Wiadomości po angielsku
Nasze obrazy
Badania i dokumenty
W wywiadzie udzielonym dziennikowi „Rzeczpospolita” prezes PSE Eryk Kłossowski zapowiedział, że operator systemu przesyłowe (OSP) niebawem wyjdzie z konkretną propozycją odnośnie świadczenia przez farmy wiatrowe usług regulacyjnych poprzez redukcję mocy na jego żądanie. Mówiąc wprost narodowy operator chce płacić za odłączanie elektrowni wiatrowych od sieci, kiedy ich nadmiarowa produkcja grozi poważnymi zakłóceniami w pracy całej sieci elektroenergetycznej.
Pomysł płacenia „za nic nie robienie” nie jest nowy i z powodzeniem stosuje go np. Wielka Brytania, gdzie duża ilość farm wiatrowych zlokalizowanych w Szkocji nie ma odbiorców na swój towar i narodowy operator, by „nie krzywdzić” właścicieli farm wiatrowych, płaci im za wyprodukowaną, ale nie sprzedaną energię. Pisaliśmy o tym w sierpniu 2017 r. i warto wrócić do tego tekstu, bo podobny przekręt szykuje się w Polsce [1]
rys. Pixabay
W poprzednim artykule pt.: „Elektrownie wiatrowe w systemie elektroenergetycznym, czyli problemów z wiatrakami ciąg dalszy” pisaliśmy, że najważniejszym zadaniem operatora systemu elektroenergetycznego jest ciągłe bilansowanie, tj. utrzymywanie równowagi pomiędzy popytem a podażą. Przyłączanie nowych niesterowalnych mocy wiatrowych utrudnia realizację tego zadania. Problemy ze stabilizacją systemu są przede wszystkim rezultatem stochastycznego charakteru produkcji w elektrowniach wiatrowych, w których w przeciwieństwie do elektrowni konwencjonalnych, wielkość produkcji zależy od zmiennych warunków atmosferycznych. [2]
Okazuje się, że kiedy zapotrzebowanie na energię jest niskie a wieje silny wiatr, to wiatraki produkują za dużo energii elektrycznej, której nie da się zmagazynować. Elektrownie konwencjonalne z trudem dostosowują się do bardzo szybko zmieniających się warunków pracy, co generuje dodatkowe koszty, gdyż niestety, ale to OZE mają pierwszeństwo w sprzedaży swojej produkcji. Niestety zauważyliśmy, że problemy z bilansowaniem systemu elektroenergetycznego spowodowane generacją wiatrową są od pewnego czasu tematem tabu. Być może spowodowane jest to tym, że branża wiatrowa, której notabene nikt nie rozliczył za poprzednie nieprawidłowości przy budowie wiatraków, rozdokazywała się na dobre i wylobbowała sobie w Ministerstwie Energi obietnicę zorganizowania aukcji na min. 1GW mocy w lądowej energetyce wiatrowej. Mamy więc teraz do czynienia z kuriozalną sytuacją, gdzie z jednej strony OSP chce płacić właścicielom farm wiatrowych za to, żeby elektrownie powstrzymały się od produkcji energii i nie zdestabilizowały systemu elektroenergetycznego a z drugiej strony rząd planuje zakontraktować na 15 lat w aukcjach energię elektryczną z nowych elektrowni wiatrowych. To wszystko musi się dziać za zgodą ministra Krzysztofa Tchórzewskiego i pewnie samego premiera. Co oznacza, że „dobra zmiana” się już skończyła.
