Wiadomości po angielsku
Nasze obrazy
Badania i dokumenty
Poselski projekt nowelizacji ustawy o odnawialnych źródłach energii (druk sejmowy nr 134) złożony u Marszałka Sejmu w dn. 16 grudnia br. będzie procedowany w ekspresowym tempie, gdyż już w dniu 21 grudnia 2015 r., o godz. 13.00 odbędzie się jego pierwsze czytanie w Komisji Energii i Skarbu Państwa. Wygląda na to, że ustawa zostanie uchwalona zaraz po Świętach Bożego Narodzenia na posiedzeniu w dniach 29-30 grudnia 2015 r.
Tak jak już pisaliśmy wcześniej, istotą tej zmiany jest wydłużenie dotychczasowego systemu wsparcia dla podmiotów inwestujących w odnawialne źródła energii i tym samym opóźnienie wejścia w życie systemu aukcyjnego aż o 6 miesięcy. Piszą o tym jednoznacznie wnioskodawcy w swoim uzasadnieniu, podając jako jedną z przyczyn projektu:
„3. Dokończenie procesów inwestycyjnych, które z przyczyn niezależnych od inwestorów nie mogły zostać zakończone do końca bieżącego roku. Dodatkowe vacatio legis w wymiarze 6 miesięcy umożliwi oddanie tych inwestycji do użytkowania i skorzystanie przez wytwórców energii elektrycznej z prawa do otrzymania świadectw pochodzenia.”
Konsekwencją tego stanu rzeczy będzie „uratowanie” przez nowy rząd wielu projektów budowy farm wiatrowych, których inwestorzy zwyczajnie nie zdążyli zrealizować przed wejściem w życie systemu aukcyjnego. Z uwagi na to, że równolegle żadne inne przepisy dotyczące budowy farm wiatrowych w Polsce nie są zmieniane, a przynajmniej nie są nam znane takie projekty, to oczywistym jest, że projekt nowelizacji ustawy przedłuża istniejący stan prawny bez jakiegokolwiek wsparcia dla sąsiadów tych uciążliwych inwestycji.
Jeżeli wnioskodawcy piszą w uzasadnieniu, że dają sobie pół roku na przygotowanie „niezbędnych regulacji w zakresie zasad lokalizacji i budowy elektrowni wiatrowych na lądzie”, to zadajemy pytanie, co w takim razie stoi na przeszkodzie by odkurzyć gotowy projekt ustawy odległościowej z poprzedniej kadencji (druk nr 758) i złożyć go ponownie? Będzie przynajmniej nad czym pracować, nawet jeśli sam projekt wymaga zmian.
Istotne w projektowanej nowelizacji ustawy o OZE jest to, że ograniczenie jej zakresu mające w zasadzie prowadzić do wydłużenia obecnego systemu wsparcia, może wymagać odrębnej notyfikacji w Komisji Europejskiej. Procedura notyfikacji zakłada, że projekt ustawy zostaje przesłany do Komisji za pośrednictwem Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, a Komisja ocenia czy jest on zgodny z ustawodawstwem europejskim, w tym przypadku z dyrektywą 2009/28/WE z dn. 23 kwietnia 2009 r. w sprawie promowania stosowania energii ze źródeł odnawialnych. Jak powszechnie wiadomo, sama ustawa o OZE nie była poddana procedurze notyfikacyjnej i z tego tylko powodu nie wiadomo czy zaproponowany w niej system wsparcia (aukcje) pozostaje w zgodzie z prawem europejskim. Dopiero pod koniec listopada br., a więc już po zmianie rządu, UOKiK zdecydował się wysłać samą ustawę do Komisji Europejskiej. Stało się tak o jakiś rok, półtora za późno, ale w końcu do tego doszło. W jaki zatem logiczny sposób wytłumaczyć sobie można okoliczność, iż ustawa nowelizująca ustawę poddaną notyfikacji w Komisji, sama w sobie nie podlega tej procedurze?
Można oczywiście przyjąć wersję pozytywną, że skoro Komisja Europejska nie protestowała prawie rok temu przy uchwalaniu ustawy o OZE, to i teraz nie będzie kruszyć kopii. Tymczasem sprawa nie jest wcale taka oczywista i zgodność projektu z prawem UE budzi uzasadnione wątpliwości, jak pisze w swojej opinii do druku nr 134 Biuro Analiz Sejmowych (znak: BAS-WAPEiM).
Po pierwsze, rząd nie dysponuje żadną informacją na piśmie od Komisji Europejskiej, że wg niej nowy aukcyjny system wsparcia dla OZE jest zgodny z prawem europejskim. Ewentualne zastrzeżenia Komisji, na skutek wywołanej notyfikacji, mogą faktycznie spowodować odroczenie wejścia w życie tego systemu i to na okres znacznie dłuższy niż pół roku, gdyż próbne aukcje wykazały nieefektywność nowego systemu.
Po drugie, rząd nie wie czy obecny system wsparcia dla OZE w postaci zielonych certyfikatów jest zgodny z prawem europejskim, gdyż i on nie był nigdy notyfikowany. Zastrzeżenia Komisji mogą dotyczyć tutaj wsparcia dla procesów współspalania biomasy przez elektrownie węglowe. Najgorszy scenariusz dla nowego rządu przewiduje wydanie przez Komisję decyzji o zwrocie udzielonej pomocy publicznej elektrowniom w postaci wartości przyznanych zielonych certyfikatów za cały okres wsparcia, tj. za 10 lat wstecz. Skutkiem tej decyzji będzie najprawdopodobniej bankructwo elektrowni węglowych w Polsce. Tę sprawę powinien wyjaśnić rząd w pierwszej kolejności, gdyż nie jest wykluczone, że w ramach wzmożenia „walki z klimatem” Komisja, na fali „sukcesu” porozumienia paryskiego, zdecyduje się na taki ruch, by oczywiście zrobić miejsce w naszej energetyce dla OZE. Sprawa ta jest znana już od długiego czasu, ale dopiero teraz nadarza się polityczna okazja, by to wykorzystać.
Po trzecie, skoro rząd powinien w pierwszej kolejności wyjaśnić czy obowiązujący jeszcze system wsparcia nie stanowi zagrożenia dla naszej energetyki konwencjonalnej, to jedynym racjonalnym wyjściem z sytuacji jest doprowadzenie do tego, by cała ustawa o OZE weszła w życie już w dniu 1 stycznia 2016 r., tak by można było na spokojnie skorygować system aukcyjny, biorąc poprawkę na ewentualne uwagi i zastrzeżenia Komisji.
Należy przypuszczać, że ani nowy rząd, ani posłowie wnioskodawcy nie zauważyli jeszcze sygnalizowanych powyżej spraw, więc uprzejmie zawracamy na nie uwagę. Ustawa o OZE jest niczym innym, jak tylko jednym z wielu kukułczych jaj pozostawionych przez poprzedni rząd i opóźnienie jej wejścia w życie nie rozwiąże żadnego problemu związanego z tą regulacją prawną. Uchwalenie zaś nowelizacji sprawi, że wygrają wyłącznie deweloperzy farm wiatrowych. Jeśli taki zamiar mieli wnioskodawcy i nowy rząd, to wiele osób będzie co najmniej rozczarowanych, jeśli nie zawiedzionych.
Marcin Przychodzki