Wiadomości po angielsku
Nasze obrazy
Badania i dokumenty
Farmy wiatrowe powstają na terenach wiejskich w Niemczech już od ponad 30 lat. W tej chwili liczba elektrowni wiatrowych w tym kraju zbliża się do 30.000. Plany rządu przewidują zwielokrotnienie potencjału energetyki wiatrowej poprzez budowę nowych farm i wymianę starszych wiatraków na znacznie wyższe i potężniejsze. Sąsiedztwo farmy wiatrowej jest więc już codziennym doświadczeniem bardzo wielu ludzi na niemieckiej prowincji, a liczba „sąsiadów wiatraków” może tylko zwielokrotnić się w najbliższych latach.
Określenie „sąsiedzi farm wiatrowych” nie oddaje jednak adekwatnie sytuacji ludzi zamieszkujących obszary całkowicie pokryte gigantycznymi wiatrakami. Na przykład jeden z mieszkańców północno-niemieckiego landu Szlezwik-Holsztyn pisze, że mieszka wraz z żoną w sąsiedztwie elektrowni wiatrowej od 1995 r., a w chwili obecnej wokół domu widzi już 280 wiatraków.
Jednocześnie poziom „akceptacji społecznej” dla sąsiedztwa farm wiatrowych na terenach wiejskich, jeśli nie w reszcie społeczeństwa niemieckiego, spada coraz bardziej. Wyrazem tego jest liczba antywiatrakowych stowarzyszeń lokalnych, które zarejestrowały się na ogólnoniemieckim portalu windwahn.com. Jest ich już tysiąc sto pięć. [1]
Jak pisze www.windwahn.com:
W Niemczech jest 11.054 gmin. Celem jest zarejstrowanie 10 procent gmin na mapie oporu. W tej chwili cel ten zrealizowano w 95%.
źródło: Foto: SoonMedia/Jörg Rehmann via Westfälische Nachrichten
Ekspansja farm wiatrowych opiera się w pierwszym rzędzie na poparciu elektoratu miejskiego, który wierzy w „zieloną energię” i do którego nie docierają lub dla którego nie są zrozumiałe protesty mieszkańców wsi. Istnieje jednak także „drugie dno” niemieckiego „konsensu” wobec energetyki wiatrowej i dotyczy ono różnych form dyskryminacji i przemocy stosowanych wobec nie godzących się na sąsiedztwo elektrowni wiatrowych. Przeciwnicy farm wiatrowych, z których większość to osoby bezpośrednio poszkodowane przez najbliższe sąsiedztwo farm wiatrowych, żyją w otoczeniu instytucji i ideologii, które aktywnie starają się utrudnić lub uniemożliwić im obronę własnych interesów, realizację praw obywatelskich, czy nawet wyrażania niezależnych opinii. Przykładem takich działań jest ostatnia nagonka na pewien reportaż filmowy.
Nagonka na reportaż o zniszczeniu krajobrazu
Znany reportażysta Jörg Rehmann nakręcił dokument pt. „Koniec krajobrazu”. Film, który pokazuje skalę zniszczenia krajobrazów i lasów w związku z budową farm wiatrowych, miał być wyświetlany w kinach. Spotkał się z dużym zainteresowaniem właścicieli sal kinowych — w sumie zainteresowanie pokazem filmy wyraziło 600 kin. Wobec filmu rozpętano jednak prawdziwą nagonkę. Jak pisze gazeta Westfälische Nachrichten [2], lobbyści energetyki wiatrowej oskarżyli dokumentalistę o to, że jest kontrolowany przez Vernunftwende NRW [3], tzn. organizację ochrony środowiska krytyczną wobec Energiewende. Rehmann zdecydowanie zaprzecza temu -- jego film został sfinansowany bez jakiegokolwiek sponsoringu lub finansowania osób trzecich.
Jak relacjonuje dalej gazeta, w czasie pokazów „aktywiści” rozpuszczali smrodliwe zapachy, gdzie indziej ostentacyjnie robili notatki i fotografowali widownię. Na operatorów kin wywierano presję, aby nie wyświetlali reportażu. Przykładowo, w mieście Münster pokaz zaplanowany w lokalnym kinie na 15 stycznia został odwołany przez właścicieli obiektu. W końcu udało się pokazać dokument w sali lokalnego muzeum. Strona internetowa Rehmanna była przedmiotem ataków. Sam Rehman określił te akcje, jako przypominające działania tajnej policji enerdowskiej Stasi.