Kuriozalne pomysły PSEW
Jak pisze cire.pl Janusz Gajowiecki, prezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej powiedział, że do świadczenia usług regulacyjnych polegających na redukcji mocy techniczne przygotowane są elektrownie wiatrowe o mocy 2,5-3 GW. Jednocześnie według niego OSP do bilansowania systemu, przy wysokiej wietrzności i niskim zapotrzebowaniu na energię elektryczną, może potrzebować od 600 do 1000 MW. Za taką usługę farmy wiatrowe oczekują wynagrodzenia na poziomie 130-140 zł/MWh. Prezes PSEW argumentuje, że przy tym wynagrodzeniu wszyscy powinni być usatysfakcjonowani. Farmy wiatrowe, bo przy wysokiej podaży za energię na TGE nie uzyskają więcej niż 70 zł/MWh, a z drugiej strony wyłączenie wiatraków pozwoli kontynuować produkcję przez bloki węglowe, których ponowne uruchamianie generuje wysokie koszty i zwiększa ich awaryjność. [3]
Tymczasem prezes Polskich Sieci Elektroenergetycznych SA Eryk Kłossowski mówił w wywiadzie dla Rzeczpospolitej o planach inwestycyjnych w perspektywie 2027 r. Według wypowiedzi prezesa, OSP chce uzyskać zdolność przyłączenia morskich farm wiatrowych o mocy około 4 GW, ale warunki do przyłączenia dodatkowych 2 GW mocy z Bałtyku, ponad te już wydane dla PGE i Polenergii, zaistnieją dopiero w latach 2026-27. Jednocześnie szef PSE zadeklarował, że możliwe będzie zwiększenie mocy farm wiatrowych na lądzie o około 1 GW, ale będzie to wymagało szerszej rozbudowy infrastruktury przesyłowej niż obecnie planowana. [4] Jednym słowem będziemy rozbudowywać sieć przesyłową, by móc podłączyć nowe farmy wiatrowe na ladzie i morzu.
[Nasz komentarz] Z przytoczonych powyżej wypowiedzi prezesów PSE i PSEW czytamy, że aby możliwa była dalsza budowa wiatraków, to trzeba będzie jeszcze ponieść gigantyczne koszty w modernizację i rozbudowę sieci przesyłowych. Rozwiązanie jednego problemu z wiatrakami generuje kolejny problem i tak bez końca. A nie wspomnieliśmy jeszcze o „ambitnych” planach w magazynowanie energii z wiatraków. Okazuje się, że wiatraki to swoiste perpetuum mobile do wyciągania państwowej kasy (z naszych podatków i rachunków za energię). Widocznie rząd zaczął preferować w zarządzaniu generacją wiatrową tzw. „model szkocki”, o którym wspominaliśmy już wcześniej. Opisany tam „model biznesowy” okazał się być wzorem dla branży wiatrowej.
Poniżej przypominamy bardzo trafną i łatwą do zrozumienia analogię, która może jakoś dotrze do naszych polityków.
„Wyobraźmy sobie wielki zakład wędliniarski - najbardziej dochodowy zakład tego typu na świecie. Maszyny produkują kiełbasy, a ciężarówki zawożą je do supermarketów. Jak na razie, wszystko wygląda normalnie.
Jednak ten szczególny zakład produkuje tyle kiełbasy, ile zażyczy sobie jego kierownictwo i pracownicy. Jeśli któregoś dnia chcą mieć wolne, to ciężarówki stoją puste, a sklepy nie otrzymują żadnych dostaw. Kiedy znowu zechce się firmie poszaleć z produkcją, to kiełbas jest tak dużo, że brakuje transportu do ich przewiezienia. Albo dalej produkują kiełbasy, chociaż na półkach sklepowych nie ma już więcej miejsca.
A teraz coś naprawdę zadziwiającego: nawet jeśli ciężarówki nie dają rady przewieźć produkcji lub kiedy brak jest popytu na kiełbasy, zakład dostanie za nie zapłatę. Faktycznie płacą mu więcej za niewysłanie kiełbas do sklepów, niż kiedy kiełbasy pojawią się w sprzedaży. Jest to tak wspaniały interes, że firma rozbudowuje obecnie zakład, tak aby mogła zagrozić, że wyprodukuje jeszcze więcej kiełbas, których nikt nie chce.
Czy to nie jest szaleństwo? Oczywiście, że tak. Ale tak właśnie sprawy się mają w brytyjskim sektorze elektroenergetycznym - a ci zgarniający pieniądze szantażyści to farmy wiatrowe w Szkocji.”
Tak naprawdę, to po udzielonym wywiadzie, prezes PSE powinien zostać natychmiast odwołany ze swojej funkcji, razem zresztą z ministrem energii, bo to wstyd, żeby popierać tak oczywiste działania na szkodę polskiej energetyki. Jeśli decydenci tego nie widzą, to w najbliższych wyborach przekonają się kto ma rację.
Sadźmy lasy, rozbierajmy wiatraki, zburzmy Pałac Kultury i Nauki
Redakcja stopwiatrakom.eu
Przypisy:
[3] https://www.cire.pl/item,161163,1,0,0,0,0,0,farmy-wiatrowe-moga-pomoc-w-bilansowaniu-systemu.html
[4] Rzeczpospolita z dn. 11.04.2018 r. „Inwestycje wzmacniające sieć”