Skip to main content
  • Prawda o wiatrakach

    StopWiatrakom.eu
    OGÓLNOPOLSKI SERWIS PRZECIWNIKÓW ZBYT BLISKIEJ LOKALIZACJI WIATRAKÓW OD DOMÓW.

  • Prawda o wiatrakach

    StopWiatrakom.eu
    OGÓLNOPOLSKI SERWIS PRZECIWNIKÓW ZBYT BLISKIEJ LOKALIZACJI WIATRAKÓW OD DOMÓW.

  • Prawda o wiatrakach

    StopWiatrakom.eu
    OGÓLNOPOLSKI SERWIS PRZECIWNIKÓW ZBYT BLISKIEJ LOKALIZACJI WIATRAKÓW OD DOMÓW.

Opublikowano: 15 maj 2021
Brytyjczycy powoli poznają prawdziwe koszty zeroemisyjnej gospodarki, a w Polsce trwa nachalna propaganda Zielonego Ładu

W ostatnich tygodniach nastawienie opinii publicznej w Wielkiej Brytanii wobec narodowego celu osiągnięcia tzw. „zera netto” emisji CO2 zaczyna ulegać zmianie w wyniku napływu nowych informacji na temat rzeczywistych kosztów i konsekwencji realizacji tej strategii dla warunków życia przeciętnego Brytyjczyka. Natomiast w Polsce widzimy obecnie w kręgach rządowych potężne wzmożenie entuzjazmu wobec możliwości narzucenia zmian idących dokładnie w tym samym kierunku, co i w Wielkiej Brytanii. Co więcej, to wszystko uzasadniane jest alarmizmem klimatycznym, czyli przekonaniem, że nasza planeta — środowisko naturalne, które umożliwia nam życie — stoi teraz na progu kompletnego załamania i że to człowiek ją do tego „straszliwego” stanu doprowadził emitując dwutlenek węgla i korzystając ponad miarę z paliw kopalnych.

Polska na serio zaczyna swoją przygodę z Zielonym Ładem

Premier Morawiecki mówi, że na końcu tej drogi, w którą właśnie wyruszamy, czeka na Polaków nowa wspaniała zielona gospodarka i cywilizacja, która uczyni ich jednocześnie dużo bogatszymi, zdrowymi i szczęśliwymi (tak dosłownie wynika z wypowiedzi Morawieckiego na niedawnym tzw. „światowym szczycie klimatycznym”).

„Naszym narodowym celem powinno być odejście od tych paliw kopalnych, zwłaszcza tych, które powodują znaczący ubytek w finansach publicznych i znaczący ubytek w kieszeni, w portfelach gospodarstw domowych i polskich przedsiębiorców. Proszę wyobrazić sobie Polskę, która będzie nie tylko czystsza, ale właśnie bogatsza o te 50, 60, a nawet 70 miliardów złotych rocznie. O to toczy się walka” – dodał szef polskiego rządu.” [1]

1240.1 Mateuszek 1460x616

Na zdjęciu: premier Mateusz Morawiecki. Źródło: https://www.gov.pl/web/premier/premier-morawiecki-czyste-srodowisko-to-jest-nasz-narodowy-cel

Dla społeczeństw Zachodu budowa „Zielonego Ładu” czy też „zeroemisyjnego społeczeństwa” stanowi pierwszą od wielu pokoleń okazję do doświadczenia wewnętrznego przewrotu (rewolucji gospodarczej) dotykającego bezpośrednio i w sposób nagły podstaw ich codziennego życia, tj. korzystania z energii elektrycznej, swobody przemieszczania się i podróżowania, swobody jedzenia. Dla Polaków będzie to już trzeci taki przewrót w ciągu ostatnich 70 lat — w każdym przypadku uzasadniany opowieścią o oczekującym ich dobrobycie, zdrowiu i szczęśliwości powszechnej. Efekt końcowy jest za każdym razem ten sam, czyli tragiczny dla społeczeństwa.

Od 1944 r. wprowadzano w Polsce system rządzenia, w którym państwo decydowało o wszystkich, nawet najdrobniejszych sprawach, takich jak wielkość produkcji sznurka do snopowiązałek czy wielkość produkcji stali i traktorów. Jeśliby sięgnąć do naszej historii, to wielu z naszych rodaków naprawdę chciało wierzyć, zwłaszcza po 1956 r. i „odwilży Gomułkowskiej”, że — pomimo wszystkich cierpień i wyrzeczeń — koniec końców wyniknie z tego coś sensownego dla nich. Jednak system realnego socjalizmu wspierany przez wojska radzieckie poniósł w Polsce szczególnie dotkliwą klęskę. Szczególnie epoka Gierka zapisała się w pamięci, jako koniec systemu opartego o rozbuchaną konsumpcję na kredyt.

W 1989 r. mieliśmy szybko przeskoczyć, a w gruncie rzeczy powrócić — znowu za cenę zubożenia i wyrzeczeń bardzo nierówno rozłożonych w społeczeństwie — do jedynego modelu współczesnej gospodarki i cywilizacji, który zapewnia — w stopniu możliwym w niedoskonałym ludzkim świecie — ów dobrobyt, zdrowie i szczęście. „Normalny” miał być wolny rynek, w którym motorem postępu jest indywidualna przedsiębiorczość, a rola państwa sprawdza się do zabezpieczenia warunków dla rozwoju tej przedsiębiorczości. Komunistyczne elity PRL-u nie mogły jednak dopuścić do tego, by w Polsce zapanowały zupełnie „normalne” reguły gry, gdyż wówczas, cały ten „kapitalizm kolesiów” szybko by upadł. W efekcie polska gospodarka została przejęta przez globalne korporacje, które w wyniku dzikiej prywatyzacji przejęły znaczną część majątku narodowego zostawiając Polakom okruchy w postaci konieczności dorabiania się majątku na śmieciowych umowach pracę lub w szarej strefie.

Jednak nawet te okruchy wolnego rynku w Polsce okazują się być olbrzymim zagrożeniem dla „nowej normalności”. Premier Morawiecki chce nas przekonać do całkiem innego modelu, który niepokojąco przypomina przynajmniej niektóre założenia realnego socjalizmu. Co prawda, teraz państwo nie będzie decydować o produkcji przysłowiowego sznurka do snopowiązałek, ale ma odgrywać rolę organizatora i wykonawcy przewrotu w całym życiu społecznym, centralnego planisty i finansisty nie tylko na poziomie ogólnych wskaźników gospodarczych czy cywilizacyjnych, ale nawet decydowania, jakie konkretne rozwiązania techniczne i technologiczne mają — w przyszłości, której kształt przecież z definicji jest nam nieznany — stanowić podstawę funkcjonowania naszego kraju. Polska energetyka jest tego dowodem, gdzie sprawnie działający system elektroenergetyczny, generujący nadwyżki energii, jest sukcesywnie zastępowany pseudo-wynalazkami typu wiatraki, gdzie jedynym ich efektem jest postępujący wzrost cen energii i trwałe uzależnienie od importu energii.

Jak więc można ocenić szanse na to, że gdzieś na tej drodze, do odbycia której zaprasza nas teraz premier Morawiecki, znajdziemy ów mityczny dobrobyt, zdrowie i szczęście, a nie zakończy się to klapą, jak za rządów towarzysza Gierka, czyli kompletnym zubożeniem społeczeństwa i ciągłym szarpaniem się państwa i szastaniem naszymi pieniędzmi w poszukiwaniu tych wciąż nieuchwytnych lub niemożliwie drogich technologii niezbędnych do realizacji zeroemisyjnej nirwany? Powiedzmy sobie wprost – tzw. „zeroemisyjność” gospodarki to kompletna fikcja niemożliwa do realizacji z uwagi na brak dostępnych technologii oraz gigantyczne koszty realizacji obecnej strategii „transformacji energetycznej”.

Warto w tej sprawie sprawdzać, co ma do powiedzenia na ten temat Komisja Europejska, jako główne źródło opowieści o klimatycznej apokalipsie. Otóż forsując strategię zeroemisyjności do 2050 r. Komisja oparła się na raporcie sporządzonym przez ekspertów z think-tanku o nazwie Europejska Fundacja na rzecz Klimatu, który w interesującej nas sprawie stwierdzał:

„Dostępne na rynku rozwiązania mogą już teraz zapewnić 75% celu na drodze do zeroemisyjności, jeżeli zostaną zastosowane na dużą skalę. Pozostałe 25% można osiągnąć w oparciu o znane już podejścia i technologie, które jednak dopiero czekają na pełną komercjalizację.” [2]

Co to ma wspólnego z rzeczywistością? Eksperci z podobnych think-tanków twierdzili swego czasu, że realizacja Energiewende będzie kosztowała przeciętnego Niemca tyle, co zjedzenie od czasu do czasu gałki lodów. Tymczasem niemieccy odbiorcy energii elektrycznej płacą dzisiaj 30 mld euro rocznie za subsydia w ramach tzw. taryfy gwarantowanej [3], nie licząc innych kosztów systemowych korzystania z energii z wiatru i słońca. Niemiecki rząd szuka teraz na siłę ratunku dla Energiewende poprzez dobudowanie do systemu energetycznego kolejnego elementu w postaci technologii „zielonego wodoru” (której ogromny koszt na razie nie pozwala na jej „komercjalizację”), a Federalny Trybunał Obrachunkowy nie może zrozumieć, dlaczego niemiecki rząd nie bierze pod uwagę okoliczności, że masowa elektryfikacja transportu i produkcja wodoru, jako nośnika energii, spowodują istotny wzrost zapotrzebowania na energię elektryczną. [4]

Niestety, ale nie ma i długo nie będzie jeszcze „zdekarbonizowanych” technologii wytwarzania stali i cementu, bo bez tego nie tylko nie będzie u nas (ani w całej Unii Europejskiej) żadnego przemysłu ani budownictwa, ale nawet możliwości wytwarzania wiatraków do produkcji „zeroemisyjnej energii”, czyli „nie będzie niczego”, jak mówił swego czasu pewien pan z Białegostoku. Na razie, jak wynika z ostanich doniesień Financial Times, wygląda na to, że ciężki przemysł w Europie nie przeżyje realizacji polityki zerowej emisji netto. [5]