Według redakcji ogólnoniemieckiego portalu windwahn.com [4], to, co wydarzyło się w związku z publicznymi pokazami dokumentu „Koniec krajobrazu” jest tylko elementem narastającej od 15 lat kampanii skierowanej przeciwko krytykom farm wiatrowych. Celem jej jest przekonanie ludności wiejskiej, że opozycja wobec farm wiatrowych jest po prostu niemożliwa. W komentarzu redakcji czytamy:
Koniec demokracji
Taki mógłby być tytuł kolejnego dokumentu na temat postępowania lobbystów i ideologów wobec dysydentów energetyki wiatrowej. Od co najmniej 15 lat życie pod dyktaturą wiatrakowców w coraz większym stopniu kształtują „eventy jak za Stasi” i ataki eko-faszystów, a także mafijne metody stosowane wobec ludzi i zwierząt.
Jeśli w miastach utrudnia się dostęp do krytycznych informacji, a operatorzy kin są zastraszani i nękani, to działania takie mają dużo poważniejsze skutki na najbardziej poszkodowanych obszarach wiejskich i obejmują zabijanie chronionych gatunków i mafijne ataki na mających inne zdanie obywateli i ich majątek.
Demokratyczne prawa, takiej jak swoboda wypowiedzi, prawo do wyrażenia swojego stanowiska i przejrzystości, a także podstawowe prawa do życia i zdrowia ludzi, zwierząt oraz do własności zostały już dawno temu zawieszone w regionach, o które walczy lub w których dominuje branża wiatrakowa.
Ideolodzy i lobbyści pod ochroną władz
Poczynając od zabijania ptaków, przez niszczenie gniazd i degradację lęgowisk, poniżanie, zastraszanie, groźby i ataki wobec inaczej myślących, zaangażowanych przeciwników energetyki wiatrowej, ich dzieci i ich zwierząt, kradzieże i niszczenie banerów, znaków i plakatów wyrażających sprzeciw wobec energetyki wiatrowej (…), symboliczna przemoc typowa dla mafii (odcięta głowa świni w ogródku, zdechłe gołębie ze związanymi nogami zawieszone na klamce, zdechłe szczury w skrzynce pocztowej, brudne pampersy w torbie, paczki z obrzydliwą i przypominającą kult voodoo zawartością, itd.), aż po mowę nienawiści na Internecie, w mailach, telefoniczne i listowne groźby śmierci — zachłanna branża nie brzydzi się żadnymi środkami, kiedy chodzi o egzekwowanie własnych interesów. Nie cofa się też przed działaniami kryminalnymi.
Ci ludzie, którzy przywykli, jako reprezentanci „dobrej, czystej” energetyki wiatrowej — branży, która jest od dziesięcioleci najbogatsza i najbardziej ukochana — że te zasady i prawa nie stosują się do nich, że żadna samokrytyka, ani nawet przestrzeganie przepisów prawa i zasad demokracji nie jest potrzebne.
Politycy i władze są często skutecznymi obrońcami lobbystów
Praktycznie każdy, kto będąc zwolennikiem wykorzystania energii z wiatru jednocześnie dba o ochronę przyrodę, gatunków naturalnych i człowieka, spotkał się z „dziwnymi” pozwoleniami na budowę wydawanymi w ostatnich dniach roku kalendarzowego, tzw. wyjątkowymi pozwoleniami dla terenów ostoi ptaków, obszarów Natura 2000 czy obszarów ochrony zasobów wodnych, na bagnach i w lasach, których „znaczenie dla ochrony klimatu” nagle przestało być istotne, na tzw. wyjątki dopuszczające zabijanie wartościowych gatunków awifauny (które dotyczą już 95 procent pozwoleń wydanych we Wschodniej Fryzji!!!). Nie wspominając już o zaangażowanych przedstawicielach inicjatyw obywatelskich, stowarzyszeń i zrzeszeń, którzy wyrażają swoje stanowisko jednoznacznie i domagają się skutecznych praw dla człowieka i przyrody, a którzy są zniesławiani, dyskredytowani i pozbawiani swoich praw ze względu na ich postawę. Aby ich uciszyć, odmawia się im uznania ich organizacji za stowarzyszenie ochrony przyrody lub środowiska, prawa do zrzeszania się — pomimo posiadania statutu, który spełnia wszystkie wymagania prawne, albo też uznaje się takie stowarzyszenie dopiero po długiej walce sądowej. Warunki pozwoleń planistycznych, decyzje dotyczące rozbiórki czy pomiary hałasu nie są nigdy przedmiotem kontroli, ani nie są egzekwowane (nawet na żądanie). Pomija się, a także zaprzecza prawnym wymogom ochrony gatunków lub kontroli emisji. Odmawia się udzielenia lub opóźnia udzielenie informacji wymaganych przez odpowiednie przepisy, kiedy zwracają się o nie zainteresowani mieszkańcy lub inne strony. Kiedy zaangażowani obywatele upierają się przy swoich uprawnieniach, każe się im za to płacić.
Branża wiatrowa nie tylko pomaga w redagowaniu obowiązujących przepisów, ale też sprawuję kontrolę na jej użytecznymi pomocnikami wśród polityków i w urzędach publicznych.
