Skip to main content
Prawda o wiatrakach

StopWiatrakom.eu
OGÓLNOPOLSKI SERWIS PRZECIWNIKÓW ZBYT BLISKIEJ LOKALIZACJI WIATRAKÓW OD DOMÓW.

Prawda o wiatrakach

StopWiatrakom.eu
OGÓLNOPOLSKI SERWIS PRZECIWNIKÓW ZBYT BLISKIEJ LOKALIZACJI WIATRAKÓW OD DOMÓW.

Prawda o wiatrakach

StopWiatrakom.eu
OGÓLNOPOLSKI SERWIS PRZECIWNIKÓW ZBYT BLISKIEJ LOKALIZACJI WIATRAKÓW OD DOMÓW.

Opublikowano: 21 listopad 2016

W ślad za naszymi wcześniejszymi publikacjami dotyczącymi wystąpienia Pani prof. Małgorzaty Pawlaczyk – Łuszczyńskiej zamieszczamy kolejny już list w tej sprawie. Nie pozwolimy, by zamieść pod dywan sprawy energetyki wiatrowej w Polsce. Ustawa odległościowa zablokowała rozwój tych urządzeń, ale wciąż wiele osób cierpi od już działających elektrowni wiatrowych. To musi się zmienić, gdyż współczesna wiedza naukowa potwierdza negatywny wpływ hałasu pochodzącego od tych urządzeń na zdrowie ludzi. Dlatego w tych sprawach nie może być kompromisów czy układów.

prof. dr hab. med. Konrad Rydzyński

Dyrektor Instytutu Medycyny Pracy im. prof. dra J. Nofera

Św. Teresy od Dzieciątka Jezus 8, 91-348 Łódź

Szanowny Panie Dyrektorze,

W związku z ukazaniem się na stronie internetowej stopwiatrakom.eu dokumentu autorstwa Barbary i Marka Lebiedowskich p.t. „Analiza publicznej wypowiedzi p. dr hab. Małgorzaty Pawlaczyk – Łuszczyńskiej, profesora Instytutu Medycyny Pracy im. J. Nofera w Łodzi podczas Konferencji "Energetyka wiatrowa a zdrowie człowieka" w dniu 23.06.2016, w świetle prowadzonych przez Nią wcześniejszych badań”

http://stopwiatrakom.eu/aktualnosci/2045-lebiedowscy-analizuj%C4%85-publiczne-wypowiedzi-eksperta-bran%C5%BCy-wiatrowej-po%C5%9Bwi%C4%99cone-wp%C5%82ywowi-energetyki-wiatrowej-na-zdrowie-cz%C5%82owieka.html

wnoszę o zapoznanie się z poniższym tekstem dotyczącym niektórych pracowników oraz funkcjonowania zarządzanego przez Pana Profesora Instytutu Medycyny Pracy.

Hałas pochodzący od turbin wiatrowych konsekwentnie rujnuje mi życie i zdrowie od wiosny 2014. W związku z tym udałem się do Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Łodzi z prośbą o wykonanie pomiarów hałasu na mojej posesji. Kompletnie mnie zignorowano i wszelkich badań odmówiono. Pytanie brzmi, czy WIOŚ w ogóle miał prawo kwestionować ich zasadność, zwłaszcza w sytuacji, gdy później informowałem, że moje ucho reaguje niepokojąco na hałas niskoczęstotliwościowy 125 Hz, co potwierdziły badania w Światowym Centrum Słuchu w Kajetanach. Ponieważ moja żona jest lekarzem, od jesieni 2014 zaczęliśmy naciskać na Instytut Medycyny Pracy w Łodzi, by przeprowadził stosowne badania. Szczęśliwie okazało się, że prof. Małgorzata Łuszczyńska-Pawlaczyk jest w trakcie realizacji projektu związanego z analizą czynników warunkujących subiektywny odbiór uciążliwości hałasu turbin wiatrowych. Wydawało się zatem, że „wstrzeliłem się” w ten projekt znakomicie. Myliłem się. Nasza pierwsza rozmowa datuje się na wrzesień 2014. Potem pani profesor zwodziła mnie tak długo aż projekt się zakończył. Państwo akustycy z IMP pojawili się u mnie, na rekonesans 03. 12. 2014., gdy turbiny w zasadzie stały i mowy nie było o przeprowadzeniu miarodajnych prób akustycznych, co sami zresztą przyznali. O ile brak wiatru tego dnia można uznać za niefortunny splot okoliczności, o tyle teoria pompy ciepła (tak ogrzewam swój dom) jako sprawcy załamania mojego zdrowia wprawiła mnie w szczere zdziwienie. Uprzejmie wyjaśniłem, że wiem iż pompy ciepła, podobnie jak lodówki i inne urządzenia sprężające generują infradźwiękowy hałas, ale zanim uruchomiono turbiny, żadne hałasy nie zakłócały mojego funkcjonowania, włącznie z tym pochodzącym od pompy ciepła. Dodałem też, że nie słyszałem, by z powodu lodówek, bądź pomp ciepła ktokolwiek uciekał z własnego domu. Ponieważ stan mojego zdrowia permanentnie się pogarszał, nalegałem na dalsze badania. Miast tego, ponieważ Państwo akustycy byli bardzo zajęci, zaproponowano mi, po uprzednim instruktażu, wypożyczenie sprzętu pomiarowego. Pech sprawił, że po wykonaniu 4 prób spaliła się doń ładowarka i nie zdołałem wykonać żadnych pomiarów przy silnych zachodnich wiatrach, które były dla mnie najbardziej dokuczliwe. Mimo, iż cały czas nalegałem na kolejne badania z wykorzystaniem zestawu mikrofonowego, który IMP posiada i który leżał w szafie od 20 lat, jak mnie poinformowano, przez kolejne pół roku nie wydarzyło się prawie nic. Wyjaśniano, że albo ważna zagraniczna konferencja, albo zamknięcie projektu, a to kłopoty ze sprzętem pomiarowym, brak środków finansowych itp. ,itd.

Nie mogłem się również doprosić o wyniki samodzielnie wykonanych pomiarów. Ponieważ stan mojego zdrowia ulegał dalszemu pogorszeniu i codzienne obowiązki zawodowe stały się dla mnie nie lada wyzwaniem, jeszcze przed nadejściem wiosny 2015 r. poprosiłem mojego pracodawcę tj. Uniwersytet Łódzki o przyznanie mi zastępczego lokalu mieszkalnego i zdecydowałem się na wyprowadzkę z domu. O wszystkim informowałem p. prof. Pawlaczyk. Wielokrotnie dawałem też do zrozumienia, że moja sytuacja osobista i rodzinna jest dramatyczna i że mój przypadek to największe fizyczne zagrożenie z jakim jej się przyszło zmierzyć. Kilkakrotnie sugerowałem też, nieograniczony dostęp do badań na mojej posesji, włączając w to nocleg i wikt. Z każdym razem p. prof. traktowała to milcząco, bądź obracała w żart. Ostatecznie zdecydowałem poprosić o pomoc Centrum Zrównoważonego Rozwoju w Łodzi. Presja organizacji strażniczej na IMP pomogła. Po pół roku, bez mała, przysłano mi wyniki samodzielnie wykonanych prób akustycznych i obiecano kolejne badania.

Ponieważ od dawna śledziłem najnowsze doniesienia i badania z dziedziny akustyki i medycyny tyczące szkodliwego oddziaływania TW, wyniki nie były dla mnie żadną rewelacją. Pokazały np., że przy częstotliwości 2,5 Hz pochodzący od turbin hałas infradźwiękowy jest w w mojej sypialni wyższy o prawie 5dB od tego który panuje na zewnątrz (przy wyłączonych wszystkich potencjalnych emiterach hałasu). A przecież wzrost o 3dB oznacza podwojenie ilości źródeł hałasu. Nie wiem co wykazały kolejne pomiary akustyczne, ponieważ pokazano mi jedynie uśrednione wyniki prób, które wyrównywały poziomy infra wewnątrz i na zewnątrz. Podczas tych pomiarów wywiązała się między nami szczera rozmowa i miałem wrażenie, że Państwo akustycy odstąpili od strategii zaprzeczania. Opisawszy swoje odczucia usłyszałem wtedy sakramentalne: „No, to trafiło Pana…”. Te słowa uświadomiły mi, że musieli mieć do czynienia z przypadkami syndromu turbiny wiatrowej. Pani profesor znakomicie znała też prace dr M. Alves-Pereiry, która od lat zajmuje się badaniami nad szkodliwością infradźwięków pochodzących od turbin wiatrowych oraz chorobą wibroakustyczną. Nie powstrzymała się też od krytycznej uwagi nt. wpływu turbin na układ wegetatywny. Z rozmowy z p. profesor wywnioskowałem też, że w jakimś stopniu musiała być zaangażowana w prace koordynowane przez zespół prof. Rufina Makarewicza z Instytutu Akustyki UAM w Poznaniu, w sprawie uregulowania poziomów hałasu infradźwiękowego w środowisku. Choć ostatecznych propozycji/zaleceń w sprawie ochrony środowiska przed hałasem nikt nie widział, PSEW opublikował w tej sprawie krytyczne stanowisko:

http://pliki.psew.pl/newsletter/marzec/Stanowisko%20PSEW%20w%20sprawie%20proponowanych%20zmian%20dotyczcych%20ha%C5%82asu_fin.pdf

