Wiadomości po angielsku
Nasze obrazy
Badania i dokumenty
W całej medialnej i politycznej debacie wokół zjawiska „globalnego ocieplenia klimatu” i jego rzekomych katastrofalnych skutków, szczególną rolę od wielu lat odgrywają maleńkie państewka położne na wyspach na Pacyfiku (Tuvalu, Kiribati, Fidżi i inne). Trzeba bowiem być na prawdę bez serca, by nie przejąć się losem tych społeczności, których wyspiarskie ojczyzny mają zniknąć pod wodą na skutek szybko podnoszącego się poziomu wód światowych oceanów — i to wyłączenie z powodu dwutlenku węgla emitowanego przez ludzkość.
Nawet oficjalny cel międzynarodowej polityki klimatycznej, aby nie dopuścić do wzrostu globalnej temperatury o więcej niż 1,5°C, wiązał się z modelowymi wyliczeniami parametrów klimatycznych umożliwiających ochronę tych wysp przed zalaniem przez ocean. Ze statusem ofiar globalnego ocieplenia ściśle wiązała się też obietnica miliardowych funduszy, jakie te maleńkie kraiki miałyby otrzymać w ramach „pomocy klimatycznej” za pośrednictwem ONZ.
Ostatnio jednak wyspiarze z wysp na Oceanie Spokojnym mieli okazję stracić swój wcześniejszy entuzjazm do odgrywania roli sztandarowych (potencjalnych) „uchodźców klimatycznych”. Powody tego są dwojakie. Po pierwsze, nowe badania naukowe zrealizowane w tym regionie pokazują, że powierzchnia tych wysp nie tylko nie kurczy się, ale w niektórych przypadkach powiększa się. Po drugie, i co jeszcze ważniejsze, zawieszenie ruchu lotniczego i turystycznego w ramach działań ochronnych w związku z pandemią Covid-19 zniszczyło podstawę gospodarki tych wysp. Zerwanie powiązań światowej gospodarki, które zostało powitane, jako zapowiedź nowego „lepszego świata” przez ekologistów i innych „obrońców klimatu” szczególnie na Zachodzie, na wyspach na Pacyfiku stanowi śmiertelne niebezpieczeństwo dla społeczności wyspiarskich. W ten przewrotny sposób polityka klimatyczna może uczynić z nich faktycznie „uchodźców klimatycznych” w przyszłości.
O zmianie postaw wyspiarzy z Pacyfiku pisze australijski polityk (poseł z ramienia centro-prawicowej Liberalnej Partii Australii):
Nauka nie ma już wątpliwości. Czas na dyskusje już minął. Jest lepiej niż sądziliśmy. Wyspy rejonu Pacyfiku nie toną na skutek podnoszących się poziomów mórz, zweryfikowane badania naukowe dowodzą bowiem dokładnie czegoś przeciwnego — powierzchnia większości niskopołożonych wysp nie ulega zmianie lub rośnie. Przyznać to musiała nawet (australijska) organizacja ABC FactCheck (walcząca z fake newsami - uwaga redakcji). [1]
Nie przeszkodziło to jednak alarmistom klimatycznym — na czele z portugalskim socjalistą i sekretarzem generalnym ONZ Guterresem — zaprzeczać wynikom naukowym i posługiwać się państwami wyspiarskimi na Oceanie Spokojnym jak „frajerami”, aby szerzyć strach i dezinformację przy pomocy skompromitowanych twierdzeń o „tonących wyspach”.
Jednocześnie do tej pory wyspiarze Pacyfiku chętnie brali udział w tej grze; być może mentalność kultu cargo skłaniała ich do wiary, że wypowiadając magiczne słowa „zmiana klimatu” i pozując do zdjęć dla międzynarodowych mediów, jak żałośnie spoglądają na ocean, dostaną nagrodę w postaci jałmużny z oenzetowskiego Ekologicznego Funduszu na rzecz Klimatu. [2]
Ale to wszystko miało miejsce przed nadejściem „grypy z Wuhan” (tj. koronawirusa – dopisek redakcja).
Po pierwsze, w wyniku ogólnoświatowej dewastacji gospodarczej, jaką przyniosła „grypa z Wuhan”, oczekiwanie, że fundusz ONZ będzie dysponował 100 miliardami USD rocznie, dzięki którym w stronę wyspiarskich państw rejonu Pacyfiku popłynie rzeka złota, stało się rojeniem fantasty.
Po drugie, „grypa z Wuhan”, zawieszając czasowo międzynarodowy ruch turystyczny, dała wyspiarzom z Pacyfiku przedsmak tego, co czeka ich w ponurej przyszłości, jeśli alarmiści domagający się „zera netto” (emisji CO2 - redakcja) dopną swego. Chcą oni bowiem zlikwidować podróże lotnicze do czasu, kiedy ich „eko-fantazja” w postaci elektrycznych jumbo-jetów — napędzanych bąkami jednorożców i ciągnionych przez skrzydlate świnie — stanie się rzeczywistością.
Jak to przyznał niedawno Julian Allwood, profesor inżynierii i środowiska na Uniwersytecie w Cambridge, osiągnięcie osławionego celu zerowych emisji netto jest możliwe tylko „dzięki całkowitej likwidacji lotnictwa na dłuższy czas”.
