Wiadomości po angielsku
Nasze obrazy
Badania i dokumenty
Na Morzu Północnym miało „wiać zawsze”. Przynajmniej Niemcy liczyli, że farmy wiatrowe tam zbudowane stanowić będą pewny, niezawodny filar systemu energetycznego opartego na OZE, źródło stabilnych dostaw elektryczności.
Ulokowanie turbin wiatrowych na Morzu Północnym okazało się jednak bardzo trudnym zadaniem. Ekstremalne warunki otoczenia, nieprzewidywalna pogoda, skomplikowany proces instalacji turbin i wysokie koszty konserwacji złożyły się na dwukrotnie wyższy koszt energii wiatrowej w porównaniu z kosztami energii z turbin lądowych.
Produkcja energii elektrycznej z farm morskich miała być jednak bardziej stabilna niż farm lądowych. Tymczasem jak pisze Spiegel Magazine (26.12.2015) [1], farmy wiatrowe o łącznej mocy 3000 MW czasami dostarczają kilkadziesiąt lub nawet niecałe 10 MW prądu. W ostatnich trzech miesiącach taki był poziom produkcji niemieckich farm morskich w 25 spośród 91 dni.
Jednego ranka w połowie grudnia wszystkie turbiny wiatrowe na Morzu Północnym dostarczyły do sieci jedną megawatogodzinę, co stanowi 0,033 procenta ich mocy znamionowej.
Operator sieci Tennet zmuszony był uruchamiać i wyłączać konwencjonalne elektrownie, aby skompensować bardzo niską produkcję elektryczności przez morskie wiatraki.
Z drugiej strony, Niemcy w dalszym ciągu nie dysponują liniami przesyłowymi, umożliwiającymi przesyłanie energii tam, gdzie i kiedy jest potrzebna w głębi kraju. Tak więc operatorzy farm, także morskich, zmuszeni są wyłączać swoje turbiny w dni wietrzne, aby zapobiegać przeciążaniu sieci [2].
Opracowanie: Redakcja
PRZYPISY
[1] https://magazin.spiegel.de/digital/index_SP.html#SP/2015/53/140604204; skorzystaliśmy z anglojęzycznego omówienia na blogu P. Gosselina, wpis z 26.12.2015 - http://notrickszone.com/#sthash.LDZKc7ys.lnD9k9H7.dpbs