Skip to main content
Prawda o wiatrakach

StopWiatrakom.eu
OGÓLNOPOLSKI SERWIS PRZECIWNIKÓW ZBYT BLISKIEJ LOKALIZACJI WIATRAKÓW OD DOMÓW.

Prawda o wiatrakach

StopWiatrakom.eu
OGÓLNOPOLSKI SERWIS PRZECIWNIKÓW ZBYT BLISKIEJ LOKALIZACJI WIATRAKÓW OD DOMÓW.

Prawda o wiatrakach

StopWiatrakom.eu
OGÓLNOPOLSKI SERWIS PRZECIWNIKÓW ZBYT BLISKIEJ LOKALIZACJI WIATRAKÓW OD DOMÓW.

Opublikowano: 26 marzec 2018

Na portalu cire.pl ukazał się artykuł Jerzego Lipki pt.: „Niemiecki neokolonializm energetyczny”. Autor wprost mówi o tym, dlaczego Niemcy narzucają swój model energetyczny innym krajom członkowskim Unii Europejskiej. Niemiecka Energiewende z jednej strony powoduje coraz większe uzależnienie UE od importu surowców energetycznych ale z drugiej, zapewnia zbyt produkowanych turbin wiatrowych i paneli fotowoltaicznych. Jeśli do tego dodamy unijne regulacje prawne wymuszające stosowanie OZE w mixach energetycznych krajów członkowskich i rozbudowany system dopłat i dotacji, które później pośrednio wracają do Niemiec, jako głównego producenta technologii OZE, to mamy pełny obraz zielonego neokolonializmu.

Jerzy Lipka w swoim artykule opisał w sposób jasny i konkretny na czym polega polityka niemieckiej transformacji energetycznej. Piszemy o tym od lat na łamach portalu stopwiatrakom.eu i nasz pogląd w tej sprawie przebija się do mediów głównego nurtu. Zastanawiamy się jedynie, czy nasz rząd zechce wziąć to pod uwagę w swoich decyzjach związanych z polityką energetyczną kraju? Nie wiemy czy premier Morawiecki ma jakiś doradców od tych spraw, bo mamy wrażenie, że niekoniecznie i swoje działania opiera o jakieś fałszywe wiadomości podsuwane mu przez zwolenników energetyki odnawialnej lub z rynków finansowych.

Pisząc o energetyce, nie można dzisiaj nie uwzględniać bieżącej sytuacji politycznej w  Niemczech, bo właśnie ten kraj, w znacznym stopniu determinuje działania naszych polityków, m.in. przez kontrolowane przez rząd federalny media działające na polskim rynku oraz przez jawnie proniemieckie stronnictwo polityczne. Nad Renem i Łabą mamy już nowy rząd, jeszcze bardziej odchylony na lewo w stronę zielonego komunizmu niż poprzedni skład. Jak się okazuje koalicyjna CDU/CSU/SPD, mimo zmian personalnych na szczeblu ministrów, konsekwentnie zmierza do narzucenia niemieckiego modelu energetycznego innym krajom członkowskim Unii Europejskiej. Jerzy Lipka przywołuje w swoim artykule fragment umowy koalicyjnej, by pokazać w jaki sposób Niemcy dbają o swoje interesy gospodarcze przy pomocy regulacji prawnych na poziomie unijnym.

Umowa koalicyjna niemieckich partii – co to oznacza dla polskiej energetyki?

(…) osadzenie Energiewende w kontekście europejskim otwiera szansę na zmniejszenie kosztów i wykorzystanie efektu synergii. Chcemy dodatkowych możliwości rozwoju i wzrostu zatrudnienia w Niemczech oraz możliwości eksportowych dla niemieckich firm na rynkach międzynarodowych". (wyróżnienie redakcji) [1] Co należy rozumieć, jako agresywne wspieranie własnego przemysłu przy pomocy unijnych regulacji prawnych, które promują m.in. wytwórców OZE.

Dalej Jerzy Lipka pisze, że rozwój OZE nie powoduje znaczącego spadku emisji CO2, ale paradoksalnie w samych Niemczech emisja CO2 wzrosła, o czym też już pisaliśmy. [2] Wiemy już też, że rozwój OZE potrzebuje funkcjonowania równolegle pracującego, rezerwowego sytemu energetycznego, opartego na energetyce konwencjonalnej, działającego w celu zabezpieczenia stabilności dostaw energii elektrycznej. Same OZE nie są w stanie udźwignąć ciężaru utrzymania systemu elektroenergetycznego w ruchu.

