych.
Od tego czasu - utworzony pod auspicjami ONZ - Międzyrządowy Zespół ds. Zmian Klimatu (IPCC) zmuszony był jednak definitywnie zrewidować swoje prognozy dotyczące wzrostu poziomu mórz. Jeśli w 1990 r. zakładano wzrost o 100 cm do 2100 r., począwszy od 2007 r. mówi się jedynie o 38 cm. Jednak nawet ta prognoza może być rażąco przesadzona. Długoterminowe badanie zrealizowane przez australijskiego oceanografa Simona Holgate’a wykazało, że poziom morza wzrósł jedynie o 10 cm w okresie lat 1904-1953 i o tylko 7,25 cm pomiędzy 1954 a 2003 r. Jak na katastroficzne prognozy ze strony IPCC to stanowczo za mało by uzasadniać radykalne odejście od paliw kopalnych, co jednak nie przeszkadza powoływać się na kolejne raporty IPCC jako „źródło wiedzy” o zmianach klimatu.
Żadnych oznak fizycznej destabilizacji
To jednak nie wszystko: wyspy koralowe nie tylko nie skurczyły się w wyniku podnoszenia się poziomu morza, lecz przeciwnie ich powierzchnia na ogół się zwiększyła. Taki wniosek wynika z całej serii badań opublikowanych między 2010 r. a styczniem 2023 r. W ostatnim czasie grupa badaczy pod kierownictwem geologa Paula Kencha z National University of Singapore doniosła w czasopiśmie naukowym Nature Communications, że „niedawne zmiany w linii brzegowej“ (±40 metrów w ciągu 50 lat)” wchodzącej w skład Malediwów wyspy Kandahalagalaa są „niczym w porównaniu ze zmianami linii brzegowej (± 200 metrów w 100 lat)”, do których dochodziło w poprzednich piętnastu stuleciach.
Koresponduje to z wynikami badań zespołu pod kierunkiem Gennadiiego Donchytsa z holenderskiego Delft University of Technology przedstawionymi w sierpniu 2016 r. w czasopiśmie Nature Climate Change:
„W minionych dekadach wyspy-atole nie wykazywały żadnych oznak fizycznej destabilizacji w związku z podnoszeniem się poziomu morza. Obszar 88,6 procent tych wysp pozostał stabilny lub zwiększył się, a skurczyła się powierzchnia jedynie 11,4 procent tych wysp. Warto odnotować, że żadna z wysp nie utraciła więcej niż 10 hektarów powierzchni. Te wyniki dowodzą, że stabilna powierzchnia atoli i wysp stanowi tendencję światową, niezależnie od tempa podnoszenia się poziomu mórz.”
Powyższe ustalenia znajdują z kolei potwierdzenie w późniejszych obserwacjach poczynionych przez Nowozelandczyków Paula Kencha i jego kolegę Arthura Webba z Komisji Wysp Pacyfiku ds. Stosowanych Nauk o Ziemi, z siedzibą w Suva, stolicy Republiki Fiji, które zostały przedstawione w czasopiśmie Global and Planetary Change w czerwcu 2010 r.:
„Analiza zdjęć lotniczych 27 wysp na Pacyfiku, które położone są niewiele powyżej poziomu morza, pokazała, że od 1951 r. zmniejszyły się rozmiary jedynie czterech z tych atoli. Natomiast podstawowy obszar pozostałych wysp nie uległ zmianie lub się zwiększył.”
Przykładowo, w wyspiarskim państwie Tuvalu dotyczy to siedmiu z dziewięciu wysepek. Nawet potężne katastrofy naturalne, np. tsunami w Dzień Bożego Narodzenia w 2004 r. czy huragan Bebe w październiku 1972 r., nie zmniejszyły obszaru wysp. Wręcz przeciwnie, na Malediwach tsunami podniosło poziom lądu o 30 cm, podczas gdy wspomniany huragan powiększył obszar głównej wyspy Tuvalu, Fongafale, o 10%.
Wykorzystywane tylko w sprawie zmian klimatu
Według Kencha i Webba w normalnych warunkach powierzchnia tych wysp rośnie dzięki ciągłemu nawarstwianiu się fragmentów koralowców pochodzących z podstawy raf otaczających wyspy. W rafach koralowce, jako żywe organizmy, stale rosną i wytwarzają nowe materiały. W ten sposób rafy koralowe nieprzerwanie dostarczają piasek, który kompensuje lub nawet kompensuje z nawiązką podnoszenie się powierzchni mórz.
Alarmiści klimatyczni starają przedstawiać ten ważny fakt w odpowiedniej perspektywie, przywołując rzekome wymieranie koralowców na morzach Oceanii z powodu rosnących temperatur wody. Jednak to także jest mitem tak samo, jak mit o znikaniu wysp z powodu zmian klimatu. Nic takiego nie miało miejsca.
Przykładowo, australijski fizyk Peter Ridd udowodnił w 2021 r., że populacja koralowców w Wielkiej Rafie Koralowej w istotny sposób zwiększyła się, a nie zmniejszyła, do 1985 r. Natomiast średnia temperatura wody na tym obszarze, którego długość wynosi 2300 km i który zajmuje największa rafa koralowa na świecie, nie zmieniła się od 1871 r. To z kolei ustalił w 2022 r. Bill Johnston, były pracownik Stanowego Departamentu Środowiska australijskiego stanu Nowej Południowej Walii, analizując stare sprawozdania z wypraw odkrywczych.
Z drugiej strony, powodzie faktycznie zagrażają Malediwom i niektórym innym grupom wysp na Oceanie Indyjskim, jak i na Pacyfiku. Nie jest to rzecz jasna konsekwencją zmian klimatu rzekomo spowodowanych przez człowieka, ale wynikiem określonej szkodliwej działalności wyspiarzy, którzy lubią wskazywać palcem na duże uprzemysłowione kraje i oskarżać je o niszczenie podstaw ich egzystencji. Jak udało się wykazać amerykańskiemu biologowi morskiemu Bernhardowi Rieglowi, gatunek ryby morskiej zwanej vieja przenosi na plaże duże ilości wapnia z korzeni koralowców. Jednak te ryby są często wyłapywane i zjadane. Innym poważnym błędem jest nieodpowiedzialne pozyskiwanie surowca do budowy domów z obszarów nadbrzeżnych.
Niektórzy mieszkańcy atoli na Oceanie Indyjskim i Pacyfiku przyznają, że to sami wyspiarze są odpowiedzialni za ochronę swoich wysp, a także — dodajmy na marginesie — że są wykorzystywani instrumentalnie przez lobby klimatystów. Jedną z takich osób jest ekolog Elisala Pita z Tuvalu. Pita twierdzi, że jej ojczyzna jest „wykorzystywana jedynie w sprawie zmian klimatu”. Erozja linii brzegowej Funafuti, która pokazywana jest często w filmach dokumentalnych wyświetlanych w europejskich telewizjach, jest bez wątpienia rezultatem nadmiernych inwestycji budowlanych miejscowego ministra, a nie wpływu spalania węgla w elektrowniach.
[Nasz komentarz] I tak, przechodząc od tematu do tematu, widać, że w teorii globalnego ocieplenia klimatu wywołanego przez człowieka przez nadmierną emisję dwutlenku węgla bajdurzenie jest jedynym stałym elementem tej teorii. Mimo braku faktów, które by potwierdzały tę teorię i szczególny wpływ dwutlenku węgla na zmiany klimatu, wciąż trwa polityczna i medialna nagonka na paliwa kopalne. Widocznie paliwa kopalne dają zarobić nie tym osobom, co trzeba. Stąd też są tak zaciekle zwalczane przed polityczny i medialny establishment na Zachodzie i ich sługusów w krajach kolonialnych.
Tłumaczenie, opracowanie i komentarz
Redakcja stopwiatrakom.eu
Przypisy:
(1) 'What Percent Of Our Atmosphere Is CO2?': Doug LaMalfa Stumps Entire Panel With Climate Questions — https://www.youtube.com/watch?v=bJfrKNR3K2k – publ. w dn. 28.03.2023 r.
(2) Hannes Zacher i Cort W. Rudolph, „Environmental knowledge is inversely associated with climate change anxiety”, Climatic Change, vol. 175, article number: 32 (2023) — https://link.springer.com/article/10.1007/s10584-023-03518-z#auth-Hannes-Zacher
(3) Korzystaliśmy z angielskiego tłumaczenia eseju, który ukazał się tutaj: „Tropical Paradise Islands Are Not Sinking And Shrinking…Most Are In Fact Growing!”, blog NoTricksZone – publ. z dn. 15.04.2023 r. — https://notrickszone.com/2023/04/15/tropical-paradise-islands-are-not-sinking-and-shrinking-most-are-in-fact-growing/
Wszechobecna propaganda klimatyczna w mediach głównego nurtu oparta jest o kilka mitów, które są nieustannie promowane wbrew oczywistym faktom i elementarnej wiedzy naukowej, zwłaszcza mit o szkodliwości dwutlenku węgla i jego szczególnej roli gazu cieplarnianego. Poglądy przeciwne i poddające w wątpliwość „ustaloną naukę o klimacie” są zaciekle eliminowane z obiegu publicznego, wszystko po to, by nie dopuścić do powstania nawet najmniejszych wątpliwości wśród polityków, dziennikarzy i wyborców, a już szczególnie dzieci i młodzieży w wieku szkolnym. W ten sposób bełkot klimatyczny rozlewa się po infosferze publicznej i uniemożliwia rzetelną debatę o przyczynach, skutkach i kosztach „walki z klimatem”. Skala manipulacji i dezinformacji jest na tyle duża, że konieczne jest posługiwanie się zupełnie innymi pojęciami umożliwiającymi prawidłowe nazwanie rzeczywistości bez jej przeinaczania. Prawda sama się nie obroni i wymaga codziennej pracy a zwłaszcza posługiwania się innym językiem niż klimatyczni histerycy i naciągacze. Dlatego misją naszego portalu jest obrona prawdy naukowej i polskich interesów politycznych oraz gospodarczych w czasach inwazji post-prawd, kłamstw i przeinaczeń.
Wszystkim naszym darczyńcom serdecznie dziękujemy. Portal utrzymuje się wyłącznie z prywatnych datków i nie korzystamy z żadnych publicznych pieniędzy. Takie finansowanie gwarantuje nam pełną niezależność a Czytelnikom publikacje, których nie znajdziecie nigdzie indziej. Prosimy o wpłaty na konto w PKO BP SA: 53 1020 2791 0000 7102 0316 5867
Tytuł wpłaty: "Darowizna na stopwiatrakom.eu"
Dziękujemy Państwu za życzliwe wsparcie!