Osobną sprawą jest to, czy naprawdę będziemy tak szczęśliwi, żyjąc w środowisku zindustrializowanym na niespotykaną dotąd skalę i zanieczyszczonym przez obecnie stosowane technologie OZE, w poczuciu obawy, że wkrótce wyczerpią się surowce do wytwarzania „zeroemisyjnych” urządzeń (np. akumulutorów do produkcji e-samochodów)? W tej sprawie ponury obraz kreślą nawet raporty agend ONZ. Ekologiczną cenę za „zielone technologie” zapłacą przecież nie tylko ci mieszkańcy Chin, Afryki czy Ameryki Południowej, gdzie przy pomocy skrajnie „brudnych” procesów wytwarza się surowce do produkcji wiatraków i paneli słonecznych. A co mówić o losie miliona więźniów chińskiego gułagu, których darmowa praca walnie przyczynia się do spadku cen paneli słonecznych w Europie. [6]

Alarm klimatyczny jako uzasadnienie dla przebudowy społeczeństwa

Ochrona społeczeństwa przed zagrożeniami zewnętrznymi i wewnętrznymi jest niewątpliwie jednym z zadań rządu. Tak jest w przypadku zagrożeń dla bezpieczeństwa militarnego kraju. Z pewnością rząd byłby negatywnie rozliczony przez społeczeństwo, gdyby zaniedbał swoich obowiązków w tym zakresie. Zawsze jednak zakłada się, że uzasadnienie dla takich obaw jest prezentowane społeczeństwu w możliwie racjonalny sposób. W szczególności rząd nie powinien prowadzić w danej sprawie kampanii rozbudzania pozaracjonalnych lęków, które przecież drzemią w naturze ludzkiej. Rząd, który chce zapracować na społeczne zaufanie, powinien dać społeczeństwu autentyczną szansę, aby wyrobiło sobie ocenę powagi danego zagrożenia i ryzyka, na jakie gotowe się zgodzić.

Tymczasem w kwestii straszenia zagrożeniem nazywanym „zmianami klimatu” lub „globalnym ociepleniem” przez rządzące elity już dawno przekroczyliśmy granicę dopuszczalnej ignorancji, kłamstw i celowych oszustw. Widać to bardzo dobrze na przykładzie działalności i poglądów ministra klimatu i środowiska Michała Kurtyki, który wydaje się być głównym zielonym ideologiem w rządzie, który chce ożenić „konserwatyzm”, z którym on sam nie ma nic wspólnego, z alarmizmem klimatycznym. [7]

Warto zwrócić uwagę, że w ramach niedawnego światowego tele-szczytu klimatycznego odbył się „krajowy” panel dyskusyjny z udziałem ministra klimatu i środowiska Michała Kurtyki pt. „Przyszłość zaczyna się dziś. Polityka energetyczna Polski 2040”. [8]

W kontekście aktualnych brytyjskich doświadczeń z ich strategią zeroemisyjną, o których piszemy poniżej, widać, że minister Kurtyka pokłada wielkie nadzieje w dobrowolnej akceptacji analogicznej transformacji przez społeczeństwo w Polsce, czyli ni mniej ni więcej tylko „budowy całego (nowego) systemu gospodarczego”:

„Widzimy zmianę wśród Polaków, ogromną zmianę, rozwój świadomości ekologicznej, gorący sprzeciw, żebyśmy zostawili naszym dzieciom planetę w stanie zdegradowanym.” [9]

Uczestnicy panelu jednogłośnie prezentowali straszliwy (dosłownie) obraz stanu, w jakim znajduje się się w tej chwili nasza planeta. Jeden z nich, dyrektor generalny oenzetowskiej agencji w Polsce, UN Global Compact, powiedział nawet, iż człowiek degraduje obecnie Ziemię w tym stopniu, że „nie wiemy, ile wytrzyma nasza planeta”.

Natomiast jeśli chodzi o rozwiązania, to ONZ wie już wszystko. Jej polski przedstawiciel stwierdził po prostu: „Mamy też absolutną jasność co do tego, co ludzie powinni z tym zrobić.

Dodatkowo, przedstawiciel ONZ w Polsce domagał się „porządnej edukacji klimatycznej na wszystkich poziomach”, choć na szczęście „w 2020 r. 78 proc. Polaków uważało, iż mamy do czynienia z negatywnymi zmianami klimatycznymi, którymi powinni się zająć decydenci na różnych poziomach.”

Z najnowszego sondażu zrealizowanego na zlecenie popierającego rząd PiS portalu wPolityce wynika, że Polacy są już dostatecznie przerażeni. Aż 56% badanych zgodziło się z twierdzeniem, iż „globalne ocieplenie to prawdziwe i bezpośrednie zagrożenie dla ludzkości”. Jedynie 18% myśli, że „globalne ocieplenie to histeria wywoływana w celu realizacji celów politycznych”. 53% wyborców Zjednoczonej Prawicy wierzy w tezę o globalnym ociepleniu jako śmiertelnym zagrożeniu. [9]

Jakie efekty daje taka alarmistyczna „edukacji klimatycznej” ujawniło na przykład niedawne badanie opinii publicznej w Wielkiej Brytanii:

  • 16% Brytyjczyków wierzy, że średnia temperatura na Ziemi wzrosła w ciągu ostatnich 150 lat o 10°C, a dalsze 35%, że o 5°C (!) (faktycznie temperatura ta wzrosła o 1°).
  • 12% uważa, że liczba ludzi, którzy zginęli w wyniku katastrof związanych z warunkami klimatycznymi (huragany, susze, powodzie) od 1920 r. wzrosła o 95% (!), a dalsze 42% Brytyjczyków sądzi, że o 25% — jedynie 9% odpowiada prawidłowo, że takich ofiar jest obecnie faktycznie mniej niż wcześniej.