„Oto fragment umowy koalicyjnej między dwoma największymi stronnictwami politycznymi w Niemczech, która jasno i dobitnie określa główne cele niemieckiej polityki w Europie. Należy do nich narzucanie innym krajom niemieckiego modelu rozwoju energetyki, opartego w teorii na rozwoju sektora OZE (źródeł wiatrowych i słonecznych). Ale w praktyce to OZE wsparte musi być masowym rozwojem szczytowych źródeł opalanych gazem oraz, choć tego się głośno nie mówi, swoistym „powrotem do przeszłości" czyli budową nowych elektrowni systemowych opalanych węglem brunatnym! Połączonych oczywiście z budową nowych odkrywek tegoż węgla i masowej dewastacji ziemi i przyrody.”

Kosztowny zielony eksperyment

W artykule Jerzego Lipki nie zabrakło informacji o ogromnych kosztach „zielonej” transformacji energetycznej.

„Koszty tego eksperymentu przerosły wszelkie wyobrażenia i początkowe nawet najbardziej pesymistyczne szacunki. Gdy u zarania "energetycznej transformacji" jeden z ministrów stronnictwa "Zielonych" oznajmił, że koszt "Energiewende" zamknie się w przeliczeniu na mieszkańca ceną kulki lodów miesięcznie, można to było uznać za dużą przesadę, lecz rzeczywiste koszty już przekroczyły 220 mld euro, a mogą dojść szacunkowo nawet do 560 mld. Tego się nikt nie spodziewał.”

W naszym artykule z lutego 2017 r. pt.: „Subsydiowanie wiatraków – niekończąca się opowieść” pisaliśmy również o tym, że w większości krajów europejskich zorientowano się już dość dobrze, że OZE nie zapewnią bezpiecznych dostaw energii elektrycznej dla przemysłu i konsumentów. Z uwagi na odmienną sytuację gospodarczą i charakterystykę rynku energii, rządy krajowe mają różne pomysły na radzenie sobie z problemem OZE, ale to tak czy inaczej będzie słono kosztować. [3]

Brudne Niemcy

Jerzy Lipka pisze też problemach Niemiec z wypełnieniem unijnych zobowiązań dotyczących redukcji emisji CO2.

„Jakby tego było mało, całkiem niedawno u naszych zachodnich sąsiadów oficjalnie już ogłoszono, że kraj ten nie wypełni swoich zobowiązań redukcji emisji dwutlenku węgla o 40% do roku 2020, w stosunku do roku bazowego 1990. Tymczasem emisja z sektora elektroenergetycznego wzrosła w tym czasie w Niemczech o 43%. Nic dziwnego biorąc pod uwagę fakt, że wtedy w 1990 roku w RFN działało 17 reaktorów jądrowych które dostarczały krajowi 33% produkowanej energii, gdy dziś zostało ich jeszcze 7, a udział energetyki jądrowej w mixie spadł do 13,7%. Nawiasem mówiąc jest to energia produkowana po najniższych w Niemczech kosztach, a z zysku wypracowywanego przez elektrownie jądrowe dotuje się OZE.

Jeśli eliminuje się ze względów ideologicznych bezemisyjny atom, zastępując go niestabilnymi źródłami OZE, więc w praktyce częściowo przynajmniej jak najbardziej emisyjnymi węglem i gazem, to ilość zanieczyszczeń wzrosnąć musi. Tym bardziej że elektrownie węglowe i gazowe, a także na mazut, emitują więcej będąc zmuszone wymogami systemu do pracy ze zmienną mocą, niż wtedy, gdy pracowałyby z mniej więcej stałą mocą.

To właśnie rosnące wciąż koszty energetycznej transformacji skłaniają władze Niemiec do szukania możliwości przerzucenia choćby części z nich na inne kraje. No i rzecz jasna zapewnienia nowych rynków zbytu dla niemieckiego przemysłu produkującego elementy ogniw fotowoltaicznych i turbiny wiatrowe. (wyróżnienie redakcji) Tym bardziej, że na rynek ten wkracza zdecydowanie chińska konkurencja.”

Energetyczne bagno

Podkreślić trzeba, że bez protekcji unijnych komisarzy narzucenie innym krajom członkowskim swojego modelu energetycznego byłoby bardzo trudne. Dzięki regulacjom zawartym w unijnych rozporządzeniach i dyrektywach Niemcy skutecznie wymuszają korzystne dla ich gospodarki zachowania krajów członkowskich. Jerzy Lipka pisze:

„Aby tak się rzeczywiście stało, potrzebują Niemcy narzucić innym krajom swój model rozwoju sektora elektroenergetycznego. W jaki sposób? Owa deklaracja którą przytoczyłem na początku daje tu jasny obraz. Poprzez odpowiednie i konsekwentne kształtowanie prawa unijnego w sposób możliwie korzystny dla niemieckich interesów. Czyli faktyczne odcięcie źródeł finansowania dla energetyki jądrowej w innych krajach. Z jednoczesnym wymogiem bardzo hojnego wspierania dotacjami energetyki słonecznej i wiatrowej. Jednym słowem jeśli się już weszło w energetyczne bagno i trudno się z niego wydostać, to najlepiej jest do tego bagna wciągnąć i innych a samemu wyjść po ich plecach.” (wyróżnienie redakcji)

