Wiadomości po angielsku
Nasze obrazy
Badania i dokumenty
[Wstęp od Redakcji] Zamieszczamy bardzo poruszający i wręcz wstrząsający list, który otrzymaliśmy od osoby, która ma „przyjemność” doświadczania na co dzień życia pod wiatrakami. Jest tych budowli w bezpośredniej okolicy aż 24 sztuki a kolejne w drodze, bo inwestorom nigdy dosyć. Jeśli ktoś naprawdę wierzy, że da się mieszkać na farmie wiatrowej, to jest to jego problem, ale jeśli ktoś zmusza ludzi do tej wiary, to trzeba temu już zapobiegać i zwalczać tą szkodliwą wiarę, bo krzywdzi prostych ludzi. Aż prosi się zacytować wiersz Czesława Miłosza, który wystarcza za cały komentarz.
„Który skrzywdziłeś człowieka prostego
Śmiechem nad krzywdą jego wybuchając,
Gromadę błaznów koło siebie mając
Na pomieszanie dobrego i złego,
Choćby przed tobą wszyscy się kłonili
Cnotę i mądrość tobie przypisując,
Złote medale na twoją cześć kując,
Radzi że jeszcze dzień jeden przeżyli,
Nie bądź bezpieczny. Poeta pamięta.
Możesz go zabić - narodzi się nowy.
Spisane będą czyny i rozmowy.
Lepszy dla ciebie byłby świt zimowy
I sznur i gałąź pod ciężarem zgięta.”
[List]
Mam wątpliwą przyjemność doświadczać na własnej skórze (notabene przećwiczonej nie jednym batem inwestorskim i nie tylko) bliskich spotkań trzeciego stopnia z wiatrakami. Spotkania te są częste i nader nieprzyjemne, dlatego staram się jak tylko mogę aby były krótkie, sprowadzając je do niezbędnego minimum.
Kilka słów wyjaśnienia dla licznych niedowiarków, którym nie dane było poobcować twarzą w śmigło z wiatrakiem. Od ponad roku dwa kolosy o wysokości prawie 150m są moimi jakby nie było sąsiadami – na dobre i na złe (tzn. tylko na złe!). Nie tak dawno przecież byłam szczęśliwym posiadaczem kilkuhektarowego gospodarstwa oraz niedużego domu na uboczu wsi. Mogłam sobie posłuchać śpiewu skowronków i innych odgłosów, o których mieszkańcy wielkomiejskiej cywilizacji mogli tylko pomarzyć. Teraz ja wychodząc z domu marzę żeby posłuchać wielkomiejskiej cywilizacji (jest dużo przyjemniejsza od świstu wiatraków) a o śpiewie skowronków nawet nie wspomnę. Trzy lata wcześniej postanowiłam spędzić tu resztę życia i zdecydowaliśmy się z mężem założyć hodowlę bydła. Opieramy się przede wszystkim na własnej, ciężkiej pracy unikając zaciągania kredytów jak ognia. Zawsze najbardziej ceniliśmy sobie niezależność - stąd szczera niechęć do uwiązywania się na bankowym pasku.
Ale do rzeczy. Czy zdajecie sobie Państwo sprawę z tego, że sąsiedztwo wiatraków to nie tylko ich negatywny wpływ na siedliska ludzkie, ale to również stawianie rolników,
ogrodników, sadowników – czyli wszystkich tych, którzy muszą pracować na roli w sąsiedztwie wiatraków – pod ścianą, przede wszystkim ścianą nieznośnego hałasu.
Przecież nie wszystkie prace polowe wykonuje się maszynami rolniczymi. W zależności od regionu i specyfiki gospodarstw - bywa, że gro prac polowych wykonuje się ręcznie pracując pod gołym niebem.
Czy ktoś słyszał aby inwestorzy poinformowali rolników, że nie da się pracować pod wiatrakiem w odległości kilkunastu czy kilkudziesięciu metrów dłużej niż 2-3 godziny?
Na swoim przykładzie wiem, że po ok. 2 godzinach pracy pod gołym niebem, nieustający szum obracających się śmigieł jest nie do zniesienia, a jedyne o czym można myśleć (o ile można w ogóle w takich warunkach myśleć) to to żeby jak najszybciej z tego miejsca uciec! Kiedyś pracowałam w polu z wielką przyjemnością. Kochałam to miejsce tak jak kochał je mój tata i dziadek. Kochałam tak jak bracia mojego taty, którzy walczyli o tę ziemię najpierw w Batalionach Chłopskich a potem w Armii Krajowej.
Kocham je nadal, dlatego nie mogę przechodzić obojętnie widząc co się teraz z tym miejscem stało. Jak zostało zabetonowane, rozjeżdżone, zajęte pod place manewrowe i drogi dojazdowe, jak je zbezczeszczono monstrualnym żelastwem.
Czy inwestorzy powiedzieli rolnikom, że jest duże prawdopodobieństwo naruszenia naturalnych cieków wodnych przy zalewaniu fundamentów? Teraz zamiast ziemi jeszcze nie tak dawno dającej dobre plony mamy kawał podmokłych nieużytków.
Czy ktoś wytłumaczył sadownikom czy ogrodnikom, że jeśli staną olbrzymie wiatraki to będą mieli problem ze znalezieniem ludzi chętnych do całodziennej pracy przy ręcznych zbiorach? Czy ktoś mówił o awaryjności tych urządzeń? Przecież turbiny nie będą wiecznie nowe. Z czasem ryzyko poważnej awarii, urwania się śmigła, pożaru będzie coraz większe. Takie rzeczy się zdarzają i tylko naiwni myślą, że ich to nigdy nie spotka. Wmawiali nam, że to bezpieczne urządzenia a awaryjność jest bliska zeru więc można je stawiać praktycznie pod nosem.
Inwestorzy obiecywali nam same kokosy z inwestycji. Słuchając ich „fajnych” opowieści i patrząc na pewne siebie miny, większość rolników już widziała siebie oczyma wyobraźni jako wielkich biznesmenów, którzy złapali wiatrak za rogi. Wizja kasy z biletów parkingowych dla tłumnie przyjeżdżających turystów/gapiów podziwiających wiatrakowe cuda przyćmiła jasność umysłów niejednego chłopa. Zamiast pracować w gospodarstwie jak Pan Bóg przykazał - wystarczy utwardzić podwórka, otworzyć szeroko bramy wjazdowe i zapraszać walące drzwiami i oknami wycieczki z całego kraju… Reszta miała dostąpić zaszczytu wydzierżawienia swoich włości pionierom nowoczesnej Europy w walce z ocieplaniem klimatu. Dzisiaj zaszczyt ów spędza sen z powiek, bowiem jedni wydali już obiecane pieniądze w kwocie brutto wykazanej w umowie (w ogóle nie zdając sobie sprawy, że pieniędzy „do ręki” będzie znacznie mniej) zanim inwestor wypłacił jakiekolwiek pieniądze a drudzy rwąc włosy z głów liczą poniesione straty w postaci niebagatelnych spadków wartości swoich nieruchomości.
Moi przodkowie przewracają się w grobie!
Nazwisko i adres autora tekstu tylko do wiadomości redakcji