W jakiś sposób zatem spora część Brytyjczyków wyrobiła sobie dziwaczne, ale na pewne napawające lękiem opinie na temat „degradacji Ziemi”, które niewątpliwie skłaniają ich do poparcia jak najbardziej radykalnych środków, aby ratować naszą planetę i własne życie.” [10] 

Pytanie co się stanie, kiedy wysiłki „edukacji klimatycznej” zderzą się z realnymi konsekwencjami realizacji „zielonego ładu” dla większości społeczeństwa? Czy za kilka lat w Polsce będziemy rozmawiali — tak jak to robią Brytyjczycy już dzisiaj — o kosztach rzeczywistych (a nie optymistycznie prognozowanych przez rząd) i bezpośrednio dotykających sytuacji życiowej zwykłego obywatela. A także o faktycznie dostępnych (a nie tylko projektowanych) technologiach, przy pomocy których polskie społeczeństwo ma podążać już teraz w krainę ekologicznej szczęśliwości?

Brytyjski parlament ujawnia, że rząd świadomie zaniżył koszty ogrzewania domów

Okazuje się, że rząd brytyjski nie poinformował rzetelnie społeczeństwa o swoich własnych (z pewnością ostrożnych) wyliczeniach dotyczących całościowego kosztu realizacji polityki „zerowej emisji netto CO2”. Z maili kluczowych urzędników, które ujawniono po dwuletniej walce na podstawie przepisów o informacji publicznej, wynika, że rzeczywisty koszt tej polityki ma wynieść każdego roku nie 50 miliardów, lecz 70 miliardów funtów. Wewnętrzne modele opracowane w resorcie przedsiębiorczości pokazywały, że łączne koszty będą o 40% wyższe niż ogłoszone wcześniej przez rząd Theresy May — 1,275 biliona funtów do 2050 r. [11]

Z kolei w marcu br. raport Komisji Audytów Środowiskowych Izby Gmin oskarżył rząd o poważne niedoszacowanie kosztów „dekarbonizacji” ogrzewania domów mieszkalnych w Wielkiej Brytanii. [12] Według tej komisji parlamentu brytyjskiego, 19 milionów właścicieli domów będzie musiało m.in. wydać 18 tys. funtów do 2028 r., aby odpowiednio docieplić budynki. Do tego dochodzi koszt instalacji obowiązkowych pomp ciepła.

Według analityka Global Warming Policy Foundation [13], sama Komisja przyjmuje w dalszym ciągu nierealistycznie niski koszt instalacji pomp ciepła (5.000 funtów), które będą musieli zakupić właściciele domów. Parlamentarzyści mówią już teraz o sumie 25 tys. funtów, którą będą musieli zapłacić właściciele domów za zastąpienie ogrzewania gazowo-olejowego. [14]

W rzeczywistości rządowe prognozy dotyczące kosztu „zielonej modernizacji” domów były zaniżone o 300 miliardów funtów. „Z raportu komisji wynika jasno, że szacując koszty BEIS (ministerstwo przedsiębiorczości, energii i strategii przemysłowej) postępowało w wysoce zwodniczy sposób, przy czym zarówno BEIS, jak Komitet ds. Zmiany Klimatu (główny doradca rządu w sprawie strategii zero netto) w dalszym ciągu odmawiają opublikowania dokonanych przez nich wyliczeń kosztów. [13]

Komentując raport komisji parlamentarnej, angielski bloger Paul Homewood pisze tak: „W każdym normalnym kraju Komisja Ekologiczna domagałaby się pełnego dochodzenia w sprawie tych kosztów, zanim podjęte zostaną jakiekolwiek dalsze działania w tej sprawie. Tymczasem Komisja chce, aby rząd jeszcze bardziej przyspieszył realizację swojej polityki, nie tracąc czasu na zastanawianie się, kto zapłaci za to rachunek. W każdym razie argumentacja Komisji opiera się na całkowicie błędnym założeniu. Komisja twierdzi, że kluczowe znaczenie dla osiągnięcia celów klimatycznych przez Wielką Brytanię ma „efektywność energetyczna”. [15]

Cała argumentacja Komisji zmierza ku temu, że same OZE nie rozwiążą problemu i że w nadchodzących latach normą staną się reglamentacja i centralne sterowanie dostawami energii do domów. A więc: „Docieplij swój dom, jeśli nie chcesz zamarznąć!

 Rosnąca świadomość kosztów zmienia debatę publiczną w Wielkiej Brytani

Andrew Mantford pisze w The Daily Telegraph (26.04.2021 r.): „Niemal czuć zmianę w powietrzu. Coraz więcej wpływowych głosów zaczyna zadawać pytania, których wszyscy unikali przez ostatniej kilka lat.” [16]

Z kolei Ross Clark w tym samym The Daily Telegraph (06.04.2021 r.): „Theresa May pewnie liczyła na wielką polityczną korzyść, kiedy w jednym ze swoich ostatnich urzędowych aktów na stanowisku brytyjskiego premiera zmieniła ustawę o zmianie klimatu (2019), ustanawiając dla Wielkiej Brytanii prawnie wiążący cel osiągnięcia do 2050 roku zera netto emisji CO2, w przeciwieństwie do wcześniejszego celu, jakim była redukcja o 80%. W tamtym czasie, czyli w czerwcu 2019 r., Extinction Rebellion (ekstremistyczna organizacja pseudekologiczna) zakończyła właśnie dwutygodniową blokadę Oxford Circus, David Attenborough (znany popularyzator wiedzy przyrodniczej) gościł praktycznie cały czas na ekranie telewizora, ostrzegając przez klimatyczną apokalipsą, a rządy na całym świecie prześcigały się w oddawaniu hołdu Grecie Thunberg. Koszty osiągnięcia owego celu jedynie powoli przenikają do świadomości społecznej. Wyborcy, zasadniczo sympatyzujący z aktywistami klimatycznymi, mogą zmienić swoje zapatrywania, kiedy zdadzą sobie sprawę, że będą musieli zapłacić wiele tysięcy funtów, a nawet może im grozić utrata ich własnego domu.” [17]

Rachunek za realizację polityki „zerowej emisji netto CO2”. — tylko jeśli chodzi o sposób ogrzewania domów mieszkalnych — w tej chwili szacowany jest w Wielkiej Brytanii na 1 billion funtów, czyli 30 tysięcy funtów na każde gospodarstwo domowe. Taki wydatek byłby trudny do udźwignięcia dla wielu brytyjskich rodzin, nawet przed już obecnym zubożeniem społeczeństwa w wyniku lockdownów Covid-19. Najtańszy sposób zmiany sposoby ogrzewania domów mieszkalnych, jakiego wymaga zeroemisyjność, polega zastąpieniu pieców gazowo-olejowych pompami ciepła (10 tysięcy funtów, licząc z wyposażeniem pomocniczym) w połączeniu z modernizacją izolacji termicznej domów (średnio prawdopodobnie ok. 20 tys. funtów). Tak więc społeczeństwo brytyjskie wyda 1 bilion funtów na samą zmianę standardów ogrzewania pomieszczeń mieszkalnych.

Za co jeszcze trzeba będzie zapłacić? Jak pisze Mantford, pozostaje jeszcze: „koszt dekarbonizacji systemu wytwarzania energii elektrycznej, zastąpienie samochodów na benzynę i olej dieslowski pojazdami elektrycznymi, zaistalowanie urządzeń ładujących baterie pojazdów, wzmocnienie sieci energetycznej tak, aby mogła podołać zwiększonemu zapotrzebowaniu na energię, oraz uniezależnienie przemysłu, przewozów towarowych, transportu, transportu morskiego i rolinictwa od paliw kopalnych. Ile dokładnie to wszystko faktycznie będzie kosztować, obecnie można tylko zgadywać, ale z pewnością będzie to dużo więcej niż niż 100 tysięcy funtów na gospodarstwo domowe.” [16]

Nieznane są koszty związane ze zwiększonym zapotrzebowaniem na energię elektryczną (np. transport prywatny oparty na e-samochodach, ogrzewanie z użyciem pomp ciepła itd.). W praktyce dekarbonizacja brytyjskiego przemysłu może skończyć się też importem droższej stali i cementu. [17]

Dodatkowy koszt: farmy wiatrowe chłoną miliardy publicznych pieniędzy jak gąbka

Tylko sześć brytyjskich morskich farm wiatrowych otrzymuje obecnie każdego roku subsydia w wysokości 1,6 mld funtów. Publiczne dopłaty do trzech tych instalacji wynoszą rocznie ponad ćwierć miliarda funtów na jedną farmę morską. Tylko jednego dnia w kwietniu 2020 r. farma Hornsea One otrzymała niemal 1,5 mln funtów subsydiów. Hornsea One, najnowsza i największa z brytyjskich farm morskich, już niedługo będzie otrzymywać subsydia w wysokości ponad pół miliarda funtów rocznie. Taki poziom subsydiów oznacza to, że koszty ich budowy zwrócą się zaledwie po 6-7 latach, a przyszłe płatności publiczne będą stanowić ich czysty zysk. [18]

Analityk Global Warming Policy Foundation skomentował to w ten sposób: „Taki poziom zasiłków publicznych to nieprzyzwoitość. Za każdym razem kiedy nowa farma wiatrowa podłączana jest do sieci, odbiorca elektryczności dostaje dwukrotnie po kieszeni — w formie stale rosnących corocznych subsydiów publicznych wypłacanych operatorom, a także w postaci rachunku za szkody, jakie wynikają z tego dla stabilności sieci energetycznej.” [16]

Jak to wygląda w innych krajach europejskich? We Francji subsydia wypłacone całej energetyce wiatrowej za rok 2020 wyniosły 2,3 mld euro. Dla porównania odpowiada to 100 milionom dawek szczepionki antykowidowej (zakładając średni koszt dawki 23 euro). [19]

„W raporcie z roku 2015 „Énergie, l’Europe en réseaux”, opracowanym przez Michela Derdeveta dla prezydenta François Hollanda wskazano, że na budowę sieci elektroenergetycznych, zabezpieczających przed niestabilnością źródeł typu elektrownie wiatrowe, Francja musi wydać dodatkowo aż 40 miliardów euro (4000 km linii). UE na wybudowanie 50 000 km linii wysokiego napięcia wyda 700 miliardów euro.”