O tym, że cała gospodarka Unii Europejskiej jest wciągana w gospodarcze bagno, świadczą dane na temat importu zagranicznych surowców energetycznych. Okazuje się, że z roku na rok kraje Unii coraz bardziej uzależniają się od dostaw zagranicznych surowców energetycznych. Pisaliśmy o tym w artkule pt.: Z roku na rok Unia Europejska coraz bardziej uzależnia się od dostaw zagranicznych surowców energetycznych. Zwracaliśmy wtedy uwagę na zaskakującą zbieżność działań w zakresie polityki energetyczno-klimatycznej w trójkącie: Komisja Europejska – Berlin – Moskwa. Nacisk na gwałtowny rozwój OZE jest ściśle połączony ze wzrostem ilości importowanego gazu ziemnego. Oznacza to, że sprawy te są ze sobą ściśle powiązane, zwłaszcza na szczeblu politycznym. Wbrew szumnie deklarowanej solidarności krajów europejskich, Niemcy jawnie współpracują z Rosją przy budowie Nord Stream 2 i za nic mają zarzuty pozostałych krajów względem tej inwestycji. Nie bez powodu mówi się, że duży może więcej. [4]

logo stop wiatrakom mini[Nasz komentarz] Biorąc to wszystko pod uwagę, nasza dalsza obecność w strukturach Unii Europejskiej stoi pod coraz większym znakiem zapytania. Koszty dostosowywania naszej gospodarki, do kolejnych „genialnych” pomysłów eurobiurokratów i łgarstw niemieckich inżynierów zajmujących się OZE idą w miliardy złotych, czego unijna polityka klimatyczno-energetyczna jest żywym dowodem. Koszty realizacji krajowego celu OZE w związku z wejściem w życie nowego systemu aukcyjnego dla rzekomo tanich i darmowych odnawialnych źródeł energii przewidziane w ustawie nowelizującej OZE mają wynieść maksymalnie 81 201 029 636 zł, z czego kwota pomocy publicznej przyznanej i notyfikowanej przez Komisję Europejską ma wynieść maksymalnie 36 501 812 127 zł. Z tej sumy dla energetyki wiatrowej przewidziana jest pula 15 750 000 000 zł. Skala tych zobowiązań powinna wszystkim uświadomić, że te pieniądze będzie trzeba zabrać konsumentom oraz przedsiębiorcom w postaci wyższych cen za energię. Mrzonki o tanich OZE i darmowym wietrze muszą sporo kosztować. Z drugiej strony wiemy już o co się bije lobby wiatrakowe. Umowy mają być zawierane na 15 lat z gwarancją dochodu ze strony budżetu państwa, więc pokusa jest olbrzymia.

Naszym zdaniem dalsza rozmowa o polityce klimatyczno-energetycznej powinna się zakończyć stanowczym NIE ze strony polskiego rządu. Po co brnąć w taki model biznesowy energetyki, który nigdy się nie będzie Polsce opłacał? Po co wydawać pieniądze polskich podatników na miejsca pracy za granicą, gdyż importując drogie technologie energetyczne, utrzymujemy miejsca pracy w Niemczech, Danii, Francji i wszędzie indziej, a nie w Polsce? Po co realizować ideologiczne mrzonki pseudoekologów, którzy cofnęli by nas do epoki kamienia łupanego, byle tylko człowiek przestał „szkodzić” naturze. Warto pamiętać, że rząd nigdy nie wydaje własnych pieniędzy, tylko zaciąga zobowiązania w imieniu całego społeczeństwa. Niestety OZE to sprytnie zastawiona pułapka, z której po uruchomieniu systemu aukcyjnego już się nie wyplączemy. Inna sprawa, że brniemy tam na życzenie kolejnych rządów.

Sadźmy lasy, rozbierajmy wiatraki, zburzmy Pałac Kultury i Nauki

Redakcja stopwiatrakom.eu

Przypisy:

[1] http://www.cire.pl/item,160352,13,0,0,0,0,0,niemiecki-neokolonializm-energetyczny.html

[2] http://stopwiatrakom.eu/aktualnosci/2442-niemcy-transformacja-energetyczna-to-studnia-bez-dna,-czyli-o-nadmiarze-ambicji-w-stosunku-do-możliwości.html

[3] http://www.stopwiatrakom.eu/w-skrocie/2137-subsydiowanie-wiatrak%C3%B3w-%E2%80%93-nieko%C5%84cz%C4%85ca-si%C4%99-opowie%C5%9B%C4%87.html

[4] http://stopwiatrakom.eu/aktualnosci/2415-z-roku-na-rok-unia-europejska-coraz-bardziej-uzale%C5%BCnia-si%C4%99-od-dostaw-zagranicznych-surowc%C3%B3w-energetycznych.html

stopwiatrakom stopka 1