Zaniepokoiło mnie, że p. profesor wydawała się być zaangażowana zarówno po jednej, jak i po drugiej stronie, wszak PSEW również ją cytował. Paradoksalnie cytował publikację z której wynika, że 1/3 badanej próby uznaje hałas turbin za dolegliwy na zewnątrz, a 1/5 wewnątrz. Zarówno PSEW jak i p. profesor skłonni są uznać te niedogodności za nieistotne, powodowane ponadto złym nastawieniem do energii wiatrowej. Ministerstwo Zdrowia konsultowało się z p. profesor również (wiem to od niej samej) w związku z publikacją prof. Lebiedowskiej pod znamiennym tytułem „Tortury XXI Wieku…”. Nie wiem jak odpowiedziała Ministerstwu profesor Pawlaczyk. Wiem natomiast, że wytyczne hałasowe muszą opierać się na rekomendacjach akustyków, Zważywszy rosnącą z każdym dniem liczbę dowodów przeciwko energetyce wiatrowej liczbę badań i publikacji oraz zdecydowane stanowisko Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego – Państwowego Zakładu Higieny, które wsparło projektodawców ustawy odległościowej należy zapytać jak to się dzieje, że niektórzy urzędnicy Ministerstwa Zdrowia, mimo, że powinni znać stanowisko NIZP-PZH w sprawie farm wiatrowych w dalszym ciągu prezentują kompromitująco niski poziom wiedzy w kwestii zagrożeń powodowanych przez infradźwiękowy hałas. Pytanie brzmi: czyja to zasługa?

http://www.sejm.gov.pl/sejm8.nsf/InterpelacjaTresc.xsp?key=72A3D901

Jak już wspomniałem w marcu 2015 roku, mając świadomość, że nie będę w stanie dalej pracować, podjąłem dramatyczną decyzję o wyprowadzce z domu. Pani prof. Pawlaczyk dowiedziała się o tym jako pierwsza. Ponieważ problem wrażliwości na niskoczęstotliwościowy hałas nie dotyczy wszystkich, a u osób wrażliwych ekspozycja na impulsowe oddziaływanie infradźwięków daje w dłuższej perspektywie efekt skumulowany, o czym p. prof. musiała doskonale wiedzieć badając to zjawisko od lat 90-tych, mój stan zdrowia niestety się nie poprawiał. Z powodów logistycznych bywałem też zbyt często w domu, choćby po to by przywieźć synów ze szkoły i zabrać potrzebne mi rzeczy. Nalegałem też na dalsze badania akustyczne, z zastosowaniem całego dostępnego w IMP instrumentarium akustycznego, co sugerowano jeszcze przy okazji naszego pierwszego spotkania. Konsekwentnie mnie zbywano. Powodem był albo brak certyfikacji sprzętu, albo brak środków na jego certyfikację, albo ważna konferencja, albo wreszcie permanentny nawał pracy. W przekonaniu, że nie jest to do końca zła wola p. profesor zacząłem też ją zarzucać najnowszymi publikacjami z dziedziny medycyny i akustyki. Wysłałem też kilka rozpaczliwych maili. Na większość nie otrzymałem odpowiedzi. Zdecydowałem też wysłać pisma do WIOŚ, RDOŚ, Wójta Gminy Zgierz, Inspektoratu Budowlanego, z żądaniem zatrzymania turbin. W sprawie badań interweniowała też u profesor Pawlaczyk moja żona. Kompletnie zdesperowany poprosiłem o pomoc Centrum Zrównoważonego Rozwoju w Łodzi, społeczną organizację strażniczą. Presja ze strony CZR pomogła i o dziwo w ciągu kilku godzin okazało się, że jest wola przeprowadzenia badań akustycznych z jednoczesnym badaniem jakości snu w trzech lokalizacjach: w hotelu asystenckim, gdzie sypiałem, na mojej posesji, oraz w Instytucie Medycyny Pracy. Ponieważ jednocześnie zasugerowano, że IMP nie jest w stanie tych badań sfinansować, bez wahania zgodziłem się pokryć ich koszty z własnej kieszeni. Napisałem w związku z tym stosowne podanie do dyrekcji oraz zaakceptowałem kosztorys.

Mimo obietnic zestawu mikrofonowego nie użyto, choć wcześniej sygnalizowano taką możliwość. Byłem jednak przekonany, że badania porównawcze snu muszą wykazać w czym naprawdę tkwi problem. Przeprowadzono je w pewnych odstępach czasu. Zaraz po badaniach zwróciłem się do p. profesor celem uregulowania należności. W odpowiedzi usłyszałem, żeby się nie śpieszyć, bo jeszcze przydałoby się wykonać uzupełniające badania akustyczne. Mimo, że dopytywałem, naciskałem, ponaglałem, czas mijał. Państwo akustycy pojawili się u mnie, któregoś jesiennego dnia, daty nie pamiętam. Wykonali pro forma jakieś pomiary, bo niewiele z nich, jak sądzę, wynikło. Spotkaliśmy się też w IMP z sekcją akustyków. W spotkaniu uczestniczyła też delegacja CZR. Znałem już wtedy wybrane publikacje p. profesor, zwłaszcza te tyczące wpływu hałasu infra oraz niskoczęstotliwościowego na organizm człowieka. Ze wszystkich tych prac wyłaniała się teza, że hałas infradźwiękowy, nawet w niedużych dawkach, i w niedużym natężeniu, może być dla człowieka bardzo niebezpieczny, i że metodologia jego pomiaru jest niekoniecznie właściwa. Pozwoliłem sobie w związku z tym, odnosząc się do jej badań prezentowanych na konferencji w Ontario, zapytać jak tłumaczy fakt, że 1/3 badanej próby uznaje hałas turbin za dolegliwy na zewnątrz, a 1/5 wewnątrz i dlaczego wobec tych alarmujących danych nie podejmuje się żadnych kroków. Odpowiedź była, mówiąc delikatnie, mało przekonująca. Otóż p. profesor w obliczu stanowiska jakie prezentowała wcześniej odnośnie narażenia na hałas infradźwiękowy i niskoczęstotliwościowy, nie wstydziła się twierdzić, że rzecz ma podłoże psychosomatyczne, i że stosunek do turbin, tudzież „zaśmiecania krajobrazu” mają tu znaczenie kluczowe. Innymi słowy „efekt nocebo”, lansowany przez niejakiego Simona Chapmana z Australii, znanego lobbystę i sztandarowego apologetę branży wiatrowej, z zawodu socjologa. Ponieważ od pewnego czasu śledziłem również nienaukowe poczynania prof. Pawlaczyk, zapytałem także co naukowcy z IMP robili na konferencji poniżej i dlaczego reprezentowali tam interesy inwestora:

http://www.radiozw.com.pl/index.php?page=news&id=5457

Nie uzyskałem rzeczowej odpowiedzi na to pytanie.

W oczekiwaniu na wyniki badań upłynęło kolejnych kilka miesięcy i Państwo z IMP uprzejmie wyjaśniali, że nie mają czasu się nad nimi pochylić. W międzyczasie w rozmowie z osobą oddelegowaną przez CZR do monitorowania mojej sprawy ze strony prof. Pawlaczyk padło pytanie, a co jeśli wyniki badań okażą się dla p. Bilskiego niekorzystne …???!!! Trudno było uwierzyć, że takie słowa padły, no bo jak naukowiec może a priori zakładać taką ewentualność? To wzmogło jeszcze naszą czujność, bo w tej sytuacji trudno było zakładać, że będą one rzetelne. Wreszcie po naciskach ze strony CZR w lutym b.r. spotkaliśmy się w IMP celem przedstawienia mi wyników badań. W spotkaniu uczestniczyli pracownicy Zakładu Zagrożeń Fizycznych, zespół z Zakładu Fizjologii Pracy i Ergonomii, przedstawiciel CZR, oraz ja jako beneficjent wykonanych badań.