Lęk i naiwność decydują o życiu społeczności
Zwłaszcza na obszarach wiejskich, osoby dotknięte aktualnie lub zagrożone sąsiedztwem farm wiatrowych praktycznie nie mają odwagi publicznie wyrazić swojego stanowiska lub rozmawiać o swoich problemach. Słyszy się od wielu ludzi: „Nie mogę przekleić naklejki antywiatrakowej na moim samochodzie”, „Nie mogę postawić plakatu informacyjnego przed domem”, „Nie mogę pokazać się na demonstracji”. Ci ludzie są już w rękach tych perfidnych lobbystów wiatrakowych, wspieranych przez licznych polityków i mających poparcie urzędów. Zastraszeni przez ataki, porzuceni przez władze i ogłupieni przez polityków, wielu naszych współobywateli już poddało się. Czy chcemy pozostać na zawsze krajem poddanych?
Najwyższy czas wyprostować się i zacząć mówić własnym głosem, zanim będzie za późno.
[Nasz komentarz] Dzisiejszy tekst ma nade wszystko uzmysłowić naszym czytelnikom, że nawet w Niemczech, które uchodzą za „zielonego lidera”, istnieje silny opór społeczności wiejskich przed ekspansją farm wiatrowych. Skala i ilość wiatraków zainstalowanych w Niemczech jest tak duża (ok. 30.000 szt.), że jedyne słowo, które jest w stanie opisać ten stan, to: „inwazja”. Metody, przy pomocy których branża wiatrowa osiąga swoje cele, sądząc z relacji osób poszkodowanych, przypomina bardziej wymuszanie posłuszeństwa przez okupanta niż normalny proces inwestycyjny, w którym inwestor chce coś wybudować negocjując z sąsiadami rodzaj i kształt swojej inwestycji.
Niestety, w Polsce sytuacja była i jest bardzo podobna do tej w Niemczech. Arsenał środków też jest podobny. Sami byliśmy wielokrotnie obiektem szykan, szyderstw, pomawiania, donosów, ataków słownych i czegoś, co się dzisiaj nazywa „hejtem”. Zarówno na poziomie lokalnym, jak i krajowym istnieje silne porozumienie władzy samorządowej, rządowej i sądowniczej, które używają wszelkich metod i środków do zwalczania lokalnych stowarzyszeń i aktywistów, którzy chcą by proces inwestycyjny przebiegał zgodnie z prawem i badał rzeczywisty wpływ energetyki wiatrowej na zdrowie ludzi i środowisko. Dla branży deweloperskiej prawda o wiatrakach kole w oczy i jej głoszenie jest powodem do zwalczania swoich przeciwników. Stąd w prawie wszystkich mediach sączy się permanentna zielona propaganda, która wtłacza ludziom do mózgów, że „zielone jest dobre, a czarne jest złe”, bo … globalne ocieplenie postępuje i ludzkości grozi wyginięcie. Tylko dlaczego w imię „ratowania klimatu” narusza się czyjąś własność, prawo do zachowania zdrowia, wymusza się znoszenie gigantycznych obiektów budowlanych w chronionym podobno krajobrazie czy toleruje się urządzenia masowo zabijające ptaki oraz nietoperze i jeszcze na dodatek każe sobie za to płacić?
Odpowiedź na to pytanie jest bardzo prosta i niezwykle trafnie sformułował ją znany filmowy bohater Gordon Gekko, mówiąc: „Chciwość jest dobra”.
https://www.youtube.com/watch?v=VVxYOQS6ggk
Tłumaczenie i opracowanie
Redakcja stopwiatrakom.eu
Przypisy:
[1] https://www.windwahn.com/karte-der-buergerinitiativen/ (12.02.2019)
[2] Westfälische Nachrichten, „Im Schatten der Windräder.Kritische Doku „End of Landschaft“ am Samstag im Mühlenhofmuseum”, 06.02.2019 -- https://www.wn.de/Muenster/3646174-Im-Schatten-der-Windraeder-Kritische-Doku-End-of-Landschaft-am-Samstag-im-Muehlenhofmuseum?fbclid=IwAR3BJ6lN9o74tjWe_TM5KK4I0eTZJGzAOwpt9fF9OfIuGXKBJun1Z6FMTOI
[3] Pełna nazwa: Bündnis NRW für eine EnergieWende mit Vernunft, czyli Sojusz Północnej Nadrenii-Westfalii na rzecz Transformacji Energetycznej z Przyszłością - zob. http://www.vernunftwende.de. Zasadniczo Vernuftwende domaga się racjonalności w polityce energetycznej oraz ochrony przyrody, środowiska i jakości życia.
[4] Komentarz windwahn.com z 9.02.2019 -- https://www.windwahn.com/2019/02/09/end-of-demokratie/