W przypadku wyspiarskiego państwa, takiego jak Fidżi, turystyka (której rozwój zależy od dostępności międzynarodowych podróży lotniczych) i która przynosi niemal 40% PKB oraz daje zatrudnienie, bezpośrednio lub pośrednio, niemal 150 tysiącom osób w kraju, którego ludność liczy około 900 tysięcy — i w którym lotniczy transport towarowy odgrywa kluczową rolę w eksporcie i imporcie. Teraz kraje te doświadczają „próbnego rozruchu” tego, jak wyglądać będzie ich funkcjonowanie, jeśli zwyciężą alarmiści klimatyczni wymuszający realizację złowieszczego planu „zera netto”.
Obecnie, w warunkach ograniczenia podróży lotniczych i zamykania granic w związku z pandemią koronowirusa, Fiji Airways, narodowe linie lotnicze Fidżi, uziemiły już 95% swoich lotów. Stowarzyszenie hotelarstwa i turystyki Fidżi (FHTA) podaje zatrważające dane: zamkniętych zostało 279 hoteli i ośrodków wypoczynkowych, a ponad 40.000 pracowników sektora turystycznego straciło pracę albo zostało wysłanych na bezpłatny urlop. (…)
Obecną sytuację opisuje się jako „tragiczną”, „całkowitą katastrofę”, gdzie doszło do likwidacji środków do życia, a tysiące ludzi popadło w skrajne ubóstwo. Choć można mieć nadzieję, że jest to sytuacja przejściowa do chwili zniesienia ograniczeń w podróżowaniu, to wyspiarze z Pacyfiku szybko zdadzą sobie sprawę, że jeśli alarmiści klimatyczni dopną swego, to ten stan stanie się permanentny.
A kiedy ich kruche gospodarki popadną w ruinę w wyniku przymusowej realizacji „zera netto” przez klimatycznych alarmistów, te wyspiarskie kraje rejony Oceanu Spokojnego będą nie tylko dużo bardziej narażone na skutki kolejnego cyklonu, który w nie uderzy, ale także na pokusę zaprzedania swojej duszy chińskiej strategii „Pasa i Szlaku.”
Kiedy więc wyspiarze uświadomią sobie, jaka rzeczywistość gospodarcza ich czeka, kiedy alarmistom klimatycznym uda się zrealizować ich złowieszczy plan, następna delegacja z ONZ, która zjawi się na „przyjaznych wyspach” Pacyfiku i zacznie klepać o zmianie klimatu, „tonących wyspach” i potrzebie osiągnięcia „zera netto”, nie zostanie powitana serdecznym uściskiem i tradycyjnym wieńcem z kwiatów. Ci alarmiści zasługiwać będą bardziej na takie potraktowanie, jakie spotkało niektórych z europejskich misjonarzy w XIX w., którzy mieli trochę mniej szczęścia.
Obraz Georga Baxtera z 1841 roku pt. „Masakra nieodżałowanego misjonarza Wielebnego J. Williamsa i pana Harrisa” znajduje się w Narodowej Galerii Australii (źródło: Spectator Australia)
[Nasz komentarz] Z naszej strony dodamy tylko jedno tytułem podsumowania. Jest już rzeczą oczywistą, że polityka klimatyczna lansowana przez ONZ i Komisję Europejską oparta jest o modele klimatyczne, które nijak mają się do rzeczywistości. Traktowanie dwutlenku węgla, który występuje w ziemskiej atmosferze w ilościach śladowych – ok. 0,04%, jako gazu cieplarnianego i toksycznej substancji, którą trzeba eliminować z atmosfery za wszelką cenę nie ma żadnych podstaw naukowych i jest jedynie dowodem na brak nawet elementarnej wiedzy politycznych decydentów. Tymczasem dwutlenek węgla to życiodajny gaz, bez którego nie rozwinęłoby się życie zielone na Ziemi. Dlatego też fałszywa ideologia klimatystów, która opanowała teraz liczne gremia polityczne, w tym także i w Polsce, wcześniej czy później odejdzie w niebyt, jak tylko zaczną ujawniać się ekonomiczne skutki polityki „neutralności klimatycznej”. Efekt ten da się podsumować jednym zdaniem: „zero emisji CO2 = zero przemysłu = zero miejsc pracy = zero dochodów”. Czas najwyższy już, by polscy politycy przestali się łudzić, że europejska polityka klimatyczna ma cokolwiek wspólnego z rozwojem gospodarczym. Przypomina to raczej program rozwoju leśnictwa przy pomocy sadzenia jemioły.
Tłumaczenie, opracowanie i komentarz
Redakcja stopwiatrakom.eu
Przypisy:
[1] Craig Kelly, „Pacific Island states will not longer play the patsies for the climate alarmists”, Spectator Australia, 25.05.2020 — https://www.spectator.com.au/2020/05/pacific-island-states-will-not-longer-play-the-patsies-for-the-climate-alarmists/
[2] Według Wikipedii (https://pl.wikipedia.org/wiki/Kulty_cargo), „Kult ten został zauważony przez antropologów w momencie, gdy ludność tubylcza zaczęła budować obiekty przypominające lądowiska i pasy startowe dla samolotów, nabrzeża dla statków, magazyny itp. Okazało się, że miejscowa ludność widząc, iż biali budują pasy startowe i lądowiska, czego wynikiem jest przylatywanie samolotów z żywnością i innymi dobrami, zaczęła ich naśladować. W świadomości tubylców samoloty przylatywały z nieba i były kierowane na ziemię przez bogów, natomiast biali ludzie byli tylko pośrednikami, którzy nie przekazywali im wszystkich zsyłanych dobrodziejstw (stąd kult cargo). (…) Ruchy te powstały już pod koniec XIX w., ale szczególny ich rozwój przypada na okres II wojny światowej.”