Wyniki badań snu zaprezentowane przez p. kierownik Zakładu Fizjologii Pracy i Ergonomii nie były dla mnie żadną niespodzianką. Wynikało z nich niezbicie, że najgorzej spałem u siebie w domu i że o 4 rano nastąpiło wybudzenie, i że ciśnienie zarówno skurczowe, jak i rozkurczowe również ma największe wartości. Najlepiej zaś spałem w Instytucie, choć jak twierdzi profesor Pawlaczyk akustyczne warunki były tam najgorsze. Zdecydowanie najlepsze natomiast panowały na mojej posesji. Dlaczego tak się dzieje p. profesor nie potrafiła wyjaśnić. Nie potrafiła też wyjaśnić dlaczego poziomy ciśnienia akustycznego w moim domu w zakresie infra są wyższe wewnątrz niż na zewnątrz i ostatecznie stwierdziła, że ja sobie sam te pomiary zrobiłem !!!???. W istocie można uznać, że pomiary zostały wykonane przeze mnie, jeśli rozumiemy przez to włączenie urządzenia pomiarowego. Obróbka tego, co zarejestrowało urządzenie była wyłącznie w gestii IMP. Jeśli zapis z urządzenia można było w jakikolwiek sposób zmanipulować, nie miałem na ten temat wiedzy, ani tym bardziej możliwości. Dostałem te diagramy drogą elektroniczną bezpośrednio od p. profesor i wtedy nie było do nich zastrzeżeń. Pani profesor upierała się przy tezie, że hałas występujący na mojej posesji jest poniżej progu słyszalności i jako taki nie może mieć wpływu na jakość snu. Jakość snu generalnie u osób w moim wieku się pogarsza. Podobnie zresztą jest z ciśnieniem, które może być podwyższone i w tym zakresie nie ma odstępstw od normy. Na dodatek – jak stwierdziła badania akustyczne nie wskazują, iżby klimat akustyczny panujący na mojej posesji mógł mieć wpływ na jakość snu. Winien jest negatywny stosunek do turbin, zaśmiecania krajobrazu i stres tym spowodowany, który ma podłoże psychosomatyczne. Poruszyliśmy również kwestie rezonansu pomieszczeń oraz tzw. „fali stojącej”, które także miały być przedmiotem badań. Pani profesor krótko ucięła temat, stwierdziwszy, że nie ma możliwości zbadania tego zjawiska w moim domu z powodu skosów dachowych. Zaproponowaliśmy w związku z tym wystosowanie wniosku do WIOŚ o czasowe,choćby krótkotrwałe zatrzymanie turbin, celem wykonania badań porównawczych, która to sugestia spotkała się z przychylnością p. kierownik Zakładu Fizjologii Pracy i Ergonomii. Pani profesor Pawlaczyk była wyraźnie zdenerwowana. Stwierdziła jednak kategorycznie, że tych turbin nie można zatrzymać, co wprawiło mnie i panią reprezentującą CZR w szczere zdumienie. Trudno komentować fakt, że najpierw padło pytanie „A co, jeśli wyniki badań okażą się dla p. Bilskiego niekorzystne?”, a następnie sugestia, że turbin nie można zatrzymać. Przecież wnosiliśmy tylko o porównawcze badania klimatu akustycznego na mojej posesji, które, nota bene, też byłem gotów sfinansować. Naciskaliśmy dalej. Pani kierownik Zakładu Fizjologii Pracy i Ergonomii zasugerowała nawet, że można by do raportu akustycznego dopisać adnotację, że wskazane byłoby zatrzymanie turbin, celem uzyskania porównawczej analizy klimatu akustycznego na mojej posesji. Wydawało się, że prof. Pawlaczyk najpierw się zgodziła, potem się zaczęła się z tej obietnicy rakiem wycofywać. Ostatecznie stanęło na tym, że ponieważ jest bardzo zajęta mogłaby takiej korekty w raporcie dokonać w ciągu 2 tygodni. W trakcie naszego spotkania mieliśmy też możność zapoznania się z raportem akustycznym, sporządzonym przez p. profesor Pawlaczyk. Ponieważ wcześniej przeanalizowałem wiele raportów akustycznych sporządzonych przez akustyków z USA, Kanady i Australii, a przedstawicielka CZR była w dziedzinie pisania raportów sporym autorytetem, oboje byliśmy zdania, że nie zawierał on precyzyjnego opisu parametrów hałasu i właściwie nic, do czego można byłoby się merytorycznie odnieść. Nasze wspólne odczucia wyartykułowała przedstawicielka CZR, odnosząc się doń bardzo krytycznie. W przekonaniu, że całość badań ma charakter odpłatny jeszcze bardziej byliśmy zdumieni stwierdzeniem p. prof. Pawlaczyk, że oto wykonała ona społecznie taki ogrom pracy, a my ośmielamy się dezawuować jakość tych dokonań. Atmosfera zrobiła się „gęsta”. Pani profesor dwukrotnie jakby straciła rezon, była cokolwiek roztrzęsiona, usiłowała wychodzić, sugerując, że jesteśmy napastliwi, twierdziła, że źle się czuje, ze musi wziąć lekarstwa … Udało się nam ją jeszcze przez chwilę zatrzymać, sądząc, że uda się uzyskać jakąś jednoznaczną deklarację tyczącą ewentualnych badań porównawczych, które niezbicie wykazałyby, czy impulsowy hałas infradźwiękowy w moim mieszkaniu przy wyłączonych turbinach występuje, czy nie. Taka deklaracja nie nastąpiła, ale zanim p. profesor ostatecznie się z nami pożegnała i wyszła (po raz kolejny stwierdziła że źle się czuła i musiała zażyć leki), skonstatowała, że powinienem się udać do psychologa, ponieważ ona sama tak uczyniła i jej pomogło. Nie wiem co uprawniało p. profesor do takiej sugestii, dlatego pozostawię ją bez komentarza. Na koniec wywiązała się jeszcze jedna wymiana zdań, tym razem ze współpracownikiem p. profesor. Stwierdził on bowiem, że nie powinienem jeździć samochodem, bo ów również jest poważnym emiterem infradźwięków. Nie wchodząc w szczegóły, odparłem, że chyba nie wie o czym mówi … albo udaje, że nie wie … Trudno powiedzieć, żebyśmy się rozstali w przyjaznej atmosferze. Po opuszczeniu spotkania przez Państwa z Zakładu Zagrożeń Fizycznych, otrzymałem od p. kierownik Zakładu Fizjologii Pracy i Ergonomi pisemny raport z wykonanych przez jej zespół badań. Udało mi się również uzyskać zapewnienie, tyczące powtórnego wykonania badań snu. Po ok. 2 tygodniach w rozmowie z p. kierownik ZFPiE otrzymałem informację, że prof. Pawlaczyk ostatecznie odmówiła umieszczenia w raporcie akustycznym adnotacji o celowości wykonania badań akustycznych przy wyłączonych turbinach, ponieważ, jak niezmiennie twierdziła, niczego by to nie zmieniło. Raportu akustycznego nie otrzymałem do dziś. Nikt też nie domagał się ode mnie pieniędzy.