Andrew Mantford pisze dalej, że „wielką tajemnicą” dekarbonizacji jest to, że nie dysponujemy bezemisyjną (tj. spełniającą wymogi „zerowej emisji netto”) technologią zdolną do zbilansowania sieci energetycznej, kiedy zasilana jest ona przez morskie farmy wiatrowe (zgodnie ze strategią energetyczną rządu brytyjskiego). Z pewnością nie są nią akumulatory (oparte na nich systemy magazynowania energii), a technologia wykorzystującą elektrolizę wodorową będzie absurdalnie droga.

Zielona świadomość czy państwowy przymus?

W takiej sytuacji — pisze Manford — nieuchronnie idziemy ku racjonowaniu dostępu do energii elektrycznej, jako jedynej metody umożliwiającej bilansowanie podaży i popytu na energię w przypadku dłuższych okresów bezwietrznych (taki okres wystąpił w Wielkiej Brytanii w ciągu poprzednich dwóch tygodni). „To temu mają służyć inteligentne liczniki -– umożliwią administratorom sieci wyłączanie elektrycznych urządzeń w Twoim domu, aby zapobiec załamaniu się sieci. Tak, w Twoim mieszkaniu może być zimno, elektryczny samochód może nie móc ruszyć z miejsca, ale przynajmniej będzie światło.”

Komitet ds. Zmiany Klimatu (CCC), doradzający rządowi w sprawie dekarbonizacji, też nie za bardzo wierzy w „zielony entuzjazm” Brytyjczyków, bo domaga się pilnego wprowadzenia zakazu sprzedaży domów prywatnych bez odpowiedniej izolacji termicznej.

Ross Clark [20] ocenia, że jeśli propozycje komitetu CCC zostaną przyjęte, to dwie trzecie domów w Wielkiej Brytanii nie można będzie sprzedać bez ich dodatkowej (kosztowej) termoizolacji. Co więcej, rząd już zakazał wynajmowanie domów z najniższą oceną wydajności energetycznej (E). „Cóż to za absurd, że mogą ci zakazać sprzedaży twojego własnego domu, jeśli nie wypełnisz drakońskich nowych reguł ekologicznych (co poza tym kosztuje fortunę)”. [21]

Na początku kwietnia br. rząd brytyjski ostrzegł też, że grzejniki w domach muszą być ustawione na 10 stopni mniej niż obecnie, jeśli kraj ma osiągnąć „zerową emisję netto CO2”. [22] Jeśli także w tej sprawie Brytyjczycy wykażą za mało zielonego entuzjazmu, jedynym sposobem egzekwowania tego wymogu będzie zdalna kontrola poprzez domowe inteligentne liczniki?

Kogo najbardziej dotknie Zielony Ład? Konsekwencje polityczne

Cytowany już wcześniej Ross Clark [17] przypomina, że rząd ogłosił plan instalowania 600.000 pomp ciepła każdego roku do 2028 r. Jednocześnie rząd właśnie likwidował program Green Homes Grants, które miały pomóc ludziom o niskich dochodach.

Z podobną sytuacją mamy do czynienia w przypadku programu przejścia na (znacząco droższe od obecnych) e-samochody. Niewątpliwie skorzystają na tym bogatsi kierowcy — kiedy z dróg znikną samochody biedniejszych Brytyjczyków, to wygodniej nimi będzie jeździć. „Mieliśmy już (francuskie) doświadczenia z podwyżką podatku od paliw i „zółtymi kamizelkami”. Społeczeństwo zniesie sterowanie w kierunku dekarbonizacji w małej dawce, przez pewien czas. Jeśli jednak mały kuksaniec zmieni się w silne pchnięcie w plecy, to społeczeństwo odwróci się na pięcie i da w gębę swoim politycznym nadzorcom. A przy katastrofie tej skali, jaką będzie net zero, będzie się to im zdecydowanie należało”. [16]

Jest to groźna sytuacja zwłaszcza dla rządzących w Wielkiej Brytanii konserwatystów, którzy swój ostatni triumf wyborczy zawdzięczają głosom niższej „klasy pracowniczej” z tzw. czerwonej ściany na północy Anglii, „gdzie rachunki za ogrzewanie domu są wysokie, a takich sum, jakie są potrzebne do dekarbonizacji, nie znajduje się w materacach”.

W zamkniętym kręgu myślenia życzeniowego o „celach klimatycznych”

W najnowszym artykule Ross Clark [23] pisze o destruktywnej „kulturze wyznaczania celów” (ang. target culture), którą przejął konserwatywny premier Boris Johnson, po tym jak nawrócił się na wiarę w globalnej ocieplenie i porzucił swój wcześniejszy „sceptycyzm klimatyczny”.

Można dodać, że cała zachodnia polityka klimatyczna to seria głośnych ewentów publicznych, na których ogłasza się nowe, coraz bardziej „ambitne” cele ilościowe dotyczące coraz szybszej i głębszej redukcji emisji CO2, przy czym koszty dla społeczeństwa i sposoby realizacji (rozwiązania techniczne) tych celów wydają się być sprawą drugorzędną, która jakoś sama się rozwiąże.

W niedawnym wystąpieniu przed komisją brytyjskiego parlamentu Jamie Clark, dyrektor organizacji Climate Outreach, przestrzegał rząd przed błędami popełnionymi przez poprzednie ekipy rządowe, dla których każda nowa „zielona polityka” stanowiła „ostatnią szansę uratowania świata”. Społeczeństwo w końcu zaczyna traktować rząd i jego oświadczenia tak samo jak człowieka, który chodzi po ulicy z napisem: „Przygotuj się na koniec świata”. Ludzie pamiętają, że piętnaście lat temu mieli rzekomo tylko pięć lat, aby uratować Ziemię.

Ważniejsze jest to, że polityka skoncentrowana na wyznaczaniu ilościowych celów prowadzi do nieoczekiwanych i niezbyt pożądanych skutków. Prawdziwą obsesję na tym punkcie miał Toni Blair, były lewicowy premier. W dziedzinie opieki zdrowotnej Blair określił na przykład cel, że nikt nie może czekać dłużej 4 godziny na pomóc w szpitalnym oddziale ratunkowym. Wobec tego w brytyjskich szpitalach korytarze przemianowano na „jednostki ewaluacji klinicznej”.

Całkiem niedawno Boris Johnson dał kolejny przykład uprawiania polityki poprzez wyznaczanie celów ilościowych — ustanawiając jako prawnie obowiązujący cel jeszcze bardziej drastyczną redukcję emisji CO2 o 78% do 2035 r. w stosunku do poziomu z 1990 r. Johnson najwyraźniej spodziewa się, że postawienie takiego celu zachęci to prywatny biznes i podmioty publiczne, aby ten cel zrealizować.

W jakiś sposób wynalezione zostaną i przygotowane do wdrożenia niezbędne technologie, a społeczeństwo uda się przekonać, by zmieniło swoje stare przyzwyczajania. Wszyscy zastosujemy się do — dla przykładu — dekretu Komitetu ds. Zmiany Klimatu, byśmy jedli mniej mięsa i nabiału.

Jednak nie można tak prostu założyć, że technologia powstanie, ponieważ stworzono zachęty do jej wynalezienia. Ludzie popierający cele dotyczące zero netto często powołują się na zuchwałą obietnicę złożoną przez Johna F. Kennedy’ego, że człowiek dotrze na Księżyc przed końcem lat 60. XX wieku. Mniej chętnie pamiętają jednak o późniejszej obietnicy NASA, że człowiek wyląduje na Marsie do 1980 roku, lub to że pięćdziesiąt lat temu byliśmy rzekomo u progu posiadania nieograniczonej ilości praktycznie darmowej energii dzięki syntezie jądrowej. Niekiedy rozwój techniki zaskakuje nas pozytywnie, ale niekiedy rozczarowuje. Żadne ustanawianie ilościowych celów nie może pokonać praw fizyki. Czy będziemy w stanie zdekarbonizować produkcję stali i cementu w skali komercyjnej? Czy opanujemy technologię przechwytywania i magazynowania emisji CO2, która będzie praktyczna i na tyle bezpieczna, że CO2 nie wydostanie się z podziemnych zbiorników lub innych miejsc, gdzie będzie składowane? Tego jeszcze nie wiemy. Z drugiej strony, oczywiste powinno być, że bez tych technologii nie będziemy w stanie osiągnąć zerowego bilansu emisji CO2 — chyba że zadawala nas opcja propagowana przez Extinction Rebellion, czyli powrót do życia w biedzie jak przed epoką przemysłową.” [16]

Tłumaczenie, opracowanie i komentarz

Redakcja stopwiatrakom.eu

Przypisy:

(1) https://www.gov.pl/web/premier/premier-morawiecki-czyste-srodowisko-to-jest-nasz-narodowy-cel - publ. z dn. 23.04.2021 r.

(2) http://biznesalert.pl/oze-hamburg-baltyk-polska/

(3) https://www.eike-klima-energie.eu/2021/04/06/allstedt-in-niedersachsen-abbau-von-windanlagen-nach-auslauf-der-foerderung/

(4) http://stopwiatrakom.eu/wiadomo%C5%9Bci-zagraniczne/2966-niemiecki-federalny-trybuna%C5%82-obrachunkowy-skrytykowa%C5%82-koszty-transformacji-ener-getycznej-%E2%80%9Eenergiewende%E2%80%9D,-kt%C3%B3ra-sta%C5%82a-si%C4%99-zagro%C5%BCeniem-dla-niemieckiej-gospodarki.html – publ. z dn. 06.04.2021 r.

(5) Daniel Wetzel (redaktor naukowy) „Jetzt wird die Energiewende zur Gefahr für ganz Deutschland”, Die Welt, 31.03.2021 r. Przedruk w https://www.thegwpf.com/europes-heavy-industry-unlikely-to-survive-net-zero/?mccid=ec27d5320c&mceid=4961da7cb1  

(6)  https://www.theguardian.com/environment/2021/apr/23/revealed-uk-solar-projects-using-panels-from-firms-linked-to-xinjiang-forced-labour?CMP=ShareiOSAppOther – publ. z dn. 21.04.2021 r.

(7) https://wpolityce.pl/polityka/539342-nasz-wywiad-kurtyka-zielony-konserwatyzm-przybiera-na-sile

(8) https://wpolityce.pl/gospodarka/547922-rosnie-swiadomosc-ekologiczna-polakowkurtykato-milowy-krok

(9) https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/549334-sondaz-co-polacy-sadza-o-globalnym-ociepleniu-sprawdz   

(10) https://www.thegwpf.com/perceptions-of-climate-impacts-at-odds-with-scientific-data

(11) https://www.thesun.co.uk/news/14240903/lies-over-cost-of-net-zero-carbon/

(12) https://committees.parliament.uk/committee/62/environmental-audit-committee/news/152918/net-zero-impossible-unless-urgent-action-taken-on-energy-efficiency-this-decade/

(13) https://www.thegwpf.com/gwpf-welcomes-recognition-public-has-been-misled-over-net-zero-costs/  

(14) The Daily Telegraph - przedruk w https://notalotofpeopleknowthat.wordpress.com/2021/04/21/replacing-gas-boilers-to-hit-2035-climate-target-could-cost-households-up-to-25000/

(15) https://notalotofpeopleknowthat.wordpress.com/2021/03/22/govt-underestimates-net-zero-housing-refits-by-300-billion/

(16) Andrew Montford, „Net zero is a disaster waiting to happen”, 26.04.2021 - https://www.telegraph.co.uk/news/2021/04/25/net-zero-disaster-waiting-happen/?mc_cid=5b812ee402&mc_eid=4961da7cb1

(17) Ross Clark, "Net Zero’s spiralling costs will hit the poorest hardest", The Daily Telegraph, 06.04.2021 - przedruk: https://notalotofpeopleknowthat.wordpress.com/2021/04/06/ross-clark-in-the-telegraph-and-mail/

(18) https://notalotofpeopleknowthat.wordpress.com/2021/04/16/obscene-windfarm-subsidies-revealed-gwpf/

(19) https://epaw.org/documentspdf/comm%20coût%20de%20léolien%20décembre%202020.pdf  ; biuletyn FED z dn. 22.01.2021 r.

(20) Ross Clark, „Millions of Britons may be banned from selling their home if they don’t meet Net Zero rules", Daily Mail, 08.04.2021 - przedruk: https://www.thegwpf.com/millions-of-britons-may-be-banned-from-selling-their-home-if-they-dont-meet-net-zero-rules/

(21) https://www.dailymail.co.uk/debate/article-9438933/ROSS-CLARK-absurd-banned-selling-home-dont-meet-eco-rules.html

(22) https://www.telegraph.co.uk/environment/2021/04/04/home-radiators-will-have-ten-degrees-cooler-britain-reach-net/   

(23) Ross Clark: „Blairite climate targets will kill off support for the Tories’ green agenda”, The Daily Telegraph, 28.04.2021 — przedruk w: https://www.thegwpf.com/blairite-climate-targets-will-kill-off-support-for-the-tories-green-agenda/

 


Wszechobecna propaganda klimatyczna w mediach głównego nurtu oparta jest o kilka mitów, które są nieustannie promowane wbrew oczywistym faktom i elementarnej wiedzy naukowej, zwłaszcza mit o szkodliwości dwutlenku węgla i jego szczególnej roli gazu cieplarnianego. Poglądy przeciwne i poddające w wątpliwość „ustaloną naukę o klimacie” są zaciekle eliminowane z obiegu publicznego, wszystko po to, by nie dopuścić do powstania nawet najmniejszych wątpliwości wśród polityków, dziennikarzy i wyborców, a już szczególnie dzieci i młodzieży w wieku szkolnym. W ten sposób bełkot klimatyczny rozlewa się po infosferze publicznej i uniemożliwia rzetelną debatę o przyczynach, skutkach i kosztach „walki z klimatem”. Skala manipulacji i dezinformacji jest na tyle duża, że konieczne jest posługiwanie się zupełnie innymi pojęciami umożliwiającymi prawidłowe nazwanie rzeczywistości bez jej przeinaczania. Prawda sama się nie obroni i wymaga codziennej pracy a zwłaszcza posługiwania się innym językiem niż klimatyczni histerycy i naciągacze. Dlatego misją naszego portalu jest obrona prawdy naukowej i polskich interesów politycznych oraz gospodarczych w czasach inwazji post-prawd, kłamstw i przeinaczeń.

Wszystkim naszym darczyńcom serdecznie dziękujemy. Portal utrzymuje się wyłącznie z prywatnych datków i nie korzystamy z żadnych publicznych pieniędzy. Takie finansowanie gwarantuje nam pełną niezależność a Czytelnikom publikacje, których nie znajdziecie nigdzie indziej. Prosimy o wpłaty na konto w PKO BP SA: 53 1020 2791 0000 7102 0316 5867

Tytuł wpłaty: "Darowizna na stopwiatrakom.eu"

Dziękujemy Państwu za życzliwe wsparcie!