Wiadomości po angielsku
Nasze obrazy
Badania i dokumenty
Jak pisaliśmy, rusza kampania międzynarodowego lobby wiatrakowego pod nazwą YES TO WIND POWER. Do tej pory nasz kraj wlókł się raczej w końcówce peletonu, jeśli chodzi o takie akcje. To trochę tak jak z lekko nieświeżym asortymentem wiatraków, jaki u nas instalowano.
Tym razem jednak kampania rusza właśnie w Polsce. Ni stąd ni zowąd nasz wiatrakowy second-hand znalazł się w centrum uwagi światowej branży „wielkiego wiatru”. Zaszczyt wielki, ale czy to aby nie ma czasem związku z projektem pewnej ustawy w Sejmie?
Kampania skrojona jest przejrzyście. Branża wiatrakowa oferuje darmową, czystą, niewyczerpalną, niezawodną energię, reprezentuje innowacje i postęp i to taki, który uratuje przyszłość naszą i misiów polarnych. Tak to się przedstawia w narracji branży, która snuje ją już od tylu lat. Czyż można sobie wyobrazić coś wspanialszego i bardziej godnego poparcia przez wielkomiejską klientelę różnych „starbusiów” i innych lokali tego typu?
Prawda, wizerunkowo jest robota do wykonania. Konserwatywnie, biznesowo ubrani, raczej spięci panowie i panie, którzy wysiadają z limuzyno-terenówek przed urzędem gminy nie całkiem pasują do stylizacji „postępowej” młodzieży w miastach.
Ale jest wiele cech wspólnych. Na przykład obie grupy, terenowi reprezentanci biznesu wiatrowego i modno-postępowi wielkomiejscy młodzi, potrzebują specjalistycznego treningu w komunikowaniu się z przeciętnymi sąsiadami elektrowni wiatrowych w naszym kraju.
Najważniejsza jednak okoliczność, która łączy te dwie grupy, jest taka, że miejsca ich zamieszkania dzieli od najbliższej farmy wiatrowej przeciętnie kilkadziesiąt kilometrów, jeśli nie więcej. Z takiej perspektywy pomysł jakiejś strefy ochronnej wokół domów wieśniaków to czysta fanaberia.
Stopwiatrakom.eu ma tę wielką satysfakcję, że wskazywaliśmy lobbystom na potrzebę takiej właśnie kampanii propagandowej już dawno temu.
Co więcej, od razu znaleźliśmy osobę, która nadaje się świetnie na „twarz” całej akcji. Jest postępowa, na luzie, wizerunkowo całkiem młoda, a dodatkowo sama z wielkim powodzeniem działa w tym biznesie.
Człowiek ten wykazuje się też inną bardzo ważną umiejętnością i to w stopniu zupełnie wybitnym. Otóż potrafił tak dobrze skorzystać z pieniędzy publicznych, czyli podatnika, że w ciągu kilkunastu lat przeprowadził się z przyczepy kempingowej do XVIII wiecznego zamku. Sądzimy, że ta historia może zainspirować także naszych rodzimych, raczkujących eko-hipsterów, którzy myślą o zrobieniu fortuny w zielonym biznesie.
Poniższy materiał opublikowaliśmy 18 lutego 2015 r.
Zielony hipster z własnym zamkiem i 36 milionami funtów od podatnika
Naszemu lobby wiatrakowego wyraźnie brakuje jakieś wyrazistej, malowniczej postaci, która mogłaby przemówić do wyobraźni młodego pokolenia. Rozglądaliśmy się więc za kimś odpowiednim, kto mógłby stać się twarzą fajnej kampanii reklamującej wiatraki, na którą chętnie sypnąłby groszem jakiś państwowy fundusz ochrony środowiska albo nawet Pan Minister Gospodarki.
