Wiadomości po angielsku
Nasze obrazy
Badania i dokumenty
W Niemczech trwa w najlepsze kampania przed wrześniowymi wyborami do Bundestagu i kandydaci do kanclerskiego fotela szukają poparcia, gdzie tylko się da. Pomysłem SPD na dobry wynik ma być nowa odsłona polityki klimatyczno-energetycznej tym razem adresowana do niemieckiego przemysłu motoryzacyjnego, który po aferze z fałszowaniem pomiarów emisji z silników diesla zmaga się z nadwyrężonym wizerunkiem.
Samochód elektryczny, jako narzędzie walki ze zmianami klimatu
Pisaliśmy niedawno o aferze „Dieselgate” i jej konsekwencjach dla niemieckiego przemysłu motoryzacyjnego. [1] Teraz warto przyjrzeć się pomysłom na wyjście z tego impasu wśród politycznych liderów w Niemczech. Martin Schulz, kandydat SPD do urzędu kanclerza, zaproponował niedawno ustanowienie obowiązkowych kontyngentów na samochody elektryczne w Europie, co ma doprowadzić do znacznego wzrostu udziału samochodów elektrycznych w nowych rejestracjach aut. [2] Pomysł ten spodobał się niemieckim ministrom środowiska (Barbara Hendricks), jak i gospodarki (Brigitte Zypries), gdyż może on pomóc w przełamaniu wizerunkowej wpadki związanej z fałszowaniem wyników pomiarów emisji spalin przez niemieckie koncerny samochodowe. Celem samym w sobie jest też utrzymanie przez niemieckie koncerny pozycji światowego lidera w sprzedaży samochodów.
Fot. Pixabay/ CC0 Domena publiczna
Niestety, to nie koniec „dobrych wiadomości”. Z jednej strony Schulz proponuje się przymusowy kontyngent dla elektrycznych aut, a z drugiej strony bada się nastroje społeczne związane z ewentualnym wprowadzeniem zakazu rejestracji samochodów „emisyjnych”. Taki zakaz dla samochodów z silnikami benzynowymi i diesla zapowiedziały już Wielka Brytania i Francja na rok 2040. W Niemczech Partia Zielonych żąda, by zakaz ten obowiązywał już w 2030 r. Szczególnie niepokoić powinny postulaty Zielonych. Ich pomysły są bowiem dość sprawnie realizowane.
[Nasz komentarz] „E-auta” czy „elektromobilność”, to kolejne magiczne słowa, które mają nakłonić konsumentów do kupowania drogich zabawek. Możemy obserwować, jak w laboratorium, narodziny nowego rodzaju mody, tym razem w zakresie aut elektrycznych i robienia wokół nich otoczki medialnej (dużego zamieszania) w celu zwiększenia sprzedaży. Wszyscy się na ten temat muszą wypowiedzieć i konieczne poprzeć ten trend rozwoju motoryzacji. Biorąc pod uwagę dotychczasową praktykę, to niedługo Komisja Europejska ogłosi plan przymusowej elektryfikacji transportu prywatnego w Europie, by wesprzeć wspólne działania w celu zapobieżenia gwałtownym zmianom klimatu. W końcu nie ma ważniejszej sprawy dla Komisji niż ratowanie niemieckiego przemysłu, nawet jeśli chwilowo nazywa się to „ratowaniem klimatu”.
Niestety, w Polsce także nie uciekniemy od debaty na ten temat, gdyż Ministerstwo Energii przygotowało już projekt ustawy o elektromobilności i paliwach alternatywnych a wicepremier Mateusz Morawiecki zaplanował uruchomienie produkcji takich e-samochodów w Polsce. Plany na najbliższe 10 lat obejmują rejestrację też 1 miliona pojazdów elektrycznych, więc jest się o co bić. Tym niemniej przykład z Norwegii pokazuje, że dopiero solidne ulgi podatkowe napędziły sprzedaż takich samochodów. Gorzej będzie z infrastrukturą do ładowania takich pojazdów, gdyż trzeba ją będzie wybudować praktycznie od zera przy wszystkich drogach i budynkach. Ciekawi jesteśmy, kto za to wszystko zapłaci?
Sadźmy lasy, rozbierajmy wiatraki
Redakcja stopwiatrakom.eu
Źródło:
[2] http://www.dw.com/en/e-car-quota-debate-gathers-momentum/a-40057786