Konkludując, pragnę zwrócić uwagę, że prof. Pawlaczyk zajmuje bardzo eksponowane stanowisko w Instytucie Medycyny Pracy, gdzie szefuje Zakładowi Zagrożeń Fizycznych. Sam IMP stanowi istotny element szeroko pojętej ochrony zdrowia publicznego, gdzie za publiczne pieniądze prowadzi się badania tyczące m.in. hałasu środowiskowego. Nie sądzę też, by częste dość wyjazdy na znaczące międzynarodowe konferencje medyczno-akustyczne (np. INTERNOISE) były opłacane z prywatnych pieniędzy. Wiedza z nich wyniesiona powinna służyć społeczeństwu, gdy tymczasem jest przed nim zatajana. Pani profesor Pawlaczyk miała i w dalszym ciągu ma niemały wpływ na normowanie hałasu środowiskowego w naszym kraju. W dobie turbin wiatrowych to sprawa niezwykle poważna i wymaga szczególnej naukowej rzetelności. Kierując Zakładem Zagrożeń Fizycznych pani profesor winna zajmować się identyfikowaniem i eliminowaniem tych zagrożeń. Wymaga tego etos naukowca i etos służby publicznej. Niepokoić mogą również próby ferowania wyroków medycznych w stosunku do mnie, wszak p. profesor Łuszczyńska-Pawlaczyk jest z wykształcenia fizykiem.

Odnosząc się do swojej osobistej sytuacji, którą szczegółowo opisałem w liście do ministra środowiska opublikowanym w formie zanonimizowanej przez Stopwiatrakom:

http://stopwiatrakom.eu/aktualnosci/1856-apel-naszego-czytelnika-do-ministra-%C5%9Brodowiska-w-sprawie-elektrowni-wiatrowych.html

Ostatnie pół roku było dla mnie istnym piekłem. Turbiny wiatrowe spowodowały u mnie straszliwie dolegliwą nadwrażliwość słuchową. Moja sytuacja osobista i rodzinna nie tylko nie uległa poprawie, ale wręcz znacznemu pogorszeniu. Wystarczy powiedzieć, że miejsce pobytu zmieniałem w tym czasie trzykrotnie. Zdarzyło mi się "dosypiać" przed zajęciami na publicznym parkingu albo sypiać na karimacie w gabinecie mojej żony. Czyż można wyobrazić sobie wyższy stopień upodlenia? W niektórych miejscach w ogóle nie mogę przebywać. W dalszym ciągu żyję jak nomada, najpotrzebniejsze rzeczy wożąc w bagażniku swojego samochodu. Nie mogę też pracować w miejscach gdzie wyczuwalny jest efekt rezonowania pomieszczeń, systemów wentylacyjnych itp., gdzie ciśnienie akustyczne jest podwyższone i falujące. Od razu wtedy pojawia się ciśnienie, szumy i buczenie w uszach. Potem przychodzi tępy ból głowy, który w ciągu kilku minut powoduje niezborność umysłu, zaburzenia zachowania pozycji, pamięci i koncentracji. W takim stanie nie powinienem nawet siadać za kierownicą samochodu. Moje ucho wewnętrzne jest jak najczulszy detektor falującego ciśnienia akustycznego, wszak tym w istocie jest impulsowy hałas infradźwiękowy. Wiadomo wszak, że infradźwięków używa się do uzyskiwania efektu rezonansu, również w medycynie. Wydaje się, że Inwestorzy wiatrowi z premedytacją wykorzystują ten atrybut turbin do pacyfikowania sąsiadów tych instalacji. Jeśli turbiny nie pracują, tego hałasu tam po prostu nie ma i nie ma też dolegliwych objawów związanych z syndromem turbin wiatrowych. Wiedzą o tym nie tylko sąsiedzi wiatraków na farmie Shirley:

http://en.friends-against-wind.org/health/shirley-wind-shutdown-on-off-case-crossover-testimonies

Wiedzą o tym wszyscy sąsiedzi farm wiatrowych, reagujący na oddziaływanie turbin, mojej skromnej osoby, rzecz jasna, nie wyłączając.

Truizmem jest powiedzieć, że hałas, zwłaszcza infradźwiękowy działa na receptor słuchu (mechanizm tego oddziaływania dość precyzyjnie opisał prof. Salt), stwarzając niebezpieczeństwo uszkodzenia ucha wewnętrznego i ewentualnie błony bębenkowej oraz na układ nerwowy, utrudniając skupienie uwagi, drażniąc system wegetatywny, wprowadzając nadmierne pobudzenie lub wywołując apatie i przygnębienie oraz utrudniając sprawny przebieg czynności psychomotorycznych. To nie wszystko. Osoby szczególnie wrażliwe na ten rodzaj hałasu odbierają go również drogą słuchową na co są dowody naukowe:

http://en.friends-against-wind.org/health/sind-wka-schaedlich-fuer-menschen

Uwrażliwienie na ten hałas powoduje permanentną stymulację receptorów słuchu, co z kolei oznacza fizyczny ból, wszędzie tam, gdzie występują podwyższone poziomy falującego ciśnienia akustycznego. Ucho ludzkie potrafi synchronizować się z tym hałasem. Dlatego właśnie jeśli nawet ekspozycja na ten hałas ustaje, objawy pozostają. Ucho przez długi czas jeszcze potrafi reprodukować ten hałas w postaci fantomowej. Jeśli mózg uda się wprowadzić w stan dłuższego, permanentnego zrelaksowania, jest w stanie pozbyć się tego charakterystycznego falującego buczenia. Wtedy najłagodniejszym wymiarem kary mogą być np. szumy uszne. Jeśli mózg takich możliwości nie ma, zaczyna się powoli przeprogramowywać. Mózg zaczyna synchronizować się z tym hałasem i nawet pośród szerokiego spektrum dźwięków bezbłędnie je odnajduje. Za pomocą ścieżek podświadomych zmienia się sieć połączeń neuronowych w mózgu i ten zaczyna się zapętlać. ( Pierpont - http://www.windturbinesyndrome.com/2010/wind-turbine-syndrome-and-the-brain-pierpont/?var=wts ). Potem są już tylko specyficzny rodzaj "zamulenia" mózgu, stany nienaturalnego pobudzenia, rozdygotania, bądź totalnej apatii, ataki paniki, ciężkie neurozy, depresje, wreszcie najgorsze (znane z relacji choćby dr Niny Pierpont oraz samych ofiar energetyki wiatrowej, myśli samobójcze. Ja to wiem nie tylko z książek i artykułów medycznych. Ja to znam z autopsji. Myśli samobójczych nigdy jeszcze nie miałem. Chociaż, kto wie czy gdyby nie bolesna decyzja o wyprowadzce z własnego domu, może udałoby się osiągnąć ten najwyższy stopień poznania syndromu turbin wiatrowych. Wrażliwość na hałas infradźwiękowy to sprawa bardzo osobnicza i nie wszyscy z tego powodu cierpią. O ile uchodźców spod turbin wiatrowych, a to już setki osób na całym świecie, można i trzeba leczyć, o tyle sąsiadów turbin, tych którzy potrafią odbierać ten hałas drogą słuchową, bądź reagują na fluktuacje ciśnienia powietrza wytwarzanego przez turbiny wiatrowe, należy bezwarunkowo uwolnić od szkodliwych emisji. To ciężko okaleczeni ludzie. Okaleczeni fizycznie i psychicznie. Jedna rzecz wydaje się bezdyskusyjna. Im dłużej ekspozycja na ten hałas będzie trwać, tym trudniej będzie tych ludzi przywrócić do normalnego życia. W tej sprawie nie można milczeć. Trzeba krzyczeć. W sprawie konsekwencji narażenia na niskoczęstotliwościowy i infradźwiękowy hałas oraz konieczności nowych, bardziej restrykcyjnych regulacji w tym zakresie, do WHO wysłana została petycja sygnowana przez międzynarodową grupę specjalistów z całego świata. http://en.friends-against-wind.org/health/open-letter-to-the-who

Wśród sygnatariuszy jest również liczna grupa ofiar wiatrakowego biznesu, w tym ja.

Nasuwa się pytanie, dlaczego na tej liście nie ma choćby jednego polskiego lekarza, ani nikogo związanego z ochroną zdrowia w Polsce. Czyżby problem turbin wiatrowych w Polsce nie istniał? Sam znam kilkanaście przypadków z woj. łódzkiego, gdzie trudno przejechać 15 km by nie trafić na jakieś turbiny. Dlaczego ustawa odległościowa stała się udziałem polityków, którzy wsłuchując się w argumenty strony społecznej, sprawili, że stała się ciałem w ciągu kilku miesięcy? Dlaczego środowisko medyczne chowa głowę w piasek i umywa ręce? Ustawa odległościowa nie wszystko załatwia. Są przecież jeszcze ci, którzy w dalszym ciągu w cieniu turbin zamieszkują. Czy nie czas dla nich na sprawiedliwość i powrót do godnego życia? Ta sprawiedliwość nie dokona się bez udziału polskich lekarzy i osób związanych z szeroko pojętą służbą zdrowia. Wiem, że są tacy, którzy mają pełną świadomość problemu i wiedzę w tym zakresie. Dlaczego zatem milczą? Gdzie empatia, wrażliwość na ludzkie cierpienie? Gdzie wreszcie naczelna Hipokratejska zasada Primum non nocere?

Biznes wiatrakowy chwieje się od Australii, gdzie odbyły się przesłuchania ofiar branży wiatrakowej, oraz specjalistów z dziedziny medycyny i akustyki przed komisją senacką po Danię, gdzie w ubiegłym roku nie postawiono ani jednej turbiny wiatrowej i Niemcy, gdzie problem przebił się już do mediów. Za chwilę nastąpi odejście od OZE w USA, co Donald Trump zapowiedział w kampanii prezydenckiej. Parasol ochronny nad OZE niebawem się złoży, a to z kolei oznacza, że odwaga cywilna stanieje. Wtedy, idę o zakład, świat medyczny podniesie larum na temat krzywd jakich doznali sąsiedzi farm wiatrowych od branży wiatrakowej. Tymczasem alarm w tej sprawie potrzebny jest natychmiast. Cierpią ludzie i nie ma żadnego powodu, żeby im to cierpienie przedłużać.

Milczenie środowiska medycznego w tej kwestii uważam za równie niegodziwe co kolaborowanie naukowców z branżą wiatrową.

Pani profesor Pawlaczyk musiała być w sprawach oddziaływania częstotliwości niskich nie lada ekspertem, skoro niekwestionowany autorytet Australijczyk prof. Colin Hansen zaprosił ją do współpracy przy redagowaniu Effects of low-frequency noise and vibration on peoplei.

Znajduje się tam paper autorstwa zespołu profesor Małgorzaty Łuszczyńskiej-Pawlaczyk pt. Does low frequency noise at moderate levels influence human mental performance? ii (Czy hałas niskiej częstotliwości na umiarkowanych poziomach wpływa na funkcje umysłowe człowieka?) Wtedy odpowiedź na tak postawione pytanie wydawała się twierdząca. Dlaczego dziś jest tak kategorycznie przecząca? Dziś wydaje się, że prof. Hansen i prof. Pawlaczyk podążyli zgoła inną drogą. Profesor Hansen bije na alarm w sprawie hałasu turbin wiatrowych, bowiem pomiary dokonane przez jego zespół badawczy na farmie Waterloo pokazują że:

There is a significant difference in the unweighted third-octave spectra when the Waterloo wind farm is shut down compared to when it is operational for each of the three residences investigated in this study. The most prominent difference occurs in the 50 Hz third-octave band and it has been shown that operational levels can be as much as 30 dB higher than shutdown levels. The peak in this third-octave band is also higher than the audibility threshold defined in ISO 389-7 (12) by as much as 10 dB for the outdoor measurements”.

“W przypadku pracujących i niepracujących turbin na farmie wiatrowej w Waterloo występuje znacząca różnica w nieskorygowanym widmie hałasu w pasmach tercjowych, dla każdego z trzech poddanych badaniom domów. Najwyraźniejsza różnica pojawia się w przypadku pasma tercjowego o częstotliwości 50 Hz, gdzie różnica w poziomach hałasu w przypadku turbin pracujących i zatrzymanych może osiągać 30 dB. Wartość szczytowa w tym paśmie jest także wyższa od progu słyszalności określonego normą ISO 389-7 (12) o całe 10dB dla pomiarów na zewnątrz.”iii

Tyle profesor Hansen.

Co do p. profesor Pawlaczyk i artykułu Państwa Lebiedowskich. Mimo ogromnego szacunku dla dorobku naukowego prof. Pawlaczyk, analizując jej ostatnie dokonania naukowe, nie sposób nie dostrzec skłonności do powielania własnych publikacji. Nie jestem naukowcem, lecz tylko pracownikiem dydaktycznym uczelni i nigdy nie ośmieliłbym się samodzielnie takiej opinii wyartykułować. Ze spostrzeżeniami Państwa Lebiedowskich zgadzam się jednak w całej rozciągłości.

Mariusz Bilski, Łódź, dnia 16.11.2016 r.

 

i Effects of low-frequency noise and vibration on people / edited by Colin H. Hansen. Brentwood, U.K. : Multi-Science Publishing, [2007]

ii Does Low Frequency Noise at Modarate Levels Influence Human Mental Performance? Article in Journal of Low Frequency Noise Vibration and Active Control · March 2005 Małgorzata Pawlaczyk-Łuszczyńska Nofer Institute of Occupational Medicine

iii https://www.acoustics.asn.au/conference_proceedings/INTERNOISE2014/papers/p790.pdf - tłum. autora