No i mamy go! Nazywa się Dale Vince, ma 53 lata i brytyjskie gazety piszą o nim, że jest byłym hipisem. Według nas, były hipis z własnym zamkiem z 18. wieku, to co najmniej hipster. Były hipis z eko-bryką wyścigową za 750 tysięcy funtów i 19 farmami wiatrowymi, to prawdziwy Zielony hipster. Sylwetkę Dale’a Vince’a, ksywa Zero Carbonista (węglowolny?), kreśli Robert Mendick w The Telegraph z 14 lutego 2015 r. Zachęcamy do zapoznania się z oryginalnym artykułem: http://www.telegraph.co.uk/news/earth/environment/11413504/The-wind-tycoon-the-donations-to-Labour-and-36m-in-subsidies.html
Dale Vince w zeszłym tygodniu podarował 250.000 funtów (NBP informuje nas, że to około 1.400.000 zł) na fundusz wyborczy brytyjskiej Partii Pracy, więcej niż jakikolwiek inny brytyjski przedsiębiorca. Skąd ta hojność? Liderem Labourzystów jest Ed Miliband. Pan Miliband kierował ministerstwem energetyki i zmian klimatycznych (Department of Energy and Climate Change) parę lat temu i nadzorował program wspierania biznesów OZE. Każdego roku podatnik brytyjski wypłaca eko-imperium Dale’a Vince’a, do którego należy m.in. 19 farm wiatrowych, ok. 6 milionów funtów (ok. 34 miliony zł).
Począwszy od 2002 r. Ecotricity, firma Dale’a „Węglowolnego” Vince’a otrzymała już w sumie dotacje publiczne o wartości 36 milionów funtów (ok. 200 milionów złotych). The Telegraph pisze, że pan Vince prawdopodobnie zarobił więcej na tym programie wprowadzonym przez ówczesny rząd labourzystowski, niż ktokolwiek inny w całej Wielkiej Brytanii.
Firma Ecotricity jest właścicielem m.in. klubu piłkarskiego, który zakazał sprzedaży hamburgerów i generalnie produktów mięsnych na stadionie w przerwach meczy. Co ciekawsze, jest także producentem elektrycznego samochodu sportowego, pod marką Nemesis. Wyprodukowanie jednego egzemplarza kosztowało 750.000 funtów (ok. 4,2 miliony złotych). Samochodem jeździ sam Vince.
Połowę kosztów produkcji tego samochodu poniósł brytyjski podatnik (dzięki grantowi technologicznemu przyznanemu przez rząd Partii Pracy).
Według szacunków fundacji Renewable Energy Foundation, farmy wiatrowe Dale’a Vince’a wraz z farmami fotowoltaicznymi, które także należą do Ecotricity, kosztowały konsumentów 50 milionów funtów (280 milionów złotych) na przestrzeni ostatnich 13 lat. W chwili obecnej kosztują one konsumentów 6 milionów funtów rocznie, ale ta kwota wzrośnie do 10 milionów funtów (56 milionów złotych), kiedy ruszy farma Heckington Fen, która ma być jedną z największych farm wiatrowych w Anglii.
Sprawozdania finansowe firmy Ecotricity wykazują, że pan Vince wraz z żoną otrzymali wynagrodzenie w kwocie ponad 800.000 funtów (prawie 4,5 miliona złotych). Jednocześnie jednak „Węglowolny” Vince otrzymał niedawno od swojej spółki nieoprocentowaną pożyczkę 3,1 miliona funtów (ponad 17 milionów złotych). Jest ona prawdopodobnie przeznaczona na opłacenie kosztów powództwa o alimenty wniesionego przez pierwszą żonę Vince’a. Angielski Sąd Najwyższy ma rozpatrzeć, czy była żona ma prawo do alimentów, pomimo tego że rozwód nastąpił już w 1992 r., kiedy oboje „żyli w ubóstwie”.
Ojciec Vince był kierowcą ciężarówek. Syn porzucił szkołę w wieku 15 lat i przyłączył się do karawany hipisów. Vince wędrował tak po kraju, aż dostrzegł szansę dla siebie w biznesie wiatrakowym.
Przekazując swoją darowiznę na rzecz Partii Pracy, Dale Vince oświadczył, że w ten sposób chce walczyć z obecnym rządem, który podkopuje przyszłość nie tylko branży OZE, ale i całej „zielonej gospodarki”. The Telegraph przypomina, że obecny lider opozycyjnej Partii Pracy, Ed Miliband, powiedział w 2009 r., że sprzeciwianie się budowie farm wiatrowych powinno być tak samo „społecznie nieakceptowalne”, jak „nie zakładanie pasów w samochodzie lub nie zatrzymywanie się przed przejściem dla pieszych”.
Stopwiatrakom.eu uważa, że Dale Vince jest świetnym przykładem korzyści, jakie daje „czysta” energia z wiatru!