Wiadomości po angielsku
Nasze obrazy
Badania i dokumenty
Bliska perspektywa uchwalenia ustawy odległościowej sprawia, że inwestorom wiatrakowym zaczynają puszczać nerwy. Ostatnio z braku innych argumentów straszą posłów i rząd odszkodowaniami, jakich mają dochodzić przed sądami. Jak powiedziała Bohdana Horáčková (Prezes CEZ Polska) dla portalu wnp.pl, wejście w życie tej ustawy „będzie oznaczało likwidację wszystkich przygotowywanych obecnie projektów farm wiatrowych” [1].
Na tym samym portalu, w podobnym tonie wypowiadał się radca prawny Rafał Hajduk z kancelarii Norton Rose Fulbright Piotr Strawa i Wspólnicy – „W obszarze przyłączeń może powstać duże zamieszanie, bo zapewne po wejściu w życie ustawy wiatrakowej okaże się, że wiele inwestycji jest nie do zrealizowania. (…) W skrajnym przypadku może być tak, że wejście w życie ustawy wiatrakowej będzie oznaczało dla inwestora stratę wszystkich nakładów poniesionych na rozwój projektu, włącznie z zaliczkami na koszty przyłączenia.” [2]
Z dużym niesmakiem obserwujemy kampanię obrzydzania posłom i rządowi projektu ustawy odległościowej, która cywilizuje proces lokalizowania elektrowni wiatrowych w Polsce i likwiduje dotychczasową „wolną amerykankę”. Jedną z metod jest straszenie odszkodowaniami finansowymi za nakłady jakie ponieśli inwestorzy przygotowujący projekty budowy farm wiatrowych, a które mogą nie dojść do skutku w wyniku wprowadzenia minimalnej odległości dla tych urządzeń. Tymczasem żaden rząd i parlament nie mogą zagwarantować niezmienności warunków inwestowania dla nikogo. Inwestorzy wiatrakowi nie są tutaj żadnym wyjątkiem, gdyż swoją działalność prowadzą na własne ryzyko i odpowiedzialność. W przeciwnym razie doszlibyśmy do absurdu i pozbawili rząd możliwości zmiany jakichkolwiek przepisów, bo zawsze komuś mogą się one nie podobać czy zmienić czyjeś warunki funkcjonowania. Argument o ochronie praw nabytych ma prawo dotyczyć jedynie farm już działających, choć zmiana opodatkowania tych urządzeń może nastąpić zawsze. W tym zakresie wprowadzenie opłaty za zezwolenie na eksploatację elektrowni wiatrowych czy zwiększenie opodatkowania elektrowni podatkiem od nieruchomości jest możliwe, o ile tylko odbywa się na drodze ustawowej. A tak stanie się przecież w tym przypadku. Można powiedzieć, że dotychczas inwestorzy wiatrakowi korzystali ze swoistej ochrony regulacyjnej, którą zapewniali im ich polityczni mocodawcy u steru władzy. Wielokrotnie pisaliśmy o tym, że właśnie tutaj tkwiła i wciąż tkwi rynkowa przewaga energetyki wiatrowej nad energetyką konwencjonalną, bo ten biznes sam w sobie nie jest opłacalny bez dotacji i wsparcia ze strony państwa. Likwidacja tej przewagi uderza w samą istotę tego biznesu, stąd inwestorom puszczają już nerwy. W gruncie rzeczy branża powinna podziękować posłom za to, że urealniają ich biznesplany i ratują przed nieuchronną plajtą na skutek przyszłych odszkodowań wypłacanych sąsiadom farm wiatrowych z powodu utraty zdrowia oraz utraty wartości nieruchomości. Nie da się bowiem w nieskończoność prowadzić działalności która w końcowym rozrachunku nie przynosi korzyści społeczeństwu, zwłaszcza tych, które sama obiecuje, jak chociażby tania energia, miejsca pracy czy obniżenie emisji CO2.
Redakcja
Źródło: