Wiadomości po angielsku
Nasze obrazy
Badania i dokumenty
Na portalu www.energetyka24.com ukazał się artykuł Jakuba Wiecha pt.: Gospodarka ponad wszystko. Niemcy stają w obronie swoich interesów. Autor dokonał trafnej oceny bilansu Energiewende wobec niemieckiego przemysłu. Polecamy ten tekst Ministerstwu Energii, bo uległo ono presji ze strony branży OZE i za wszelką cenę chce przywrócić do łask energetykę wiatrową. Jeśli rząd Prawa i Sprawiedliwości podzieli poglądy ministra Tchórzewskiego, to trudno sobie wyobrazić gorszą wizerunkową katastrofę.
Dlatego też przytaczamy poniżej kilka fragmentów z tego opracowania, gdyż widać, że niezbędne są szybkie kursy reedukacyjne dla urzędników Ministerstwa Energii, które jeszcze nie odrobiło pracy domowej z „zielonej energetyki”.
Oparcie przez Niemców energetyki w 34% na źródłach odnawialnych, spowodowało też ustawiczny wzrost emisji dwutlenku węgla. W 2016 roku RFN wyprodukowała 906 milionów ton dwutlenku węgla, czyli o 4 miliony ton więcej niż w 2015 roku. Co więcej, od 2011 roku Niemcy nie potrafią skutecznie zmniejszyć emisji, która albo rośnie, albo utrzymuje się na stałym poziomie.
Jednakże, rząd w Berlinie dalej forsuje swoją ideę transformacji energetycznej, za którą płacą obywatele RFN. Cena prądu u naszego zachodniego sąsiada wzrosła w latach 2006-2016 o 47% i jest teraz dwa razy wyższa niż np. we Francji. Dziesięć lat temu dopłata do energetyki odnawialnej stanowiła 5% niemieckiej ceny prądu. Obecnie jest to już 22%. Koszty liczą też spółki energetyczne. Koncern RWE poinformował, że w roku 2015 odnotował 170 milionów euro straty. To kolejny, po E.ON, niemiecki przedsiębiorca, którego sytuacja ulega pogorszeniu m.in. w wyniku realizowania przez rząd federalny "zielonej rewolucji".
Dlaczego więc rząd RFN tak usilnie nalega na energetyczne zmiany? Czy w grę wchodzi tylko ratowanie globalnego klimatu? Jak zauważył profesor Konrad Świrski, Niemcy dzięki swej polityce klimatycznej, którą forsują na forum całej Unii Europejskiej, chronią swój własny przemysł. Przede wszystkim, jak pisze Świrski, nowe normy i polityki klimatyczne wymuszają postęp technologiczny, który jest korzystny dla zaawansowanej i dynamicznej niemieckiej gospodarki, która stawia na wysoko wyspecjalizowaną produkcję i którą stać na szybki rozwój. Po drugie, rygory stawiane przez Niemcy uderzają w inne gospodarki, bardziej energochłonne i emisyjne, ale dzięki temu tańsze produkcyjnie.
Nie ma w tej kwestii baczenia na zupełnie inny profil energetyczny państw, które muszą się do transformacji dostosować. Nowe rygory musi przyjąć na siebie także Polska, która zwyczajnie nie ma pieniędzy na szybką modernizację swego miksu w kierunku wskazanym przez Niemcy. Przede wszystkim, środki polskich spółek energetycznych, które mogłyby zostać przeznaczone na taką transformację, są wykorzystywane na wspieranie górnictwa, które ledwo co przeżyło lata zaniedbań i niegospodarności, wchodząc w swój okres schyłkowy na przełomie lat 2014/2015. Dopiero teraz, dzięki globalnej koniunkturze węglowej, polskie spółki wydobywcze są w stanie przynosić zyski, a i tal wymagało to miliardowych inwestycji i likwidacji niektórych zakładów.
Dodatkowo, Polska nie ma elektrowni jądrowych, które zapewniają niskoemisyjną i tanią energię, mogącą zbilansować zwrot w kierunku źródeł odnawialnych. Warto zauważyć, że zarówno Niemcy jak i inne kraje dysponują parkiem jednostek wytwórczych, budowanych jeszcze w latach 70-tych lub 80-tych, czyli wtedy, gdy nie obowiązywały jeszcze wyśrubowane rygory bezpieczeństwa (a więc budowa była tańsza). Nie można też oczekiwać od władz w Warszawie, że w ciągu kilku lat pozamyka elektrownie węglowe, bo brakuje alternatywy dla wytwarzania energii. Ponadto, trzeba podkreślić, że biomasa, która jest szczególnie promowana przez rząd Prawa i Sprawiedliwości jako źródło odnawialne, została wykluczona w propozycjach pakietu zimowego z grona OZE. Może to rodzić problemy z wypełnieniem przez Polskę celów klimatycznych (czyli m.in. 15-procentowego udziału OZE w miksie). Trudno też doszukać się merytorycznych argumentów za takim patrzeniem na biomasę.
Co więcej, gospodarkę nad Wisłą duszą ekstremalnie wysokie ceny rosyjskiego gazu. Polska płaci za niego najwięcej w Europie, z kolei za transfer błękitnego paliwa na Zachód dostaje od Rosjan śmieszne pieniądze- ok. 21 milionów złotych rocznie (dla porównania: Ukraina dostaje ok. 2 mld dolarów). Niestety, Niemcy, największy klient Gazpromu, nie rozciągają idei solidarności europejskiej na negocjacje cen gazu dla państw UE. A szkoda, bo tańsze paliwo oznaczałoby większy wzrost gospodarczy i w efekcie więcej środków na transformację energetyczną.
Musimy ciągle przypominać, że wobec powyższej trudnej sytuacji w jakiej znajduje się polska energetyka, wzrost udziału energetyki wiatrowej w miksie energetycznym żadnych problemów nie rozwiąże a wręcz przeciwnie przysporzy tylko nowe. Warto w tym miejscu pokazać że właśnie niemieckie landy zaczęły również rewidować swoje założenia klimatyczne.
Jak pisze Rafał Bajczuk z Ośrodka Studiów Wschodnich w artykule pt: „Niemieckie landy wycofują się z polityki klimatycznej”, rządy landów Brandenburgii oraz Nadrenii Północnej-Westfalii zamierzają ograniczyć tempo wdrażania polityki klimatycznej. Brandenburgia rządzona przez lewicową koalicję SPD / Die Linke ogłosiła, że zmniejszy cel redukcji emisji do 2030 roku z 72% do 55–62% wobec 1990 roku. Nowy rząd koalicji CDU/FDP w Nadrenii Północnej-Westfalii zapowiedział również ograniczenie celów redukcji emisji z 43–45% do około 40% (do 2030 roku) oraz osłabienie zapisów regionalnej ustawy o ochronie klimatu przyjętej przez poprzednią koalicję SPD i Zielonych. Dodatkowo zamierza on wprowadzić przepisy, zgodnie z którymi 80% dotychczas dostępnych powierzchni landu zostanie wyłączone z możliwości budowy elektrowni wiatrowych.
Maleje też wyraźnie poparcie dla partii Zielonych w Niemczech, co nie jest bez znaczenia dla przyszłości niemieckiej polityki klimatycznej. Artur Ciechanowicz w art. pt. Kryzys Partii Zielonych w „zielonych” Niemczech pisze:
(…) Dwucyfrowe poparcie dla Zielonych sprzed roku znacząco stopniało i obecnie partia może liczyć jedynie na 6–7% głosów, a nawet musi brać pod uwagę scenariusz, w którym nie przekroczy 5-procentowego progu wyborczego i nie będzie reprezentowana w przyszłym parlamencie.
(…) W polityce społecznej Zielonych Niemcy przedstawiane są jako społeczeństwo wielokulturowe, w którym każdy powinien móc cieszyć się wolnością. Oznacza to postulat równouprawnienia i możliwości samostanowienia we wszystkich dziedzinach: od równouprawnienia kobiet i mężczyzn po prawne zrównanie związków osób tej samej płci z małżeństwami. Zieloni proponują politykę integracyjną, w wyniku której ludzie różnych narodowości i wyznań będą mogli pokojowo żyć w jednym państwie. Zieloni nie zgodzą się także, w przypadku współrządzenia, na wprowadzenie rocznego limitu uchodźców przyjmowanych przez RFN.
[Nasz komentarz] Po wizycie polskiej delegacji rządowej w Danii i po podpisaniu memorandum w sprawie Baltic Pipe obserwujemy fatalną zmianę w polityce Ministerstwa Energii wobec energetyki wiatrowej. Kolejne dokumenty publikowane przez to Ministerstwo i wypowiedzi jego przedstawicieli utwierdzają nas coraz bardziej w przekonaniu, że urząd ten przeszedł na „zieloną stronę mocy”.
W tym samym czasie, jak Ministerstwo planuje otworzyć nasz rynek energii przed energetyką wiatrową, w Niemczech obserwujemy narastanie fali sceptycyzmu wobec drogich i kontrowersyjnych rozwiązań, jakie wiążą się z wdrażaniem Energiewende. Buńczuczne hasła w postaci obniżania emisji CO2 w wyniku stawiania tysięcy wiatraków okazały się być zwykłym kłamstwem, gdyż od lat emisja CO2 rośnie i nie zamierza spadać. Dla przypomnienia w Niemczech działa aż 26 tys. elektrowni wiatrowych. Za ratowanie klimatu w Niemczech płacą konsumenci, gdyż to oni w cenie energii elektrycznej pokrywają koszty realizacji „zielonych” idei. Obok Danii, to właśnie Niemcy przodują w cenach energii dla konsumentów.
O prawdziwych kosztach niemieckiej Energiewende na łamach www.stopwiatrakom.eu piszemy od lat. Czy polscy politycy odpowiadający teraz za energetykę zdają sobie sprawę z ukrytych kosztów transformacji energetycznej wzorowanej na niemiecką modłę? Pytamy się dlatego bo nasze zaniepokojenie wzbudziła wypowiedź wiceministra Andrzeja Piotrowskiego, który na posiedzeniu senackiej komisji, podczas debaty na poselską nowelizacją ustawy o OZE w zakresie opłaty zastępczej sygnalizował, że Ministerstwo Energii może zwiększyć tzw. obowiązek OZE na przyszły rok. Nadmieniamy, że senatorowie PiS oraz Ministerstwo Energii opowiedzieli się za przyjęciem poselskiej nowelizacji bez żadnych poprawek. W końcu rząd każe, to senator musi.
Dlaczego zatem Ministerstwo Energii już mruga okiem do branży OZE? Czyżby zrobiono już „deal”? Taki udział do 2020 roku może zapewnić naszym zdaniem jedynie energetyka wiatrowa. Na wydanie decyzji o zwiększeniu obowiązku OZE w formie rozporządzenia resort energii ma czas do końca przyszłego miesiąca. Mamy wszystkie symptomy, że taki ruch byłby prawidłowy – mówił wiceminister Piotrowski. Ciekawe jakie „wszystkie symptomy” miał na myśli Minister Piotrowski? Prosimy o rozwinięcie tego wątku, bo niepokoi nas zmiana polityki Ministerstwa Energi na wyraźnie prowiatrakową.
Kto stawia wiatraki ten zbiera burzę
Redakcja stopwiatrakom.eu
Źródło: