Wiadomości po angielsku
Nasze obrazy
Badania i dokumenty
„Zawsze myślałam, że specjaliści, którzy zezwalają na takie inwestycje i określają wytyczne dotyczące ich bezpieczeństwa, wykażą się należytą starannością. Zainteresują się naszym zdrowiem.”
Sandy McLeod, Kanada, prowincja Ontario [1]
W dniu 23 czerwca b.r. odbyło się w Warszawie branżowe spotkanie lobby wiatrakowego poświęcone kwestii oddziaływania turbin wiatrowych na zdrowie ludzi. Niedawno media opublikowały komunikat PSEW, w którym ta „organizacja społeczna” relacjonuje przebieg spotkania, w którym wzięło udział kilku naukowców prezentujących poglądy, które według opinii organizacji lobbystycznej są reprezentatywne dla nauki [2].
PSEW: POLSKA NIE POWINNA IGNOROWAĆ BADAŃ DOT. ENERGETYKI WIATROWEJ!
Po raz kolejny lobby miało okazję przedstawić opinii publicznej w Polsce swój własny pogląd na to, czym jest, a czym nie jest „prawdziwa nauka” według wiatrakowców. Generalnie obiektywną nauką dla PSEW jest to, co wskazuje na brak negatywnego oddziaływania (przynajmniej w sensie „bezpośrednim”, jak to się formułuje) farm wiatrowych na ludzi i ich zdrowie, czyli uzasadnia oddalenie turbin wiatrowych o co najwyżej 400-600 metrów. Wszystko, co temu zaprzecza, a więc masowe skargi sąsiadów farm wiatrowych na świecie, należą nie do sfery zjawisk akustycznych i medycznych, lecz do sfery psychologicznej. Według „nauki zaprezentowanej na seminarium” w Warszawie, ludziom trzeba zapłacić za „przywilej” życia pod wiatrakami. Pozostaje jeszcze „niewielka grupka” tych, których cierpienia wiążą się z głębszymi „uprzedzeniami” wobec energetyki wiatrowej, ale jak wiadomo, jeszcze się taki nie urodził, co by wszystkim dogodził.
W komunikacie prasowym PSEW wybija na pierwsze miejsce wystąpienie prof. B. Mroczek z Zakładu Nauk Humanistycznych w Medycynie na Pomorskim Uniwersytecie Medycznym w Szczecinie, według której: „Wyniki badań publikowanych w recenzowanych czasopismach wskazują, że mieszkańcy wyżej oceniają jakość życia i stan zdrowia, jeśli spodziewają się lub otrzymują korzyści ekonomiczne związane z inwestycją w turbiny wiatrowe (na przykład – bogacenie się gminy z tytułu odpłatnego użyczania gruntu pod elektrownie), niż respondenci, którzy nie posiadają takich dochodów. Deklarują też statystycznie istotnie niższe poziomy irytacji.”
Należy być świadomym, że istnieją grupy społeczne które, bez względu na konsekwencje zdrowotne, „skuszą się na przysłowiową marchewkę” dla każdej, nawet najbardziej niebezpiecznej dla zdrowia inwestycji.
PEŁEN OBIEKTYWIZM
Warto wiedzieć, że zainteresowania prof. Mroczek wpływem sąsiedztwa farm wiatrowych na „jakość życia” ludzi są nie tylko naukowe, ale i rodzinne. Prof. Mroczek jest bowiem żoną pierwszego prezesa PSEW i generalnie jednego z najważniejszych promotorów farm wiatrowych w Polsce od kilkunastu lat. Obecnie jest on prezesem zarządu jednej ze spółek wiatrowych (KRS: 0000033728), a główna siedziba PSEW do dzisiaj mieści się w Szczecinie.
Prof. Mroczek jest głównym autorem badań nie mających precedensu w nauce światowej. Otóż wykazały one, że subiektywnie odczuwana „jakość życia” ludzi jest tym wyższa, im bliżej farm wiatrowych żyją. Wynik tych badań byłby jednak bardziej przekonywujący, gdyby bardziej zadbano o ich metodologię [3].
Inną ciekawostką jest fakt, że publikując artykuł na ten temat w recenzowanym czasopiśmie naukowym (Open Access), prof. Mroczek zadeklarowała brak konfliktu interesów. Dotyczy to artykułu z roku 2015 r. (Mroczek B., Banaś J., Machowska-Szewczyk M., Kurpas D.: Evaluation of Quality of Life of Those Living near a Wind Farm, International Journal of Environmental Research and Public Health Int. J. Environ. Res. Public Health 2015, 12, 6066-6083), gdzie na stronie 6081 tego dokumentu znajduje się deklaracja autorów artykułu: „Conflicts of Interest: The authors declare no conflict of interest”. Deklaracja ta świadczy o złożeniu przez prof. B. Mroczek oświadczenia niezgodnego z prawdą.
Te konflikty dotyczą nie tylko związku małżeńskiego z założycielem lobby wiatrakowego w Polsce. Prof. Mroczek w przeszłości brała też wielokrotnie udział w organizowanych przez branżę konferencjach publicznych, na których zaprzeczano wszelkim negatywnym oddziaływaniom farm wiatrowych. Przykładem może być konferencja prasowa koncernu wiatrakowego, na którym jedynymi przedstawicielami nauki byli prof. Mroczek i emerytowany ornitolog prof. Busse [4]. Konferencja miała charakter czysto lobbystyczny.
Cytat z relacji prasowej [4]: Celem uczestniczących w konferencji: dr Bożeny Mroczek z Zakładu Zdrowia Publicznego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie, prof. Przemysława Busse ze Stacji Badania i Wędrówek Ptaków Uniwersytetu Gdańskiego, Radosława Sałacińskiego, dyrektora ds. rozwoju Eolfi Polska, Marcina Płoszki z Kancelarii Radców Prawnych Robaszewska&Płoszka oraz Macieja Gerca z Instytutu Millward Brown SMG/KRC było udowodnienie, że energetyka wiatrowa nie stanowi żadnego zagrożenia dla gospodarki rolnej i środowiska wiejskiego, a wręcz przeciwnie – stwarza im realne szanse rozwoju.”
Drugi z reprezentantów nauki, prof. Busse, jest znany na Warmii i Mazurach z tego, że w okresie kiedy z postępowania środowiskowego wyłączona była Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska, sporządził raporty środowiskowe uzasadniające budowę farm wiatrowych na obszarach Natura 2000. W innym przypadku prof. Busse przygotował raport środowiskowy dla farmy wiatrakowej liczącej ok. 30 wiatraków w ciągu miesiąca, co jest też swoistym rekordem w skali międzynarodowej. Szereg raportów środowiskowych przygotowanych przez prof. Bussego zostały uznane za „bezużyteczne” przez Regionalną Dyrekcję Ochrony Środowiska (dokument w posiadaniu redakcji).
Trzeba dodać, że publiczne wypowiedzi prof. Mroczek pozostawiają sporo wątpliwości co do jej faktycznego stanowiska naukowego. Z jednej strony ewidentnie identyfikuje się z tezą, że farmy wiatrowe nie stanowią „żadnego zagrożenia”, a z drugiej przy innej okazji wskazuje, że na temat „wpływu wiatraków na zdrowie mieszkańców i tzw. syndromu turbin wiatrowych” jest za mało badań, zwłaszcza w Polsce! Na spotkaniu z mieszkańcami gminy Repki zorganizowanym przez niemiecką firmę wiatrakową Sevivon w marcu 2015 r. prof. Mroczek „wyjaśniła, że publikacje na ten temat opierają się na wynikach badań z innych państw. W Polsce bowiem badań dotyczących wpływu wiatraków na zdrowie mieszkańców nie prowadzono” [5]. Pytanie dlaczego „wyniki badań z innych państw” nie mają zastosowania do ludzi żyjących w Polsce i jak to się stało, że takich badań w Polsce nie prowadzono, pomimo planów branży wiatrakowej, by zbudować w naszym kraju tysiące turbin wiatrowych w najbliższym sąsiedztwie domów ludzi?
Odnosząc się do treści wystąpienia prof. Mroczek na spotkaniu 23 czerwca br. w Warszawie, to można się z niego dowiedzieć, że nastawienia mieszkańców do życia w sąsiedztwie farm wiatrowych zależą także od kompensacji finansowych, jakie otrzymują z tytułu związanych z tym uciążliwości. Jest to dosyć oczywiste i trudno zrozumieć, dlaczego lobby wiatrakowe potrzebowało 15 lat, by to zrozumieć. Na świecie kompensacje tego typu przybierają zasadniczo dwie formy. Pierwsza dominuje np. w Australii, gdzie mieszkańcom wypłacane są odszkodowania w zamian za zobowiązanie do całkowitego milczenia w kwestii objawów zdrowotnych oraz faktu uzyskania takiego odszkodowania. Tzw. umowy kneblujące są zresztą nielegalne w tym kraju. Druga forma to tzw. energetyka obywatelska. Część okolicznych mieszkańców otrzymuje lub kupuje udziały w farmach wiatrowych. Do jakich patologii to prowadzi, przedstawiliśmy ostatnio w artykułach o niemieckich zagłębiach wiatrakowych w Szlezwiku-Holsztynie i we Wschodniej Fryzji [6].
Kolejnym prelegentem na spotkaniu 23 czerwca był dr Pohl z Niemiec. Nie budzi większego zaskoczenia, że dr Pohl nie ma żadnego przygotowania medycznego, ani akustycznego. Dr Pohl jest również psychologiem (zobacz: http://www.psych.uni-halle.de/abteilungen/sozial/mitarbeiter/pohl/1159230_1304271/ ), czyli bada jedynie nastawienia i zdrowie psychiczne sąsiadów farm wiatrowych a nie efekty zdrowotne, podobnie jak prof. B. Mroczek! Z Niemczech i Australii otrzymaliśmy materiały na temat działalności naukowej dr Pohla, które omówimy w osobnym artykule.
GURU ROZSTRZYGA
Kropkę nad „i” czerwcowego spotkania organizowanego przez PSEW postawił najważniejszy mówca, brytyjski akustyk dr Geoff Leventhall. Według Leventhalla, w kwestii analizy oddziaływania turbin wiatrowych na ludzi psychologia jest równie ważna jak akustyka.
W kilkuzdaniowej relacji z wystąpienia dr Levethalla ujawniły się jednak główne problemy, z jakimi boryka się nauka, która stara się ułatwić „rozwój energetyki wiatrowej” na świecie, tzn. stara się wykazać, że nie ma żadnych powodów, by elektrownie wiatrowe (coraz częściej mające 200 metrów wysokości) stawiać dalej niż 400-600 metrów od domów.
Mianowicie dr Leventhall, podczas spotkania, mówił o „średnim” poziomie hałasu pochodzącym od turbin. Tymczasem istnieje bardzo bogata literatura pokazująca, do jakich konsekwencji prowadzi traktowanie natężenia i uciążliwości hałasu z turbin w sposób „uśredniony”. Regulator publiczny akceptuje bowiem w ten sposób katusze doświadczane przez sąsiadów, kiedy hałas jest powyżej tej średniej lub ich źródłem są właśnie wahania natężenia hałasu.
Oparcie się wyłącznie o średnie, długookresowe (dobowe, roczne) wskaźniki poziomu hałasu powoduje, że nie są ani analizowane ani uwzględniane znaczne wahania ciśnienia akustycznego występującego w krótkich odstępach czasu, tak charakterystyczne dla hałasu pochodzącego od turbin wiatrowych, które to zmiany ciśnienia są główną przyczyną skarg osób zmuszonych do zamieszkiwania w ich pobliżu.
Mówiąc o 40dB(A) jako o limicie proponowanym przez WHO dla hałasu nocnego, dr G. Leventhall zapomniał, że znaczna część komponentów o niskiej częstotliwości w hałasie (a tak jest w przypadku turbin wiatrowych) może znacznie zwiększyć negatywny wpływ na zdrowie. I to WHO zaleca 30 dB(A) jako „granicę” dobrze przespanej nocy, bowiem ilość skarg znacznie wzrasta, gdy poziom hałasu przekracza 35dB(A), ale ten problem jest całkowicie marginalizowany przez lobby wiatrowe oraz dr G. Leventhalla.
Należy pamiętać, ze dr G. Leventhall jest autorem i współautorem dokumentów wykonywanych na zlecenie lobby wiatrowego, które to dokumenty były często poddawane ostrej krytyce przez niezależnych badaczy na całym świecie. Sztandarowym przykładem dokumentu współautorstwa dr J. Leventhalla jest zamówiony przez północno-amerykańskie lobby wiatrowe raport p.t. „Wind Turbines Sound and Health Effects-An Expert Panel Review” z 2009 r. Raport opracowany został na potrzeby dwóch stowarzyszeń działających na polu energetyki wiatrowej: American Wind Energy Association oraz Canadian Wind Energy Association. Raport ten został niezwykle ostro skrytykowany przez międzynarodowe środowisko naukowe, jako typowy lobbystyczny dokument, negujący nawet badania i zalecenia Światowej Organizacji Zdrowia (WHO).
W bogatej działalności pozanaukowej dr Leventhalla przejawia się też wątek tzw. „niewielkiej grupki” ludzi odczuwających „ponadnormatywne” oddziaływania farm wiatrowych. Liczba wiatraków na świecie sięga już blisko 150 tysięcy. Wynika z tego, że dr Leventhall jest gotów odebrać prawo do zdrowia i życia w spokoju tysiącom ludzi.
W szczególności z innych wypowiedzi dr Levethalla wynika, że wie on, iż „syndrom turbiny wiatrowej” jest czymś rzeczywistym. [7]
O karierze i poglądach dr Leventhalla, który odegrał kluczową rolę w powstaniu, a następnie w obronie „kanonu wiedzy”, który lobby wiatrakowe uznaje za niezbędny do swojego rozwoju, pisaliśmy już obszernie i nie będziemy do tego wracać [8]. Jest oczywiste, że dr Leventhall jest częścią lobby wiatrakowego i stąd nie dziwi jego obecność na spotkaniu w Warszawie.
W kontekście tych wszystkich rozważań nad „psychologią sąsiada farmy wiatrowej” zupełnie zaskakująco brzmi krótka wypowiedź prof. Mroczek, która zgodnie z nagraniem znajdującym się w posiadaniu redakcji miała powiedzieć w konkluzji swojego wystąpienia, że: „nikt na dzień dzisiejszy nie może stwierdzić, że turbiny wiatrowe szkodzą, bądź nie, zdrowiu.”
Znowu powstaje pytanie, jak to się stało, że na świecie jest już ponad 150 tysięcy turbin wiatrowych, które w gęsto zaludnionych krajach świadomie buduje się tuż obok domów ludzi, a dalej nic nie wiadomo, zdaniem polskiej ekspertki, na temat ich szkodliwości dla ludzi? Jak wypowiedź prelegentki ma się do głównego „przesłania” konferencji, które wybiły polskie media [2], że nie ma żadnych podstaw merytorycznych do ochrony ludzi, przy zachowaniu zasady ostrożności, przed tym zagrożeniem?
LOBBY JAKO RECENZENT NAUKOWY
Co jednak z bogatym rosnącym dorobkiem nauki, który wskazuje, że zbyt bliska lokalizacja turbin wiatrowych rodzi realne i nieakceptowalne problemy ze zdrowiem? Tutaj PSEW i branża wiatrakowa ostrzegają przed rozpowszechnieniem się „niechęci” czy „wrogości” wobec bezpiecznej dla ludzi i środowiska przemysłowej energetyki wiatrowej.
W taką pułapkę wpadł, według PSEW, Polski Instytut Zdrowia Publicznego-Państwowy Zakład Higieny, którego bibliografia przedmiotu (blisko 500 pozycji) ma zawierać wiele takich „nieobiektywnych” pozycji [9].
Zmusiło to prezesa PSEW do obrony obiektywności naukowej w wywiadach, które ukazały się w mediach na początku lata. Po przeanalizowaniu prawie 500 pozycji naukowych, na których PZH oparł swoją rekomendację dotyczącą oddalenia turbin wiatrowych od domów [6], uwzględniając zasadę przezorności na korzyść ludzi mieszkających w sąsiedztwie farm wiatrowych, prezes PSEW wystąpił w obronie obiektywności nauki, według własnych kryteriów.
Co zatem PZH uwzględnił w stopniu nadmiernym, tak że zdradził ideał obiektywności nauki według kryteriów PSEW?
Krótko mówiąc, literaturę, która nie mieści się w ramach „kanonu wiedzy” uznawanego przez PSEW za obowiązujący.
Dlaczego te opracowania są podejrzane? Rozumiemy, że odpowiedź kryje się we wskazaniu przez prezesa PSEW na fakt uwzględnienia publikacji kanadyjskiej Society for Wind Vigilance.
Zacytujmy prezesa PSEW [10]:
Lektura wybranych i rekomendowanych materiałów źródłowych narzuca wątpliwości, czy PZH nie stało się stronnikiem w dyskusji, w której powinno być obiektywnym arbitrem. Wydaje się, że Instytut jednostronnie uwzględnił w swoim stanowisku głównie najbardziej restrykcyjne wnioski wysnute w oparciu jedynie o wybrane spośród obszernej listy publikacje, sceptycznie odnoszące się do energetyki wiatrowej. Licznie reprezentowaną kategorią źródeł są publikacje autorów otwarcie działających w międzynarodowych organizacjach antywiatrowych, takich jak The Society for Wind Vigilance – mówi Wojciech Cetnarski, prezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej.
Po sprawdzeniu okazuje się, że w liczącej 487 pozycji bibliografii PZH znajdują się 4 (cztery) pozycje sygnowane przez Society for Wind Vigilance, czyli mniej niż 1 procent.
Jeszcze większe zdziwienie budzi jednak w nas zakwalifikowanie przez prezesa PSEW Society for Wind Vigilance do przeciwników energetyki wiatrowej. Według naszej wiedzy bowiem, SWW wspierała badania nad oddziaływaniem turbin wiatrowych na ludzi, a jednocześnie proponowała inwestorom współpracę przy określaniu bezpiecznych lokalizacji turbin wiatrowych. Nie wydaje nam się, że taka oferta wskazuje na wrogość wobec energetyki wiatrowej.
W związku z tym zwróciliśmy się do dr McMurty’ego, założyciela i prezesa SWW w okresie, w którym ukazały się publikacje wymienione w bibliografii PZH, z prośbą o ustosunkowanie się do zarzutu prezesa PSEW.
Otrzymaliśmy następujące oświadczenie:
W odpowiedzi dr McMurty stwierdził, że jako założyciel i prezes Towarzystwa w latach 2010-2012 uznawał, a obecnie w dalszym ciągu popiera cele Towarzystwa, do których zalicza się w szczególności „bezpieczna lokalizacja turbin wiatrowych zgodnie z wynikami badań nad zdrowiem ludzi”. Innym z celów Towarzystwa jest „konstruktywna współpraca z zainteresowanymi stronami w celu zapewnienia, że wytyczne w zakresie inwestycji energetyki wiatrowej zapewniają ochronę zdrowia i bezpieczeństwa lokalnych społeczności; jak również czujne monitorowanie i długookresowy nadzór nad takimi inwestycjami w odniesieniu do ryzyka dla zdrowia związanego z przemysłowymi turbinami wiatrowymi”.
„Krótko mówiąc”, pisze dalej dr McMurty, „Towarzystwo stoi na stanowisku ochrony zdrowia, a nie w opozycji do przemysłowych turbin wiatrowych. Wszystkie systemy prawne (jurysdykcje) zawierają regulacje dotyczące lokalizowania turbin wiatrowych. Towarzystwo stoi na stanowisku, że takie przepisy powinny być oparte na najlepszej dostępnej wiedzy.”
Nie sądzimy, by prezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej zakwestionował publicznie obiektywizm naukowy najważniejszej instytucji naukowej w Polsce zajmującej się ochroną zdrowia publicznego (tj. Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego – PZH) nie zapoznawszy się uważnie wcześniej z publikacjami zawartymi w bibliografii PZH.
Pozostaje więc jedynie wnioskować, że PSEW uznaje założenia Society for Wind Vigilance, wskazane wyżej, za postawę z jakiegoś powodu niezgodną z nastawieniem obiektywnego badacza oddziaływania turbin wiatrowych na ludzi.
NIEZALEŻNI BADACZE
Z relacji osób obecnych podczas czerwcowego spotkania w Warszawie wynika, że oprócz wymienionych powyżej, spotkanie zaszczyciła również p. prof. M. Pawlaczyk-Łuszczyńska z Zakładu Zagrożeń Fizycznych Instytutu Medycyny Pracy im. prof. J. Nofera w Łodzi oraz dr J. Szulczyk, właściciel laboratorium akustycznego.
Ogromne zdziwienie budzi wypowiedź p. prof. M. Pawlaczyk-Łuszczyńskiej w ramach odpowiedzi na pytanie uczestnika spotkania. Okazało się bowiem, że według Pani Profesor problemem jest wyłącznie hałas słyszalny pochodzący od turbin, podczas gdy już powszechnie wiadomo, że oprócz hałasu słyszalnego, problemem bardzo poważnym, mającym wpływ na zdrowie sąsiadów farm wiatrowych, są również infradźwięki, które Pani Profesor starała się w swojej wypowiedzi zmarginalizować, a nawet w pełni zignorować.
Dr J. Szulczyk, w swojej prezentacji, skupił się na opisie i gloryfikowaniu metody ISO-9613-2, o której powszechnie już wiadomo, że nie jest odpowiednią dla prognozowania hałasu od turbin wiatrowych, między innymi z racji konsekwencji wynikających głównie (choć nie tylko) z położenia źródła hałasu nad poziomem terenu znacznie przewyższającym limit 30m. Dr J. Szulczyk jest autorem wielu raportów ooś oraz wykonawcą pomiarów porealizacyjnych dla farm wiatrowych. Wszystkie te działania wykonywane są na zlecenie i za pieniądze branży wiatrowej. W swojej prezentacji omówił najbardziej kontrowersyjny sposób redukcji hałasu turbin wiatrowych, a mianowicie Noise Reduction Systems (NRS), sprowadzający się w rzeczywistości do deklaracji producentów turbin o możliwości zmniejszenia poziomu hałasu poprzez zmniejszenie obrotów turbiny. Należałoby jednak tutaj zadać sobie pytanie, po co budować turbiny o wysokiej mocy akustycznej, skoro już z fazy prognozowania pola akustycznego wynika, że ta moc w konkretnych uwarunkowaniach projektu jest za wysoka i powoduje przekroczenia wartości dopuszczalnych. Odpowiedź na to pytanie jest bardzo prosta. W praktyce system NRS wcale nie musi funkcjonować, bo właściciel farmy nie jest zainteresowany spowalnianiem pracy turbiny i tego nikt nie sprawdza. Mniejsze obroty turbiny - mniej wygenerowanego prądu i w konsekwencji mniejszy dochód! Kto byłby tym zainteresowany?
Z niepokojem obserwowaliśmy również przygotowania do tego lobbystycznego, warszawskiego spotkania na stronach PSEW. Okazuje się, że w pierwotnym programie tego „zlotu gwiazd” figurowały wystąpienia przedstawicieli dwóch prestiżowych instytutów badawczych. Ostatecznie, w realizowanym programie spotkania tych dwóch wystąpień zabrakło. Według naszej wiedzy organizator wpisał te dwie instytucje bez ich wiedzy. W jakim celu? Aby podnieść „wagę” tego spotkania i „nagonić” sobie słuchaczy?
PO CO KOMU WIARYGODNOŚĆ NAUKI?
Branża wiatrakowa ma szczególny stosunek do nauki i obiektywizmu naukowego.
Lektura dokumentów przedstawiających plany branży w naszym kraju, a w szczególności realizacja „potencjału energetyki wiatrowej”, o której mówi, wskazuje, że nie zakładają one praktycznie żadnego marginesu tolerancji dla dowodów ujemnego oddziaływania turbin wiatrowych na jakość życia i zdrowia sąsiadów turbin wiatrowych.
Jeszcze większy kłopot stanowi ochrona zdrowia publicznego, która musi przecież uwzględniać międzynarodową „zasadę przezorności”, działającą na korzyść ludzi, a nie branży.
Taki jest nasz plan i nasze prawo -- i nie próbujcie nas powstrzymać! – głosi branża, która powstała i funkcjonuje wyłącznie na garnuszku podatnika.
Jest to o tyle niebezpieczne, że niezależność nauki i swoboda badań naukowych jest niezbędnym warunkiem racjonalności w życiu współczesnego społeczeństwa. Zgodność z interesem partykularnym (np. określonej branży) nie może być w żadnej mierze wyznacznikiem obiektywizmu naukowego.
Opracowanie i tłumaczenie redakcja stopwiatrakom.eu
Przypisy
[1] Reportaż TV kanadyjskiej „Down Wind” (2014) - http://stopwiatrakom.eu/194-wiadomo%C5%9Bci-z-zagranicy/1393-kanada-prowincja-ontario-wstrz%C4%85saj%C4%85cy-film-dokumentalny-o-ofiarach-i-w%C5%82adcach-wielkiego-wiatru.html
[2] http://gramwzielone.pl/energia-wiatrowa/22262/psew-polska-nie-powinna-ignorowac-badan-dot-energetyki-wiatrowej ; http://biznesalert.pl/naukowcy/ .Portal gramwzielone.pl dał tej relacji tytuł: „PSEW: Polska nie powinna ignorować badań dot. energetyki wiatrowej”. Natomiast biznesalert.pl zatytułował swój artykuł: „Naukowcy: Przeciwnikami wiatraków kierują uprzedzenia, a nie merytoryka”.
[3] Mroczek B, Kurpas D, Karakiewicz B. Influence of distances between places of residence and wind farms on the quality of life in nearby areas. Ann Agric Environ Med. 2012; 19(4): 692-696. Metodologię artykułu krytykował m.in. dr Christopher Hanning, wybitny eskpert w dziedzinie zaburzeń snu, w tym powodowanych przez turbiny wiatrowe, w opinii biegłego w sprawie White Pines Wind Farm, wrzesień 2015, str. 29 (kopia w posiadaniu redakcji). Wyniki badań pod kierunkiem B. Mroczek są niezgodne z ogromną większością tego typu badań zrealizowanych na świecie. Według dr Hanninga, przedstawione wyniki są bezwartościowe, ponieważ badanie objęło osoby w ogóle nie narażone na hałas turbin i mieszkające w odległości większej niż 1,5 km od turbin. Nie uwzględniono także interesu materialnego w farmie wiatrowej.
[4] http://agro-technika.pl/archiwa/farmy-wiatrowe-szansa-czy-zagrozenie/ (ostatni dostęp wiosna 2016) -- w Centrum Prasowym PAP w Warszawie odbyła się konferencja prasowa „Poziom akceptacji społecznej dla farm wiatrowych”, poświęcona nastawieniu społeczeństwa do energetyki wiatrowej na terenach, gdzie działają farmy wiatrowe.
Organizatorem konferencji była Eolfi Polska (spółka należąca do międzynarodowej Grupy Veolia Environment). Według informacji uzyskanej w Centrum Prasowym PAP, poza cytowanym artykułem nie istnieje żaden inny zapis przebiegu tej konferencji.
[5] http://www.zyciesiedleckie.pl/sokolow-podl/11315-chca-budowac-wiatraki
[6] http://stopwiatrakom.eu/194-wiadomo%C5%9Bci-z-zagranicy/1897-niemcy-szlezwik-holsztyn,-3000-wiatrak%C3%B3w-i-co-si%C4%99-podoba-senatorowi-waldemarowi-bonkowskiemu-pis.html ; http://stopwiatrakom.eu/194-wiadomo%C5%9Bci-z-zagranicy/1763-niemcy-die-welt-pisze,-%C5%BCe-ro%C5%9Bnie-op%C3%B3r-przed-%E2%80%9Ewiatrakow%C4%85-pustyni%C4%85%E2%80%9D-%E2%80%93-z%C5%82o%C5%BCono-skarg%C4%99-konstytucyjn%C4%85-na-brak-ochrony-ludno%C5%9Bci-przed-emisjami-akustycznymi-turbin.html ; http://stopwiatrakom.eu/194-wiadomo%C5%9Bci-z-zagranicy/1899-niemcy-wschodnia-fryzja-kiedy-powiat-jest-inwestorem-i-buduje-wiatraki.html
[7] W szczególności w wypowiedzi na seminarium australijskiego NHMRC w Canberze w 2011 r.