Wiadomości po angielsku
Nasze obrazy
Badania i dokumenty
Polskie Sieci Elektroenergetyczne udostępniły dane dotyczące wymiany handlowej energii elektrycznej w latach 2016 i 2017. Z opublikowanych danych wynika, że znacząco wzrósł import energii elektrycznej do Polski. Są to dane niepokojące i świadczą o tym, że nasz system jest coraz mniej samowystarczalny a zatem maleje nasza niezależność i bezpieczeństwo energetyczne. Wszystko w myśl prostej zasady, że im więcej importowanej energii w systemie energetycznym, tym słabiej możemy go kontrolować i mamy mniej korzyści z niego.
Niedawno PSE udostępniło dane dotyczące wymiany handlowej energii elektrycznej, które pokazują, że zaczyna nam powoli brakować mocy, którą trzeba uzupełniać importem. To już kolejny, czwarty rok z rzędu, kiedy mamy ujemne saldo w handlu energią elektryczną. Biorąc pod uwagę to, że sukcesywnie rośnie zużycie energii elektrycznej w Polsce oraz planowane są kolejne wyłączenia i remonty jednostek konwencjonalnych, między innymi ze względu na wymogi unijne (BAT, Pakiet zimowy), to rysuje się przed polską energetyką ponura przyszłość kraju uzależnionego od dostaw energii z zewnątrz. Za taką sytuację płaci się podwójnie – wyższą ceną i słabą pozycją polityczną.
Jakub Kajmowicz na portalu energetyka24.com w swoim komentarzu pt.; „Potop szwedzki" w elektroenergetyce? Rośnie import energii do Polski, pisze:
Z informacji przekazanych nam przez PSE wynika, że w 2017 roku import energii elektrycznej do Polski osiągnął zawrotny pułap 6753,4 GWh - w porównaniu do 4929 GWh w roku 2016. Najwięcej energii zakupiliśmy ze Szwecji (3141,1 GWh) - ujmując rzecz w nieco szerszym horyzoncie czasowym, Szwedzi w ostatnich 7 latach byli największym importerem prądu do Polski, z wyłączeniem roku 2013, kiedy to nieznacznie wyprzedzili ich Ukraińcy. Wracając jednak do 2017 r. - prąd odebraliśmy także z Litwy (1559,7 GWh), Ukrainy (894,8 GWh), Niemiec (839,5 GWh) oraz Czech (309,1 GWh). Niewielki był natomiast wolumen energii, który napłynął do nas z kierunku słowackiego - zaledwie 9,2 GWh.
W raportowanym okresie polskie firmy sprzedały za granicę 4159,2 GWh energii elektrycznej. Naszymi największymi odbiorcami byli odpowiednio: Niemcy (1862,7 GWh), Słowacy (829 GWh), Czesi (823,6 GWh), Litwini (498,1 GWh) oraz Szwedzi (498,1 GWh). [1]
Bilans wymiany handlowej jest dla polskiej gospodarki niekorzystny już od kilku lat. Sytuacji nie poprawiły zainstalowane moce wiatrowe, których mamy dzisiaj prawie 6 tys. MW, a więc więcej niż Dania uchodząca za symbol wiatrakowego raju. Importowaliśmy też niemiecką energię elektryczną i co może budzić zaskoczenie to to, że same Niemcy chlubiące się gigantycznymi ilościami nadwyżki energii z wiatraków same musiały ratować się importem energii z Polski, gdy wiatraki stały. Najwięcej energii wyeksportowaliśmy właśnie na zachód (1862,7 GWh). Widać z tego, że niemiecka Energiewende oparta o niestabilną i nieprzewidywalną energię z wiatru i słońca po prostu rozregulowuje europejski rynek energii.
O coraz poważniejszym kryzysie niemieckiej transformacji energetycznej pisze też Jakub Wiech w komentarzu pt.: Brudne początki kryzysu Energiewende: burzone kościoły, wypędzenia. W związku z koniecznością rozbudowy odkrywkowej kopalni węgla brunatnego Garzweiler wysiedlono mieszkańców kilkunastu osad a sprawa nabrała medialnego rozgłosu gdy okazało się, że trzeba wyburzyć niewielki neoromański kościół pod wezwaniem św. Lamberta znajdujący się w miejscowości Immerath. Tak więc na ołtarzu zielonego komunizmu został złożony zabytkowy kościół. To bardzo symboliczny znak naszych czasowych, będących następstwem unijnej polityki klimatyczno – energetycznej.
Jakub Wiech pisze:
Niemiecka Energiewende już od jakiegoś czasu zmaga się z poważnymi kłopotami. Pomimo tego, że na przestrzeni lat 2015-2016 RFN zwiększyło moce swych jednostek wiatrowych o 10% a słonecznych o 2,5%, to w 2016 roku ze źródeł tych wygenerowano o 1% mniej energii elektrycznej. Odpowiedzialna za to jest pogoda, która szczędziła Niemcom dni słonecznych i wietrznych. Choć obrońcy Energiewende tłumaczą, że winę za taki stan rzeczy ponoszą też straty sieciowe oraz wciąż niewystarczająca energooszczędność budynków, to jednak trudno przyjąć, że poprawa kondycji linii energetycznych i lokali da Niemcom więcej wiatru i słońca. Zresztą, śledząc wykresy produkcji energii w Niemczech, można zauważyć, że w czasie tzw. doliny nocnej, za ok. 80-90% produkcji energii odpowiadają źródła konwencjonalne, których Niemcy mają całkiem sporo - z węgla kamiennego i brunatnego produkuje się tam wciąż ok. 42% energii.(…)
Sytuacja wsi Immerath to kolejny akord coraz bardziej dramatycznej pieśni o krachu Energiewende. Problemy z redukcją emisji dwutlenku węgla, niestabilność i nieefektywność finansowa odnawialnych źródeł energii, petryfikowanie udziału węgla w miksie energetycznym – te czynniki wskazują dobitnie, że transformacja energetyczna zachodniego sąsiada Polski zaczyna uginać się pod własnym ciężarem. Dostrzega to już klasa polityczna. Pozostaje jednak pytanie, kiedy dostrzegą to również inne kraje Unii Europejskiej, wypełniające wymogi forsowanej przez Niemcy polityki energetycznej. [2]
[Nasz komentarz] Sytuacja w polskiej energetyce nie nastraja optymizmem, gdyż bilans wymiany energii z naszymi sąsiadami jest coraz bardziej niekorzystny. Zaczynamy kupować energię za granicą, a sprzedajemy mniej niż kupujemy. Z jednej strony, na przestrzeni ostatnich lat zwiększyły się możliwości handlu energią z zagranicą (wzrost przepustowości na granicach). Z drugiej jednak strony pogarszający się stan mocy wytwórczych i brak realnej perspektywy budowy nowych bloków energetycznych na węgiel.
Dopiero co uchwalona ustawa o rynku mocy pozwoli zapewne odbudować pozycję finansową energetyce konwencjonalnej, gdyż będzie możliwe płacenie elektrowniom za gotowość do produkcji energii, a nie tylko za jej sprzedaż. Niemniej jednak, wobec natarczywej unijnej polityki, która walczy z węglem i emisją CO2 już na wszystkich frontach, należy spodziewać się powrotu problemu wiatraków. Zatwierdzenie przez Komisję Europejską programu pomocowego dla „zielonej” energetyki wartego 40 mld zł oznacza tylko tyle, że są pieniądze, o które będą się bili wszyscy, także wiatrakowcy. Dlatego z dużym niepokojem czekamy na nowelizację ustawy o OZE, która wg zapowiedzi Ministerstwa Energii ma trafić pod obrady Sejmu w I kwartale 2018 r.
Biorąc pod uwagę to, że nową ustawę o elektromobilności uchwalono w 3 dni, mimo jej oczywistych wad, to widać, że zrekonstruowany rząd jest mocno zdeterminowany, by zamknąć wszystkie bolesne tematy i skupić się na swoich priorytetach. Jesienne wybory samorządowe oznaczają bowiem tylko jedno. Nie może być żadnych kontrowersji, a pokazywane będą same sukcesy. Oby tylko nikt w rządzie nie wpadł na pomysł, że wiatrakami można mieć sukces.
Sadźmy lasy rozbierajmy wiatraki
Redakcja stopwiatrakom.eu
Przypisy:
[1] http://www.cire.pl/item,156910,13,0,0,0,0,0,co-piszczy-w-trawie-polskiej-elektroenergetyki.html
Źródło:
http://www.cire.pl/item,156917,1,0,0,0,0,0,rz-import-energii-do-polski-moze-wzrosnac.html